Miałam zaledwie sześć lat, a mój braciszek cztery, kiedy zabrakło naszej mamy. Dobrze pamiętam dzień jej pogrzebu. Trzymałam Grzesia przez cały czas za rączkę, a różni ludzie stale podchodzili do nas i ściskali nas, mówiąc, żebyśmy byli dzielni i że mamusia gdzieś wyjechała. Myślałam sobie wtedy, że są strasznie głupi i się nie znają, bo to nie mamusia zwykle wyjeżdża, tylko tata. To jego nie ma ciągle w domu, bo „pracuje”, a mama jest zawsze.
Przecież od tego są mamy, żeby być. Prawda?
Ale potem tak jakoś się porobiło, że mama faktycznie zniknęła, a tata był już stale z nami. Dziwnie się czułam, kiedy pierwszego dnia usiłował uczesać mi włosy. Szarpał i szarpał, chociaż mu wyraźnie mówiłam, jak ma to zrobić. Potem dał za wygraną, wszystkie gumki, spinki i kokardki wsadził w kieszeń i poprosił panią przedszkolankę, aby mnie uczesała. Pani popatrzyła na niego tak dziwne. Potem zrozumiałam, że to było współczucie…
Pierwsze obiady autorstwa taty były okropne. Kotlety mielone to wyrzucił do śmietnika razem z patelnią! Gdyby mnie zapytał, powiedziałabym mu, że mama zawsze do mięsa dodawała surowe jajko. Ale on chciał wszystko sam i wyganiał mnie z kuchni. Nie zapomnę, jak przyszywał mi kolejne sprawności do mundurka zucha. Ile się przy tym naklął i pokłuł w palce, to tylko my wiemy z Grześkiem, bo chichotaliśmy razem w łóżkach. Ale to były początki. Bo potem miałam na kołnierzyku szkolnego fartuszka wyhaftowane prześliczne „A” jak Agnieszka i pani w szkole nie mogła się nadziwić, że to zrobił mój tata!
– Jest astrofizykiem! – powiedziałam jej wtedy z dumą, wprawiając ją w jeszcze większą konsternację.
Bo co ma astrofizyk do haftowania? Ja zaś uważałam, że skoro tata zna się na czymś tak skomplikowanym jak gwiazdy, to na wszystkim się zna! Tata pracował na politechnice. Po latach dowiedziałam się, że zawiesił na kołku swoją karierę, aby nas z Grzesiem wychować. Wszyscy uważali, że powinien wynająć dla nas opiekunkę, ale on był zdania, że dzieci, które straciły matkę, powinny przynajmniej mieć ojca. Wiem, że szczególnie ze mną, dziewczyną, nie było mu łatwo, ale nigdy się nikim nie wyręczał. Bez zmrużenia oka chodził na moje występy baletowe, chociaż bywał jedynym facetem na widowni. No i kiedy zaczął się czas dojrzewania, kupił mi podpaski, które po prostu pojawiły się w pewnym momencie w łazience. A jakiś czas później poprosił mnie, żebym powiedziała mu, kiedy będę miała zamiar rozpocząć współżycie, bo wtedy zaprowadzi mnie do ginekologa, który zadba o moje zabezpieczenie.
Koleżanki nie chciały wierzyć, że tak powiedział!
Bardzo im współczułam, że nie mają z ojcami takiego porozumienia, jak ja. I to nie chodzi nawet o to, że byłam jego przysłowiową księżniczką. On mnie wcale nie rozpieszczał, tylko zwyczajnie, na spokojnie, przygotował do życia. Nigdy nie podniósł głosu ani na mnie, ani na mojego brata. Ale mimo to doskonale oboje wiedzieliśmy, na co możemy sobie pozwolić, a na co nie. Mój okres buntu ograniczył się do dziwnych ciuchów. Chodziłam ubrana cała na czarno, z mnóstwem pobrzękującej łańcuchami biżuterii.
– Pamiętaj, żeby się dobrze uczyć – zastrzegł wtedy tata. – Jeśli będziesz miała dobre stopnie, to w szkole przejdzie nawet irokez. Jeśli nie, nauczyciele zaczną się ciebie czepiać o wszystko.
Miał rację. Uchodziłam za ekscentryczną, ale nigdy za lenia czy łobuza. Za to Grzesiek dał ojcu nieźle popalić. Miał zaledwie piętnaście lat, kiedy przyszedł do domu pijany w sztok. Ale tata powiedział tylko:
– Teraz połóż się spać, jutro porozmawiamy o twoim zachowaniu.
I brat, kiedy wytrzeźwiał, strasznie go przepraszał.
– Nie chodzi o to, żebyś nie pił, bo alkohol jest dla ludzi. Ale zachowaj umiar! – usłyszał na to brat i strasznie się zdziwił, że nie dostanie żadnej kary. – A jak się dzisiaj czujesz? – spytał tata.
– No kiepsko. Głowa mnie tak boli, że… – przyznał Grzesiek.
– I to jest właśnie twoja kara, synu!
Od tamtej chwili nigdy nie widziałam brata pijanego, zawsze wiedział, kiedy odstawić alkohol i sięgnąć po sok. Ktoś może powiedzieć, że w naszym życiu nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego oprócz śmierci mamy na samym początku. Po co więc o tym gadać? Cóż, dla mnie nasz tata jest prawdziwym bohaterem zwykłego dnia. Mnie nauczył bycia prawdziwą kobietą. Dzięki niemu umiem gotować, a i koło w samochodzie sama zmienię. Brat także wyrósł na świetnego faceta, przygotowanego do życia. Dziewczyna, która go dostanie na męża, pewnie się zdziwi, że sam z siebie pozmywa i nawet zrobi pranie. Ja i Grzegorz umiemy tyle, ile czasami nie potrafią dzieciaki wychowane przez oboje rodziców… Dziękuję ci, tato!
Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”