„Po rozwodzie cieszyłam się, że mąż zostawił mi mieszkanie. Ale majątek to nie wszystko, gdy nie masz obok nikogo”

kobieta, która czuje się samotna po rozwodzie fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
„Gdy walczyliśmy o podział majątku, byłam dumna że postawiłam na swoim. Synowie jednak szybko się wyprowadzili i zapomnieli o matce, a ja zostałam sama w ogromnym mieszkaniu, gdzie moje myśli odbijały się dosłownie echem. Dobijała mnie samotność”.
/ 15.10.2021 12:08
kobieta, która czuje się samotna po rozwodzie fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Po rozwodzie z mężem zostałam sama z synami w naszym mieszkaniu. Bartosz planował szybko ożenić się ponownie, nie chciał, żebym wyciągała jego wszystkie sprawki, więc zgodził się bez sprzeciwów na zaproponowany przeze mnie podział. Może był to troszeczkę szantaż, ale nie zastanawiałam się nad tym. W każdym razie mąż wziął sobie samochód, garaż i pieniądze z lokaty, a mnie zostawił nasze ponadstumetrowe mieszkanie.

Wtedy byłam z tego bardzo zadowolona, nie musiałam się przeprowadzać, szukać nowego lokum, a przede wszystkim wyrywać dzieci z miejsca, które zawsze było ich domem. Ani przez moment nie pomyślałam, że utrzymanie tak dużego mieszkania niemało kosztuje.

Dawałam sobie radę, dopóki Bartosz płacił alimenty

Jednak chłopcy dorastali i w końcu obaj wyprowadzili się z domu. I nagle zostałam sama w tym wielkim mieszkaniu… Chodziłam po pokojach i czułam, że pogrążam się w coraz większej depresji. Zaczęłam nagle żałować, że po rozwodzie nie zaczęłam układać sobie życia na nowo, że nie związałam się z żadnym mężczyzną. Teraz mieszkalibyśmy razem i nie czułabym się taka samotna.

Synowie, owszem, odwiedzali mnie od czasu do czasu, ale bywało i tak, że jeśli nie zadzwoniłam do któregoś, to nie odzywali się kilka tygodni. Na moje wyrzuty odpowiadali tylko, że są zapracowani, że dni pędzą jak szalone. Zdawałam sobie sprawę, że dzisiaj są takie czasy, że wszyscy zapracowani i zabiegani, ale czasem chciałabym po prostu pogadać z synami, nawet nie mając do nich konkretnej sprawy, ot tak tylko, o codziennym życiu.

Na razie jeszcze chodziłam do pracy, ale co będzie, kiedy przejdę na emeryturę? Czy wtedy będę już tylko siedziała przed telewizorem? W końcu doszłam do wniosku, że dłużej tak nie dam rady. Dosyć, ani miesiąca dłużej. Po pierwsze, nie chcę mieszkać w mieszkaniu, które przypomina mi dawne życie. Po drugie, nie stać mnie na jego utrzymanie.

Zdecydowałam, że muszę je sprzedać lub zamienić na inne, mniejsze. Szybko okazało się, że podjęcie decyzji to jedno, a jej realizacja, to zupełnie co innego. Pierwsze ogłoszenie dotyczyło zamiany mojego mieszkania na mniejsze, z dopłatą. Wymyśliłam sobie, że tak będzie prościej, łatwiej i szybciej. Niestety, nie było. Przez cały miesiąc nie było ani jednego telefonu, nie znalazł się nikt, kto byłby zainteresowany podobną zamianą.

Sprzedaż, kupno, taki sam kłopot

– Wiesz co, Weronika – radziła mi przyjaciółka – ty może lepiej sprzedaj po prostu swoje mieszkanie, a potem dopiero kup sobie jakieś inne.
– Ale jak to pogodzić?
– Co chcesz godzić?
– No choćby w czasie – nie odpuszczałam. – Niby gdzie będę mieszkać jak jedno sprzedam, a drugiego jeszcze nie kupię?
– Oj, marudzisz – Agata nie rozumiała problemu – choćby u mnie.
– Nie wiem…
– Wiesz co, ty przestań się zamartwiać, tylko po prostu daj ogłoszenie, że chcesz sprzedać mieszkanie. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Dałam takie ogłoszenie. Tym razem telefony zaczęły dzwonić. Początkowo byłam zachwycona odzewem. Po trzech tygodniach poczułam się skołowana.

– Dziewczyny, ja zwariuję, zanim pozbędę się tego garba – ogłosiłam któregoś dnia przyjaciółkom, padając na krzesło w kawiarni.
– Co się dzieje, opowiadaj – Mania spokojnie pociągnęła długi łyk piwa.
– Znowu nie ma zainteresowanych? – skrzywiła się Agata.
– Ależ są – zaprotestowałam. – Nawet nie macie pojęcia jak wielu.
– No to o co chodzi?
– Kupować by chcieli, tylko płacić nie ma komu – mruknęłam ze złością.
– O czym ty mówisz? – dziewczyny spojrzały na mnie równocześnie.
– Wyobraźcie sobie telefon dzwoni i dzwoni. Codziennie mam jakichś ludzi umówionych na oglądanie.
– To dobrze – przerwała mi Agata.
– Pewnie, że dobrze. Jest tylko jeden drobiażdżek. Ja chciałabym sprzedać to mieszkanie, rozumiecie, sprzedać, to znaczy wziąć za nie jakieś pieniądze, a nie oddać je za darmo.

Obie wzruszyły ramionami.

– To chyba jasne – mruknęła Mania.
– Chyba nie dla wszystkich. Owszem, ludzie są zainteresowani, chcą kupować, ale za jaką cenę? – pokręciłam głową. – Ono jest warte więcej.
– Może jednak powinnaś opuścić cenę – zasugerowała nieśmiało Agata.

Rzuciłam jej pełne oburzenia spojrzenie. Też wymyśliła! Nie chciałam schodzić z ceny. Już sobie dawno rozdysponowałam pieniądze, których bądź co bądź, jeszcze nie było. A teraz miałoby ich być dużo mniej? Nie! Jednak po trzech miesiącach, podczas których przewinęło się przez moje mieszkanie mnóstwo ludzi i nic z tego nie wynikło, zaczęłam się zastanawiać, czy Agata nie miała racji. Mój starszy syn też kilka razy wspominał, że powinnam opuścić cenę.

– Ty go w końcu w ogóle nie sprzedasz, mamuśka – ostrzegał mnie.

Byłam wściekła, ale chyba nie miałam innego wyjścia. Może rzeczywiście moja cena była za wysoka. Opuściłam ją trochę, ale zainteresowani zakupem nadal próbowali negocjacji. W końcu trafiło się małżeństwo, któremu chyba bardzo zależało. Stwierdzili, że jeśli opuszczę im jeszcze trzy tysiące, to biorą, płacą i kończymy sprawę. Byłam już tak zmęczona, że zdecydowałam się od razu.

Tym bardziej że znalazłam już mieszkanko dla siebie. Naprawdę chciałam się już wynieść z tego olbrzyma. Zaczynając to wszystko, nie spodziewałam się, że tak trudno jest sprzedać mieszkanie. Okazało się jednak, że pozbyłam się dawnego, ale niestety, nie nabyłam następnego. Zostałam raptem jak bezdomna – bez mieszkania i bez meldunku. Ludzie, od których miałam kupić swoje gniazdko, nagle się wycofali, rozmyślili. Wróciła jakaś córka czy siostrzenica z zagranicy i mieszkanko okazało się potrzebne.

Podoba mi się! To albo żadne

– Mam dość – chlipałam w chusteczkę na kanapie u Agaty. – Gdzie teraz się podzieję, co zrobię z rzeczami?
– Przestań beczeć, coś wymyślimy – Agata uważała, że w każdej sytuacji jakoś sobie trzeba poradzić.

W sumie miała rację. Zadzwoniła do swojego brata i wszystkie moje rzeczy upchnęłyśmy w jego garażu, a ja zamieszkałam w salonie przyjaciółki. Zaczęłyśmy chodzić i oglądać mieszkania przeznaczone na sprzedaż. Teraz to ja oglądałam, marudziłam, wytykałam wszelkie wady i usiłowałam zbić cenę. Szybko doszłam do wniosku, że trudno jest sprzedać mieszkanie, ale kupić coś sensownego, zwłaszcza mając ograniczoną sumę pieniędzy, też nie jest łatwo.

Dzwoniłam, rozmawiałam, oglądałam i ciągle nic z tego nie wynikało. Chodziłam od mieszkania do mieszkania, ciągnąc za sobą Agatę, która często tylko wywracała oczami i patrzyła na mnie wymownie. Po wyjściu natychmiast zaczynała swoje wywody. Jeszcze drzwi się za nami nie zamknęły, a już słyszałam:

– No, ci wszyscy ludzie to dopiero mają wyobraźnię! – nakręcała się moja przyjaciółka. – To miało być niby luksusowo wykończone mieszkanie? Oni luksusu nigdy na oczy nie widzieli. Te drewniane lamperie… Rany boskie!
– To są drzwi antywłamaniowe? – zaczynała innym razem. – Tu przecież nawet nie trzeba się włamywać, wystarczy mocniej kopnąć i wypadną razem z futryną.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że w większości wypadków miała rację. Te mieszkania naprawdę wymagały gruntownego remontu i sporych nakładów finansowych. Czarę goryczy przelało spotkanie z kobietą, która chciała sprzedać mieszkanie obciążone sporą hipoteką. Tym razem obie z Agatą patrzyłyśmy po sobie z niedowierzaniem.

– No, wie pani… – tłumaczyła właścicielka spokojnie, jakby to było najbardziej naturalne w świecie. – Pani kupi ode mnie mieszkanie, zapłaci mi, a wtedy ja spłacę w banku hipotekę i obie będziemy zadowolone.
– Idziemy, Wera – Agata zerwała się gwałtownie. – Dziękujemy bardzo, ale nie jesteśmy zainteresowane.
– Ale dlaczego? – zdziwiła się autentycznie kobieta.
– W ogóle nie wiem, jak pani może pytać? – warknęłam ze złością.

Byłam już naprawdę wściekła.

– Chyba ja nigdy nie kupię tego mieszkania – powiedziałam do Agaty, kiedy wyszłyśmy. – Zamieszkam sobie pod mostem razem z bezdomnymi.

Agata zachichotała:

– Musiałabyś zacząć ostro pić. Inaczej nie będziesz do nich pasować… Ale ty masz pojęcie? Ta baba była normalnie obrażona, że nie chciałaś kupić mieszkania z obciążoną hipoteką. Wariatka jakaś czy co?

Kiedy poczułam się już zupełnie załamana, nagle zadzwonił do mnie znajomy z wiadomością, że jego znajomy ma do sprzedania mieszkanie. Było co prawda na trzecim piętrze, ale ogromnie mi się spodobało. Nagle zapomniałam, że przecież za nic nie chciałam mieszkać tak wysoko, bez windy.

– Świetnie, kupuję – zdecydowałam od razu. – Już jest moje.

Wzięłam nawet urlop w pracy, żeby jak najszybciej pozałatwiać wszystkie sprawy. Tym razem bałam się, żeby ktoś mi na przykład nie podbił ceny albo w jakiś inny sposób mnie nie ubiegł, nie chciałam, żeby mieszkanie uciekło mi sprzed nosa.

Poza tym chciałam wyprowadzić się już od Agaty

Żyło się nam razem dobrze, ale jednak ani ona, ani ja nie mogłyśmy być całkiem swobodne… W ciągu trzech tygodni pozałatwiałam formalności, odmalowałam mieszkanie, zwiozłam meble i nareszcie poczułam się u siebie. Tak się zwijałam, że nawet nie zdążyłam zauważyć, jakich mam sąsiadów. Już pierwszego dnia, wracając z zakupami, potknęłam się na schodach. Z pękniętej torby posypały się jabłka i ziemniaki, potoczyły się po schodach.

– Pomogę pani – wchodzący za mną mężczyzna rzucił się do zbierania.

W taki właśnie mało romantyczny sposób poznałam Adama. Byliśmy sąsiadami. I to, jak się okazało, bardzo bliskimi, mieszkaliśmy dosłownie drzwi w drzwi. Pozbierał moje warzywa ze schodów i odniósł mi do mieszkania. W ramach rekompensaty zaprosiłam go na kawę. Potem on w ramach rekompensaty za kawę zamontował mi żyrandol w pokoju.

– Nie myślałem, że trafi mi się tak sympatyczna sąsiadka. Bardzo się cieszę, że się tu wprowadziłaś – śmiał się.
– Nawet nie masz pojęcia, jak ja się cieszę. Najpierw mieszkałam sama w wielkim mieszkaniu, które nie dość, że mnie przytłaczało, to jeszcze, wraz z upływem czasu wymagało coraz poważniejszego remontu. Potem mieszkałam u przyjaciółki, i mimo że jest kochana, to chwilami miałam wrażenie, że jej po prostu przeszkadzam. Dopieściłam swoje mieszkanko w każdym szczególe i miałam wrażenie, że jest w nim o wiele przytulniej niż w starym. Kupiłam mnóstwo nowych drobiazgów, zamiast firan zamontowałam piękne rolety, robiłam wszystko, żeby było inaczej, żeby nic nie przypominało mi dawnego życia.

Zaprzyjaźniliśmy się z Adamem. Bardzo szybko zaczęliśmy spędzać wspólnie wieczory i weekendy. Oboje byliśmy samotni, z tą różnicą, że Adam jest wdowcem, a ja mam gdzieś tam byłego męża w całkiem dobrym zdrowiu. Moi synowie żyli swoim życiem i częściej dzwonili, niż mnie odwiedzali. Adam miał córkę, a ona, chyba jak to dziewczyna, bardzo często wpadała do ojca, przyprowadzając swojego małego synka. Czasem nawet zostawiała go dziadkowi pod opieką i wtedy zajmowaliśmy się małym oboje.

Mój nowy przyjaciel uwielbia życie w ruchu, często więc chodziliśmy na spacery, a nawet zaczął namawiać mnie na zakup roweru.

– Przecież ja nie umiem jeździć na rowerze – broniłam się.
– To ja cię nauczę, to proste – obiecywał, choć chyba nie bardzo wierzył w to, że mówię prawdę.

Wyszło na to, że Adam miał rację, a kiedy zaczęliśmy jeździć na rowerowe wycieczki, poprawiło mi się nie tylko samopoczucie, ale i fizycznie poczułam się lepiej. Moje przyjaciółki patrzyły na mnie z niedowierzaniem.

– Coś takiego! – kręciły głowami.

Fakt, dalekie rowerowe wycieczki nie były w moim stylu.

– Tylko patrzeć, jak zaczniesz śmigać na rolkach – śmiała się Agata, chociaż wiedziałyśmy, że nigdy to nie nastąpi.
– A kiedy zamierzacie razem zamieszkać? – zapytała kiedyś Mania.
– Tak jak jest, jest dobrze – skrzywiłam się. – I dla mnie, i dla Adama.
– Przecież oni i tak prawie razem mieszkają – zaśmiała się Agata.
– Fakt – przytaknęłam. – Ale każde z nas ma swój kąt. Przynajmniej na razie nie zamierzamy niczego zmieniać.

Nie kłamałam. Oboje z Adamem jesteśmy zadowoleni z tego, że każde z nas ma swoje mieszkanie, a w sumie mieszkamy drzwi w drzwi. Może kiedyś będziemy chcieli to zmienić, ale jeszcze nie dziś. Teraz planujemy wyjazd na wakacje. Pełne dwa tygodnie nad morzem. Już się cieszę, mimo że to dopiero za miesiąc.

Czytaj także:
Moje przyjaciółki gadają tylko o wnukach. Mam tego dość
Zostałam kochanką szefowej. Bez tego nie zrobiłabym kariery
Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Skupiłem się na córce

Redakcja poleca

REKLAMA