Przez 40 lat byliśmy z mężem zgodnym, ale bardzo zapracowanym małżeństwem. Oboje harowaliśmy jak woły, by żyło nam się w miarę dostatnio i by zapewnić naszym dzieciom, Kasi i Adamowi, porządne wykształcenie i dobry start w dorosłe życie. Miałam nadzieję, że gdy oboje przejdziemy na emeryturę, wreszcie będziemy spełniać marzenia, realizować pasje. Prawie rok temu ten szczęśliwy dzień nastał. A my zamiast cieszyć się jesienią życia, tylko się kłócimy.
Nigdy nie rozmawiałam z mężem o tym, co będziemy robić na emeryturze
Dla mnie sprawa była jednak jasna – żyć aktywnie. Zawsze podśmiewałam się w duchu z emerytów spędzających czas przed telewizorem, na ławeczce przed blokiem lub w kolejce do lekarza. Nie zamierzałam iść w ich ślady. Chciałam się rozwijać, uczyć nowych rzeczy, podróżować. Wcześniej wiecznie brakowało mi na to czasu. Kiedy więc pożegnałam się z pracą, natychmiast zaczęłam szukać sposobu, by te marzenia spełnić.
Zapisałam się na zajęcia na uniwersytecie trzeciego wieku i do koła turystycznego przy osiedlowym Klubie Seniora. I szybko się tam odnalazłam. Miałam nadzieję, że gdy Bronek przejdzie na emeryturę, to do mnie dołączy. Będziemy razem chodzić na wykłady, spotkania, zwiedzać ciekawe miejsca. Srodze się zawiodłam. Okazało się bowiem, że mamy zupełnie inne wyobrażenie na temat tego, co zrobić z wolnym czasem.
Taki wspaniały wyjazd przeleciał mi koło nosa!
Kilka dni po tym, jak Bronek dołączył do grona emerytów, zaciągnęłam go na spotkanie koła turystycznego. Wzbraniał się, dąsał, mówił, że na razie chce sobie po prostu poleniuchować w domu, ale jakoś go namówiłam. Byłam przekonana, że raz dwa złapie turystycznego bakcyla. Zwłaszcza że nasz opiekun zapowiedział, że zamierza zorganizować naprawdę tani wyjazd do Rzymu. Gdy to usłyszałam, aż podskoczyłam z radości. Zawsze marzyłam, by zobaczyć Wieczne Miasto. Byłam przekonana, że mąż także będzie zachwycony.
Tymczasem on przez całe spotkanie siedział znudzony, z kwaśną miną. A gdy wróciliśmy do domu, to od razu zapowiedział, że do żadnego Rzymu nie pojedziemy. Bo to zbyt męczące, bo nas nie stać. Nie zmienił zdania nawet wtedy, gdy Kasia i Adam obiecali, że sfinansują nam tę wyprawę. Bronek stwierdził, że jest im bardzo wdzięczny, ale woli zostać w domu.
Skończyło się na tym, że wszyscy z koła pojechali, tylko nie my. Byłam rozczarowana i zła, ale jakoś się z tym pogodziłam. Mijały kolejne tygodnie i nic się nie zmieniało. Bronek całe dnie spędzał w domu, przed telewizorem. Wychodził tylko do sklepu lub do przyjaciela na szachy. Nie chciał słyszeć o żadnych wycieczkach. I to nie tylko o tych zagranicznych, ale nawet po Polsce.
Wynajdywał tysiące powodów, byle tylko zostać w domu. Ból głowy, łamanie w kościach, chory kręgosłup. Gdy pracował, nigdy na nic się nie skarżył. A tu nagle wszystkie choroby świata się na niego zwaliły. I to tylko w jego wyobrażeniach, bo był na badaniach i u lekarza, i okazało się, że jak na swój wiek jest w niezłej formie. Myślałam, że chociaż na uniwersytet będzie chodził. Ale tam też mu się nie spodobało. Stwierdził, że jest już za stary na naukę, że wystarczy mu taka wiedza, jaką ma. A jak się będzie chciał czegoś nowego nauczyć, to wypożyczy sobie książkę z biblioteki.
Choć zachowanie Bronka doprowadzało mnie do białej gorączki, trzymałam nerwy na wodzy
Nie chciałam się z nim kłócić. Ale gdy któregoś dnia po raz kolejny storpedował jakiś mój pomysł na wspólne spędzenie czasu, nie wytrzymałam.
– Co się z tobą dzieje? Zawsze byłeś energicznym mężczyzną, a teraz zachowujesz się jak jakiś stuletni ramol! – wrzasnęłam.
– A ty jak wariatka! – odparował.
– Słucham?
– A tak! Bez przerwy coś wymyślasz, coś planujesz. I chcesz, żebym wpadał w zachwyt. Nie tak wyobrażałem sobie nasze życie na emeryturze.
– Nie? A jak?
– Myślałem, że będziemy żyć spokojnie, nie spiesząc się. Jak na starszych ludzi przystało. A ty nawet sekundy w miejscu nie potrafisz usiedzieć. Wiecznie nie ma cię w domu, wiecznie gdzieś pędzisz. Czasem zastanawiam się, czy jeszcze mam żonę. Nie możesz trochę zwolnić?
– Nie mogę. Chcesz spędzić resztę swoich dni na kanapie, to sobie spędzaj. Ja zmierzam robić to, na co mam ochotę i co sprawia mi przyjemność.
– Jak mam to zrozumieć?
– Skoro ty nie chcesz, będę sama jeździć na wycieczki, chodzić na uniwersytet. I nawet nie próbuj protestować. To i tak nic nie da! – odparowałam.
On nawet na krok nie chce ustąpić. Mamy impas
Potwornie się wtedy pokłóciliśmy. I prawdę mówiąc, kłócimy się do dziś. Z dnia na dzień jest między nami coraz gorzej, bo zrobiłam to, co postanowiłam. Przestałam oglądać się na męża. Byłam już na wycieczce w Krakowie i Wieliczce, w Sandomierzu. W przyszłości, gdy tylko sytuacja na to pozwoli, planuję wyjazd do Paryża! Oczywiście Bronek nie potrafi się z tym pogodzić. Krzyczy, że nie liczę się z jego uczuciami i potrzebami, że myślę tylko o sobie.
A co mam zrobić? Gdy widzę, jak rozsiada się przed telewizorem, to mnie krew zalewa. Żeby chociaż umówił się z kolegami na ryby. Zawsze to jakiś ruch na świeżym powietrzu. Ale on już zupełnie przyrósł do tej kanapy. Kiedy siedzi ze wzrokiem utkwionym w ekran, zastanawiam się, jakim cudem udało nam się przeżyć szczęśliwe te 40 lat? Ostatnio rozmawiałam z dziećmi. Usłyszałam, że martwią się napiętą sytuacją w naszym domu. I liczą na to, że dojdziemy wreszcie z Bronkiem do porozumienia.
– Mamuś, musicie szczerze pogadać – radziła mi córka.
– No właśnie. Tylko spokojnie, bez krzyków i wzajemnych pretensji – wtórował jej syn.
Bardzo bym chciała, tylko nie wiem jak. Jeśli Bronek nie obieca, że podniesie się z tej cholernej kanapy, to mi się nawet nie chce ust otwierać.
Zobacz więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam mocniej, niż śmierć matki
Córka w wieku 6 lat zobaczyła, jak uprawiam seks z kochankiem
Przyłapałam na zdradzie moją 80-letnią babcię