„Po rozwodzie mąż załatwił mnie w białych rękawiczkach. Nora z grzybem na ścianach to najlepsze, co mnie spotkało”

załamana kobieta fot. Getty Images, Kseniya Ovchinnikova
„– Zajrzałam do twojego komputera – przyznałam, a jego zamurowało. – Zdradzasz mnie nie tylko z Andżeliką. – Może tak, może nie. Może po prostu tego potrzebuję. Nie grzeb tam, gdzie nie powinnaś, a wszystko będzie dobrze. Masz wygodne życie. Doceń to i nie bądź zołzą”.
/ 30.11.2024 08:30
załamana kobieta fot. Getty Images, Kseniya Ovchinnikova

Wszyscy dookoła powtarzali mi, że powinnam walczyć o siebie. Że nie muszę godzić się na życie u boku drania, który zdradza mnie na lewo i prawo. Posłuchałam i uwierzyłam w siebie. Odeszłam od niego. I co mi z tego przyszło? Mieszkam w zapuszczonej kawalerce i każdego dnia martwię się, czy wystarczy mi do dziesiątego. Sama już nie wiem, co lepsze – żyć biednie, ale z uniesioną głową, czy godzić się na poniżanie.

Namawiała mnie, bym odeszła od męża

– To znowu Mariusz, tak? – zapytała Sylwia, gdy zobaczyła mnie zapłakaną pod jej drzwiami.

– Sylwia, ja już tak nie mogę! Nie potrafię!

– Nie stój tak w progu. Wejdź do środka, porozmawiamy.

Usiadłam w salonie, a ona poszła wstawić wodę na herbatę. Tamtego dnia byłam roztrzęsiona, jak nigdy wcześniej. Miałam już tego dosyć. Chciałam zdobyć się na odwagę, której brakowało mi przez całe życie. Potrzebowałam tylko bodźca, który wyzwoli to, co drzemie gdzieś głęboko we mnie. Takim bodźcem okazały się słowa Sylwii.

– Tym razem go nakryłam – przyznałam. – Wróciłam od mamy o jeden dzień wcześniej i zastałam go z jakąś dziunią. Rozumiesz to? Zabawiał się z tą flądrą w naszym łóżku, jak gdyby nigdy nic! Gdy zorientował się, że na nich patrzę, kazał mi wyjść i wrócić za godzinę.

– Karola, jak długo zamierzasz godzić się na takie traktowanie? Nie zasługujesz na to, rozumiesz? Żadna kobieta nie zasługuje na takie poniżanie.

– Łatwo ci mówić. Ty masz pracę i pieniądze, a co mam ja? Cały czas jestem jego utrzymanką, bo tak jest mu wygodnie. Bo wie, że w ten sposób zatrzyma mnie przy sobie. Sylwia, ja nie mam tu nikogo. Mam wrócić na wieś i zaczynać wszystko od nowa?

– Przecież masz mnie. Pomogę ci na starcie, zanim nie staniesz na własnych nogach – zapewniła mnie. – Zobaczysz, będzie dobrze. Musisz tylko zdobyć się na odwagę, by rzucić tego drania.

Nie tylko Sylwia jest zdania, że powinnam od niego odejść. To samo powtarza mi mama i Krzysiek, mój brat. Od dawna zdaję sobie sprawę, że mają rację, ale nigdy nie potrafiłam znaleźć w sobie odwagi. „On się zmieni” – okłamywałam samą siebie. Tym razem jednak miarka się przebrała.

Poznałam go kilka lat temu

Zanim poznałam Mariusza, pomagałam mamie w jej gospodarstwie agroturystycznym. Żyłyśmy skromnie, ale nigdy nie brakowało nam na podstawowe potrzeby. Miałyśmy stałych klientów, którzy wracali do nas rokrocznie. Jakoś wiązałyśmy koniec z końcem.

Mariusz zameldował się u nas jakieś pięć lat temu. Przyjechał na ryby z dwoma kolegami. Gdy pokazywałam mu jego pokój, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Wstydziłam się. Był nieziemsko przystojny, dobrze i gołym okiem było widać, że śpi na kasie. Miał w sobie coś onieśmielającego, wręcz władczego. Byłam prostą dziewczyną ze wsi i łatwo było wprawić mnie w zakłopotanie.

Zagadał do mnie następnego dnia po przyjeździe. Nie pamiętam dokładnie, co wtedy powiedział. Chyba wychwalał sielski krajobraz, albo coś w tym rodzaju. Natomiast dokładnie pamiętam, że gdy tylko otworzył do mnie usta, zalałam się rumieńcem, co nie umknęło jego uwadze.

– Czerwienisz się – zauważył.

– Mamy dziś rześkie powietrze – próbowałam wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.

– A może to ja tak na ciebie działam? – zapytał, a mi zaczęło kręcić się w głowie. Moja twarz nie była już czerwona. Stała się bordowa. Byłam tak zawstydzona, że uciekłam jak małolata.

Wrócił tydzień później. Powiedział, że tak spodobało mu się u nas, że teraz będzie częściej wpadał w te strony. Mama była wniebowzięta. Każdy klient jest przecież na wagę złota.

Myślałam, że to ideał

Jak powiedział, tak zrobił. Meldował się w naszym gospodarstwie przynajmniej dwa razy w miesiącu. Z czasem zaczęłam przyzwyczajać się do obecności tego boskiego Adonisa. Nie peszył mnie już tak bardzo, jak na początku. Zauważył to i nie omieszkał wykorzystać zmiany mojego nastawienia. Poprosił, żebym pokazała mu nowe łowiska, a ja zgodziłam się bez wahania, mimo że wiedziałam, że nie przyjeżdża tu, żeby wędkować.

Tamtego dnia przeżyliśmy niesamowitą przygodę. Uległam mu w ustronnym miejscu nad stawem. Nie miałam dużego doświadczenia w tych sprawach, ale nie wyobrażałam sobie, by z kimkolwiek mogłoby być mi lepiej. Chyba już wtedy byłam w nim zakochana. Obawiałam się, że skoro dostał to, o co mu chodziło, nie wróci już do naszego gospodarstwa, ale nie. Nadal meldował się regularnie. Nawet moja mama zauważyła, że nie chodzi mu o odpoczynek na wsi.

– To porządny kawaler, córuś. Właśnie taki mężczyzna jest dla ciebie odpowiedni – stwierdziła.

– Porządny? Nie. On jest idealny, mamo – odpowiedziałam rozmarzonym głosem.

Byłam szczęśliwa, gdy się oświadczył

Ani się obejrzałam, a zostaliśmy parą. Marzyłam o przyszłości u jego boku, ale obawiałam się, że to tylko chwilowe. On był bogatym facetem z Warszawy, a ja... skromną dziewuchą z zabitej dechami wsi. Myślałam, że znudzi się mną, ale nie.

– Wiesz, te cotygodniowe dojazdy stają się męczące – stwierdził pewnego dnia.

– Rozumiem – powiedziałam, próbując ukryć smutek. – Skoro nie chcesz się ze mną więcej widywać...

– Co? Skąd ci to przyszło do głowy? Karolina, nie tylko chcę się z tobą dalej widywać. Chcę budzić się obok ciebie każdego ranka.

– Mariusz, co ty chcesz mi powiedzieć?

– Wyjedź ze mną do Warszawy.

– Mówisz poważnie?

– Śmiertelnie poważnie.

– Mariusz, sama nie wiem...

– Nie kochasz mnie?

– Oszalałeś? Kocham cię najbardziej na świecie. Ale postaw się w mojej sytuacji. Nie wiem, czy traktujesz poważnie związek ze mną. A jak ci się znudzę?

– Naprawdę myślisz, że mógłbym mieć cię dosyć? Więc może to cię przekona – powiedział, klękając przede mną i wyjmując z kieszeni pudełko ze złotym pierścionkiem. – Karolina, jesteś miłością mojego życia. Byłbym najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem, gdybyś zgodziła się zostać moją żoną.

Okazał się podłym draniem

Nasze szczęście nie trwało długo. Jeszcze przed pierwszą rocznicą zaczął mnie zdradzać. Być może robił to już wcześniej, tylko nie udało mi się go nakryć.

– Mariusz, mogę zadzwonić z twojego telefonu? Swój chyba zostawiłam w samochodzie.

– Jest w kurtce.

Odblokowałam ekran i zobaczyłam powiadomienie o nowym SMS-ie. Nie chciałam odczytywać tej wiadomości. Zrobiłam to zupełnym przypadkiem. Jakaś Andżelika pisała mu, że było jej wspaniale i nie może doczekać się następnego spotkania.

– Kim jest Andżelika? – zapytałam.

– Słucham? – zdziwił się.

– Podobno było jej wspaniale i czuła się jak w siódmym niebie – powiedziałam, podając mu telefon. Spojrzał na ekran.

– O to ci chodzi? To tylko koleżanka z pracy – zaśmiał się. – Ma specyficzne poczucie humoru, ale pracujemy razem i muszę ją tolerować. Nie myślałaś chyba, że cię zdradzam?

– Prawdę mówiąc, przyszło mi to do głowy.

– Skarbie, nie wygłupiaj się. Wiesz przecież, że w moim życiu nie ma żadnej poza tobą.

Kupiłam to tłumaczenie, ale pozostałam czujna. Od tamtej pory zaczęłam go kontrolować. Przeglądałam jego telefon i sprawdzałam kieszenie. Nic nie wskazywało, że ma kochankę. Aż pewnego dnia zajrzałam do jego komputera. Na jednym z komunikatorów odkryłam ciekawą historię rozmów. Z Andżeliką, Bożeną, Martyną i kilkoma innymi.

Powiedział mi to w twarz

– Cześć, skarbie. Już jestem – przywitał się jak gdyby nigdy nic, gdy znów wrócił spóźniony z pracy. – Słowo daję, te nadgodziny kiedyś mnie wykończą.

– Nadgodziny? A może kochanki?

– Karola, znowu chcesz to przerabiać? Tłumaczyłem ci już...

– Zajrzałam do twojego komputera – przyznałam, a jego zamurowało. – Zdradzasz mnie nie tylko z Andżeliką.

Przez chwilę patrzył na mnie i nic nie mówił. W końcu przełkną ślinę i skinął głową, jakby zebrał się na odwagę.

– Może tak, może nie. Może po prostu tego potrzebuję. Pamiętaj, skarbie, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nie grzeb tam, gdzie nie powinnaś, a wszystko będzie dobrze. Masz wygodne życie. Doceń to i nie bądź zołzą.

– Dokąd się wybierasz? – zapytałam, gdy zobaczyłam, że zakłada buty, które przed chwilą zdjął.

Nie wiem, o której wrócę – zignorował moje pytanie. – Nie czekaj na mnie.

To stało się naszą rutyną

Od tamtej rozmowy przestał się kryć ze swoimi romansami. Wychodził do kochanek, kiedy miał na to ochotę. Nie słuchał próśb i gróźb. Nic sobie nie robił z moich łez. Błagałam go, by przestał. Zbywał to milczeniem. Straszyłam go, że się z nim rozwiodę. Zbywał to cynicznym uśmiechem. Z czasem zaczęłam tracić szacunek do samej siebie, ale nie potrafiłam go zostawić. Nadal go kochałam, poza tym nie wyobrażałam sobie powrotu na wieś.

Tamtego dnia wróciłam od mamy o jeden dzień wcześniej, niż zamierzałam. Pojechałam do niej, by się wygadać. W stolicy miałam tylko Sylwię, a nie mogłam przecież przez cały czas obarczać ją swoimi problemami. Mama nalegała, bym wróciła do domu. „Wszystko się ułoży, zobaczysz” – zapewniała, ale ja nie chciałam o tym słyszeć. Przez cały czas wierzyłam, że mój mąż może się jeszcze zmienić. Aż po powrocie zobaczyłam coś, co mną wstrząsnęło.

Zabawiał się z tą ladacznicą w naszym łóżku. Wtedy dotarło do mnie, że o żadnej przyszłości nie ma już mowy. Poszłam do Sylwii, a jej słowa dodały mi odwagi, której potrzebowałam.

Wystąpiłam o rozwód. Mieszkanie było jego, podobnie jak wszystko, co mieliśmy. Wyszłam od niego z tym, z czym przyszłam. Bez pracy, bez pieniędzy. Sylwia dała mi kąt, ale nie mogłam na niej żerować. Znalazłam pracę w sklepie spożywczo-monopolowym. Na umowę zlecenie, za marną pensję. Stać mnie było tylko na wynajęcie marnej kawalerki z grzybem na ścianach, w najpodlejszej ze wszystkich podłych dzielnic.

Gdy piszę te słowa, próbuję nie słuchać wrzasków patologicznych sąsiadów. Za chwilę wychodzę do pracy. Nie wrócę do domu przed północą. Tak teraz wygląda moje życie. Zaczynam zastanawiać się, czy dobrze zrobiłam. Może lepiej było znosić upokorzenia, ale nie bać się o przyszłość?

Karolina, 32 lata

Czytaj także:
„Z obczyzny wróciłam z pełnym portfelem, ale z pustką w sercu. Własne dzieci pamiętały mnie tylko ze zdjęć”
„Spadek po babci po prostu rozpłynął się w powietrzu. Razem z kosztownościami zniknęły też wspomnienia”
„Plan przejęcia spadku był idealny, ale duża kasa przeszła obok. Niesmak pozostanie, bo nie wytrzymałam napięcia”

Redakcja poleca

REKLAMA