Miała to być prywatka jak za dawnych lat. Wprawdzie każdy z nas już skończył pięćdziesiątkę, ale kto zabroni biednemu bogato żyć, a starszemu hasać jak młodzieniaszek? Zamiast „staremu” napisałam „starszemu”, bo jeszcze nie uważam się za leciwą staruszkę. Prawdę mówiąc, w głębi duszy nadal jestem nastolatką, taką dojrzałą i nieco bardziej stateczną. Inaczej mówiąc, mam młodą duszę, choć jestem po życiowych przejściach, rozwodzie, i wiem, z czym to się wszystko je.
Czasami żałuję, że nie byłam tak doświadczona 30 lat temu, kiedy Wojciech mi się oświadczał. Był przystojny i mówił, że jest dobry, zaradny, opiekuńczy itd. Słowem – ideał.
Pomysł z prywatką ucieszył wszystkich
No więc utrzymywałam ten ideał przez kolejne dwie dekady. Trzeba przyznać, że Wojtuś w jednym nie był leniem – w gadaniu. Gdyby dostawał forsę za te wszystkie kwiecistości, które wychodziły z jego ust, to sam mógłby spłacić wszystkie długi Polski. Wreszcie powiedziałam: „Dość!” i wykopałam nieroba za próg domu.
Od tamtego czasu odzyskałam samosterowność i nie zamierzam oddawać dowodzenia własną osobą w czyjekolwiek ręce. Mam szczęście, bo otacza mnie grupa przyjaciół, którzy nadal mają ochotę na różne szaleństwa, jakie podobno już w naszym wieku nie przystoją. Ale mamy to w nosie. Ostatnio jesienią kilka razy wyprawialiśmy się na wieś, rozpalaliśmy ogniska, piekliśmy ziemniaki. Romek grał na gitarze, dziewczyny śpiewały i było jak za dawnych lat.
Tak więc pewnego dnia ktoś rzucił hasło: „Prywatka”. To hasło zagrało nam w myślach niczym trąbka w uszach ułańskiego konia, który natychmiast ma ochotę poderwać się do galopu. W naszym towarzystwie ostały się jeszcze dwa małżeństwa, ale pozostałe siedem osób jest już po rozwodach, a kilkoro z nas ma tzw. przyjaciół domu. Kiedy więc Kryśka rzuciła stare hasło: „Ale nie może obyć się bez pinezki!” – każde
z nas już nie tylko usłyszało trąbkę, ale i poczuło ekscytujący zapach prochu, który rozciąga się nad polem bitewnym.
Jeśli ktoś nie wie, przypomnę, że pinezkę wpinało się w drzwi, za którymi on i ona postanowili spędzić część prywatkowego czasu tylko we dwoje. Właśnie w trakcie jednej z takich prywatek Krysia zaszła w ciążę. W latach 80. to był jeszcze szok. Miała osiemnaście lat, nie dopuszczono jej do matury. Zdała ją rok później, już po urodzeniu dziecka. „On” – który był jej ukochanym, wyśnionym i wymarzonym – okazał się zwykłym palantem, który nie chciał uznać faktu, że został ojcem. Dziś Krysia jest szefową dużego oddziału banku, a tamten chłoptaś pewnie gdzieś pije pod mostem.
Kiedyś na ten temat przegadałyśmy długie wieczory.
– Gdyby nie dziecko – usłyszałam w pewnym momencie – to być może dorastanie zajęłoby mi długie lata. A może jak Romek nigdy bym nie dorosła.
– Więc nie żałujesz tego, co wówczas się stało? – to pytanie zadałam jej w ciągu minionych lat trzy razy.
Za pierwszym usłyszałam od Krystyny, że żałuje. Kilkanaście lat później, że „chyba nie”. Rok temu zobaczyłam w jej oczach błysk i usłyszałam, że gdyby wróciły dawne czasy, a Romek zaproponowałby seks, pobiegłaby za nim bez wahania.
– Żeby znowu przechodzić to wszystko, co cię potem spotkało?
Krysia uśmiechnęła się melancholijnie i pokręciła głową.
– Nie, kochana, żeby znowu mieć 18 lat… – dodała ciszej.
Wróćmy jednak do organizowanej prywatki. Wszystkim pinezka przypadła do gustu. Niegdyś bawiliśmy się w niezbyt dużych mieszkaniach naszych rodziców. Dwa pokoje stanowiły normę. Teraz impreza miała być w willi Stefana, więc pokojów z pewnością nie zabraknie.
– Zabraknąć może tylko facetów – dodała Magda, a ona wie, co mówi, gdyż pochowała już trzech mężów i (czego nie ukrywała) rozgląda się za czwartym.
Potem ustaliliśmy, kto co ze sobą przynosi. Nasza paczka to ludzie, którym się w życiu powiodło. Ale nic tak nie smakuje, jak własnoręcznie zrobiona sałatka jarzynowa czy upichcona na własnej kuchni ryba po grecku.
„Bałtycka” – ohydna jak przed laty
Tak więc dziewczyny miały zająć się jedzeniem, a faceci pomyśleć o zaopatrzeniu barku. Obowiązywały stroje z epoki, czyli końca lat 80. Na prywatkę każdy mógł przyjść z kolegą lub koleżanką, gdyż – jak orzekł uznany adwokat Krzyś – od przybytku „towaru” głowa nikogo nie zaboli. Umówionego dnia przyjechałam z dużą salaterką ze śledziami i drugą z wędlinami. Przywiózł mnie syn. Przez całą drogą wydziwiał nad moim waciakiem, który znalazłam na strychu:
– Mamuś, wyglądasz w nim i tej koszmarnej chustce na głowie niczym robotnica wypuszczona po nocnej zmianie z fabryki!
– Rany, wyglądam na aż tak zmęczoną i zapyziałą?
– Raczej na aż tak biedną.
– Tak kiedyś wyglądało pół Polski – odparłam, a syn zerknął na mnie z niedowierzaniem i już o nic więcej nie pytał.
Na prywatkę zeszło się około dwudziestu osób. Wśród nieznajomych gości zobaczyłam…
– Piotr – przedstawił się wysoki facet (dokładnie w moim typie!), ujmując moją dłoń.
– Grażyna.
Nie ukrywam, że jego błyszczące brązowe oczy zrobiły zamieszanie w moich myślach. Pierwszą atrakcją było rozpicie, po symbolicznym naparstku, butelki wódki „Bałtycka” – w stanie wojennym i później najohydniejsza wódka, którą przyrównywano do paliwa czołgowego. My wypiliśmy po kieliszku z nabożeństwem, jakbyśmy smakowali dwustuletni koniak.
– Chryste Panie, to draństwo jest tak samo obrzydliwe jak kiedyś – skrzywił się Olek i, patrząc na gospodarza, spytał: – Skąd ty to masz? Już wieki tego nie produkują. I słusznie zresztą, jakby ktoś się mnie pytał.
Stefan uśmiechnął się szeroko.
– A śmialiście się ze mnie, że jestem chomik… Chowałem tę flaszkę na specjalna okazję!
Piotruś adorował mnie przez cały wieczór. Był wygadany, szarmancki i wydawał się bardzo inteligentny! Miał odlotową fantazję. Z jego słów wynikało, że jest odważny, ale też odpowiedzialny. Nieźle tańczył. Sprawiał wrażenie człowieka wyluzowanego, z którym można konie kraść. Alkohol zaszumiał mi w głowie. Pierwszy pocałunek przy nieśmiertelnych Beatlesach. Poczułam się tak, jakbym znów miała 18 lat! Piękne beztroskie lata, kiedy po wszystkim można było wrócić do rodziców. A kiedy potem przyszła dorosłość… „Człowiek jadł z okien kit, ale przyznać mu było wstyd… Nie ma jak u mamy…” – jak to swego czasu śpiewał Wojciech Młynarski.
Może szkoda, że nie poszłam na całość
Wkrótce dowiedziałam się, że Piotruś jest rozwodnikiem, i że został strasznie skrzywdzony przez żonę. Oczywiście natychmiast włączył się we mnie instynkt opiekuńczy. Do buzujących we mnie emocji dołączyła jeszcze empatia. Obok mnie stał tak wspaniały człowiek, którego tak okrutnie skrzywdziła żona, a i dzieci, które nie chciały znać wspaniałego tatusia. Ech, niesprawiedliwe i podłe życie. Wpiliśmy jeszcze kilka lampek wina, a w brązowych oczach Piotrusia zauważyłam błyski, jak za dawnych lat u mojego Wojteczka. To właśnie w czasie jednej z prywatek oświadczył mi się przed laty, a ja, szczęśliwa, zaczęłam wrzeszczeć jak opętana.
Kolejny pocałunek. Kolejne szepty i pobrzmiewające w tle odległe skargi. I ta nadzieja, że może już wkrótce los się odmieni, a on spotka tę jedyną… Mówiąc słowo „jedyna”, patrzył mi w oczy, a ja czułam, że serce skacze mi do gardła, przez które zaraz wyfrunie i poleci do nieba! Tak, pomysł z prywatką był najgenialniejszą rzeczą, na którą wpadliśmy w ostatnim czasie. Pinezka Krystyny również zrobiła furorę. No i nagrania „z tam tych lat” niejednej dziewczynie wycisnęły łzy z oczu. Wiadomo, jesteśmy bardziej uczuciowe i wrażliwe od rodu męskiego.
Kiedy więc przyszło nam się żegnać nad ranem, wszyscy obcałowali gospodarza serdecznie. Piotruś chciał mnie odwieźć do domu, ale… pojechałam wezwaną wcześniej taksówką. To była rzeczywiście wspaniała i upojna noc. Znowu chciałam wierzyć mężczyźnie, czułam dreszcze, kiedy dotykał mojej dłoni, i czekałam z niecierpliwością, aż wreszcie mnie pocałuje.
Tylko że nie byłam już tak łatwowierna jak przed laty. Już kiedyś uwierzyłam w piękne słówka mojego przyszłego męża. Nie zamierzałam kolejnego złotoustego przytulać do swojej piersi i życia. Wróciły dawne lata, w sercach zagrały dawne emocje, lecz my nie byliśmy już tak naiwni.
– Żałuj, że nie skorzystałaś z pinezki – orzekła Krystyna, gdy spotkałyśmy się kilka dni później. – Widziałam, że ten twój wywracał oczami i wzdychał jak parowy transatlantyk.
– Myślisz, że już się starzeję? – spytałam nieco smętnie.
– Ależ skąd! – roześmiała się w głos Krysia. – Nie pamiętasz, co sobie kiedyś obiecałyśmy?
– Prawda, że będziemy zawsze młode! – przyznałam.
To już druga młodość. Z odrobiną dziegciu w beczce miodu. Do dziś zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, nie idąc na całość. Tym razem mogło być inaczej…
Czytaj także:
„Przespałem się z bratową na jej weselu. Uwiodła mnie, a ja nie chciałem odmówić. Była dla mnie jak zakazany owoc”
„Żona śledziła mnie i sąsiadkę, bo ubzdurała sobie, że mamy romans. Szpiegowała nas przez lornetkę”
„Miałem romans z przypadkową kobietą. Teraz nie potrafię sypiać z żoną, bo nie czuję tego podniecającego ryzyka”