Od pewnego czasu między nim a mną przepływała jakaś niesamowita energia
Kiedy on pojawiał się w pobliżu, odczuwałam dziwne napięcie, podniecenie... Widziałam, że z nim było podobnie. Może to te niewidzialne feromony, przed którymi i ja, i on broniliśmy się z całych sił?...Zaczęło się to całkiem niedawno, w tegoroczny długi weekend majowy, kiedy razem wybraliśmy się do letniskowego domku moich znajomych. Trochę wina i rozluźniona atmosfera sprawiły, że w pewnym momencie, gdy zostaliśmy sami, Marcin przysunął się do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Przebiegł mnie dreszcz. Ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wstałam nagle, tłumacząc się, że chcę zobaczyć, gdzie podziały się dzieci. Zauważył, że się przestraszyłam. Ale też nie mógł nie zauważyć w moich oczach, jak bardzo mi się podobał. Wysoki brunet z niskim, zmysłowym głosem. I choć mojemu Krzyśkowi też nic nie brakuje, nie da się ukryć, że wiele razy spoglądałam na Marcina z podziwem. Do końca wyjazdu ze wsi starałam się jednak go unikać. Wróciliśmy do domu i emocje jakoś ucichły.
Ale w czerwcu Edyta miała urodziny
Zaprosiła kilkoro gości, w tym mnie z Krzyśkiem. I znów się zaczęło... W pewnym momencie Marcin poprosił mnie do tańca. To był wolny utwór, przygaszone światło. Czułam, jak przyciska mnie do siebie, jak gładzi dłonią moje plecy, wreszcie jak dotyka ustami mojej szyi... Myślałam, że oszaleję. Pragnęłam jego pieszczot, ale jednocześnie się ich bałam. Nie chciałam burzyć mojego całkiem udanego związku z Krzyśkiem. Może nie był ideałem mężczyzny i czasami mnie wkurzał, ale rozumieliśmy się i kochaliśmy. Poza tym mamy przecież dwójkę cudownych dzieci. A tu nagle te pocałunki Marcina na mojej szyi...Nie wiem, co by się stało, gdyby do pokoju nie weszła akurat koleżanka Edyty ze swoim partnerem. I na szczęście skończyła się piosenka. Podziękowałam Marcinowi i wyślizgnęłam mu się z objęć. Pobiegłam do łazienki, usiadłam na wannie i czekałam, aż przestanie mi walić serce. Kiedy trochę ochłonęłam, weszłam do salonu, gdzie przy stole mój mąż dyskutował o czymś z innymi gośćmi.
– Krzysiu, nie czuję się najlepiej, chodźmy do domu – poprosiłam go szeptem.
– Słuchaj, Haniu! – odezwała się Edyta, widząc mnie przy stole.
– Ja i Marcin zapraszamy was w lipcu z dziećmi do naszego letniego domku nad morzem! – powiedziała.
– Mówiłam już Krzyśkowi i chętnie się zgodził. To co, jedziemy?! – cieszyła się. Spojrzałam na Krzyśka. Z taką nadzieją czekał na moją zgodę...
Teraz właśnie zbliżał się termin wyjazdu
Wiedziałam, że jeśli wyjedziemy razem, ta bomba między mną a Marcinem wybuchnie. A gdy wybuchnie, zniszczy wszystko. Moją rodzinę, jego rodzinę, naszą przyjaźń z Edytą. Czułam, że nie możemy tam pojechać. Ale jak się terazz tego wykręcić?
Na szczęście życie samo podsunęło mi rozwiązanie. Koleżanka z pracy zachorowała i szef przesunął mi urlop o tydzień. Powiedziałam jej to właśnie podczas spotkania na schodach.
– To straszne! Twój szef to potwór! – pomstowała Edyta.
– Co ja teraz powiem Marcinowi?
„Eh, kobieto... Powiedz mu, żeby okiełznał swoją namiętność i docenił rodzinę, którą ma szczęście mieć” – pomyślałam.
Wyjechaliśmy później z Krzyśkiem i synami w Bieszczady. Sami. Było cudownie, chodziliśmy razem po połoninach, jeździliśmy na rowerach, kąpaliśmy się. Na koniec przy ognisku Krzysiek zdradził nam wszystkim tajemnicę: znalazł wreszcie działkę, na której stanie nasz nowy dom...