„Po operacji sądziłam, że na zawsze utraciłam kobiecość. To Michał uświadomił mi, że dzięki chorobie zyskałam dużo więcej”

Mężczyzna, który pociesza ukochaną fot. Adobe Stock, peopleimages.com
„Wiedziałam wszystko – od tego, że mówią tak, bo się o mnie boją, po fakt, że kolejki do rekonstrukcji są bardzo długie. Ale miałam cel. Jasną wizję odzyskania kobiecości. I to ona trzymała mnie przy życiu. I Michał, który spędzał ze mną każdą wolną chwilę”.
/ 24.06.2022 06:15
Mężczyzna, który pociesza ukochaną fot. Adobe Stock, peopleimages.com

Dzień, w którym runął mój świat, pamiętam doskonale.

– Anka, przykro mi, ale nie mam zbyt dobrych wieści – Michał nerwowo obracał w ręku długopis. Z trudem patrzył mi w oczy.

– Rak?

– Musimy pobrać materiał, ale wszystko wskazuje na to, że to… – zawiesił głos.

– Daj spokój. Jesteś onkologiem i przekazujesz takich wiadomości na pęczki. Mam nowotwór piersi, tak? Raka? – próbowałam zgrywać bohaterkę, chociaż łzy cisnęły mi się do oczu. Michał nie powiedział już nic. Nie musiał. 

Próbował mnie jakoś pocieszyć

Z Michałem znamy się od liceum. Szybko zostaliśmy. To miała być miłość na całe życie, ale nasz związek skończył się wraz z dorosłością. Michał dostał się do Warszawy na medycynę, ja wybrałam socjologię w Krakowie.

I tak odległość zabiła nasze młodzieńcze uczucie. Kiedy pół roku temu przeprowadziłam się do Warszawy, spotkaliśmy się przy kawie. Po piętnastu latach niewidzenia. Powspominaliśmy stare czasy, poopowiadaliśmy o tym, co u nas.

Oboje wciąż byliśmy sami, każde skoncentrowane na swej pracy. Mieliśmy umówić się na kolejne spotkanie. Ale kiedy pod prysznicem wyczułam zgrubienie na prawej piersi, zamiast na kawę od razu zapisałam się na wizytę do Michała.

– To co teraz?

– Wycięcie guza, potem histopatologia – tłumaczył Michał.

– A potem usuniesz mi pierś?

– Anka, przed wynikiem histopatologii to jak wróżenie z fusów.

– …a potem usuniesz mi pierś i węzły chłonne – przerwałam mu w pół słowa. Bo czułam, że tak to się skończy. 

Nie pomyliłam się. Badanie histopatologiczne nie pozostawiało złudzeń. Trafiłam do centrum onkologii. Wyszłam z niego bez piersi. I z ogromnym poczuciem straty. Musiałam się z nim zmierzyć, gdy zdjęto mi opatrunki i dren.

Płakałam w jego ramię cały wieczór

Wtedy zobaczyłam siebie. Taką niekompletną. Powtarzane jak mantra słowa „najważniejsze że żyję” zaczynały tracić pierwotny sens. Zamknęłam się w czterech ścianach. 

– Anka, przyjdę do ciebie dziś po dyżurze i nawet nie próbuj mi nie otworzyć drzwi – grzmiał przez telefon Michał.

– Nie chcę.

– Nie interesuje mnie to. Będę wieczorem – zakomunikował i się rozłączył.

Znałam go na tyle, że wiedziałam, iż nie odpuści. Cóż było robić. Zamieniłam wyciągnięty dres, w którym chodziłam od tygodnia, na coś bardziej odświętnego.

Przed lustrem, nie patrząc poniżej szyi, ćwiczyłam sztuczne uśmiechy. Nie chciałam ani ich, ani towarzystwa. Ale Michał zgodnie z zapowiedzią przyszedł. Płakałam w jego ramię cały wieczór.

– Ciągle mam wrażenie, że wszyscy wokoło wiedzą, że ja nie mam tej piersi. Że wszyscy się patrzą na miejsce po niej – chlipałam w rękaw przyjaciela.

Michał nic nie mówił. Gładził mnie po ramieniu i pozwalał się wygadać. A ja wypluwałam z siebie potok słów. 

– Powinnam się cieszyć, że żyję? Jakoś nie umiem się cieszyć. Tak się mówi: „najważniejsze, że żyjesz”. Tyle że taki slogan brzmi fajnie, kiedy się o tym rozmawia, dyskutuje. Hipotetycznie. Ale gdy się staje przed faktem dokonanym, już taki fajny nie jest. Ja nie mam piersi. Nie jestem już kobietą. Już nigdy nie poczuję się seksownie – szlochałam.

To jego nowa dziewczyna?

Michał przychodził do mnie co kilka dni. Stał się jedyną osobą, którą tolerowałam. To z nim pojechałam dobrać protezę. Ale i ona nie sprawiła, że poczułam się sobą. Przygnębiona wiodłam więc życie między moim mieszkaniem a kontrolnymi wizytami w szpitalu. Po jednej z nich Michał zaczepił mnie na korytarzu.

– Chodź, musisz kogoś poznać – ciągnął mnie za rękę do szpitalnego bufetu.

Zobaczyłam ją z daleka. Była mniej więcej w moim wieku. Miała krótkie czarne włosy, perfekcyjny makijaż i wprost epatowała seksapilem.

– Piękna. Chcesz mi przedstawić swoją nową dziewczynę? – wycedziłam przez zęby, bo przy atrakcyjnej nieznajomej czułam się jak kocmołuch.

– Ale się za chwilę zdziwisz – powiedział tajemniczo Michał.

Kobieta odezwała się pierwsza.

– Ty musisz być Ania. Doktor Michał dużo o tobie opowiada. W sumie nie ma wizyty, by o tobie nie mówił.

Miała na sobie dopasowaną koszulę i...

Michał się zaczerwienił, ja nadal nie wiedziałam, co się dzieje, a nieznajoma kontynuowała.

– Jestem Zosia. Cztery lata temu usłyszałam taką samą diagnozę jak ty i też runął wtedy mój świat. Też nosiłam takie jak ty gustowne za duże bluzy, by ukryć mój brak.

Spojrzałam na nią. Miała na sobie dopasowaną koszulę i… ładne kształtne piersi. Obie. Zosia zauważyła moją konsternację i nim zdołałam wyartykułować pytanie: „ale jak to?”, sama odpowiedziała.

– Jestem po rekonstrukcji piersi. Znowu mam je obie – pogładziła je z czułością swoją klatkę piersiową.

W pewnym momencie zrobiła coś, czego nie zapomnę do końca życia. Rozpięła bluzkę i pokazała mi swoją nową pierś.

– Śmiało, dotknij – uśmiechnęła się.

Patrząc na nią, w życiu bym na to nie postawiła. Bo kipiała kobiecością. A ja żyłam w przekonaniu, że tę wycinają wraz z nowotworem.

– Piękna, nie? I taka naturalna – Zosia zapinała guziki bluzki i tłumaczyła. – Kiedy decydowałam się na zabieg, byłam przygotowana, że będzie to endoproteza, że wszczepią mi jakiś sztuczny element i rozprężą skórę. Ale wyobraź sobie, że można to zrobić inaczej, zupełnie naturalnie! – Zosia nie kryła radości i dumy.

– Ale jak, skoro ja mam tu dziurę? 

– Pobrano mi materiał z brzucha i z niego zrobiono pierś. Więc wiesz, nie dość, że dostajesz nową pierś, to jeszcze budzisz się z odchudzonym brzuchem – zażartowała.

Miałam cel. Jasną wizję odzyskania kobiecości

Od tego spotkania czułam, że życie zaczęło do mnie wracać. Wstąpiła we mnie nadzieja, że mogę jeszcze być taka jak kiedyś. Odważyłam się wyjść z domu, a nawet pojechać w odwiedziny do rodziców. Ci nie do końca podzielali mój entuzjazm.

– Córeczko, ale naprawdę ta nowa pierś jest ci tak potrzebna? Przecież i bez niej jesteś piękna – przekonywał tata.

– Ty wiesz, że to poważna operacja? – dodawała mama.

Wiedziałam wszystko – od tego, że mówią tak, bo się o mnie boją, po fakt, że kolejki do rekonstrukcji są bardzo długie. Ale miałam cel. Jasną wizję odzyskania kobiecości. I to ona trzymała mnie przy życiu. I Michał, który spędzał ze mną każdą wolną chwilę. Pewnego dnia zapytał:

– A gdybym tak zrobił ci zdjęcia? Zgodziłabyś się?

– Jakie zdjęcia?

– Sesje. Naturalne kobiece portrety. Nie pamiętasz? W liceum ciągle biegałem za tobą z aparatem. Teraz mam o niebo lepszy sprzęt, no i niewielkie studio w domu.

Zamurowało mnie, bo nie sądziłam, że ma jeszcze czas na robienie zdjęć.

– Nie zamieniłeś aparatu na skalpel? Byłam pewna, że twoja fotograficzna pasja to już przeszłość.

– O nie, nie. Może nie robię już tylu zdjęć co kiedyś, bo i czasu mam mniej, ale wiesz, Aniu, są takie miłości, które nie przemijają – odpowiedział Michał i mocno mnie przytulił.

A ja zaczęłam czuć, że chyba właśnie zyskuję znacznie więcej, niż utraciłam.

Czytaj także:
„Moja przyjaciółka grzebie w śmietnikach, żeby nie marnować jedzenia. Karmi tymi odpadkami swoją kilkuletnią córkę”
„Moje życie miało sens tylko, kiedy był w nim mąż. Nie potrzebowałam dzieci ani przyjaciół, żyłam tylko dla niego”
„Rodzice Ilony wstydzą się, że ich wnuk będzie bękartem i żyjemy na kocią łapę. Moja ukochana ma 35, a ja prawie 40 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA