„Po latach odkryliśmy, że dziadek miał 2 rodziny. Babcia nie miała pojęcia, że ją zdradził i ma inne dziecko”

Lekarz powiedział mi, że muszę wziąć kredyt na leczenie fot. Adobe Stock, fizkes
„– Dziękuję ci, że powierzyłeś mi swoją tajemnicę. Dla mnie to dowód wielkiego zaufania i braterskiej miłości… Jak ten czas leci – Elżbietka ma już roczek. Wyrośnie z niej piękna kobieta i jaka podobna do Ireny. Rozumiem, że ją ukrywasz. Basia by ci nigdy nie wybaczyła. Ciekawe, czy Janek i Marysia chcieliby poznać swoją przyrodnią siostrę”.
/ 14.03.2023 18:35
Lekarz powiedział mi, że muszę wziąć kredyt na leczenie fot. Adobe Stock, fizkes

Tajna skrytka w szafie w pokoju dziadka Franka skrywała coś, czego się nie spodziewaliśmy. W latach 30. ubiegłego wieku mój dziadek Franciszek wraz żoną Barbarą rozpoczął budowę domu letniskowego. W zamyśle miało to być miejsce wypoczynku dla całej rodziny. Postawiono duży, sześciopokojowy, piętrowy budynek. Każdy pokój ogrzewany był piecem. Na polu wokół domu posadzono dwieście drzewek owocowych, wśród których ustawiono kilkanaście uli z pszczołami.

Granice posesji obsadzono lipami

Dziadkowie założyli firmę, która miała się zajmować przetwórstwem owoców i produkcją miodu. Niestety, wybuchła wojna. Przez całą okupację dom stanowił azyl dla rodziny. Dziadek pracował w mieście w gorzelni i zjeżdżał na wieś na niedzielę. Miejsca nie brakowało, więc ukrywało się tu wiele osób. Żyło się wówczas bez elektryczności, a wodę nosiło ze studni i grzało w wielkich kotłach na kaflowej kuchni opalanej drewnem. Do oświetlenia służyły lampy naftowe i świece. Po wojnie dom częściowo wynajęto. Tak było przez prawie 30 lat.

Nasza rodzina przyjeżdżała tu jedynie na wakacje. Czas PRL-u nie sprzyjał utrzymaniu domu w dobrej kondycji technicznej. Wprawdzie władza ludowa zelektryfikowała wieś, więc mieliśmy światło, nadal jednak wodę przynosiliśmy ze studni, a potrzeby załatwiane były w „sławojce”. O kupnie materiałów budowlanych potrzebnych do napraw nie było co nawet marzyć. Wszystko, co się zepsuło, naprawiano więc sposobem gospodarczym. I tak dom dotrwał do dziś. Gdy jako trzecie pokolenie rodziny wraz z moją cioteczną siostrą zostaliśmy właścicielami rodzinnego letniska, zamarzyliśmy sobie przywrócenie mu dawnej świetności. Zaczęliśmy od generalnych porządków, od przeglądania szaf, strychu. Przy okazji odkryliśmy schowki mieszczące się pod schodami czy między ścianami. Znajdowały się tam głównie śmieci, stare gazety, itp. W szafie mieszczącej się w dawnym pokoju dziadka w specjalnej skrytce, trafiliśmy na kalendarz z 1948 roku. W tym właśnie roku dziadek zmarł. Dlatego ani ja, ani Agata nigdy go nie poznaliśmy, urodziliśmy się wiele lat później. Kalendarz był wypełniony notatkami sporządzonymi ręką dziadka. Nie miałem co do tego wątpliwości.

Zagłębiłem się w lekturze

Były tam odnotowane różne spotkania zawodowe. W każdym tygodniu w czwartek o 17. powtarzał się wpis „u Ireny”. Nie miałem pojęcia, co to znaczy, o kogo chodzi. Zaintrygowało mnie to. Nie było nikogo, kto mógłby naprowadzić nas na trop. Mój ojciec Jan nie żył, a ciocia Marysia, mama Agaty była zbyt schorowana, by zawracać jej głowę. Nikt nie znał żadnej Ireny należącej do naszej rodziny. Mało tego, tak się dziwnie złożyło, że nawet wśród znajomych nie mieliśmy Ireny. Pod datą 5 marca 1948 dziadek Franciszek napisał „Drugie urodziny Elżbietki!”. Kolejna zagadka! Kim była Elżbietka? Gdzie mieszkała? Tajemnice pozostałyby zapewne niewyjaśnione, gdyby nie przypadek. Nasza kuzynka podczas porządkowania piwnicy znalazła skrzynkę po amunicji pełną różnych zdjęć i papierów. Jej syn zaczął przeglądać papiery i natrafił na list do dziadka Franka datowany na czerwiec 1947 roku. Nadawcą był przebywający w Anglii brat dziadka, Maciej.

To pismo było dla nas sensacją. Wtedy listy zza żelaznej kurtyny były przez władze ludową niemile widziane. Każdy, kto miał rodzinę lub znajomych za Odrą i Nysą Łużycką mógł być oskarżony o szpiegostwo. A to groziło nawet karą śmierci. I niepotrzebne były dowody, wystarczył jeden list. Resztę preparowali funkcjonariusze UB.

„Drogi Franku – pisał Maciej – dziękuję ci za list, nawet szybko przyszedł. Wygląda na to, że będziemy mogli tą drogą co jakiś czas wymieniać korespondencję. Bardzo się z tego cieszę, bo brakuje mi wiadomości od was. Wiem, że to niebezpieczne, że władza was śledzi. Mam nadzieję, że jesteście bezpieczni. Chciałem ci przede wszystkim pogratulować córki. Dziękuję ci, że powierzyłeś mi swoją tajemnicę. Dla mnie to dowód wielkiego zaufania i braterskiej miłości… Jak ten czas leci – Elżbietka ma już roczek. Wyrośnie z niej piękna kobieta i jaka podobna do Ireny. Rozumiem, że ją ukrywasz. Basia by ci nigdy nie wybaczyła. Ciekawe, czy Janek i Marysia chcieliby poznać swoją przyrodnią siostrę. Ale tego nigdy się nie dowiemy. Chociaż, kto wie… U nas wszystko w porządku. Jesteśmy z Anielą zdrowi. Oboje pracujemy i próbujemy przyzwyczaić się do życia bez Polski, ale to nie jest łatwe. Serdecznie pozdrawiam ciebie, Basię, Janka i Marysię. Oczywiście ucałuj Irenę i Elżbietkę. Jeśli tylko będziesz miał okazję, wyślij list. Maciek”.

Dziadek Franek zmarł rok po otrzymaniu tego listu, jego pozamałżeńska córka miała wtedy dwa lata. Nigdy nikomu poza swoim bratem nie powiedział o jej istnieniu.

Swój kalendarz schował w specjalnej skrytce…

– Muszę sobie to wszystko poukładać – powiedziałem. – Nie wiem, co robić, czy mówić o tym twojej mamie?

To może być dla niej straszny cios – Agata spojrzała na mnie, oboje wiedzieliśmy, co ma na myśli.

– A czy możemy milczeć? – zastanawiałem się. – Chyba warto odszukać Elżbietę i jej dzieci, jeśli je ma. Są pewnie młodsze od nas.

Baliśmy się, że informacja o przyrodniej siostrze zabije ciocię, czyli siostrę mego taty. Miała już 84 lata i była chora. Dziadek Franciszek do tej pory uchodził za wzór! Czy mamy prawo burzyć jej wyobrażenie o ojcu?

– Piękny spadek dał nam dziadek – zrymowało mi się.

Dom wymagał olbrzymich nakładów. Niektórzy twierdzili, że lepiej go zburzyć i wybudować od zera coś mniejszego, niż remontować ruinę. Z drugiej strony nie chcieliśmy z Agatą niszczyć czegoś, co zbudowali nasi przodkowie. Może była w tym jakaś romantyczna chęć kontynuowania dzieła poprzednich pokoleń. Tylko skąd wziąć na to wszystko kasę?

– Może nasi nowi spadkobiercy się dołożą – rzuciła pewnego razu Agata. – Tylko trzeba ich znaleźć.

– Rozmawialiśmy o tym tysiące razy – tłumaczyłem. – Nie mam odwagi powiedzieć twojej mamie o tej historii, zresztą ty też. Kręcimy się w kółko.

Jednak w tajemnicy przed Agatą poprosiłem o dyskretną pomoc znajomego prawnika, który współpracował z agencją detektywistyczną. Bardzo chciałem poznać potomków Elżbiety i ją samą. Do kogo są podobni, czy mają jakieś cechy rodzinne. Nie przejmowałem się tym, że trzeba będzie podzielić się spadkiem.

Byłem ciekaw nowej rodziny

Poszukiwania rozpoczął od firmy, w której pracował dziadek. W archiwach zachowały się jakieś dokumenty. Wszystko wskazywało na to, że tajemnicza Irena była znajomą z pracy dziadka. O innych zapewne wiedziałaby babcia… Razem z dziadkiem pracowało 25 kobiet, w tym 6 nosiło imię Irena. Żyły jeszcze trzy. Jedna miała córkę Elżbietę urodzoną w 1946 roku. To musiała być nasza krewna. Prawnik złożył jej wizytę.

– Gdy tylko wszedłem do mieszkania – relacjonował mi spotkanie jeszcze tego samego dnia – od razu wiedziałem, że dobrze trafiłem. Na komodzie stało w ramkach zdjęcie twego dziadka. Identyczne jak to, które wisi na ścianie w starym domu. Pani Elżbieta jest wdową. Twierdzi, że podobno wasz dziadek obiecał jej mamie, że przedstawi Elżunię swoim ślubnym dzieciom, ale nie zdążył. Pani Elżbieta chce się z wami spotkać, przyjdzie z synem.

Dwa tygodnie później zaprosiłem nową kuzynkę do domu. Oboje z Agatą nie mogliśmy oderwać od niej wzroku. Była identyczna jak mama Agaty, tylko nieco niższa. Nie było wątpliwości, czyją jest córką. Rozmawialiśmy bardzo długo. Opowiedziałem, jak przeszukując stary dom, znaleźliśmy kalendarz dziadka, a potem list jego brata. Słuchała, płacząc. Jej syn Michał też się wzruszył.

Nie pamiętam ojca – opowiadała Elżbieta. – Miałam dwa lata, gdy zmarł. O tym, że nie żyje, dowiedziałyśmy się z mamą w 1956 roku. Dostałyśmy list z Anglii od stryja Macieja. To on poinformował mamę, że Franciszek nagle zmarł. Miał zawał na wsi w ogródku obok tego starego domu.

Kiwnąłem głową, że tak było.

– Maciej był jedyną osobą w rodzinie, która znała tajemnicę dziadka, dowiedzieliśmy się tego z jego listu. Nikomu więcej nigdy jej nie wyjawił. Maciej nie żyje od wielu lat. To jest ten list – podałem jej pożółkły papier – a to kalendarz twego ojca.

Elżbieta przeglądała dokumenty, nie mogąc powstrzymać łez.

– A my z mamą myślałyśmy, że tata nas opuścił – powiedziała cicho. – Tymczasem on nie żył.

Dziadek Franek był uczciwym człowiekiem, ale zagubił się – wyjaśniałem nowo poznanej kuzynce. – Myślę, że naprawdę zakochał się w twojej mamie i nie wiedział, jak wybrnąć z sytuacji. Chciał być w porządku wobec was i wobec rodziny, którą już miał. Babcia Basia była osobą bardzo ortodoksyjną. Franek wiedział, że mu nie wybaczy zdrady. Jestem pewien, że bardzo cię kochał, Elżbieto!

– Ciekawa jestem, dlaczego nas odszukaliście – zmieniła temat Ela. – Przecież bez was nigdy byśmy się nie dowiedzieli o spadku.

– A my nie poznalibyśmy rodziny i podwójnego życia dziadka Franka. A ten dom, ten spadek to tylko kłopot – odezwała się Agata.

– Dlaczego?! – zdziwił się Michał, syn Elżbiety, który do tej pory przysłuchiwał się rozmowie uważnie.

– Dom jest bardzo stary, zniszczony, wymaga remontu, a na to trzeba sporych pieniędzy. To jest studnia bez dna. Gdy naprawiasz jedno, wychodzi mnóstwo innych usterek. Wahamy się, czy warto się zabierać za remont… Ale nie chcemy go burzyć.

– Tego robić nie wolno! – stanowczo stwierdziła Elżbieta. – To budował mój ojciec! Ja chętnie dołożę się do remontu, chciałabym, aby dom był odnowiony, chcę poczuć jego atmosferę.

– Dziękujemy, to piękna deklaracja – przyznałem. – W przyszłym tygodniom umówię się prawnikiem, żebyśmy mogli załatwić formalności.

– Nie zrozumieliśmy się – zastrzegła Elżbieta. – Oboje z Michałem rezygnujemy ze spadku, nie chcemy być współwłaścicielami. Chcielibyśmy, jeśli się z Agatą zgodzicie, czasami bywać w tym domu, nic więcej.

Ale przecież wam się należy…

– Nie ma żadnego ale – stwierdziła stanowczo Elżunia. – Decyzję już podjęliśmy. A remont jest moją powinnością. To byłby taki hołd dla ojca. Mimo że praktycznie go nie znałam.

– Bardzo dziękujemy i jeszcze jedną mamy z Agatą prośbę…

Nie wiedziałem, jak to powiedzieć, by Elżbiety nie urazić.

– Mama Agaty, a twoja przyrodnia siostra, ma 84 lata i słabe serce. Nic o tobie nie wie. Nie mieliśmy odwagi jej powiedzieć… Czy zgodzisz się, żeby tak zostało? Wiemy, że chciałabyś ją poznać, ale… sama rozumiesz.

W oczach Elżbiety znowu pojawiły się łzy. Widać było, że mocno przeżywa to, co powiedziałem.

– Tak bardzo chciałam ją poznać…

Westchnęła i wytarła oczy chusteczką.

– Z drugiej strony, rozumiem was. Ona niczemu nie jest winna. Ma pewien obraz ojca… W sumie jesteśmy obie w tej samej sytuacji.

– Tylko ty zawsze wiedziałaś, że twój ojciec miał inną rodzinę – wtrąciłem.

– Tak, choć wcale z tego powodu nie było mi łatwo. No ale wiem, że nie mam prawa z butami włazić w życie mojej siostry! Niech zostanie, jak jest.

Mama Agaty nigdy nie dowiedziała się, że ma przyrodnią siostrę, że jej ojciec prowadził podwójne życie. Zmarła miesiąc później. Elżbieta postawiła jej fotografię obok zdjęcia swego ojca. W starym domu roboty remontowe idą pełną parą dzięki finansowej pomocy Elżbiety. Na początek czerwca planujemy rodzinny zjazd. Stary dom znowu ożyje! 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA