„Nienawidziłem kobiet. Ciągłe plotki i gderanie przyprawiało mnie o mdłości. Życie w babińcu namieszało mi w głowie”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Nasz dom pozostał taki okaleczony, smutny, ale też na swój sposób rozedrgany i czasem, przyznam, również wesoły. Choć mnie tam wesoło nie było. Nie pojawiał się w nim nigdy mężczyzna, dopóki sam się nim nie stałem. Żeby chociaż jakiś wujek, ale nie! Sam babiniec”.
/ 09.03.2022 10:23
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Od dzieciństwa tylko one – mama, babcia i siostra, przyjaciółki mamy, babci i siostry, Ciotki, sąsiadki…
I jeszcze jedna, która się na nas uwzięła – depresja. Ojciec zostawił nas, gdy miałem sześć lat, a moja siostra osiem.

Mama odleciała w cierpienie. Ciągle brała jakieś leki i chyba też coś popijała, bo jak tylko wracała z pracy, to albo płakała, albo spała. Zachowywała się bardzo dziwnie, zupełnie jak nie nasza mama – przestała się nami interesować, tylko od czasu do czasu przytulała nas mocno i szlochała.

Denerwowało mnie to, bo jej łzy moczyły mi ubranie. Ale tak poza tym, wszystko mi pasowało. Brak taty wtedy jeszcze wcale nie doskwierał. Mogłem bezkarnie, jak długo chciałem, włóczyć się z chłopakami po okolicznych podwórkach. Niby siostra miała się mną opiekować, ale też znikała bez śladu, miała własne życie. Dopiero gdy o mało nie przejechał mnie samochód, zjawiła się babcia, żeby się nami zająć.

Ojciec zabierał nas tylko na wakacje

– Dosyć tego, Januszku. Będziesz teraz grzecznym chłopcem. Kto to widział, tak martwić mamusię!

I wszystko się zmieniło. Miała spędzić z nami kilka miesięcy, została na dobre. W naszym starym kolejarskim domku  zrobiło się bardzo ciasno. Babcia nie mogła przeżyć dnia, by nie zaprosić kogoś na kawę. Nawykła do życia w stolicy, nudziła się w małym miasteczku, gdzie jedyną rozrywkę stanowiły spacery obskurnymi uliczkami, względnie po wale nad Wisłą.

Brakowało jej kawiarni, starych przyjaciółek, brydża. Więc zaprzyjaźniała się, z kim popadnie. W dodatku dorabiała sobie do emerytury szyciem, więc różne jędze przychodziły do przymiarki. Że mama nie zwariowała do reszty albo wręcz nie skończyła samobójem, to doprawdy cud, ja sam miałem ochotę się powiesić, gdy mi tak gdakano bez przerwy nad uchem.

Ale dla niej był to rodzaj terapii – te wszystkie babskie opowieści skupione na romansach i zdradach, małżeńskich kłótniach i pozamałżeńskich dzieciach. Pewnie pozwoliły jej w końcu złapać dystans, zrozumieć, że nie jest pierwsza i nie będzie ostatnia. Babcia pilnowała jej bardziej niż nas, skończyły się proszki i alkohol, więc powoli dochodziła do siebie. Ale miewała wciąż swoje odloty.

Nasz dom nigdy się już nie zmienił. Pozostał taki okaleczony, smutny, ale też na swój sposób rozedrgany i czasem, przyznam, również wesoły. Choć mnie tam wesoło nie było. Nie pojawiał się w nim nigdy mężczyzna, dopóki sam się nim nie stałem. Żeby chociaż jakiś wujek, ale nie!

Piekły się ciasta, szyły sukienki, puchły plotki

Ojciec zabierał nas tylko na wakacje, mnie i Kikę, i czekałem na to przez cały rok. Chyba nie wiodło mu się w życiu najlepiej, bo nigdy nie zaprosił nas do swojego mieszkania w odległym o kilkaset kilometrów mieście. Jako nastolatek marzyłem o tym, by się do niego przeprowadzić.

Bardzo mi go brakowało na co dzień. Zazdrościłem chłopakom, którzy chodzili z ojcami na ryby albo grali w piłkę czy dłubali razem w samochodzie. Co ja bym dał, by pojechać z tatą do sklepu i kupować różne narzędzia. Na przykład wiertarkę – potem wiercić razem dziury w ścianie i zawieszać półki.

W moim domu nikt nie umiał tego zrobić. Jak zepsuła się lampa, to tak już wisiała, nie świecąc. Mijały lata bez żadnego remontu, nawet zwykłego malowania. Kto miał to zrobić? Na profesjonalną ekipę brakowało pieniędzy.

Często rozmawialiśmy z tatą przez telefon, ale to naprawdę przypominało jedzenie cukierka przez nawet nie jeden, ale cały stosik papierków. Rzeczywistość była, jaka była. Uciekłem z tego babińca, gdy się tylko dało. Na studia do Warszawy.

Mieszkałem w akademiku i hołubiłem chłopackość. Od dziewczyn trzymałem się z daleka, bo za bardzo przypominały mi koleżanki siostry, rozchichotane, strzelające oczami, paplające bez sensu. Godziny poświęcone piłowaniu paznokci aż do uzyskania idealnego kształtu. Buty, ach te buty! Mini czy maxi? Na blond czy na rudo?

Dopiero teraz, w jednym pokoju z trzema facetami, rzuciłem się w prawdziwie męski, jak sądziłem, świat. Ciągnęło mnie do „twardzieli”, ale nie chodziło przecież o fascynację siłą. Pociągał mnie biegun przeciwny do wymuskania i gładkości. Umiałem wypatrzeć największych zakapiorów na roku i razem włóczyliśmy się po plugawych knajpach, piliśmy najtańsze piwo, wszczynaliśmy awantury.

Studia szły jak po grudzie, bo mało się nimi przejmowałem. Ale jakoś szły. Inżynieria lądowa – zawód też postanowiłem mieć prawdziwie męski. Gdy się wreszcie zakochałem, to w koleżance z roku. Przyznaję, trochę chłopo-babie. Absolutnie mi to nie przeszkadzało. Wzięliśmy z Gośką ślub i razem pracowaliśmy na budowie.

Przez te wszystkie lata utrzymywałem z ojcem kontakt o wiele bliższy niż z matką, babcią i siostrą. Bardzo go kochałem i choć czułem żal, nigdy tego po sobie nie pokazywałem. Odwiedzałem go regularnie, gadaliśmy o życiu. Zawsze miałem wrażenie, że jest za mną bardzo szczery. Za to, że wszystkich nas zostawił, brał winę na siebie. Miał świadomość, że nas skrzywdził i nie uciekał przed odpowiedzialnością. 

– Byłem gówniarz – powtarzał często – rwało mnie do innego życia. Wydawało mi się, że małżeństwo i rodzina to pułapka. Nie wiedziałem, że pułapki czyhają wszędzie. Nie da się przed nimi uchronić.

O tym, jak bardzo był samotny, przekonałem się, gdy zachorował. Bezlitosna diagnoza – rak żołądka. Poszło szybko.

– Tato, zawsze możesz na mnie liczyć, dzwoń, kiedy tylko będziesz potrzebował.

Kika była już wtedy mężatką i spodziewała się drugiego dziecka, ale tak naprawdę jej relacja z ojcem nigdy nie stała się tak bliska, jak moja. Trzymała sztamę z mamą, która co prawda chorobą byłego męża się przejęła, ale bez przesady.

To była najskuteczniej strzeżona rodzinna tajemnica

Tylko ja byłem z ojcem do końca. Umarł na moich rękach, dosłownie. Taki był wychudzony, jak dziecko. Zająłem się ceremonią i formalnościami. Kika właśnie urodziła, wszystko spadło na moją głowę. Na pogrzebie tłumów nie było, może kilkanaście osób. Nagle usłyszałem coś w rodzaju szmeru, który przeszedł po zgromadzonych. Miałem ich z tyłu, więc trudno mi się było zorientować, o co chodzi.

– Pojawił się jednak, ho, ho, ho. Kto by pomyślał. Ciekawe, co teraz?

Mój wzrok zderzył się z jego ciemnym wejrzeniem, gdy już było po wszystkim. Gdy staliśmy nad świeżo uklepanym i pokrytym kwiatami grobem, a co poniektórzy czuli się w obowiązku złożyć mi kondolencje. Patrzył na mnie uważnie, po czym podszedł i podał mi rękę. Młody facet, kilka lat młodszy ode mnie. Nic w rysach jego twarzy mnie nie uderzyło. Wtedy usłyszałem:

– Konrad P.

Co? To moje nazwisko. I mojego ojca. Ale przecież to bardzo częste nazwisko. Wciąż jeszcze nie rozumiałem.

– Jestem twoim bratem. W związku z tym chyba mogę ci mówić na ty?

– Moim bratem?

Odjęło mi mowę. Ile bym kiedyś dał, by go mieć przy sobie. Przez te lata. Wszyscy wiedzieli, poza Kiką i mną. Najskuteczniej strzeżona rodzinna tajemnica. Konrad był synem kochanki mojego ojca. To do nich odszedł od rodziny, tyle że ta nowa też nie wypaliła. Tak jak na nas, łożył również na jego utrzymanie.

Tak jak nas, jego również zabierał na wakacje. Ale nigdy razem, tak bardzo pilnował, by nasze drogi się nie skrzyżowały. Dlaczego? Jakie były jego motywy? Już nigdy się nie dowiem. Tajemnica pozostała w drewnianej skrzynce pod kwiatami.

Niewiele miałem pożytku z nowego członka rodziny. Zniknął z pola widzenia, gdy tylko zainkasował „zachowek”. Widać nie było mi pisane mieć brata. Gośka urodziła dwie córki. Zupełnie tak, jak Kika.

Czytaj także:
„Moja 20-letnia córka zakochała się w 47-letnim mężczyźnie i chce wziąć z nim ślub. Po moim trupie, to stary dziad”
„Wysoko postawione osoby myślą, że wszystko im wolno. Zapomnieli, że na naszym osiedlu rządzą zwykli ludzie”
„Kobieta, u której pracowałam, traktowała mnie jak śmiecia. Specjalnie brudziła, żeby patrzeć jak na okrągło sprzątam”

Redakcja poleca

REKLAMA