„Po rozwodzie mąż zapomniał, że ma 2 córki. Musiałam się natrudzić, żeby jakoś wiązać koniec z końcem”

matka, która musi sobie radzić sama z dwiema córkami fot. Adobe Stock, Mariakray
Mój były mąż zapomniał, że ma córki już kilka lat temu – zaraz po rozwodzie. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zakasać rękawy i samej zadbać o naszą trójkę. Z pomocą alimentów, zasiłku rodzinnego i pracy dorywczej jakoś wiązałam koniec z końcem. A teraz… zabrakło nam na czynsz i prąd!
/ 05.07.2021 11:44
matka, która musi sobie radzić sama z dwiema córkami fot. Adobe Stock, Mariakray

Zaskoczona patrzyłam na konto bankowe. Jak co miesiąc powinna pojawić się na nim kwota alimentów dla córek. Tych przesyłanych z Funduszu. Nie tym razem. Nie zwlekając, sięgnęłam po telefon. Urzędniczka wyjaśniła mi, że ponieważ jedna z córek osiągnęła pełnoletność, wypłata świadczeń została wstrzymana do czasu złożenia nowego wniosku. Wniosek córka miała złożyć sama.

– Zapraszamy do pokoju nr 9 po druk. Powiemy, jakie dokumenty dostarczyć – usłyszałam.
– A co z alimentami dla drugiej córki? – dopytywałam się. – Dotrą z opóźnieniem.

Wysłałam Izkę do urzędu od razu następnego dnia.

Musiałaś ją źle zrozumieć, córeczko

Cudem udało mi się zatrudnić w sklepie, na umowę zlecenie. Jak człowiek sam wychowuje dzieci, to nie patrzy na umowę, tylko na to, aby zarobić. Jeść trzeba, a i dzieci ubrać, lekarstwa kupić, opłaty uiścić, wiadomo. Mój były mąż zapomniał, że ma córki już kilka lat temu – zaraz po rozwodzie. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zakasać rękawy i samej zadbać o naszą trójkę. Z pomocą alimentów, zasiłku rodzinnego i pracy dorywczej jakoś wiązałam koniec z końcem. A teraz… zabrakło nam na czynsz i prąd! Wieczorem zapytałam córkę, co udało jej się załatwić.

– Pani w urzędzie powiedziała, że potrzebne będzie ksero dowodu, mojego i twojego, PESEL-e, zaświadczenie ze szkoły… – zaczęła wymieniać listę załączników, które miała dostarczyć. – I teraz mam złożyć tylko swój wniosek, a za miesiąc, jak będzie termin składania wniosków, wiesz, ten zwykły, jak co roku, to trzeba wypisać ten na Gośkę i jeszcze raz na mnie.

No nie, to chyba pomyłka! Jaki sens ma składanie miesiąc w miesiąc tego samego wniosku?

– Idź jutro i dowiedz się dokładnie – poprosiłam Izę.
– Aha, i musisz iść ze mną – przypomniało się córce. – Musisz coś tam za mnie podpisać.
– Przecież jesteś pełnoletnia i sama masz ten wniosek złożyć.
– Nie, mamuś – Izka nie ustępowała. – Pani w urzędzie powiedziała, że ty masz podpisać ten wniosek razem ze mną.

Przyznaję, nie rozumiałam do końca, co moje dziecko mówi. Logicznym dla mnie było, że jeśli osoba dorosła składa wniosek, to sama się pod nim podpisuje.

– I najlepiej byłoby, gdyby znalazł się ojciec i też podpisał… – mruknęła cicho.

Nazajutrz poprosiłam w pracy szefową o godzinę wolnego. Popatrzyła na mnie niechętnie.

– Przypominam, że pracuje tu pani zaledwie drugi miesiąc – burknęła. – Jak pani musi, to niech pani przyjdzie jutro godzinę później, ale wolałabym, aby to się nie powtórzyło.

Próbowałam wyjaśnić sytuację.

Pani Marto – przerwała mi szefowa – nie obchodzi mnie czyjeś życie prywatne.

Następnego dnia razem z córcią poszłyśmy do urzędu. Niestety, okazało się, że Izka nic nie przekręciła. Miała złożyć wniosek sama, ale ja musiałam go podpisać. Dopiero potem mogła ona. Za zgodą matki. Ojca udało się z tego wyłączyć. Gdzie miałam go szukać? Nie kontaktował się z nami od lat; komornik też nie wiedział, gdzie on jest. Okazało się jednak, że wystarczy zgoda tego rodzica, z którym dziecko mieszka. Szybko coś załatwię i zaraz wracam… Już chciałam biec do pracy, ale urzędniczka mnie zastopowała:

– Tu jeszcze brakuje reszty załączników! Proszę donieść rozliczenie PIT za ubiegły rok, zaświadczenie o dochodach z pani pracy, zaświadczenie ze skarbowego o dochodzie za zeszły rok, zaświadczenie od komornika za ostatnie trzy miesiące i zeszły rok. Córka też musi dostarczyć taki sam komplet dokumentów.
– Przecież córka się uczy, nie pracuje jeszcze – zaoponowałam.
– To urząd skarbowy wystawi zaświadczenie, że u nich nie figuruje. I u komornika niech złoży prośbę o wystawienie zaświadczenia.

Ale pani musi tam jechać z nią i podpisać jej zgodę. Zamrugałam z niedowierzaniem. Zabrałam kartkę z notatkami, jakie dokumenty donieść, i pojechałam do pracy. Niestety, zmuszona byłam poprosić o kolejne kilka godzin wolnego.

– Pani chce w ogóle tu pracować? – spytała szefowa, łypiąc na mnie zza okularów.
– Oczywiście, że chcę. Muszę jednak jechać z córką do…
– Jak pani musi, to proszę jechać. I potem do pracy – łaskawie wyraziła zgodę. – Tylko szybko.

Nazajutrz przegoniłam córkę po urzędach. Okazało się, że prawie wszędzie musiałam podpisywać się za nią. Po to, aby za chwilę mogła to zrobić ona! Na jedne zaświadczenia trzeba było czekać kilka dni, na inne tydzień.

– Będziemy musiały tu przyjechać jeszcze raz – mruknęła Izka.

Okazało się, że do odbioru też musimy być obie. Córka niby pełnoletnia, ale wszędzie była wymagana zgoda matki. Jak powiedziała pani w urzędzie: „Tylko za pierwszym razem, kolejne wnioski będzie podpisywać sama”. Przyznaję, odechciało mi się wszystkiego. Tym bardziej że kiedy poprosiłam szefową o wystawienie zaświadczenia o dochodach, ta prychnęła oburzona.

– Księgowa może mi to wystawić dopiero za dwa tygodnie!
– I umowę o pracę muszę przedstawić… – szepnęłam.

Tu już kierowniczka spojrzała na mnie z jawną wrogością. Ale nie odezwała się więcej. O dziwo, zarówno umowa, jak i zaświadczenie o dochodach były gotowe następnego dnia. Tydzień później znowu poprosiłam o parę godzin. Musiałam odebrać część zaświadczeń i jechać z córką złożyć wniosek.

– Czy pani nie przesadza, pani Marto? – wysyczała przez zęby szefowa. – Przypominam, że pracuje tu pani na umowę zlecenie.

Przeprosiłam grzecznie. Przecież nie mogłam powiedzieć tego, co miałam na końcu języka

Następnego dnia obie z córką niemal biegiem odbierałyśmy zaświadczenia, kserowałyśmy dokumenty, by wreszcie złożyć całość w urzędzie. Uff, udało się.

– A o zasiłek rodzinny nie będzie pani składać wniosku? – spytała urzędniczka.

Popatrzyłam na nią niepewnie.

– To chyba córka musi sama, tak? – spytałam z nadzieją.
– Nie, o zasiłek rodzinny to pani. Bo córka, choć pełnoletnia, to jednak jest pod pani opieką, i macie wspólne gospodarstwo domowe. Tylko musi się pani pospieszyć, bo już połowa miesiąca, a na zaświadczeniach musi być data z obecnego miesiąca.
– A jakie to mają być zaświadczenia? – wtrąciła Izka.
– Te same, które teraz panie składały – wyjaśniła urzędniczka. – Dlatego zdziwiłam się, że tylko po jednym egzemplarzu macie, bo przecież jeszcze rodzinne…

Nie wierzyłam własnym uszom. Jeszcze raz mam robić rundkę po urzędach? Po te same dokumenty?! Szefowa mnie zabije…

– Przecież to jeden i ten sam urząd, prawda? Macie to wszystko w komputerze – zaczęłam z nadzieją. – Nie można zrobić ksero tego, co przyniosłyśmy, i dołączyć do drugiego wniosku?
– Oryginały muszą być – odparła urzędniczka. – Aktualne.
– A te są nieaktualne?
– Ależ są. Ale one zostają przy tym wniosku. Razem z kserokopiami. A do rodzinnego trzeba takie same. I ksero – powtórzyła znudzonym tonem.

Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie jest ukryta kamera. Mina szefowej, którą poprosiłam o kolejne zaświadczenie o dochodach i oryginał umowy, mówiła wszystko. Kiedy poprosiłam o kolejne kilka godzin wolnego, zgodziła się z uśmiechem. Mogło to oznaczać tylko jedno: wkrótce pożegnam się z pracą. Udało nam się uzbierać wymagane dokumenty i zdążyłyśmy je oddać przed końcem miesiąca. Na pożegnanie zaś usłyszałam:

– Tylko niech pani pamięta, żeby zaraz na początku miesiąca przyjść po nowe wnioski!
– Przecież teraz je złożyłyśmy.
– Pani ma dwoje dzieci, prawda? A zaczyna się nowy okres zasiłkowy. Trzeba jeszcze raz. Proszę donieść te same dokumenty, ale teraz pani osobno i córka osobno. Pani dla tej młodszej, a starsza sama za siebie. I w wypadku zaświadczenia o dochodach składa pani oryginał zarówno w swoim wniosku, jak i we wniosku starszej córki. A starsza córka zaświadczenie z urzędu skarbowego, że nie figuruje u nich, zarówno u siebie, jak i we wniosku, który wypełnia pani.
– Plus kserokopie… – mruknęła drwiącym tonem Izka.
– Oczywiście, plus kserokopie. – urzędniczka nie słyszała bądź udawała, że nie słyszała ironii. – I zapomniałabym o jeszcze jednym – dodała. – Mój błąd, proszę wybaczyć. Jeszcze muszą być zaświadczenia z ZUS o składkach zdrowotnych bądź o ich braku. Gdyby mogła pani dostarczyć mi je jeszcze dzisiaj, najpóźniej jutro… Pojutrze już koniec miesiąca, a musi figurować na nich ten sam miesiąc co na wniosku. Zaświadczenia zarówno od pani, jak i córki.

Miałam ochotę podejść i udusić tę kobietę, zamiast tego tylko skinęłam głową

Iza podrzuciła do urzędu ostatnie dokumenty dzień później, ja mogłam wreszcie normalnie pójść do pracy. Po południu szefowa poinformowała mnie, że z początkiem nowego miesiąca mam już nie przychodzić do pracy.

– Będzie pani miała sporo wolnego, aby załatwiać prywatne sprawy urzędowe – oznajmiła, zamykając za mną drzwi sklepu.

Zabawne, ale pierwszy raz w życiu ucieszyłam się ze zwolnienia. Czekało mnie zdobywanie kolejnych zaświadczeń tylko po to, aby dziewczynki otrzymały pieniądze, które im się prawnie należały. Tydzień z życia wyjęty! Gdyby w tamtej chwili wpadła mi w ręce osoba, która wymyśliła te wnioski, załączniki i przepisy – jak nic siedziałabym w więzieniu za morderstwo. Podejrzewam, że nie ja jedna. 

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA