„Po śmierci żony mój brat przez 7 lat chciał być sam. To samolubne, jego dzieci potrzebują mamy - nawet przyszywanej”

kobieta zmartwiona o brata fot. Adobe Stock
„Telefon z policji, kredowobiała twarz Tomka. Jego rozpacz, a potem… Bałam się, że on się nigdy z tego nie otrząśnie. Dlatego zaczęłam działać”.
/ 29.04.2021 15:31
kobieta zmartwiona o brata fot. Adobe Stock

Mój starszy brat Tomek jest wspaniałym, wrażliwym facetem. Po tragicznej śmierci żony, która zginęła w wypadku tydzień przed swoimi trzydziestymi urodzinami, sam wychowywał dwóch synków. Oczywiście pomagała mu cała rodzina: mama, jego teściowa i ja.

Wiedziałam, jak mu ciężko, choć się nie poddawał. Rozkręcił firmę. Na weekendy zabierał chłopców za miasto; starał się być dla nich ojcem i matką. Nawet gotować się nauczył, a przecież daw-
niej ledwo potrafił usmażyć jajecznicę. Domowe pierogi, naleśniki, gulasz, sosy do spaghetti, sałatki, przeróżne zupy. Na drugie Boże Narodzenie po śmierci Doroty własnoręcznie przygotował kutię!
Prał rzeczy chłopców, prasował im, przyszywał guziki. Czasem mama i ja pomagałyśmy mu ogarnąć dom i ogród, lecz zazwyczaj świetnie sobie radził. I tylko jednego tematu nie wolno było przy nim poruszać: ponownego ożenku.

Kochałam brata i nade wszystko pragnęłam jego szczęścia. Mama też uważała, że powinien sobie kogoś znaleźć. W końcu od śmierci Doroty minęły już cztery lata. Obie więc wierciłyśmy Tomkowi dziurę w brzuchu. W pewnej chwili, ku naszemu zaskoczeniu, wtrąciła się nawet jego teściowa.
Wiem, że bardzo kochałeś moją córkę, ale pomyśl o chłopcach. Kobieta jest w domu potrzebna, tak już świat jest urządzony – powiedziała mu podczas któregoś rodzinnego spotkania.
Odburknął, że już nie potrafi się zakochać. Jednak kilka miesięcy później poznał Agnieszkę, sympatyczną polonistkę, i zaczęli się spotykać. Dla wszystkich w rodzinie był to powód do radości.

Pierwsze śliwki robaczywki: wystawiła go do wiatru

Wyglądało na to, że do siebie pasują. Tomek wyraźnie odżył, nawet zaczął snuć plany z Agnieszką w roli głównej. Wtedy ona uznała, że na żadne poważne plany nie jest jeszcze gotowa – i zerwała. Brat to strasznie przeżył. Już nabrał nadziei na normalne życie po tej strasznej tragedii, a Aga wystawiła go do wiatru!
Najbardziej żałuję, że przedstawiłem ją chłopcom. Pytają teraz na okrągło, kiedy przyjdzie ciocia Agnieszka. I co mam im powiedzieć? Że „ciocia” nas olała? – żalił mi się Tomasz.
– Nie poddawaj się – próbowałam go pocieszać. – Musisz poznawać nowych ludzi, wychodzić gdzieś czasem sam,
i wtedy może… Nie bierz wszystkiego od razu tak bardzo serio. Nie każda nowo poznana babka jest tą jedyną.
– Łatwo ci mówić, Gosiu. Jesteś młoda, wolna, niezależna… Nie masz dzieci i możesz sobie skakać z kwiatka na kwiatek. Ja patrzę na to trochę inaczej .

Cóż, może miał rację. Pozostało mi wierzyć, że się jednak nie zrazi do kobiet i nie przestanie szukać tej jedynej. Przecież nie miał jeszcze czterdziestki! Los go bardzo ciężko doświadczył i może właśnie dlatego wierzyłam, że wszystko mu się jakoś ułoży. Zasługiwał na nowy związek, a chłopcy na dobrą, kochającą przyszywaną mamę.

Zwykle nie wtrącam się w życie innych, tu jednak przyznam – Tomka z premedytacją postanowiłam wyswatać. Przyszła mi na myśl Aneta.
Pracowałyśmy razem w biurze; wiedziałam, że jest wolna, miła, zaradna. W dodatku jej też życie nie rozpieszczało: wychowała się w domu dziecka, a jakiś czas temu tuż przed ślubem zostawił ją facet. Pomyślałam, że dwie poharatane dusze może będą dla siebie balsamem… Niestety, nic z tego nie wyszło.
– Przystojny – powiedziała Aneta, oddając mi fotografię brata, którą jej pokazałam w pracy. – Ale wybacz, to nie jest mężczyzna dla mnie – dodała.
– Nawet go nie znasz! – parsknęłam, bo poczułam się urażona jej uwagą. Ja za Tomka wskoczyłabym w ogień, a ona tak nisko go oceniła?!
– Wiem wystarczająco dużo. Dwójka małych dzieci, w duszy rana… Gośka, nie obraź się, ale w moim życiu od lat wszystko jest skomplikowane, więc teraz, dla odmiany, chciałabym poznać kogoś, z kim pójdzie mi jak po maśle. Rozumiesz, o czym mówię? Wolnego, bez zobowiązań.
– Jakaś logika w tym jest – przyznałam, chociaż trudno było mi przełknąć jej obcesową odmowę.

Co jej szkodziło spotkać się z Tomkiem? Może między nimi tak by zaiskrzyło, że wszystkie inne sprawy zeszłyby na dalszy plan? Ale ona nie chciała… „Nie, to nie” – pomyślałam.
I postanowiłam przedstawić bratu Hankę. Singielkę, którą poznałam na aerobiku. Fajnie nam się gadało. Wiedziałam, że jest lekarzem pediatrą i ma dobrze poukładane w głowie. Była świeżo rozwiedziona i z tego co wywnioskowałam, nie mogła mieć dzieci.

Jak nie Aneta, to może Hania mu się spodoba?

Liczyłam na to, że od razu zakocha się w moich bratankach i razem z Tomkiem uda im się stworzyć wspaniałą patchworkową rodzinę. Wymyśliłam nawet podstęp, bo brat reagował alergicznie na wszelkie swaty, więc zwabiłam go do mojego mieszkania pod pretekstem przeciekania kranu w łazience, a tam „przypadkiem” była już Hanka.
Niestety – klapa na całej linii. Tomek wkurzył się, że go nabieram i odciągam od dzieci. Hanka stała bez słowa wpatrzona w niego niczym w bóstwo, a ja próbowałam nadrabiać miną.
W dodatku chyba niechcący popsułam koleżance nastrój. Bo choć po tym ich przelotnym spotkaniu Hanka powiedziała, że chętnie mojego brata lepiej pozna, to Tomek stwierdził bez ogródek, że ona nie jest w jego typie.
– Boisz się i robisz uniki, taka jest prawda – zdenerwowałam się.
– Nie chcę nikogo, odczep się!

W sumie nawet go rozumiałam. Po nagłej śmierci Doroty miał prawo czuć strach przed pokochaniem kogoś i zaangażowaniem się. Tylko czy naprawdę chciał już do końca życia być sam?
– Za bardzo się mieszasz w życie brata – powiedziała mi kiedyś przyjaciółka, na co się prawie zagotowałam.
Jeśli ja nie będę go swatać, to kto znajdzie mu miłość?! Żył jak mnich! Firma, dom, zakupy, opieka nad chłopcami… Już nawet nie wychodził z dawnymi znajomymi do pubu! Według mnie po prostu wegetował.

On jednak coraz bardziej nie chciał, żebym mu kogokolwiek przedstawiała. Gdy tylko wspominałam mu o jakiejś atrakcyjnej kobiecie stanu wolnego, urządzał mi karczemną awanturę.
W końcu się poddałam. „Pewne sprawy chyba trzeba czasem zostawić w rękach losu” – uznałam, dając mu spokój.
Tymczasem chłopcy… Czułam, że marzą o kobiecie, która zastąpiłaby im matkę. Młodszy raz mnie nawet zapytał, czy mogę być dla niego taką ciociomamą. Popłakałam się ze wzruszenia, Tomasz zacisnął usta.
– No co tak patrzysz?! Przecież próbowałem! – warknął, kiedy zostaliśmy sami w kuchni. – Kobiety nie chcą faceta z dwójką dzieci, sprawa jest prosta. Ty byś chciała? – spytał gorzko.
– Nie wiem. Może gdybym się zakochała… – broniłam się, ale on tylko szyderczo się roześmiał.

Nie minęły jednak dwa miesiące, jak zadzwonił do mnie z wieścią:
Poznałem kogoś. Rozwódka. Też ma małe dzieci. W dodatku aż trójkę.
– To wspaniale! – ucieszyłam się, ale po chwili przyszła refleksja: – Tylko…  jak wy będziecie razem chować piątkę?! Przecież to niewykonalne!
Jednak coś musiało być na rzeczy, skoro Tomek się uparł. Jak mi oświadczył, Marta była jego jedyną szansą na lepsze jutro, świetnie go rozumiała i umiała się dogadać z jego chłopcami.

Niedobrze to zabrzmi, lecz ja nie o takiej bratowej myślałam… Poznałam ją którejś soboty, nie spodobała mi się wcale. Jakaś taka zahukana, zaniedbana, z odrostami na włosach, obgryzionymi paznokciami, w poplamionych spodniach.
– To jest to twoje cudo? – spytałam z przekąsem, kiedy poszła do łazienki.
– Że nie seksbomba? Ale to dobra kobieta. Miała ciężkie życie, mąż ją bił – Tomek próbował jej bronić.
„Sama bym jej dowaliła, gdybym co dzień musiała oglądać tak niechlujną babę” – pomyślałam złośliwie, ale nie odważyłam się powiedzieć tego bratu. To jego życie; niech robi, co chce.
Przez następne tygodnie nawet nie pytałam Tomka, co u niego słychać. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że przejrzy na oczy i zostawi tę nieszczęśnicę. Tymczasem okazało się, że… to ona zostawiła jego!
– Wróciła do byłego męża, wyobrażasz sobie?! Do faceta, który kiedyś połamał jej żebra i ukruszył ząb! – gorączkował się biedny Tomek.
– I Bogu dzięki. To nie była kobieta dla ciebie – powtarzałam mu uparcie.

Pojechał z biznesem, wrócił odmieniony

Minęły kolejne trzy lata. Mój brat wciąż nie miał żony. Dobiegał czterdziestki i nadal był atrakcyjnym facetem – skronie lekko przyprószone siwizną, pociągła twarz, wyprostowana sylwetka. Tak bardzo chciałam poznać go z którąś
z moich wolnych przyjaciółek!… Ale nie chciał o tym słyszeć.
Latem w któryś weekend brat poprosił mnie, żebym została z chłopcami.
– Mama ci pomoże, wrócę za trzy dni – powiedział. – Jadę w góry.
W moje serce wstąpiła nadzieja. „Może z jakąś kobietą?” – pomyślałam. Brat szybko sprowadził mnie na ziemię.
– Mam tam po prostu pewien biznes do załatwienia – wyjaśnił.
Wrócił jakiś inny.
– Poznałem fajną babkę – powiedział. – Wyobraź sobie, zatrzymała się w tym samym pensjonacie. Udało nam się nawet pochodzić trochę po górach, zjeść kolację. Umówiliśmy się na jutro, idziemy do kina. Po tych wszystkich uczuciowych porażkach wolę się nie nastawiać na nic poważnego, ale powiem ci szczerze – dawno się tak dobrze nie bawiłem! Czekaj, mam nawet fotki. Zrobiliśmy sobie na stoku – mówił przejęty.
Chwilę później pokazał mi zdjęcia. Ja patrzę, a on tam, na stoku, obejmuje roześmianą… Anetę! Moją biurową koleżankę… Tę, która chowała się w bidulu i dwa lata wcześniej, jak mi powiedziała, chciała czegoś mniej skomplikowanego niż związek z moim bratem…

Już miałam na końcu języka całą tę historię, jednak ją przemilczałam. „Oboje zasługują na to, żeby spokojnie się poznać. Może Aneta nawet nie wie, że to mój brat? W końcu widziała go tylko wtedy, na zdjęciu… Może dlatego nie zdążyła się przestraszyć?” – śmiałam się w duchu z takiego obrotu sprawy.
A czy powiedziałeś jej o chłopcach? – sondowałam Tomka.
– Już pierwszego wieczoru – odparł. – Była zachwycona.
Zamurowało mnie. I zrozum tu, człowieku, kobiety! Najpierw taka mówi, że nie chce gościa po przejściach, potem prawie się w nim zakochuje w jeden weekend. A może to czary? Kiedyś na zdjęcie Tomka niemal się skrzywiła, ale jak zobaczyła oryginał… No tak.
Jak zobaczyła oryginał, wszystko się zmieniło. Przekonała się, że to naprawdę wspaniały facet… Zaiskrzyło i Aneta postanowiła dać mu szansę. „Tak czy owak, nie taka zła ze mnie swatka! – uz-
nałam. – Już wtedy czułam, że Aneta jest w sam raz dla Tomka. No i proszę, stało się. I to bez mojej interwencji!”.

Rok później Aneta przyjęła oświadczyny Tomka i w największej tajemnicy powiedziała mi, że jest z nim w ciąży. Tak się ucieszyłam, że rzuciłam się na nią z uściskami. Oczywiście dużo wcześniej sama skojarzyła, kim jest Tomek.
– Ale głupia byłam, Gośka! Przeze mnie straciliśmy tyle czasu… Mogłam się wtedy chociaż raz umówić z twoim bratem – wyznała mi z żalem.
– Nie wiem, czy byłaś głupia. Może tak to właśnie miało wyglądać? Bez niczyich nacisków? Zresztą, czym ty się zadręczasz? Jesteście razem, będziecie mieć dziecko, niedługo ślub. Ciesz się tym i nie myśl zbyt wiele – uśmiechnęłam się i pogładziłam ją po ręce.
– Ty to zawsze człowiekowi umiesz człowiekowi poradzić – rozpromieniła się Aneta. – Jesteś taka mądra… Szkoda tylko, że tobie się nie układa – westchnęła. – Kiedy ty, Gosiu, w końcu znajdziesz sobie kogoś na stałe?
– No wiesz co? Na siłę mam szukać?! – oburzyłam się całkiem serio.

I… parsknęłam śmiechem. Bo uświadomiłam sobie, że tyle czasu zatruwałam bratu głowę różnymi kandydatkami na żonę, a teraz sama nie pozwalam się bratowej do niczego zmusić… 
No dobra, umówię się z kimś niedługo – mruknęłam bez entuzjazmu.
– Zadowolona jesteś?
– Nie z kimś, tylko z Wojtkiem  – sprecyzowała Aneta. – Moim najlepszym przyjacielem. To fajny facet. Niedawno rozstał się z dziewczyną po sześciu latach związku.
– No nie wiem… Nie chciałabym zostać kimś tam na pocieszenie, o kim on zaraz zapomni – skrzywiłam się lekko.
– Ależ nikt od ciebie tego nie oczekuje – uniosła się Aneta. – Wojtek to dusza człowiek, marzy o rodzinie, chce się żenić. Nie w głowie mu żadne przygody czy skakanie z kwiatka na kwiatek.
Cóż, zaryzykuję, najwyżej nic z tego nie będzie
– A skąd ty to wszystko wiesz, co? – spytałam podejrzliwie.
– Przyjaźnimy się, przecież ci mówiłam. To jak? Może jeszcze w tym tygodniu? Kino? Kolacja?
– Skoro nie mam wyjścia… – bąknęłam nadal niezbyt zachwycona wizją randki z jakimś porzuconym gościem.

Cóż, wolałam robić za swatkę, niż byś swatana, ale… Raz kozie śmierć. Obiecałam, to pójdę. W końcu gość mnie nie zje, prawda? Najwyżej więcej się nie zobaczymy, a to przecież nic strasznego. Mogę chyba trochę powybrzydzać…  Mój brat latami szukał miłości, ja też nie muszę mieć nikogo na gwałt.

Czytaj także:
„Nie mogę patrzeć na to, jak moja córka traktuje swojego narzeczonego. Nie wychowałam jej na egocentrycznego potwora…”
„Mąż oświadczył mi, że ma romans i kazał się wynieść z domu. Chce w nim zamieszkać z ciężarną kochanką”
„Z Norbertem zerwałam, bo mnie zdradzał. Liczyłam na miłość we Włoszech, ale okazało się, że to ja byłam kochanką”

Redakcja poleca

REKLAMA