Dzisiejszy świat to dom wariatów. Nikt nie zważa na tradycję ani nie szanuje starszych. Młodzi uważają, że zjedli wszystkie rozumy, bo mają cały świat w telefonie komórkowym. Kiedy ja byłem młody, wiedziałem że należy się uczyć i pracować, żeby coś osiągnąć. Teraz nikomu nie chce się uczyć ani pracować, za to pieniądze chce mieć każdy.
Wyjątkiem były moje dzieci. One zawsze wiedziały, co to praca i posłuszeństwo. Nie. Nie biłem ich ani nie krzyczałem na nie, żeby pomagali w domu i dbali o swoje sprawy. Po prostu, jeśli od początku dobrze się postępuje z człowiekiem, to da się go wychować. Ja wychowywałem. Dlatego, kiedy słyszałem od innych, że ich potomstwo to lenie i pasożyty, myślałem: „Dlaczego przeszkadza ci to dopiero teraz, kiedy są duże i nic już z tym nie zrobisz?”.
Mój syn wyjechał niedawno do innego miasta na studia, a córka jest w trzeciej klasie liceum. Żałujemy z żoną, że są już prawie dorośli i tak mało ze sobą obecnie rozmawiamy. Kiedyś spędzaliśmy ze sobą dużo więcej czasu. Wakacje, wyjścia do parku w niedziele, omawianie szkolnych osiągnięć i długie rozmowy.
To już niestety przeszłość. Syn rzadko przyjeżdża do domu, a córka ma swój hermetyczny świat i staraliśmy się to uszanować, mimo że serce przepełniała gorycz i poczucie, że jest się starym i niepotrzebnym. Modliliśmy się tylko, by nic złego jej się nie przytrafiło. „Boże, obroń ją od narkotyków, alkoholu, papierosów” – prosiliśmy. Nie przyszło nam do głowy, że niebezpieczeństwo przyjdzie z innej strony.
Takie rzeczy dzieją się tylko w stolicy?
Pracuję na pół etatu w zakładzie przemysłowym na stróżówce. Obecnie zepchnęli mnie na dalszy plan. Dobrze, że nie zwolnili. Byle dociągnąć do emerytury, a potem pożegnamy się bez żalu. Tamtego dnia miałem akurat wolne. Żona wyjechała do matki na wieś, a ja dla zabicia czasu wstąpiłem do wielkiej galerii handlowej w centrum. To dla mnie cały czas spora atrakcja.
Ponad pół życia kupowałem w szarych peerelowskich sklepach, gdzie było więcej pustej przestrzeni niż towarów na półkach. Tu natomiast jest wszystkiego pełno: ubrania, książki, perfumy, buty. Co prawda większość nie w moim stylu i nie na moją kieszeń, ale i tak lubię pooglądać.
Wsiadłem do windy. Już miała ruszyć, kiedy jakichś dwóch mężczyzn wskoczyło w ostatniej chwili, nieomal dając się zgnieść wielkim drzwiom. Dosyć młodzi ludzie, chociaż już nie chłopcy, dobrze ubrani. Kontynuowali wcześniejszą rozmowę, nie zwracając na mnie uwagi.
– I co jej kupiłeś? – spytał pierwszy.
– Ona lubi gadżety. Umówiliśmy się, że jeszcze jeden numerek i kupię jej smartfona. Wiesz, są teraz takie małe w promocji, nie wyjdzie drogo. A na razie poszliśmy na lody do kawiarni – odpowiedział drugi.
– Cwaniak jesteś! – zaśmiał się pierwszy. – Dała dupy za lody? Mam nadzieję, że chociaż kupiłeś jej duże.
– Stary, wiesz, jaka to superlaska? Nie będę skąpił. Za taką jazdę zapłaciłbym u profesjonalistki z tysiaka…
Winda zatrzymała się. Wysiedli. To było również moje piętro, jednak się nie ruszyłem. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałem wyjść za nimi. Ta krótka konwersacja, ledwie strzępek rozmowy, przeraziła mnie. Słyszałem o takich rzeczach w telewizji, nawet swego czasu nakręcono o tym film. Dziewczyny oddające się za lody, za perfumy albo ubrania. Jednakże dotychczas myślałem, że to się dzieje gdzieś tam, w Warszawie. Na pewno nie u nas.
Kabina ruszyła na najniższy poziom, gdzie rozlokowały się kafejki, bary kanapkowe, chińszczyzna i pozostała gastronomia. Wysiadłem. Nie lubię tego sztucznego jedzenia i nigdy tu nie zachodziłem. Ze zdumieniem obserwowałem morze głów ludzi siedzących przy stolikach i pałaszujących oferowane tam potrawy.
– Tata? – Lidka zatrzymała się zaskoczona kilka kroków ode mnie.
Towarzyszyły jej dwie dziewczyny, które widziałem po raz pierwszy.
– Cześć. Co tu robisz? Dziś szkoła się szybciej skończyła? – zapytałem zdziwiony, że spotykam ją tutaj, a jeszcze bardziej faktem, że tak wcześnie. Było ledwie po dwunastej.
– Tak, dziś po czwartej lekcji – potwierdziła dziwnie pospiesznie.
Odniosłem wrażenie, że te słowa wywołały na twarzach dwóch pozostałych dziewczyn tłumione uśmiechy. Czyżby Lidka poszła na wagary?
– Dobrze, ja lecę. Przyjdź, proszę do domu przed trzecią. Trzeba oskubać kaczki – poprosiłem ją.
Chodziło mi o drób od ciotki ze wsi. Czasem przesyłała nam takie zdrowe wiejskie kury albo kaczki, które należało szybko oprawić i zamrozić
Skąd ona wytrzasnęła ten telefon?
Na tę informację koleżanki Lidki parsknęły otwarcie śmiechem. Moja córka poczerwieniała. Najwyraźniej nie chciała, by jej towarzystwo wiedziało, że wykonuje w domu prace tego typu. Chyba się wstydziła.
– Jak zdążę, to przyjdę – burknęła, po czym odwróciła się na pięcie i cała trójka poszła w swoją stronę.
Westchnąłem. Ech, te nastolatki, wiecznie zbuntowane. Trochę ją rozumiałem. Ale i tak będziemy sobie musieli poważnie porozmawiać. Kto to widział, tak się odzywać do ojca!
Kilka dni później z pokoju Lidki rozległ się nieznany mi dźwięk. Potem usłyszałem, że moja córka z kimś rozmawia. Te jej babskie pogaduszki potrafiły się ciągnąć nawet dwie godziny. Nie wiem, jak one to robią... Ja przez telefon umiem przekazać tylko najprostsze informacje i po minucie kończyły mi się wszelkie tematy.
Zajrzałem potem do jej pokoju. Na biurku obok zeszytów coś leżało.
– O! Masz inny telefon. To nowy? – spytałem, wyciągając po niego rękę.
Lidka była szybsza. Rzuciła się ku stołowi i zgarnęła aparat do torebki.
– Używany. Koleżanka okazyjnie sprzedawała, to kupiłam za swoje – odpowiedziała podniesionym tonem, całkiem jakbym ją o coś oskarżał albo miał jakieś pretensje.
– Aha, jak okazyjnie, to dobrze – nie wiedziałem, co powiedzieć.
Zaskoczyła mnie tym nerwowym tonem. Już miałem wyjść, kiedy przypomniało mi się tamtych dwóch mężczyzn w windzie i aż zamarłem z przerażenia. Rany boskie! Nie, to przecież niemożliwe!
– Od koleżanki? Jakiej? – spytałem podejrzliwie. – Znam ją?
– O co chodzi? Z równoległej klasy. Nie znasz – odpowiedziała bardzo zdenerwowana.
– Lidka, dziecko… – westchnąłem.
– Czy coś się dzieje? Ostatnio tak mało rozmawiamy, ciągle znikasz z domu.
– Nie znikam, tylko żyję, a nie wegetuję marnie w tej waszej… biedzie – znowu odpowiedziała mi niegrzecznie.
Zmarszczyłem brwi zaskoczony tym oświadczeniem. Zdecydowanie to wszystko mi się nie podobało. Postanowiłem ją poobserwować.
Podpytałem wychowawczynię o postępy Lidki w nauce. Od początku roku miała sporo opuszczonych lekcji i dużo gorsze oceny niż w pierwszej klasie. Pani przypomniała mi, że nie przyszliśmy na dwie wywiadówki, a koniec półrocza się zbliża. Córka nie powiedziała nam o spotkaniach.
Fakt, ostatnio mało się nią interesowaliśmy. Zawsze była dobrą uczennicą i z wiekiem coraz mniej ingerowaliśmy w jej sprawy szkolne. Sądziliśmy, że nie ma potrzeby.
Potem zajrzałem do Aśki, przyjaciółki córki z gimnazjum. Okazało się, że od wakacji prawie się nie kontaktują. A przecież nie dalej jak przedwczoraj nasza córka mówiła nam, że idzie właśnie do Aśki i spędzi u niej wieczór. Dziewczyna dodała jeszcze, że Lidka ma kilka nowych koleżanek, których ona nie zna, ale widziała je kiedyś na ulicy.
Wyszedłem od Aśki przytłoczony uzyskanymi informacjami. Zaczynałem podejrzewać, że życie mojej córki jest odmienne od moich wyobrażeń o nim. Postanowiłem ją śledzić.
Usiadłem z boku i obserwowałem...
Tamtego dnia była środa. Wiedziałem, że lekcje kończy po piętnastej. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz pojawiła się w domu zaraz po szkole. Poszedłem do centrum handlowego i zająłem miejsce na ławeczce, skąd łatwo mogłem obserwować tłum ludzi przy ruchomych schodach. Widać stąd było również większość miejsc przy barach i kawiarenkach na najniższym poziomie.
Miałem nadzieję, że się tu pojawi. Dla niepoznaki włożyłem białą czapkę z daszkiem i podniosłem wysoko kołnierz. Słaby kamuflaż, ale przynajmniej nie pozna mnie na pierwszy rzut oka.
Po godzinie obserwacji wreszcie zauważyłem Lidkę. Były z nią jeszcze inne dziewczyny. Jedną spotkałem kilka dni temu, drugiej dotychczas nie widziałem. Zamówiły po soku i siadły przy stoliku, na szczęście dość odległym od ławki, mogłem więc dalej obserwować je niezauważony.
Trochę ze sobą rozmawiały, ale głównie się rozglądały, jakby na kogoś czekając. Skuliłem się, chowając głębiej w kurtkę i czapkę, jednak Lidka była czymś wyraźnie zaaferowana i nawet do głowy jej nie przyszło, że śledzi ją własny ojciec.
Ktoś podszedł do ich stolika. Jakiś mężczyzna. Zaraz, zaraz. Czy to nie ten z windy? Jedna z panienek podniosła się i poszli gdzieś razem.
– No, panie starszy, do widzenia. Wstajemy i do domu. Tu się kupuje, a nie leży na ławce. – Nade mną stał ochroniarz i wskazywał ręką w stronę wyjścia. Chyba wziął mnie za włóczęgę, korzystającego z darmowego ciepła.
– Ale ja tylko czekam… Szukam kogoś… Zaraz pójdę… Nie leżę przecież – jąkałem się zmieszany, starając się nie zgubić Lidki z oczu.
Ochroniarz powędrował wzrokiem za moim spojrzeniem i uśmiechnął się porozumiewawczo.
– A, te laski się podobają. He, he! Nie dla psa kiełbasa! Kiedyś za lody albo nawet za czekoladki dawały, ale teraz to stawki prawie jak u tych z ulicy… – zarechotał obleśnie.
Jakby mnie piorun poraził. Co on powiedział? Że niby moja córcia...
– Ty parchu jeden! Co ty wygadujesz? Na mózg ci siadło? Jakie znowu kurwiszonki? Jak śmiesz?! – zacząłem wrzeszczeć na ochroniarza, walić go pięściami i popychać.
Ten bez trudu wykręcił mi rękę, a posiłki w postaci kolegi z drugiej strony korytarza już biegły w naszą stronę. Widziałem kątem oka, że ktoś podchodzi do stolika Lidki. Jednak dwóch facetów w uniformach pchało mnie już bezceremonialnie do wyjścia i nic więcej nie zobaczyłem.
Lidka nie wróciła do domu po południu, nie wróciła również wieczorem. Do niepewności wywołanych dzisiejszymi informacjami doszedł strach o los córki. Co się stało? Czemu nie wraca? Gdzie jest? Nie odbiera telefonu, nie oddzwania. Chodząc jak lew w klatce z kąta w kąt, wyznałem żonie moje podejrzenia.
Uczestniczymy w życiu naszej córki
Siedziała na kanapie zszokowana. Przez kilkadziesiąt minut nie mogła wydusić z siebie ani słowa. To był najgorszy dzień naszego życia. Pogubiło się nam dziecko… Na dodatek zniknęła, nie wiadomo z kim jest, czy jej nie zrobili krzywdy. Po pierwszej w nocy zachrobotał zamek w drzwiach. Rzuciliśmy się do przedpokoju. Lidka weszła do mieszkania. Od razu zauważyliśmy, że ma podbite oko i rozwaloną wargę, do tego zapuchnięte, zapłakane oczy.
Właśnie zdejmowała kurtkę, kiedy wpadliśmy jak burza do przedpokoju.
– Dziecko… – zaczęła żona, ale Lidka, nie słuchając, przeszła pomiędzy nami i zamknęła się u siebie.
Weszliśmy za nią. Gapiła się w okno. Widziałem łzy w jej oczach.
Postanowiłem zagrać szczerze.
– Lidka. Wiemy wszystko.
Odwróciła się gwałtownie na te słowa. Nie była pewna, co teraz usłyszy. Wyglądała trochę jak zwierzę w rogu klatki, które zaraz może dostać batem za niesforne zachowanie. Zbliżyliśmy się na wyciągnięcie ręki.
– Bardzo cię kochamy – szepnęła żona. – Córuś… Martwiliśmy się.
Usiedliśmy obok. Rozpłakała się na dobre i przytuliła do mamy, łkając żałośnie, ja głaskałem ją po głowie.
Lidka nie spotkała się więcej ze swoimi koleżankami, choć one dzwoniły i nawet raz po nią przyszły do domu. Po kilku dniach rozmów powiedziała również, kto ją tak pobił tamtego feralnego wieczoru.
Poszedłem do gościa z kilkoma kolegami z zakładu i wytłumaczyliśmy facetowi, żeby się nie spotykał z nieletnimi. Podałem mu na koniec swoje imię i nazwisko, żeby doniósł na policję o pobiciu. O ile wiem, nie odważył się. W każdym razie nikt mnie na komendę nie wzywał. Lidka wyrzuciła swój nowy telefon, niezależnie od faktu, że stary już ledwo zipał. A my od tego dnia dokładamy starań, żeby więcej uczestniczyć w życiu naszej córki. Nie kontrolować, jedynie więcej z nią być. Na dobre i na złe.
Nie chcieliśmy być rodzicami, którzy kontrolują swoje dziecko na każdym kroku. I gdy Lidka zaczęła dojrzewać, pozwoliliśmy jej zamknąć się w swoim świecie. To był nasz ogromny błąd...
Czytaj także:
„Mąż to tyran i awanturnik. Znosiłam poniżanie i ataki furii, ale gdy zaprosił do naszego łóżka ladacznicę, powiedziałam dość”
„Na studiach mieszkałam z... galerianką. Dla odrobiny kasy zgadzała się na naprawdę obrzydliwe rzeczy”
„Mąż zdradził mnie z kochanką i zostawił samą z kredytem. Musiałam oddawać się za pieniądze, żeby zarobić na chleb”