„Po śmierci męża chciało mi się wyć z samotności. Robiłam ryzykowne rzeczy, żeby był ze mnie dumny z nieba”

Mąż zdradzał mnie od ślubu fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Kiedy przyszło przedwiośnie, mój gość przestał przychodzić. Domyśliłam się, że teraz łatwiej mu polować i wcale nie przyzwyczaił się – jak to prorokowały córki i zięciowie – do darmowej kuchni. Ale któregoś dnia, kiedy piłam kawę ze wzrokiem utkwionym w linii lasu, przeżyłam ogromne zaskoczenie. Bo z lasu wyszedł nie jeden, ale… trzy wilki”.
/ 30.03.2023 19:15
Mąż zdradzał mnie od ślubu fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Od kiedy zabrakło Tadeusza, wszystko w domu robiłam sama, czasami tylko córki przysyłały mężów, żeby mi porąbali drewno albo coś naprawili. Ale nie narzekałam na swoją samotność, lubiłam dom, który z Tadziem kupiliśmy dawno temu, widok z kuchni na otwarty las i odgłosy przyrody, które mi towarzyszyły.

Nasz dom stoi na samym końcu wsi

Dalej jest już tylko las i strome zbocze góry, na górą nikt się nie chciał wspinać. Rzadko zresztą mieliśmy turystów, chociaż to było trochę dziwne, bo nasza okolica zachwyca nieskażoną naturą, pięknymi widokami i tym lasem, który tak kochał Tadeusz.

– Jak się las szanuje, to można z niego całą rodzinę wyżywić – mawiał mój świętej pamięci mąż, przynosząc całe kosze grzybów, wiadra leśnych owoców czy czasem jakieś ustrzelone ptactwo.

Na większe zwierzęta nie polował nigdy, chociaż miał zezwolenie.

– A co ja będę wilkom jedzenie zabierał? – prychał, kiedy ktoś go pytał, czemu nigdy nie upolował sarny czy choćby zająca.

To on mi pokazał po raz pierwszy wilcze tropy na śniegu. Pamiętam, jaka byłam wtedy poruszona.

– A one nie podejdą pod dom? – wyraziłam obawę. – Lisy to wiem, że duszą kury, ale wilki to pewnie i człowieka mogą zaatakować, nie?

– Wilk nie ma powodu, żeby się zbliżać do ludzi – odpowiedział mi wtedy mąż. – Jeśli nie jest głodny, to nie będzie niczego szukał we wsi.

Tadzio uważał wilki za niesamowicie mądre i zorganizowane zwierzęta, tłumaczył naszym córkom, jak porusza się wataha, jakie obowiązki ma para alfa, jak wilki traktują starsze czy słabsze osobniki. Lubił powtarzać, że gdyby ludzie potrafili tak współpracować i tak się sobą nawzajem opiekować jak członkowie wilczej watahy, to Ziemia byłaby bardzo szczęśliwym miejscem. Ale wilki odeszły z naszej okolicy jeszcze kilka lat przed śmiercią Tadeusza. To normalne, te zwierzęta nieustannie migrują, szukają nowych terenów łowieckich, podążają za instynktem. Choć było mi żal, że już nie słychać w nocy ich wycia. Wiem, że ludzi we wsi to niepokoiło, ale ja uwielbiałam nasłuchiwać tych odgłosów. Czułam się wtedy jednością z otaczającą mnie naturą, wbrew pozorom wilcze wycie mnie uspokajało i dawało mi radość.

Kiedy zniknęły, namnożyło nam się zająców

Tadeusz nie mógł już wtedy zajmować się sadem na tyłach domu i gryzonie zniszczyły korę na wszystkich drzewach. Dopiero kiedy zięciowie postawili nowe ogrodzenie, drzewka owocowe trochę odżyły. Ale wtedy Tadeusza już nie było i nawet nie mógł się z tego cieszyć. Zima dwa lata temu była w naszej okolicy niemal tak ostra jak za mojej młodości. Gratulowałam sobie, że poświęciłam jesień na robienie przetworów, bo przez głęboki śnieg nie sposób było nawet wyjechać do sklepu. Przez pięć tygodni z rzędu jadłam tylko to, co sobie zrobiłam. Piekłam własny chleb i opróżniałam kolejne słoiki z peklowaną wołowiną, ogórkami i marynowanymi warzywami. W końcu moja najstarsza córka zadzwoniła, że jedzie i ma zamiar do mnie dojechać, choćby nie wiem co.

– Co ci przywieźć, mamuś? – zapytała.

– Mąkę, cukier, kawę… – zaczęłam wyliczać. – Świeże warzywa i owoce. Aha, weź mi też dużo mięsa, kilka kurczaków, wątróbkę, wieprzowinę. Mrozy nie odpuszczą pewnie jeszcze z miesiąc, więc będę miała gdzie trzymać, a prawdę mówiąc, już wyjadłam wszystko, co sobie zawekowałam.

Roksana przywiozła wszystko, o co prosiłam, została na dwa dni, a potem pojechała. Nie mam pojęcia, dlaczego Alicja się z nią nie dogadała i przyjechała dosłownie kolejnego dnia. Ze świńską półtuszą.

U teściów świnię bili i kazali ci przywieźć – oznajmiła. – Przesyłają pozdrowienia i pytają, jak sobie sama radzisz. Wszystko w porządku?

Powiedziałam, że jak najbardziej, chociaż prawda była taka, że brakowało mi gości. Może to ta ciężka zima, a może po prostu dawno nie widziałam dzieci i wnuków, bo bywały takie wieczory, że chciało mi się płakać ze smutku. Kiedy Ala wyjechała, zostałam znowu sama, nie licząc martwej świni, którą musiałam się zająć. Tej samej nocy usłyszałam coś w nocy i od razu się wybudziłam. Przez moment zastanawiałam się, czy mi się to nie śniło, ale kiedy wycie się powtórzyło, już wiedziałam: wilki wróciły.

Ćwiartując prosiaka, myślałam o wilkach

Byłam ciekawa, czy to nowa wataha, czy może są w niej jakieś osobniki, które kiedyś tu bytowały. Kilka dni później wstałam przed świtem i siedziałam w ciemnej kuchni ,patrząc na wschodzące powoli nad lasem słońce. Nagle mój wzrok zarejestrował jakiś ruch. Przyjrzałam się lepiej i zobaczyłam… wilka. Wyszedł spomiędzy drzew, a potem ostrożnym krokiem podszedł niemal pod moje drzwi. Stanął może ze trzy metry od schodków i patrzył w szybę, jakby mnie za nią widział.

„Wilki nie szukają towarzystwa ludzi, chyba że są głodne” – zabrzmiały mi w głowie słowa Tadzia.

– Prosisz o jedzenie? – zapytałam na głos i zrozumiałam już, co zrobię z nadmiarem mięsa.

Wzięłam kawał zamrożonego mięsa wieprzowego, otworzyłam drzwi i cisnęłam ochłapem w stronę zwierzęcia. Myślałam, że się wystraszy i ucieknie, ale nie, wilk jedynie lekko odskoczył, a potem chapnął mięso w potężne szczęki, odwrócił się i pobiegł do lasu. Cała scena powtórzyła się następnego dnia i kolejnego. Ten sam wilk codziennie przychodził pod mój dom i czekał, aż rzucę mu kawał zamrożonego mięsa. Rozumiałam, że to była dla niego jedyna metoda na zdobycie pożywienia, bo śnieg był wysoki, a większość drobnej zwierzyny pewnie sama zamarzła na śmierć i nie było na co polować. Kiedy zadzwoniła Roksana, opowiedziałam jej o moim codziennym gościu i córka aż się zachłysnęła z przerażenia.

– Mamo, przecież to niebezpieczne! A co, jeśli przyjdzie ich więcej? Dobrze wiesz, co tata mówił, wilki są niebezpieczne, jak są głodne!

– Zgadza się – przyznałam jej rację. – Dlatego właśnie karmię tego osobnika. Jeśli nie będzie głodny, nic nikomu nie zrobi i nie pójdzie głębiej do wsi. Wiesz, jacy są ludzie. Jeszcze by go ktoś zastrzelił.

Wilczy gość przez połowę zimy zjadł całe moje mięso, a kiedy mogłam już wyjechać na drogę, przywiozłam mu jeszcze mrożonych kurczaków i świńskich podrobów, które zostawiałam zawsze w tym samym miejscu przed domem. Zwierzę było wyjątkowo punktualne i jeśli byłam przy oknie dokładnie, kiedy nad lasem wschodziło słońce, zawsze mogłam liczyć na to, że zobaczę znajomą potężną sylwetkę. Czasami zwierzę podnosiło łeb i patrzyło w moje okna, a ja miałam wrażenie, że szuka sposobu, by mi podziękować wzrokiem.

Raz nawet zrobiłam mu zdjęcie…

Kiedy przyszło przedwiośnie, mój gość przestał przychodzić. Domyśliłam się, że teraz łatwiej mu polować i wcale nie przyzwyczaił się – jak to prorokowały córki i zięciowie – do „darmowej kuchni”. Ale któregoś dnia, kiedy piłam kawę ze wzrokiem utkwionym w linii lasu, przeżyłam ogromne zaskoczenie. Bo z lasu wyszedł nie jeden, ale… trzy wilki. Rozpoznałam tego największego i zorientowałam się, że dwa pozostałe to młode zwierzęta, najwyżej roczne. A więc to była wadera! Przez te kilka tygodni dawałam mięso wilczej matce, a ona zanosiła je młodszym i słabszym osobnikom, które zapewne bałyby się podejść do ludzkiej siedziby. Dwa młode wilczęta były nieco spłoszone, ale podążały za matką. Kiedy podeszła na swoją stałą odległość do domu, odważyłam się i otworzyłam drzwi. Przez kilkadziesiąt sekund stałam naprzeciwko trzech wilków, a one patrzyły na mnie ze spokojem. Potem wilczyca powoli się odwróciła i odeszła, a młode podążyły za nią. Tej nocy nie usłyszałam już wycia.

Tadeusz wiele opowiadał mi o zwyczajach wilków i zrozumiałam, że wataha odeszła szukać innego terytorium. Dzięki mnie młode wilki przetrwały ostrą zimę. Tadzio opowiadał, że mrozy i brak pożywienia najboleśniej dotykają właśnie wilczą młodzież, jeszcze nie tak wprawną w polowaniach i szybko tracącą tkankę tłuszczową niezbędną do przetrwania trudnego okresu. Często bywa więc, że starsze osobniki przynoszą młodym, ale także najstarszym i chorym zdobyte pożywienie, niejednokrotnie same głodując. Moja wilczyca musiała być bardzo zdesperowana, jeśli przyszła prosić o pomoc człowieka. A może wcale nie? Wilki na wolności żyją do szesnastu lat, więc może wadera tu po prostu wróciła? I pamiętała, że w tym domu na skraju lasu mieszkał człowiek, który nigdy nie strzelał do niczego większego niż przepiórka, a wilki kochał i szanował? Kto to wie? I kto wie, czy kolejnej zimy albo za parę lat znowu nie zobaczę przed domem tego pięknego, szlachetnego zwierzęcia? Bardzo bym chciała, naprawdę! 

Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”

Redakcja poleca

REKLAMA