„Po śmierci mamy, tata z wesołka zamienił się w ponurego mruka. Choć byłem tylko dzieckiem, postanowiłem znaleźć mu żonę”

chłopiec, który chce rozweselić swojego ojca fot. Adobe Stock, deagreez
„Kiedy ojciec siedział w łazience, zakradłem się do jego marynarki i wyciągnąłem telefon komórkowy. Postanowiłem wysłać Wioli SMS-a z zaproszeniem na kolację. Tylko… co właściwie się pisze w takich SMS–ach? Przypomniał mi się wuj Stefan, który mówił, że kobiety uwielbiają, gdy mówić do nich >>piękna<< albo „bejbe”. Zdecydowałem się na >>bejbe<<”.
/ 10.08.2022 11:15
chłopiec, który chce rozweselić swojego ojca fot. Adobe Stock, deagreez

Kiedy miałem 10 lat, postanowiłem, że mój tata musi się ożenić. Kiedy byłem młodszy i jeszcze obaj mieliśmy mamę, był z niego wesoły pan. Wygłupiał się, lubił gości, zabierał mnie na lotnisko oglądać startujące samoloty, a w drodze powrotnej kupował dla mnie lody, dla siebie kremówki, a dla mamy, która się ciągle odchudzała, sorbet cytrynowy. Jednak gdy wszystko się zmieniło, zmienił się i tata. Teraz godzinami siedział przed telewizorem i patrzył na ekran, nawet kiedy nic tam nie było. Martwiłem się, chciałem, żeby był taki jak dawniej.

Pewnego dnia przyszedł do nas wujek Stefan, młodszy brat mojej mamy. On zawsze jest elegancki i wesoły i ciągle ma nowe narzeczone.

– Piąteczka, staruszku – wysunął rękę w kierunku taty, a gdy ten nie odpowiedział na jego gest, przybił piątkę mnie. – Jak leci?

– Jak widać – powiedział ponuro tata.

– A ja chciałem cię prosić o drobną przysługę – ciągnął niezrażony wujek. – Wypożycz mi dzieciaka na dwie godziny. Pójdę z nim na spacer nad kanałek i do parku…

– Co ty, w niańkę chcesz się teraz bawić? – zdziwił się ojciec.

– Nieee… – wujek skrzywił się, jakby słowo „niańka” wywołało w nim nieprzyjemne skojarzenia. – Po prostu laski lecą na samotnych facetów z dziećmi.

Zastrzygłem uszami. Zdaje się, że będę mógł się czegoś od wujaszka nauczyć – pomyślałem. I zacząłem wkładać buty.

– Pomóżmy, tato, wujowi – powiedziałem obłudnie, a ojciec tylko machnął ręką.

Nikt tak jak wujek nie znał się na kobietach

Na spacerze próbowałem dowiedzieć się, jak sprawić, żeby laski leciały na mojego tatę.

– No wiesz, facet z dzieckiem jest taki bezradny – kobieta odczuwa potrzebę, żeby mu pomóc. W dodatku zyskuje punkty na starcie, bo zajmuje się dzieckiem, a to znaczy, że jest czuły, rodzinny… – chłonąłem słowa wuja, starając się natychmiast wymyślić sposób, w jaki mógłbym tę wiedzę wykorzystać.

On tymczasem rozglądał się dookoła, aż wzrok jego spoczął na ładnej dziewczynie czytającej książkę.

Patrz na mistrza – syknął, a potem podszedł do niej z zaaferowaną miną.

– Najmocniej panią przepraszam – powiedział – czy nie ma pani przypadkiem chusteczki do nosa? Mój dzieciaczek dostał ataku uczulenia…

Dziewczyna spojrzała na mnie uważnie, a ja, choć ubódł mnie zwrot „dzieciaczek”, miałem w końcu prawie dziesięć lat, zacząłem mocno pociągać nosem i kichać, żeby uwiarygodnić to kłamstwo. Panna sięgnęła do torebki, a wuj Stefan już siedział obok niej, nawijając jak nakręcony.

– Nawet sobie pani nie wyobraża, ile problemów ma samotny ojciec…

Agata – bo jak się po chwili okazało dziewczyna miała na imię Agata – słuchała coraz uważniej mojego wujaszka, a po piętnastu minutach dała mu swój numer telefonu i obiecała, że w przyszły piątek zagra z nim w badmintona. Wuj tylko przeczesał grzywkę i puścił do mnie oko.

– I co, mistrzunio, nie? – bardzo był z siebie zadowolony. A w mojej głowie rodził się pewien plan.

Kombinowałem tak. Skoro na kobiety działa zwykły katar, to ja zadziałam mocniej. Na przykład udam, że mam ospę – i co, na pewno zaraz znajdzie się ładna dziewczyna, która zechce pomóc mojemu tacie w leczeniu mnie, a od tego już dwa kroki do badmintona i do ołtarza. Poszedłem do łazienki z flamastrem w ręku i wymalowałem na twarzy i rękach czerwone plamki. Potem stanąłem za tatą i powiedziałem:

– Musimy iść do parku!

– A to czemu? – spytał tata, nie odrywając wzroku od telewizora.

– Bo… bo muszę przynieść liście do szkoły – kłamałem jak z nut.

Ojciec wstał niechętnie i poszedł wkładać buty. Zgodnie z przewidywaniem, nawet na mnie nie spojrzał, a ja dodatkowo nasunąłem moją bejsbolówkę na nos, żeby nie dostrzegł kropek.

W parku udawałem, że zbieram liście, ale tak naprawdę bacznie rozglądałem się dookoła. Tata siedział na ławce i palił papierosa. Zupełnie nie obchodziły go przechodzące obok dziewczyny. Zacząłem się zastanawiać, która z nich najbardziej pasowałaby jako jego żona. Wybór padł na panią w krótkiej czerwonej spódniczce. Zerknąłem jeszcze, czy tata nie patrzy, i podszedłem śmiało do niej. Gdy byłem całkiem blisko, zacząłem głośno jęczeć i trzymać się za brzuch.

– Co ci się stało, chłopczyku? – dziewczyna była wystraszona.

– Niech pani pomoże mojemu tatusiowi – wyjęczałem. – Ja mam ospę, a on nie może sobie z tym poradzić.

Ojciec siedział, melancholijnie patrząc w dal i odpalał właśnie papierosa od papierosa.

To jest twój tata? – spytała dziewczyna.

– Tak… – powiedziałem, dumny, że moja taktyka zaczyna przynosić oczekiwany skutek.

Dziewczyna energicznie podeszła do taty.

– Że też panu nie wstyd! – powiedziała zagniewanym głosem. – Wysyłać dzieciaka na żebry! Do roboty by się pan wziął, a nie maluchem się wysługiwać!

Ojciec popatrzył na nią, jakby zobaczył kosmitę, a potem skierował wzrok na mnie. Musiałem głupio wyglądać… Wziął mnie za rękę i bez słowa ruszył do domu.

– Ogoliłby się pan przynajmniej – zawołała jeszcze za nami dziewczyna.

– Jezus Maria, co ci się dziecko stało?! – zawołała pani Kasia, nasza sąsiadka z naprzeciwka, gdy spotkała nas na klatce schodowej. Przynajmniej na kimś moje kropki wywarły właściwe wrażenie.

– Panie Tomku – mówiła do mojego ojca – to dziecko jest chore! Trzeba wezwać doktora, wygląda, jakby miał ospę czy co?

Ojciec przyjrzał mi się uważnie. A potem parsknął śmiechem.

– To flamaster, pani Kasiu, coś mu chyba dziś odbiło.

– Ale i pan coś niedobrze wygląda, panie Tomku, przepraszam, że tak mówię, ale naprawdę… – powiedziała pani Kasia, a ojciec tylko machnął ręką i wszedł do mieszkania.

Myślałem, że Wioletta jest ładna i miła...

Parę dni później wróciłem do moich rozmyślań, jakby tu tatę ożenić. Oglądałem właśnie w telewizji MasterChefa, gdy prowadzący program kucharz krzyknął z ekranu: „Chcecie zdobyć serce kobiety? Upieczcie jej to ciasto!

To był pomysł! Szybko spisałem składniki i zacząłem się zastanawiać, którą z pań zaprosić na degustację. Przypomniałem sobie Wiolettę, koleżankę z biura taty, o której wuj Stefan mówił, że jest ładna. Nie pamiętam, co na to odpowiedział tata, ale ufałem wujkowi bezgranicznie. Tym razem jednak musiałem uknuć grubszą intrygę, bo do Wioletty nie miałem łatwego dostępu.

Kiedy ojciec siedział w łazience, zakradłem się do jego marynarki i wyciągnąłem telefon komórkowy. Bingo! W spisie kontaktów była jedna osoba o tym imieniu. Postanowiłem wysłać jej SMS-a z zaproszeniem na kolację. „Jak przyjdzie, podam ciasto i zanim tata zdąży coś zepsuć, serce Wioletty już będzie do niego należeć”. Tylko… co właściwie się pisze w takich SMS–ach?

Znów przypomniał mi się wuj Stefan, który mówił, że kobiety uwielbiają, gdy mówić do nich „piękna” albo „bejbe”. Nie miałem wiele czasu, bo ojciec kończył poranną toaletę w łazience, więc zdecydowałem się na „bejbe”.

„Wpadnij do mnie bejbe dziś wieczorem” – wystukałem drżącymi paluchami, a potem szybko schowałem telefon z powrotem do kieszeni taty.

Tego dnia wróciłem do domu zaraz po lekcjach. Musiałem przygotować przecież ciasto dla przyszłej żony mojego taty. Próbowałem jak najstaranniej odtworzyć to, co widziałem na ekranie telewizora. Wydawało się, że wszystko dobrze idzie. Placek pięknie rósł w piekarniku i akurat wtedy, gdy był już gotowy, do domu wrócił tata. Potwornie wkurzony. Czerwony na twarzy ze złości, złapał mnie za ramię i potrząsnął. Byłem przerażony, nigdy nie widziałem go w takim stanie.

– Co ty smarkaczu znowu wymyśliłeś? Wiesz, że mogłem za to wylecieć z roboty?

Nie rozumiałem, co się stało. Czemu moje miłe zaproszenie miało spowodować taki kataklizm.

– Dlaczego wysłałeś bezczelne zaproszenie do szefowej kadr? Co ci odbiło?! Miałem rozmowę z dyrektorem, bo ta cholerna baba oczywiście natychmiast oskarżyła mnie o molestowanie! Musiałem przez godzinę tłumaczyć i dyrektorowi, i tej poczwarze, że w życiu by mi nie przyszło do głowy, żeby ją zapraszać gdziekolwiek, a już najmniej na kolację do domu! A wtedy dowiedziałem się, że jestem okrutny, że z niej kpię i że to dla odmiany mobbing! Ledwo uszedłem z życiem.

Myślałem, że Wioletta jest ładna i miła… – bąknąłem skruszony, zastanawiając się, kogo miał na myśli mój wujaszek.

– Po pierwsze, ma ze sto lat, po drugie – ma brodawkę na nosie, po trzecie… żadne po trzecie, to wystarczy, żeby nie chcieć jej na kolacji. Poza tym, co byś jej podał, gdyby jednak przyszła, hę?

Przez moment miałem nadzieję, że uda mi się go udobruchać i triumfalnie pokazałem mu ciasto. Placek był rumiany i apetyczny.

– Przynajmniej tyle dobrego, jestem głodny jak wilk – tata wziął nóż i ukroił sobie hojny kawałek, a potem wpakował go w całości do ust, chociaż mnie zawsze powtarzał, że tak nie wolno robić. I wtedy stało się nieszczęście. Ojciec zakrztusił się, posiniał, zaczął strasznie pluć.

– Otrułeś mnie, smarkaczu! – krzyczał, a ja naprawdę potwornie się przestraszyłem.

Wybiegłem z mieszkania, żeby sprowadzić pomoc i akurat trafiłem na panią Kasię, która wracała z zakupów.

– Ratunku! – zawołałem. – Mój tata umiera!

Pani Kasia wypuściła z rąk torby i rzuciła się na pomoc.

– Co się dzieje, panie Tomku?!

Tata cały czas próbował złapać powietrze, kaszlał, prychał i był czerwony na twarzy. Pani Kasia natychmiast przystąpiła do reanimacji. Przyglądałem się jej zabiegom ledwo żywy z przerażenia.

– Niech pan podniesie ręce do góry – komenderowała sąsiadka. – A teraz proszę się pochylić.

Gdy to nie pomogło, sąsiadka wzięła rozmach i palnęła tatę z całej siły w plecy. On kaszlnął, prychnął i z gardła wypadł mu kawałek ciasta.

– Uff – opadł na krzesło, od tego kaszlania miał łzy w oczach. – Dzieciak próbował mnie otruć.

Wreszcie tata jest na dobrej drodze

Ze zgrozą patrzyłem na mój placek. Jak to możliwe? Pani Kasia skubnęła maleńki okruszek i polizała.

– No… – powiedziała – faktycznie dość słony.

Jak to, słony?! – nie mogłem uwierzyć.

– Skosztuj sam!

Liznąłem ciasto – zupełnie jakbym lizał grudkę soli z Wieliczki. Tajemnica mojej klęski wyjaśniła się dość szybko. Do puszki z napisem „cukier” tata wsypał sól. Nie była to więc do końca moja wina, ale nie odważyłem się powiedzieć tego głośno. Byłem przybity. Tata w dalszym ciągu nie miał żony, w dodatku nie mogliśmy się pocieszyć plackiem. Siedzieliśmy zmartwieni, a pani Kasia przyglądała się nam uważnie.

– Wiecie co, panowie? – powiedziała w pewnej chwili. – Zapraszam was na kolację. Mam w domu rosół i mielone, a na deser zjemy sobie lody i eklerki, bo akurat kupiłam.

Tata popatrzył na panią Kasię, jakby słowo „eklerka” o czymś mu przypomniało. Może o tym, że życie może być przyjemne? Przez ułamek sekundy uśmiechał się takim swoim dawnym uśmiechem i powiedział:

– Ogolę się i przyjdziemy.

A ja pomyślałem, że jednak mój misterny plan, może trochę na opak, ale zaczyna przynosić efekty. Ta pani Kasia – fajna babka, naprawdę! 

Wygląda na to, że tata jest na dobrej drodze do ołtarza. W ubiegłą sobotę zabrał panią Kasię do kina, a ja zostałem w domu sam.

– Obierzesz ziemniaki na obiad, skoro tak cię ciągnie do gotowania – powiedział tata. Nie byłem specjalnie zadowolony, na szczęście przyszedł wuj Stefan, więc przynajmniej miałem towarzystwo. Ale wyglądał nietęgo.

– Ech – westchnął – ta Agata…

– Nie przyszła na randkę?

– Przyszła, ale kazała mi przez dwie godziny biegać z rakietą za lotką.

– No i?

– Ja nie umiem grać w badmintona! Zrobiłem z siebie kompletnego idiotę! Wszystkie okoliczne dzieciaki pokazywały mnie sobie palcami i zrywały boki ze śmiechu.

– No to faktycznie… – rozumiałem jego ból, bo najgorzej, jak ktoś się z człowieka śmieje.

– Nie wiem teraz, co zrobić, bo dziewczyna jest super – westchnął wuj.

Na szczęście jednak miał mnie – a przecież, można powiedzieć, jestem już w tych sprawach ekspertem. Przygładziłem więc grzywkę i powiedziałem.

– Nie martw się, ja ci pomogę. Upiekę ci takie ciasto, że natychmiast się w tobie zakocha. W końcu – przez żołądek do serca!

Czytaj także:
„Związałam się z prostakiem, który miał wrażliwość pieca kaflowego. Nie wypada mi przebierać, w końcu mam już 41 lat”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Dlatego, gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, jak odebrać jej dziecko”
„Chciałem wynagrodzić mamie życie w samotności i przygotowałem jej niespodziankę. Prezent mało nie wpędził staruszki do grobu”

Redakcja poleca

REKLAMA