„Podczas gdy ja czekałam na oświadczyny, on prowadził podwójne życie z żoną i dzieckiem. Okazało się, że byłam tą drugą”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, nicoletaionescu
„Nogi ugięły się pode mną. Usiadłam na schodach. Przesiedziałam tam dobre pół godziny, zanim dotarło do mnie, co właściwie się stało. Czuję się jak strzęp człowieka. Żona i dziecko w jednym mieście, młoda kochanka w drugim. Mądrze to rozegrał”.
/ 11.03.2022 07:43
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, nicoletaionescu

Nigdy nie pisałam do żadnej gazety, ale teraz po prostu muszę komuś się zwierzyć. Mam prawie 25 lat, czyli całe życie przede mną. Teoretycznie przynajmniej. Bo, niestety, srodze się zawiodłam na mężczyznach. Kompletnie straciłam zaufanie do płci przeciwnej i nie wiem, czy kiedykolwiek je odzyskam.

Okazało się, że facet, z którym byłam przez prawie rok, haniebnie mnie oszukał. Prawda wyszła na jaw przez przypadek. Nie wiem, jak długo trwałby ten nasz nieszczęsny związek, gdyby nie wizyta jego kolegi.

Siedzieliśmy jak zwykle u Marka  (firma wynajmowała dla niego mieszkanie), gdy ktoś zapukał do drzwi. Marek otworzył, wpuścił do środka jakiegoś gostka w swoim wieku. Nawet mi go nie przedstawił; facet powiedział tylko „Dzień dobry”. Marek wyraźnie się zmieszał i szybko zabrał gościa do drugiego pokoju. Drzwi zostawił uchylone, więc słyszałam, że dyskutują na tematy zawodowe. Zrobiłam im kawy i poszłam poczytać.

Czekałam, kiedy mi się oświadczy. Nie naciskałam

Nazajutrz ów facet znowu się zjawił. Tym razem ja otworzyłam drzwi, a on mnie powitał i powiedział, że nazywa się Maks. Zdziwiłam się: nikt nas tak często nie odwiedzał.

Ja spotykałam się z koleżankami na mieście albo u rodziców, gdzie wciąż mieszkałam, a Marek jako przyjezdny nie miał wielu znajomych. On też się zdziwił na widok Maksa. Ja akurat miałam wyjść.

– Nie zrobi nam pani kawy? – zapytał Maks z dziwnym uśmiechem.

Nie chciałam być niegrzeczna, więc zaniosłam im tę kawę i poszłam sobie. Po kilku dniach Maks pojawił się kolejny raz. I znowu miałam nieprzyjemne wrażenie, że lustruje mnie wzrokiem. Czułam się przy nim nieswojo. Zanim Maks się pożegnał, dotarło do mnie, jak powiedział do Marka po cichu:

– Jakby co, to nic Marcie nie powiem. Będę milczał jak grób. Możesz na mnie liczyć – i poklepał go po ramieniu.

Dalszej wymiany zdań już nie słyszałam, bo zagłuszyły ją skrzypiące drzwi. Chwilę potem zaczęłam wypytywać Marka, kim jest wspomniana Marta.

– Moja poprzednia dziewczyna – wyjaśnił spokojnie. – Dawno nieaktualne. Maks nie nadąża za rozwojem wydarzeń.

Więcej do tego nie wracaliśmy. Nie widziałam powodu do śledztwa. Nigdy nie miałam żadnych podejrzeń wobec Marka. Dogadywaliśmy się na każdy temat, w łóżku też było nieźle. Widywaliśmy się co dzień. O ślubie nie mówiliśmy, ale uznałam, że mamy czas. Marek był co prawda ode mnie trochę starszy, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Zresztą wolałam takich mężczyzn, wydawali mi się bardziej odpowiedzialni.

Nie dziwiły mnie jego weekendowe wyjazdy. Powiedział, że mieszka z rodzicami, musi się nimi opiekować. Obiecał mnie kiedyś do nich zabrać. Po kilku dniach znów usłyszałam dzwonek do drzwi. Najpierw nie chciałam otwierać, bo byłam w domu sama.

Marek akurat pojechał na weekend do rodziców i zostawił mi klucze, żebym sobie pomieszkała. A ja doszłam do wniosku, że trzeba porządnie posprzątać. Dzwonek uparcie dzwonił, więc pomyślałam, że może to listonosz. Otworzyłam. W drzwiach stał Maks.

– Marka nie ma – powiedziałam od razu.

– Przyjedzie w niedzielę wieczorem.

– Ja nie do Marka – odparł. – Mogę wejść?

Trochę się zdziwiłam, ale wpuściłam go do środka. Wskazałam fotel, nawet zaproponowałam kawę. W końcu przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi, prawda?

– Nie zapytasz, co mnie sprowadza? – spytał Maks po chwili.

– Czekam, aż sam mi powiesz – odparłam.

– Sprawa jest nietypowa. Powiedziałbym, bardzo trudna. I nie wiem, jak zacząć.

– Najlepiej od początku – zażartowałam.

Liczyłam na to, że zaraz sobie pójdzie, bo generalne porządki zajmują dużo czasu. Maks patrzył na mnie tym swoim dziwnym wzrokiem.

– Właściwie to nie powinienem się wtrącać – powiedział z namysłem. – I na początku nie chciałem. W końcu, myślę sobie, to nie moja sprawa. Z drugiej strony, niby nie moja, ale doszedłem do wniosku, że Marek to podły egoista. Krzywdzi dwie osoby, żeby jemu żyło się wygodnie.

Tu urwał i dla odmiany zaczął wpatrywać się w widok za oknem – akurat zaczął padać śnieg. Milczeliśmy przez chwilę. Oczywiście niczego nie rozumiałam. On pewnie się spodziewał, że zacznę wypytywać, o co chodzi, ale ja nie miałam takiego zamiaru. Chce mówić? Niech mówi. Ja mu niczego ułatwiać nie będę.

– Czy wiesz, kim jest Marta? – zapytał w końcu, oderwawszy wzrok od okna.

Zdenerwowałam się:

– Wiesz co? Ja też myślę, że to nie twoja sprawa. I że jednak nie powinieneś się wtrącać w nasze życie.

– Naprawdę tak myślisz? Marta jest żoną Marka i z tego co wiem, wciąż aktualną. Odwiedzą ją, kiedy nie jest z tobą, Urządził się genialnie, nie uważasz?

On po prostu zazdrości nam szczęścia

Zabrakło mi powietrza, zobaczyłam mroczki przed oczami. Pewnie zbladłam jak płótno, bo Maks z niepokojem zapytał, czy się dobrze czuję.

– Nie wierzę! – krzyknęłam. – Jakim prawem mnie nachodzisz i burzysz mój świat?! Widzę, jak mi się przyglądasz. Czego ode mnie chcesz?! Dlaczego niby miałabym wierzyć tobie, a nie Markowi?

– Jesteś pewna, że warto mu ufać? – zapytał.

Ziarno niepewności zostało zasiane. Chciałam mieć pewność, a jednocześnie – żeby wszystko zostało po staremu.

– Przecież sama możesz sprawdzić. Albo zapytaj Marka. Ma żonę i syna. Czułbym się nie w porządku, gdybym ci tego nie powiedział – stwierdził Maks, wstając. – Nie gniewaj się, ale zostawię cię z tym samą. Musisz przemyśleć sprawę.

I wcisnął mi w dłoń swoją wizytówkę:

– To na wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy. Niekoniecznie pierwszej, chociaż mam uprawnienia ratownika medycznego. Ale gdybyś na przykład się czuła samotna…

Myślałam, że zwymiotuję. Nie dość, że wywrócił mi świat do góry nogami, to jeszcze ośmielił się złożyć niedwuznaczną propozycję!

– Jesteś piękną dziewczyną. Szkoda cię dla takiego…

– Wyjdź! – krzyknęłam przez łzy, a gdy w końcu się zmył, z rozmachem zatrzasnęłam za nim drzwi.

Płakałam całą noc. W ogóle nie zmrużyłam oka. W sobotę rano wsiadłam w pociąg i pojechałam do Marka. Nie tyle go sprawdzić, co zapytać, dlaczego Maks opowiada o nim takie rzeczy.

Szybko odnalazłam ślad. Kiedyś wspominał, że rodzice mieszkają na największym osiedlu w mieście, w bloku pomalowanym na zielono. Miałam szczęście, ponieważ już druga napotkana kobieta zapytana o Martę wskazała mi właściwy budynek. Na domofonie widniał tylko inicjał „M”. Serce waliło mi w piersiach. Czułam się jak złodziej, ale nie mogłam się już wycofać. Chciałam mieć pewność.

Wślizgnęłam się do bloku, gdy wbiegały do niego jakieś dzieci. Dłuższą chwilę stałam na dole przy skrzynkach pocztowych, zastanawiając się, co dalej. Po namyśle weszłam piętro wyżej. Stamtąd miałam dobry widok na drzwi mieszkania Marka – albo Marka i Marty. Wciąż łudziłam się, że Maks kłamał.

Znowu los mi sprzyjał. Po kwadransie te drzwi otworzyły się i z mieszkania wyszli po kolei: mały chłopczyk, jakaś kobieta i mój chłopak. Uśmiechnięty malec trzymał Marka za rękę, podczas gdy ona zamykała drzwi.

– Tak się za tobą stęskniłem tatusiu… – powiedział chłopczyk, przytulając się do nóg Marka.

– Ja też – Marek pochylił się i pocałował synka, a po chwili tę kobietę.

Natychmiast podjęłam niezbędne decyzje

Nogi ugięły się pode mną. Usiadłam na schodach. Przesiedziałam tam dobre pół godziny. Na szczęście nikt nimi nie szedł, więc i nie musiałam się tłumaczyć, co ja właściwie robię na tych schodach.

Ledwie dowlokłam się na dworzec kolejowy. Miałam ochotę „wsiąść do pociągu byle jakiego” i pojechać dokądkolwiek, jak najdalej od Marka i bagna, w którym mnie unurzał. A najchętniej na koniec świata. Bo ten mój właśnie runął.

Wróciłam jednak do „naszego” mieszkania, bo nie chciałam w takim stanie pokazywać się rodzicom. Potem napisałam list do Marka, włożyłam do koperty klucz i wrzuciłam do skrzynki pocztowej.

Marek nie zadzwonił, nie napisał. Nie wiem, co będzie, jak spotkamy się przypadkowo. Za to odezwał się Maks, ale nie odebrałam. Co on sobie wyobraża, że można zerwać z jednym facetem i od razu rzucić się na drugiego? Może jeszcze na pierwszej randce wskoczyć mu do łóżka?

Czuję się jak strzęp człowieka. Chodzę do pracy i tylko to jakoś mnie trzyma. Pluję sobie w brodę, że byłam tak okropnie naiwna. Już tego błędu nie popełnię.

Czytaj także:
„Pamiętaj, że on zawsze znajdzie lepszą. Jeśli nie akceptuje twoich niedoskonałości, nie myśl, że nagle mu się odmieni”
„Nienawidziłem kobiet. Ciągłe plotki i gderanie przyprawiało mnie o mdłości. Życie w babińcu namieszało mi w głowie”
„Mój brat był oczkiem w głowie mamy. Przelała na niego całą miłość. Efekt? Wychowała go na obiboka i nieudacznika”

Redakcja poleca

REKLAMA