„Po szybkim numerku w hotelu, kochanka zostawiła pamiątkę. Listem wysłała mi pikantny filmik ze mną w roli głównej”

przestraszony mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„W kopercie był pendrive i krótki liścik. >>Ta noc będzie kosztowała cię dwadzieścia tysięcy w bitcoinie. Masz dwa tygodnie, inaczej twoja żona dostanie identyczną przesyłkę<< – brzmiała treść wiadomości. Pod spodem zapisany był adres portfela kryptowalut”.
/ 22.03.2024 21:15
przestraszony mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Naiwność jest kosztowną słabością. Gdy poznałem Natalię, wydawało mi się, że mam niebywałego farta, prawie jakbym trafił szóstkę w totka. Niestety, ta rudowłosa piękność okazała się podstępną żmiją, która żyje z takich łatwowiernych gamoni, jak ja. Dałem się ponieść chwili, a teraz słono za to zapłacę. Albo pieniędzmi, albo małżeństwem.

Mocno nadrabiam gadką

Nie jestem typem podrywacza. Mając jakieś 170 centymetrów wzrostu, wydatny brzuszek i zakola tak duże, że w słoneczny dzień mogę nimi oślepiać pilotów w ich samolotach, nie przyciągam uwagi kobiet. Jestem jednym z tych anonimowych typów, których mija się na ulicy i o których zapomina się sekundę później.

Daleko mi jednak do zakompleksionego gościa, który całymi dniami użala się nad sobą. Bo choć nie jestem przystojny jak hollywoodzki aktor, to i tak udało mi się zdobyć najcudowniejszą kobietę pod słońcem, która od dziesięciu lat jest moją żoną, a od pięciu – także matką naszej córeczki.

Monikę poznałem na przyjęciu urodzinowym mojego przyjaciela. Pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj. Weszła na salę ubrana w idealnie dopasowaną niebieską sukienkę, eksponującą wszystkie walory jej urody. Faceci nagle zamilkli i zastygli, jakby raził ich piorun.

Przez cały wieczór próbowali zebrać się na odwagę, by do niej podejść. Kilku spróbowało i wszyscy zostali odprawieni z kwitkiem. Wszyscy poza mną. Bo choć na tamtej imprezie prawie każdy gość był ode mnie o niebo przystojniejszy, to wyróżniałem się jedną cechą, której im zabrakło. Tym czymś była dobra gadka.

Pragnąłem jakiejś przygody

Muszę to przyznać, jestem gawędziarzem. Lubię rozmawiać i mam w sobie wrodzoną śmiałość do ludzi. Właśnie tak zdobyłem Monikę i tak też zdobyłem pracę. Facet, któremu usta się nie zamykają, może być albo radiowcem, albo przedstawicielem handlowym.

Nie mam hipnotyzującego głosu, więc kariery w rozgłośni nie zrobiłem. Ale jako handlowiec sprawdzam się wyśmienicie. Podróżuję po całym kraju, poznaję masę ludzi i nieskromnie przyznam, że jestem świetny w tym, co robię. W dodatku lubię to zajęcie. Bo choć zdarza się, że w domu jestem gościem, to życie w drodze ma w sobie coś romantycznego.

Lubię pędzić autostradą i leniwie toczyć się wiejskimi drogami. Lubię stołować się w przydrożnych barach i spać w motelach, gdy wybieram się w trasę na drugi koniec Polski. Dla mnie to taka namiastka przygody. Przygody, której taki przeciętniak, jak ja, nigdy nie zaznał.

Jako młody chłopak wiodłem zupełnie normalne życie. Nie podróżowałem po świecie i nie umawiałem się z najpiękniejszymi dziewczynami. Do diaska, nigdy nawet nie uczestniczyłem w bójce. Każdy facet podświadomie pragnie przygodowego życia, nawet jeżeli temu zaprzecza. Chyba właśnie to pragnienie popchnęło mnie do czynu, którego miałem gorzko pożałować.

Dałem się ponieść chwili

To wydarzyło się kilka tygodni temu. Byłem w trakcie objazdu dużej trasy, jak nazywam trzydniowy kurs między punktami sprzedaży zlokalizowanymi w dziewięciu województwach. Gdy dzień zbliżał się ku końcowi, dotarłem gdzieś w okolice Wielunia w województwie łódzkim.

Zarezerwowałem sobie pokój w hotelu przy krajowej ósemce, w którym zawsze zatrzymuję się, gdy jestem w tych stronach. W okolicy jest wiele tańszych i schludniejszych miejsc, ale w żadnym nie serwują tak dobrej golonki w kapuście. A po całym dniu w drodze, konałem z głodu. Usiadłem przy barze i złożyłem zamówienie. Chwilę później obok mnie usiadła młoda rudowłosa dziewczyna, na której twarzy malowała się osobliwa mieszanka smutku i złości.

– Ciężki dzień? – zagaiłem rozmowę.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo. Dziś miałam już cieszyć się urlopem. Tylko ja i beskidzkie szlaki. Tymczasem mój samochód postanowił odmówić posłuszeństwa, a ja utknęłam na tym pustkowiu.

– Mogę zaholować cię do mechanika. Znam dobry i niedrogi warsztat w okolicy – zaproponowałem.

– To bardzo miłe, ale ubezpieczyciel przysłał lawetę. Auto trafiło już na warsztat.

– I jak brzmi diagnoza?

– Pęknięte łączenie na wale napędowym, cokolwiek to oznacza – powiedziała, teatralnie przewracając oczyma i kierując oba kciuki w dół, jakby w ten sposób chciała wyrazić beznadzieję swojego położenia. – Naprawa zajmie przynajmniej trzy dni, bo część trzeba ściągnąć z centralnego magazynu. Wygląda więc na to, że utknęłam w tym hotelu.

– Zostaję tu do jutra, więc jeżeli nie masz nic ciekawszego w planach, może zjemy razem późną obiadokolację?

– Niech pomyślę, nudzę się jak mops, a poza tobą są tu tylko kierowcy ciężarówek. Tak, chyba skorzystam z twojej propozycji – powiedziała i zaniosła się ujmującym śmiechem.

– Miło mi cię poznać, jestem David.

– Natalia – przedstawiła się, uścisnęła mi dłoń i energicznie nią potrząsnęła.

Tak po prostu się stało

Rozmawialiśmy cały wieczór i muszę przyznać, że świetnie się bawiłem. Natalia okazała się taką samą gadułą, jak ja, więc rozmowa szła nam jak po maśle. W końcu dobrnęliśmy do tematu jakości zakwaterowania w hotelu, w którym oboje nocowaliśmy.

– Naprawdę? – zapytała z niedowierzaniem, gdy pożaliłem się, że moje łóżko to w istocie madejowe łoże. – Moje jest w porządku. Ma wygodny materac piankowy i czuję, że będę spała, jak niemowlę.

– Coś mi się wydaje, że kłamiesz – stwierdziłem żartobliwie. – Nocowałem tu wiele razy i w każdym pokoju było dokładnie tak samo.

– Więc może chcesz sprawdzić mój blef? – zapytała i uśmiechnęła się zalotnie.

Nie myślałem, co robię. Po prostu działałem. Do głosu doszła przygodowa część mojej natury. Ta, której kazałem tak długo trwać w uśpieniu. Poszedłem do jej pokoju i spędziłem z nią namiętną noc. Ani razu nie usłyszałem w głowie głosu sumienia, który przypomniałby mi, że przecież mam żonę i córkę. Chciałem przygody i zaznałem jej.

Pożegnaliśmy się nad ranem. Nie wymieniliśmy się numerami ani nie obiecaliśmy sobie, że jeszcze się spotkamy. To był tylko niezobowiązujący numerek i oboje o tym wiedzieliśmy. Tak przynajmniej myślałem. Wkrótce miałem jednak przekonać się, że słowa „niezobowiązujący” i „seks” rzadko idą ze sobą w parze.

Za tę przygodę zapłacę wysoką cenę

Dwa dni później wróciłem do domu. Nie myślałem już o Natalii ani o zdradzie, której się dopuściłem. „Stało się i tyle. Nie ma czego roztrząsać” – przetłumaczyłem sobie i zapomniałem o sprawie. Nie na długo. Dwa dni później do drzwi zadzwonił listonosz. Miałem akurat wolny tydzień, jak zawsze po objeździe dużej trasy. Monika była w pracy, a Małgosia w przedszkolu. Całe szczęście. Bo gdyby żona zobaczyła zawartość przesyłki, którą otrzymałem, w tej samej chwili zażądałaby rozwodu.

W kopercie był pendrive i krótki liścik. „Ta noc będzie kosztowała cię dwadzieścia tysięcy w bitcoinie. Masz dwa tygodnie, inaczej twoja żona dostanie identyczną przesyłkę” – brzmiała treść wiadomości. Pod spodem zapisany był adres portfela kryptowalut.

W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś nowy analogowo-cyfrowy scam. „Jasne, włożę pendrive do portu i w tej samej chwili mój komputer zostanie zainfekowany” – powiedziałem do siebie. Ciekawość wzięła jednak górę. Upewniłem się, że mam aktualną bazę wirusów i przeskanowałem nośnik. Program nie wykrył żadnego zagrożenia, więc otworzyłem zawartość.

To był film wideo. Film, na którym uprawiam seks z Natalią. Ze strachu włosy stanęły mi dęba, ale szybko zdołałem się opanować. Kamera była zamontowana gdzieś na tylnej ścianie, więc nie ujęła mojej twarzy. Mogłem wyprzeć się wszystkiego. Przecież to mógł być dowolny facet. Nagle zmieniło się ujęcie. Tym razem obraz pochodził z frontowej ściany. Obiektyw ujął mnie idealnie i już nie mogło być mowy, że wyjdę z tego suchą stopą.

Nie mam pojęcia, skąd wzięła mój adres. Mogła przejrzeć mi portfel, gdy brałem prysznic, ale przecież w nowych dowodach osobistych nie ma już adresu zameldowania. Najwyraźniej miałem do czynienia z profesjonalistką, która z szantażu uczyniła sobie sposób na życie. Ciekawe, ilu jeszcze tak złapała. Zresztą, to nieistotne. Mam teraz inny problem.

Przyznać się do wszystkiego i liczyć, że żona zdoła mi wybaczyć, czy rozbić świnkę skarbonkę z nadzieją, że Monika nie sprawdzi konta? Żadna z tych opcji nie jest dobra. Mógłbym jej zapłacić, ale nie mogę mieć pewności, że za chwilę nie zażąda więcej pieniędzy.

Jest jeszcze trzecie wyjście. Mogę zgłosić sprawę na policję. Zdrada nie jest karalna, ale szantaż jak najbardziej. Wtedy jednak nie zdołam utrzymać sprawy w tajemnicy. Rany, co ja najlepszego zrobiłem. Mam jeszcze cztery dni, by zastanowić się, którą bramkę wybrać. 

Czytaj także:
„Gdy remontowałam dom po dziadku, znalazłam skarb. Dzięki niemu wiem, że wszyscy całe życie mnie okłamywali”
„Spadłam z krzesła, bo dostałam listę prezentów dla 5-latki. Kuzynka życzyła sobie ciuchy i zabawki za kilkaset złotych”
„Do sanatorium wysłałam mamę, a wróciła obca kobieta. W głowie ma teraz potańcówki i flirty”

Redakcja poleca

REKLAMA