„Po śmierci męża całe dnie spędzałam nad jego grobem. Los ze mnie zadrwił i to na cmentarzu poznałam nową miłość”

Kobieta, która odnalazła miłość na cmentarzu fot. Adobe Stock, Volha
„Prawie wybiegłam więc przez cmentarną bramę i… Bach! Wpadłam wprost na tego przystojnego faceta! Szczerze, to liczyłam na to spotkanie. Mogłabym tak stać z panem Maciejem, wdowcem i samotnym tak jak ja człowiekiem, po prostu do końca świata!”.
/ 11.04.2022 05:47
Kobieta, która odnalazła miłość na cmentarzu fot. Adobe Stock, Volha

– Mamusiu, może wpadłabyś do nas na obiad w najbliższą sobotę? – zapytała mnie córka.

– Nie bardzo mam czas, kochanie – pokręciłam głową.

Z jednej strony wzruszało mnie, że córka tak się o mnie troszczy, ale szczerze mówiąc, także już trochę denerwowało.

– No, a co masz niby do roboty? Znowu pójdziesz na cmentarz? Przecież tam nigdy nikogo nie poznasz! – powiedziała Magda zaczepnie, jak to ona. – Słuchaj, ja także tęsknię za tatą, ale z tego powodu nie zamykam się w domu, a na spacery nie chodzę tylko na jego grób! Powinnaś zacząć spotykać się z ludźmi!

– Ależ ja się spotykam – usiłowałam się bronić. – W pracy…

– W pracy! – prychnęła moja córka. – Mam na myśli czas wolny, mamo!

„Czas wolny to ja lubię mieć… wolny!” – pomyślałam rozbawiona tym stwierdzeniem. Nigdy za bardzo nie lubiłam mieć za dużo zobowiązań, spotkań. Kocham ciche wieczory z książką, mój Norbert o tym wiedział i to szanował.

W zasadzie moja córka także o tym wie, tylko nagle postawiła sobie za punkt honoru wyciągnąć mnie z domu, jakby się bała, że popadam w jakąś depresję.

Przyznaję, że odejście męża mnie poruszyło

Trudno, żeby nie, skoro przeżyliśmy razem prawie trzydzieści lat. Ale Norbert był ode mnie o osiemnaście lat starszy, więc spodziewałam się tego, że odejdzie pierwszy. Owszem, mógł jeszcze pożyć. Niestety, los chciał inaczej.

Mąż zostawił mi po sobie mnóstwo tak pięknych wspomnień, że innemu mężczyźnie trudno byłoby się z nimi zmierzyć. Wiedziałam, że moja córka uważa, że jestem jeszcze całkiem młoda i mogę sobie znaleźć jakiegoś miłego przyjaciela. Ja tymczasem miałam świadomość tego, że mąż, miłość mojego życia, wysoko ustawił poprzeczkę swojemu następcy.

Był moment, kiedy faktycznie zaczęłam się trochę rozglądać, ale to, co miał mi do zaoferowania świat, nie wyglądało różowo. Większość interesujących panów była żonata. Ci nieżonaci poszukiwali darmowej opiekunki i nawet się z tym specjalnie nie kryli, że liczą na wikt i opierunek w zamian za zaoferowanie „męskiego ramienia”. Nie byłam aż tak zdeterminowana, aby przyjąć ich warunki.

Była także grupa zadbanych pięćdziesięciokilkulatków. Teoretycznie to wśród nich powinnam poszukać sobie partnera. Tylko że oni woleli młodsze…  Widywałam nawet takiego jednego, w supermarkecie.

Wysoki, przystojny, starannie ubrany, bez obrączki. Miał zawsze taki tajemniczy uśmiech i lekko nieobecne spojrzenie. Przyznam, że mi się podobał. Niestety, zwykle towarzyszyła mu ładna, sporo młodsza od niego blondynka, z którą był najwyraźniej w bliskich relacjach.

Nie tak, jak z żoną, raczej jak z przyjaciółką lub… kochanką. Kiedy ona czułym gestem poprawiała mu szalik lub strzepywała z rękawa marynarki niewidoczny pyłek, czułam w sercu ukłucie. Czyżby zazdrości? „On nie jest dla mnie! – starałam się wyrzucić go ze swoich myśli, czasami jednak śnił mi się w nocy.

Ale to nie dlatego chodziłam tak często na grób męża, bo miałam poczucie winy, że marzą mi się inni mężczyźni, tylko dlatego, że lubiłam spokój panujący na cmentarzu. Łatwo mi się tam zbierało myśli.

A poza tym, kiedy się przeżyło z kimś tyle lat, to nadal ma się ochotę z nim „pogadać”, zwierzyć się z wielu spraw. Nie przyznawałam się Magdzie, że nadal rozmawiam z jej tatą. Tak dosłownie, opowiadam Norbertowi, co się u mnie wydarzyło, jakie mam problemy. I często tam przy grobie znajdowałam właściwe ich rozwiązanie, zupełnie jakby mąż pomagał mi z zaświatów. Córka pewnie by się tym przeraziła i oceniła, że zaczynam dziwaczeć.

„Może jednak powinnam pójść do niej na ten obiad w sobotę?” – pomyślałam nagle. „W końcu ona także straciła bliską osobę, a co za tym idzie, nie ma już takiego jak dawniej poczucia bezpieczeństwa. W jej mniemaniu ja się także od niej oddaliłam po śmierci Norberta. Moim zdaniem tak nie jest, ale rozumiem, że ona może to tak odczuwać”.

– Córciu, czy twoja propozycja jest nadal aktualna? – zadzwoniłam do Magdy.

– Jak najbardziej! – ucieszyła się, po czym dodała: – I tak wiem, że pójdziesz na ten cmentarz, tylko pewnie wcześniej!

Uśmiechnęłam się

Następnego dnia zbliżając się do grobu Norberta, widziałam już z daleka, że zniknął wieniec, który położyłam na nim tydzień temu. Ależ skoczyło mi ciśnienie! Zdarzyło się to bowiem już nie pierwszy raz!

Ostatnio grasował po cmentarzu złodziej i podbierał ładne wieńce oraz niewypalone jeszcze znicze. Grób mojego męża został ograbiony dwukrotnie, za każdym razem zniknęły kwiaty i obsługa cmentarza usiłowała mi tłumaczyć, że może zabrały je służby sprzątające, bo były zwiędnięte.

– Guzik prawda! – piekliłam się, wiedząc doskonale, że kwiaty były świeże.

Teraz więc postanowiłam zagrać inaczej i kupiłam sztuczny wieniec. Ładny, naprawdę gustowny. No cóż, najwyraźniej podobał się także złodziejowi.

„Nie zostawię tak tego! Już ja go wytropię!” – wściekłam się i postanowiłam przeczesać cmentarz, alejka po alejce.

Po kwadransie faktycznie dojrzałam „mój” wieniec! To znaczy identyczny, ale czy na pewno mój? Mogłam się o tym przekonać tylko w jeden sposób – podnosząc go do góry. Tak! Od spodu miał zawiązany kawałek czerwonej wstążeczki, którym sprytnie zaznaczyłam swoją własność!

„Poczekaj! Zamiast wieńca zostawię ci tutaj karteczkę, że cię namierzyłam i mam na oku, złodzieju!” – pomyślałam, grzebiąc w torebce.

Położyłam liścik na nagrobku, przycisnęłam zniczem i z triumfującą miną chciałam się oddalić, gdy… Zza grobów wyłonił się jakiś facet.

– Co pani wyprawia z moim wieńcem? – wykrzyknął z pretensją.

Przyznam, że początkowo na jego widok mnie zatkało! Był to bowiem ten sam przystojniak, którego widywałam w markecie. „No cóż, najwyraźniej elegancki ubiór nie świadczy o kulturze. Jak to się można naciąć, kierując się pierwszym wrażeniem!” – pomyślałam zjadliwie.

– A od kiedy to jest pana wieniec? – ruszyłam do ataku. – O ile ja pamiętam, to kupiłam go kilka dni temu i położyłam na grobie męża. Nauczona doświadczeniem zaznaczyłam swoją własność, o tutaj! – pokazałam facetowi wstążeczkę. – Dlaczego to zrobiłam? Bo po tym cmentarzu krążą takie hieny cmentarne jak pan! Nie wygląda pan na takiego, którego nie stać na kupienie wieńca! Postanowił pan w ten sposób zaoszczędzić? Zbiera pan na nowy, jeszcze większy samochód? – chyba mnie trochę poniosło w tej zjadliwości.

Facet na przemian to bladł, to czerwieniał, po czym kiedy brałam oddech, szykując się do kolejnej tyrady, wydukał:

– Przepraszam! Ten wieniec kupiłem od chłopaka, który rozstawił stolik z wieńcami i zniczami przy tylnej bramie. Do głowy by mi nie przyszło, że to ukradł! Wyglądał na porządnego! Oczywiście, proszę zabrać swoje kwiaty…

Wyglądało na to, że facet naprawdę jest niewinny

– No cóż, zdarza się – mruknęłam, schylając się i zabierając swój złośliwy liścik.  – Już nie będzie pan musiał czytać tego, co panu napisałam, bo sprawę wyjaśniliśmy… Do widzenia – pożegnałam się.

Szłam do grobu męża z dziwnym uczuciem w sercu. Przecież powinnam być zadowolona, odzyskałam wieniec dla Norberta, ale… Nie sądziłam, że kiedykolwiek zagadam do tego przystojnego faceta, a już na pewno, że stanie się to w taki sposób!

Doszłam do grobu, położyłam wieniec i pomodliłam się za duszę męża. Jakoś nie miałam nastroju, aby mu się zwierzać z mojego „kłopotu”. Nie tym razem. Chodziło przecież o innego mężczyznę…

Spojrzałam na zegarek i zaklęłam pod nosem. Akcja z wieńcem zajęła mi sporo czasu, musiałam się więc śpieszyć, jeśli nie chciałam się spóźnić na obiad do Magdy. Prawie wybiegłam więc przez cmentarną bramę i… Bach! Wpadłam wprost na tego przystojnego faceta! Złapał mnie, bo chyba bym się przewróciła, po czym stwierdził:

– Miałem nadzieję, że będzie pani wychodziła głównym wejściem.

„Czekał na mnie?” – moje serce zabiło szybciej.

– Przepraszam, że panią zaczepiam, ale jedna myśl nie daje mi spokoju. Czy my się przypadkiem nie znamy? – zapytał.

Normalnie pomyślałabym: „co za tania zagrywka!”. Ale teraz zwyczajnie się roześmiałam.

– Istotnie, wydaje mi się, że spotykam czasami pana w markecie przy Klonowej, z pana… – szukałam przez ułamek sekundy odpowiedniego słowa. – … partnerką.

– Partnerką? – facet zmarszczył brwi i wydawał się zaskoczony.

Przy okazji zauważyłam, że ma niesamowicie błękitne oczy.

– Ach, pani ma na myśli moją siostrę! – wykrzyknął w końcu. – Chociaż jest ode mnie młodsza o przeszło dziesięć lat, to po śmierci mojej żony postanowiła mi matkować – dodał z uśmiechem.

„Siostra!” – kamień, który spadł mi z serca, było chyba słychać w promieniu kilometra!

– No to sprawa się wyjaśniła. Trochę mnie to męczyło, skąd znam pani twarz. Może ja się przedstawię, Maciej.

– Grażyna – nagle przestało mi się spieszyć. Do Magdy i gdziekolwiek indziej!

Mogłabym tak stać z panem Maciejem, wdowcem i samotnym tak jak ja człowiekiem, po prostu do końca świata! Facet popatrzył mi w oczy i stwierdził.

– Chętnie bym panią zaprosił na kawę. W ramach przeprosin za ten wieniec i w ogóle… – zawiesił głos.

– Za wieniec się nie gniewam, a teraz spieszę się do córki! – wyrzuciłam z siebie szczerze, po czym się zreflektowałam.

„Boże, co ja plotę! Facet z moich snów prosi mnie na kawę, a ja zamiast rzucić wszystko zasłaniam się Magdą! Przecież w ten sposób stracę być może jedyną okazję, bo pomyśli, że go zbywam!”.

– Ale… wieczór mam wolny! – wykrzyknęłam spontanicznie.

Pan Maciej wydawał się zachwycony.

– Świetnie! To może… kino? – zaproponował do razu.

Minutę później byliśmy umówieni, a ja popędziłam do Magdy jak na skrzydłach. Podczas obiadu tryskałam humorem, nie odmówiłam nawet lampki wina, które mi zaproponował zięć. Córka patrzyła na mnie z lekkim niedowierzaniem, ale i zadowoleniem. A kiedy zaproponowała, abym została jeszcze na podwieczorek, odmówiłam.

Magda patrzyła na mnie z niedowierzaniem

– Przykro mi, córeczko, ale jestem zajęta…

– No, chyba nie pójdziesz po nocy na cmentarz! – wykrzyknęła.

– Nie, ale do kina już tak – wyjaśniłam.

– Idziesz do kina? Sama? Z koleżanką? Może i my z Wojtkiem się z wami wybierzemy? – zaproponowała.

– Nie tym razem, kochanie – stwierdziłam. – Mam… randkę.

Oczy Magdy zrobiły się wielkie jak spodki.

– Randkę? Nie wierzę! Gdzieś ty poznała jakiegoś faceta, mamo?

Roześmiałam się.

– Może ci kiedyś to wyjaśnię, ale pewnie i tak mi nie uwierzysz – powiedziałam.

Czytaj także:
„Ja byłam kurą domową, a mąż robił karierę. Po trzydziestu latach małżeństwa zostałam bez środków do życia”
„Jestem nianią. Myślałam, że matkę moich podopiecznych obchodzi tylko kariera, ale myliłam się. Ta kobieta to heroska”
„Byłem przyszłym teściem jak z koszmaru. Nie mogłem przecież dopuścić, by mój synuś żenił się z psią fryzjerką”

Redakcja poleca

REKLAMA