Schody w domku, w którym wynajmowałem kawalerkę, skrzypiały zupełnie tak samo, jak te, w naszym domu, w którym zajmowałem dwa pokoje na poddaszu. Trzy lata temu, gdy wydawało mi się, że nasze małżeństwo nie ma już szans, zakomunikowałem Alicji, że przenoszę się na górę. Skinęła tylko głową, wiedziała chyba, tak jak i ja, że to najlepsze rozwiązanie.
Żadne z nas nie liczyło, że z naszego związku coś jeszcze będzie. Za bardzo oddaliliśmy się od siebie, od dobrych kilku lat żyliśmy właściwie obok siebie, każde miało swoje sprawy, łączył nas tylko dom i nasza dorastająca córka. Zdawałem sobie sprawę, że wiele było w tym mojej winy, bo kariera liczyła się dla mnie najbardziej.
W domu bywałem gościem
Ale też dzięki temu mogliśmy sobie pozwolić na życie na wysokim poziomie. Zbyt późno zdaliśmy sobie oboje sprawę, że się pogubiliśmy, co skończyło się tym, że ja zająłem dwa pokoje z łazienką na pięterku, a Ala z córką zostały na dole. A pół roku później, gdy firma wynegocjowała nowy kontrakt wielkiej inwestycji na drugim końcu kraju, sam poprosiłem szefa o przeniesienie. Bo to osobne życie, milczące mijanie się z żoną w korytarzu, w końcu przerosło chyba nas oboje. Nigdy nie rozmawialiśmy o rozwodzie, bo nie był on nam potrzebny.
Wiedziałem, że przy Ali ktoś się czasem kręcił, w moim życiu też pojawiały się kobiety, ale na chwilę tylko, bo nie chciałem się wiązać. Nie czułem pragnienia miłości, tak mi się przynajmniej zdawało, do momentu tamtej nocy spędzonej na jachcie. Nocy, od której to wszystko się zaczęło. A teraz, chociaż tak się spieszyłem, żeby poznać prawdę, przed wejściem do mieszkania przystanąłem niepewnie.
Bo jednak bałem się tej prawdy zawartej w kopercie, jakakolwiek by ona była. Musiałem jednak podjąć męską decyzję. Sięgnąłem do barku, nalałem sobie sporą szklaneczkę koniaku. Myślałem, że twardy ze mnie facet, jednak do poznania zawartości koperty potrzebowałem wsparcia, chociażby tylko alkoholu… Pociągnąłem spory łyk.
Myślami wróciłem do tamtego dnia i nocy, spędzonych na morskiej wycieczce, na wielkiej fecie, urządzonej przez szefostwo z okazji rocznicy powstania firmy. Wtedy już od ponad dwóch lat przebywałem poza domem. Inwestycja, którą zarządzałem, pochłaniała mój czas bez reszty. Z rodziną widywałem się rzadko, jedynie na święta przyjeżdżałem na kilka dni, właściwie to tylko ze względu na córkę. Moje stosunki z żoną były poprawne, ale obojętne, nie wchodziliśmy sobie w drogę, nie interesowały nas nasze prywatne sprawy. Teraz nie planowałem udziału w tej imprezie, jednak szef mnie wezwał i to służbowo.
– Jesteś już prawie wspólnikiem w firmie, teraz zarządzasz naszą największą inwestycją, jak to sobie wyobrażasz – powiedział przez telefon. – Musicie być tu oboje.
– To znaczy kto? – nie zrozumiałem go w pierwszej chwili.
– Oboje z małżonką – odparł zniecierpliwiony. – Wynajęliśmy jacht wycieczkowy, całodzienny rejs, potem kolacja i nocna imprezka, pełno atrakcji – roześmiał się.
Szef widać nie wiedział o mojej sytuacji rodzinnej, ale też nie chwaliłem się tym, że moje małżeństwo praktycznie nie istnieje. Łudziłem się jeszcze, że Ala honorowo odmówi mi, ale ku mojemu zdumieniu, ona się nawet ucieszyła.
– A to się nawet dobrze składa, Mirek – usłyszałem w komórce jej uradowany głos. – Tak dawno nie byliśmy nigdzie razem…
Sądziłem, że się przesłyszałem
O czym ona w ogóle mówiła, prawie się nie widywaliśmy, nie istnieliśmy dla siebie, a teraz takie słowa. Coś się jej pokręciło, czy co?
– To służbowa impreza – powiedziałem, żeby sobie czegoś nie pomyślała.
– Spokojnie – roześmiała się. – Zrobię się na bóstwo, nie będziesz się mnie wstydził.
Do domu przyjechałem w ostatniej chwili, nocą, obowiązki zawodowe nie pozwalały wyjechać wcześniej.
– Wszystko masz przygotowane – powitała mnie Ala. – Spakowałam ci włoski garnitur na wieczór i ten jasny, z lnu, no i wszystko inne, co może być potrzebne na jachcie – uśmiechnęła się. – Kąpielówki też…
– Dziękuję, że zajęłaś się moimi rzeczami – spojrzałem na zegarek, wstępując na schody wiodące na pięterko. – Jestem skonany, muszę odpocząć…
– Myślałam, że może… – zawahała się na moment, zaraz jednak skinęła głową. – Jasne, zdążymy zjeść jeszcze razem śniadanie – znowu się uśmiechnęła.
– Wiesz, że nie jadam śniadań – odwróciłem głowę, bo przestraszyłem się tych uśmiechów.
Nie widziałem ich od tak dawna na twarzy żony… Nie mogłem też nie zauważyć jej włosów upiętych w wymyślny kok, tak, jak to kiedyś lubiłem… Wyglądała pięknie, jak przed laty, gdy jeszcze na jej widok drżało mi serce. Teraz też zabiło mocniej, chociaż wcale tego nie chciałem. Poszedłem na górę, moje serce jednak nie uciszyło się jeszcze przez dłuższą chwilę. Dopiero lampa koniaku przyniosła odprężenie. Przymknąłem oczy, pod powiekami pojawił się obraz kobiety, uśmiechniętej, poruszającej się lekko na parkiecie… Kobiety w obcisłej, wytwornej sukni i długich, uczesanych w kok włosach…
Nie wiem, dlaczego, ale byłem pewien, że Ala jutro na tym morskim balu będzie tak właśnie ubrana, w długą suknię bez pleców, widziałem niemal jej płynne ruchy w tańcu, jej radosną twarz… Jak dawniej, jak kiedyś, gdy obojętność i niechęć nie rozdzielała nas jeszcze. Następnego dnia rankiem siedziałem na swoim pięterku do ostatniej chwili. Nie chciałem schodzić na dół zbyt wcześnie, żeby nie dać czasu sobie i jej. Czasu na rozmowę, na coś bliższego… Do tej pory, gdy przyjeżdżałem do domu, zawsze była tu też nasza córka, to pozwalało na pewien dystans.
Teraz byliśmy zupełnie sami
Magda pojechała na wycieczkę. W końcu musiałem zejść. Ala już czekała w holu, wymownie spojrzała na zegar.
– Myślałam, że zaspałeś – powiedziała. – Już miałam iść cię obudzić...
– Pięknie wyglądasz – odparłem, udając, że nie słyszę jej dwuznacznych słów. – Czuję zapach kawy, chyba zdążę jeszcze wypić filiżankę?
Popatrzyła mi w oczy z uśmiechem, wydawało mi się, jakby na coś czekała. Może na jakiś cieplejszy gest z mojej strony… Ja jednak nie chciałem pozwolić sobie na nic serdeczniejszego i z trudem powstrzymałem się od pocałowania jej w policzek.
– Jasne – westchnęła w końcu, wskazując głową na szafkę z ekspresem. – Zaparzyłam właśnie – podała mi filiżankę.
Mimo woli zawahałem się, a potem bardzo się starałem, żeby nie dotknąć jej palców. Chwilę potem jechaliśmy do portu. Ala siedziała obok mnie, zapach jej perfum wypełniał wnętrze wozu, był tak intensywny, że niemal kręciło mi się w głowie. Wciąż używała tych samych, co przed laty. Milczeliśmy. Ta fizyczna bliskość krępowała nas, już od tak dawno nie jeździliśmy nigdzie razem tylko we dwoje, nie siedzieliśmy tak blisko siebie… Mimo woli rzuciłem spojrzenie na jej nagie nogi w krótkich szortach. Szybko odwróciłem wzrok, ona jednak uśmiechnęła się i lekko dotknęła mojego ramienia.
– Zapowiada się, że będzie piękna pogoda – powiedziała. – Spędzimy wspaniały dzień, na tym jachcie jest podobno basen…
Rzeczywiście był. Tak, jak wiele innych atrakcji. Nie byłem przyzwyczajony do takich rzeczy, zapracowany na swojej budowie. A teraz czułem się, jakbym znalazł się w środku filmu o wakacjach bogatych biznesmenów. Dostaliśmy do swojej dyspozycji dużą kajutę, ale po zostawieniu bagaży, nie spędziliśmy tu ani chwili, szkoda było czasu, życie towarzyskie toczyło się na pokładzie. Wciąż spotykałem kogoś znajomego, rozmowom i śmiechom nie było końca, totalne odprężenie.
A potem usiadłem na leżaku, w pobliżu basenu. Nie byłem amatorem takich kąpieli, natomiast Ala, ubrana w skąpe bikini czuła się tu jak ryba w wodzie. Widziałem, jak przyciąga spojrzenia mężczyzn, jak wielu jej nadskakuje, nawet nasz szef przyniósł jej sok i puchar owoców. Powinienem być dumny, że mam taką żonę i pewnie dawniej byłbym… Ale czy teraz?
Sam tego nie wiedziałem
Przyglądałem się jej i wolno sączyłem swój tonik.
– Coś ty taki wycofany, Mirek? – usłyszałem nad sobą głos Wery, żony szefa. – Impreza chyba jest w porządku, nawet pogoda jak na zamówienie.
– Wszystko ok – podniosłem się szybko, przysuwając jej wolny leżak. – Tylko wiesz, odwykłem tam u siebie od takich atrakcji.
– Zwłaszcza w towarzystwie własnej żony – zaśmiała się ironicznie. – No i nikt cię nie zsyłał na to wygnanie, podobno sam się o nie prosiłeś…
Pokiwałem głową, ale nie podjąłem tematu. Jednak w naszej firmie, co poniektórzy byli dobrze poinformowani co do moich prywatnych spraw… Wieczorem rozpoczęły się tańce. Ala wyglądała przepięknie, ubrana dokładnie tak, jak ją widziałem poprzedniego wieczoru w swojej wyobraźni. Już nie mogłem udawać, że jest tylko piękną kobietą, która towarzyszyła mi na firmowej fecie. To była moja żona, ukochana niegdyś, dla której zrobiłbym wszystko. I co ja zrobiłem? Zbudowałem nam złotą klatkę, a potem uciekłem najdalej jak mogłem, w błota jakiejś budowy.
Gdy trzymałem Alę w objęciach, podczas pierwszego tańca, narastał we mnie niepokój, jakieś wewnętrzne drżenie. Poczułem się tak, jakby czas się cofnął i zatrzymał. Mimowolnie dotknąłem ustami jej włosów, były miękkie i pachnące... Ona przytulała się do mnie mocno. Czułem jej biust na swojej koszuli, moje ciało reagowało na jego dotyk… Odetchnąłem z ulgą, gdy poprosił ją do tańca jeden z gości, jakiś inwestor. W barku poprosiłem o duży koniak, musiałem złapać oddech, doprowadzić swój umysł i serce do stanu, w jakim żyłem przez ostatnie lata.
Myślałem, że mi się to udało, do momentu, kiedy już nad ranem, zmęczeni, poszliśmy do kajuty. I dopiero tutaj uświadomiłem sobie że głównym meblem w tej klitce było duże, zasłane elegancką pościelą łóżko… I natychmiast pojawiła się myśl, że za chwilę wyląduję w tej pościeli z własną żoną.
Atmosfera w kajucie zrobiła się ciężka
Podszedłem do bulaja, udając, że podziwiam bajkowy widok wschodzącego słońca. Bardziej poczułem, niż usłyszałem, że Ala stanęła obok mnie… Wiedziałem, że muszę przerwać to milczenie, już miałem powiedzieć, że pora na prysznic i że trzeba trochę odpocząć, ale ona była szybsza… Odwróciła mnie w swoją stronę i patrząc mi w oczy, uniosła moje dłonie i położyła je na swoich piersiach.
Przestałem panować nad sobą. Jednym ruchem rozpiąłem suwak jej sukni, opadła z szelestem na podłogę. Po kilku sekundach i my tam się znaleźliśmy oboje… To było coś tak nieoczekiwanego, że nawet już potem, gdy przeniosłem żonę na łóżko i siedząc na jego skraju patrzyłem, jak ona spokojnie śpi, nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Że kochałem się z własną żoną, po ponad trzech latach i że to było tak piękne… Nie położyłem się jednak obok niej. Wyszedłem na pokład, wiała lekka bryza, musiałem ochłonąć.
A potem nalałem sobie wielkiego drinka i jeszcze jednego po chwili. I nie zrobiłem nic, żeby wykorzystać to, co się stało między nami, żeby bardziej zbliżyć się do żony. A ona uniosła się honorem i też tego nie komentowała. Dzień później musiałem wracać, praca na mnie czekała. Wyjechałem z domu przed świtem, nie żegnając się z Alą, uciekłem chyłkiem, bo bałem się, że gdy jej dotknę, znowu wylądujemy się w łóżku. A dwa miesiące później, w środku lata, nieoczekiwanie przyjechały do mnie obie, Ala z Magdą. Trwały wakacje, więc pomyślałem, że pewnie żona zostawi małą u mnie, chociaż złościło mnie to, że wcześniej niczego ze mną nie uzgodniła. Wynająłem im pokój w domu obok mojego.
– Nie przywiozłam tu Magdy na wakacje – powiedziała jednak Ala, gdy usiedliśmy późnym wieczorem na werandzie.
Wydawała mi się jakaś nieswoja, była niespokojna, trochę niecierpliwa. Nie pytałem jej o nic, czekałem. I wreszcie…
– Przyjechałam, bo… – zająknęła się i natychmiast popatrzyła mi poważnie w oczy. – Jestem w ciąży.
– I co w związku z tym? – spytałem sucho, bo chyba jeszcze nie dotarło do mnie to, co mówiła.
– Będziemy mieli dziecko – odparła.
– Jesteś pewna, że my oboje? – zanim zdążyłem wymówić ostatnie słowo, już żałowałem, że to powiedziałem.
Nie powinienem był tak do niej mówić
Nawet jeśli nie wierzyłem, że to moje dziecko.
– Jestem pewna – odparła Ala.
Siedzieliśmy prawie w milczeniu. Jakieś nic nieznaczące, grzecznościowe odzywki… Do tematu ciąży nie wracaliśmy. Nazajutrz rano, wychodząc do pracy, zaszedłem do domku sąsiadów i zapukałem do pokoju żony. Gdy spojrzałem jej w twarz, po ciemnych kręgach pod oczyma poznałem, że mało spała tej nocy.
– Chcę, żebyśmy oboje zrobili badania – powiedziałem. – Chcę mieć pewność, że to jest, albo nie jest moje dziecko…
– Ale… – zaczęła, jednak zaraz zamilkła. – Dobrze, jeżeli tak chcesz. Ale mogę ci przysiąc, że nie byłam z nikim, odkąd myśmy… I wcześniej też nie.
– Badania – powiedziałem i wyszedłem.
Nie wierzyłem jej. Bo niby skąd miałem mieć pewność, że mówi prawdę? Wiedziałem przecież, że miała innych mężczyzn, odkąd żyliśmy osobno. Nie sądziłem jednak, że moja decyzja tak ją dotknie.
– Zrobię to badanie! – wykrzyczała mi w twarz. – Ale sam sobie odbierzesz wyniki, ja ich nie chcę widzieć, tak, jak nie chcę już znać ciebie – pokręciła głową z niedowierzaniem. – Wiesz, nie sądziłam, że jesteś taki głupi, zawsze wierzyłam, że jeszcze do siebie wrócimy, a teraz los dał nam szansę, abyśmy odbudowali nasz związek, a ty to zmarnowałeś, wymyśliłeś sobie te cholerne badania. I możesz się nimi udławić, bo ja nawet nie popatrzę na nie, ja wiem, jaki będzie wynik.
Następnego dnia wyjechała, zabierając Magdę ze sobą. A dziś odebrałem wyniki. Nie mogłem myśleć o tym wszystkim spokojnie. Wciąż wracałem myślami do tamtej nocy na jachcie, widziałem Alę taką szczęśliwą, piękną… Ale jeśli ona blefuje i wmawia mi, że jestem ojcem nie mojego dziecka? Jednym haustem wychyliłem kieliszek koniaku, wziąłem kopertę do ręki. Dość tej niepewności, muszę wiedzieć….
Już miałem ją rozerwać, ale zawahałem się
Zdawałem sobie sprawę, że to nie Ala była winna temu, że nam się nie udało… To ja uciekałem z domu, szukałem wyzwań, liczyła się tylko moja kariera, nie interesowały mnie domowe kapcie. A ona chciała mieć dom, rodzinę, i przez te wszystkie lata wykazała tyle cierpliwości. Wciąż jest to moja żona, matka
Magdy, a może i matka naszego drugiego dziecka, przysięgła przecież, że tak jest. I co mi to da, że poznam wyniki badań. Jeżeli to nie ja jestem ojcem, to przecież i tak nie opuszczę całkiem Alicji, mamy tyle wspólnych spraw, a przede wszystkim naszą córkę. A jeżeli okaże się, że jestem ojcem tego dzieciaczka, to nigdy sobie nie wybaczę, że nie miałem zaufania do żony i upokorzyłem ją tymi badaniami… Wyjąłem zapalniczkę, błysnął płomień… Patrzyłem jak papier szybko zamienia się w popiół. Teraz czekało mnie najtrudniejsze.
Muszę zadzwonić do żony, powiedzieć jej, że przyjeżdżam i przekonać ją, jak bardzo się cieszę z tego, że będziemy znowu rodzicami. I jeszcze muszę poprosić ją o przebaczenie i naprawić to całe zło, jakie wyrządziła jej spalona przed chwilą koperta. Sięgnąłem po komórkę...
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”