„Miałem romans z przypadkową kobietą. Teraz nie potrafię sypiać z żoną, bo nie czuję tego podniecającego ryzyka”

mężczyzna który zdradził żonę fot. Adobe Stock
„W małżeństwie bowiem stałem się praktycznie impotentem… Nie powiem, były wieczory, kiedy zbierało mi się na amory, zaczynałem grę wstępną, ale kiedy przychodziło co do czego… miałem przed oczami swoją kochankę”.
/ 04.11.2021 13:38
mężczyzna który zdradził żonę fot. Adobe Stock

Czułem się okropnie upokorzony. Tym bardziej że jeszcze nigdy w życiu nie przydarzyło mi się nic podobnego. A teraz działo się nagminnie. Co gorsza, nie potrafiłem nic na to poradzić. Wszystko wskazywało na to, że przez własną głupotę zamieniłem się w... impotenta.
– Co się z tobą dzieje? – spytała w końcu moja żona, a tego pytania obawiałem się chyba najbardziej na świecie.

Marysia była bardzo wyrozumiałą kobietą. Nigdy – jak to się mówi – nie ciosała mi kołków na głowie, nie próbowała zawstydzić ani dogryźć. Teraz jednak bez słowa znosiła moją niemoc już ponad dwa miesiące i najwyraźniej miała dosyć.
– Nie wiem – mruknąłem, odwracając wzrok. – Może po prostu przemęczony jestem. Mam ostatnio mnóstwo pracy. Trochę problemów z pieniędzmi...

Od razu żałowałem zdrady

Ledwie to powiedziałem, wiedziałem, jaka będzie riposta mojej ukochanej.
– Do tej pory ci to nie przeszkadzało – zauważyła. – Przychodziłeś zmęczony, miewaliśmy o wiele gorsze kłopoty finansowe, a w łóżku było zawsze jak trzeba.

Dobrze, że było na tyle ciemno, by żona nie dostrzegła, jakim spłonąłem rumieńcem… Inteligentna kobieta u boku mężczyzny to zarazem błogosławieństwo i przekleństwo. Błogosławieństwo, bo jest w stanie wiele zrozumieć i jeszcze więcej wybaczyć, ale przekleństwo właśnie w takich sytuacjach, kiedy człowiek wije się jak piskorz, żeby wyjść z twarzą, a ona torpeduje wszelkie próby kręcenia.

– Tak bywa – powiedziałem, z trudem opanowując drżenie głosu. – Czytałem kiedyś o tym. To tak zwany syndrom pustego konta. Mężczyzna do tego stopnia zamartwia się o stan finansów w domu czy w firmie, że wpada w okropny stres i przestaje mu wychodzić… wiesz…

Prychnęła cicho, a mnie znów zrobiło się gorąco. Chyba nie uwierzyła.
– Aż tak pustego konta nie mamy, mój kochany – odparła. – To chyba będzie coś innego. Tylko zastanawiam się co.
– Naprawdę nie wiem, koteczku...
Oczywiście wiedziałem doskonale.

Chyba diabli mnie podkusili, żeby zarejestrować się na portalu randkowym. Powodowała mną ciekawość, ta sama, o której powiadają, że jest pierwszym stopniem do piekła. Po prostu chciałem sprawdzić, jak to jest flirtować wirtualnie... Bo kiedy byłem młodym mężczyzną, jakiego określa się mianem „kawalera do wzięcia”, taki sposób zapoznawania się z płcią przeciwną nie zaczął jeszcze nawet raczkować. Ba! W tamtych czasach mało kto w ogóle miał w domu komputer.

Tak, ciekawość. Lecz nie tylko ona mnie zgubiła, trzeba to sobie powiedzieć uczciwie. Po czterdziestce każdy mężczyzna musi się dowartościować; sam siebie przekonać, że jest jeszcze atrakcyjny, zdolny do flirtu, a może i czegoś więcej.
– To naprawdę zabawa! Będzie super – zapewniał mnie mój kumpel Wojtek.

On sam zaglądał do takich miejsc od dobrych dwóch lat i nieraz opowiadał mi o swoich podbojach. Jeśli wierzyć w jego historie, musiał być z niego prawdziwy ogier. Lecz ja znałem go długo, więc wiedziałem, że koloryzuje. Kieszonkowy casanova, nic więcej. A jednak przez te jego przechwałki postanowiłem samemu się przekonać, czy rzeczywiście tak łatwo nawiązać erotyczne kontakty.

Kiedy rejestrowałem się na tamtej stronie, czułem niesamowite podniecenie nową sytuacją i nowymi możliwościami. Wstawiłem swoje najładniejsze zdjęcie, wypełniłem różne tam formularze z informacjami, które miały zwiększyć moją popularność.

Następnie zacząłem przeglądać profile innych użytkowników… czy raczej użytkowniczek z mojego miasta i najbliższej okolicy. Nie miałem do tej chwili pojęcia, jak wiele kobiet rejestruje się na takich portalach. Muszę powiedzieć, że niektóre prezentowały się bardzo atrakcyjnie i smakowicie. Przygotowałem krótką informację: Mam na imię Bogdan, mieszkam niedaleko Ciebie. Jestem wprawdzie żonaty, ale w związku źle się dzieje. Szukam kogoś na dłużej. Mało to było oryginalne (w dodatku okraszone kłamstwem, bo moje małżeństwo funkcjonowało bardzo dobrze), ale na pewno komunikatywne.

Zaczepiłem pięć albo sześć kobiet, odpowiedziały dwie. Jedna okazała się skrajnie mało interesująca w rozmowie, za to ta druga… Najpierw pisaliśmy tylko przez portal, ale potem zaczęliśmy się umawiać na rozmowy na czacie.

Zafascynowała mnie. Miałem wrażenie, że rozmawiam z kimś, kogo dobrze znam, i kto doskonale zna mnie. I po raz pierwszy zacząłem ukrywać przed żoną strony, na które wchodziłem. Choć każde z nas posiada własny laptop, Marysia czasem korzysta z mojego, jeżeli syn akurat okupuje jej maszynę.

Czyściłem historię przeglądania z podejrzanych elementów. Inne zostawiałem też tylko po to, aby nie budzić podejrzeń. To było już w pewnym stopniu podwójne życie. W dodatku zaczęło mi się ono podobać. Ten dreszcz emocji… Nie miałem zamiaru umawiać się z kimkolwiek na żywo, to było moje żelazne postanowienie, ale samo poczucie, że mógłbym to zrobić, sprawiało mi przyjemność. Jednak, jak to często bywa, postanowienia postanowieniami, a życie życiem. Moja teoretycznie twarda zasada „flirt tak, romans nie” okazała się zadziwiająco krucha, gdy przyszło co do czego.

Pamiętam tę wiadomość: Może byśmy się wreszcie spotkali? Myli się ten, kto sądzi, że wyszło to od niej. O nie! Ja to napisałem! Znów z ciekawości. Przyrzekłem sobie, że nawet jeśli w realu Monika mi się spodoba, to choćby nie wiem co – nie pójdziemy do łóżka. I tego postanowienia dotrzymałem. Bo zrobiliśmy to nie w łóżku, a w samochodzie...

Była naprawdę atrakcyjną, superfajną kobietą. Poszliśmy na kawę, na krótki spacer, a potem… Potem jakoś samo poszło. Oboje tego chcieliśmy, i to bardzo; wszelkie oszukiwanie się, że jest inaczej, nie miało sensu. W chwili gdy brałem ją w objęcia, wydawało mi się, że sięgam nieba. Gorzej było po wszystkim, kiedy nadeszło opamiętanie i kac moralny.
Nigdy nie zdradziłam męża – wyznała.
– A ja żony – odparłem, a zaraz potem perfidnie skłamałem: – I wiesz, nie żałuję.
Roześmiała się z ulgą.
– Spotkamy się jeszcze? – spytała.
– Jasne! – i znów kłamstwo, bo w tamtej chwili nie miałem zamiaru kontynuować tej znajomości. – Było cudownie.

Wróciłem do domu, czując się jak zbity pies, a może bardziej jak pies, który okropnie narozrabiał. Udawałem zmęczonego, żeby uniknąć rozmów, a przede wszystkim łóżkowych igraszek. Nie miałbym na nie ani siły, ani nastroju.

Nazajutrz jeszcze trzymałem się decyzji, że to była tylko jednorazowa przygoda. Milczałem. Monika też się nie odzywała, a ja byłem z tego powodu bardzo zadowolony. Jednak już kolejnego dnia zacząłem rozmyślać o tym, jak odlotowo się czułem podczas naszego spotkania. I o tym, że chciałbym się z nią kochać w normalnym łóżku, a nie na niezbyt wygodnej samochodowej kanapie. Około południa nie wytrzymałem: wysłałem do niej SMS-a, a potem rozmawialiśmy na czacie. Umówiliśmy się na poniedziałek. Oboje musieliśmy sobie zorganizować alibi przed małżonkami. Ja wymyśliłem szkolenie w pracy. Co powiedziała Monika – nie wiem, nie pytałem.

I tak właśnie wsiąkłem w pozamałżeński związek. W zwykły romans, w który ludzie angażują się bardzo często, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy to miłość czysto cielesna przestała być tematem tabu, a nawiązywanie kontaktów staje się coraz łatwiejsze. Jednak szybko miałem się przekonać, że za wszystko trzeba płacić. W małżeństwie bowiem stałem się praktycznie impotentem… Nie powiem, były wieczory, kiedy zbierało mi się na amory, zaczynałem grę wstępną, ale kiedy przychodziło co do czego… miałem przed oczami Monikę.

A co gorsza, odzywały się we mnie przeklęte wyrzuty sumienia. Przecież oszukiwałem ukochaną żonę, której przysięgałem przed ołtarzem! Ze wspomnieniem Moniki może bym jeszcze jakoś sobie poradził, lecz sumienie okazało się naprawdę bezlitosne. Tylko od czasu do czasu potrafiłem coś z siebie wykrzesać. Moja aktywność małżeńska spadała z każdym tygodniem, aż wreszcie dwa miesiące temu praktycznie zamarła. A przy tym nie potrafiłem zrezygnować z potajemnych spotkań z kochanką

Przed każdym powtarzałem sobie, że to będzie już ostatni raz. Bo trzeba przecież zadbać o rodzinę, bo nie wolno rujnować życia małżeńskiego dla kilku chwil przyjemności i adrenaliny, bo należy się w końcu doprowadzić do pionu. Po spotkaniach utwierdzałem się w tym jeszcze bardziej. Jednak wystarczyło, że minęły dwa, trzy dni, a już myślałem o kolejnej wyprawie do jakiegoś podmiejskiego hoteliku. Wiem, to był istny obłęd, ale nie potrafiłem się od niego uwolnić. Miałem wrażenie, że jestem uzależniony... Wspomnienie Moniki i tych wszystkich skradzionych chwil, kiedy dawaliśmy sobie rozkosz, dreszcz podniecenia i perwersyjną przyjemność płynąca ze strachu przed wpadką – wszystko to sprawiało, że moja wola topniała jak masło na słońcu.

Bywają mężczyźni, dla których zdrada to chleb powszedni, którzy nie przejmują się niczym, nie mają najmniejszych wyrzutów sumienia i nie muszą płacić za swoje wybryki żadnej ceny. Chociaż – kto wie… Może jeśli nie w ten, to w innym sposób pokutują za swoje grzechy? Ja na pewno pokutowałem. Na razie tylko psychicznie, lecz jeśli wszystko by się wydało... Bałem się nawet myśleć. Leżałem obok żony przepełniony ogromnym wstydem za swoje uczynki i swoją niemoc w łóżku, po raz kolejny zadając sobie pytanie, dlaczego właśnie w ten, a nie inny sposób muszę reagować na całą tę sytuację… Fakt, zawsze byłem wrażliwy i uczuciowy, a to nie zawsze jest dobre. Po jaką cholerę w ogóle to wszystko zaczynałem? Gdyby nie internetowa znajomość i romans, nie miałbym teraz powodów do zmartwień!

A tak – kiedy tylko Marysia wykazywała ochotę, żeby trochę pofiglować, włączały mi się już nawet nie wspomnienie kochanki i wyrzuty sumienia, ale i poczucie, a nawet pewność, że znów się nie uda. Uwierzcie mi, to mnie paraliżowało skuteczniej niż porażenie prądem. Nawet w dzień, na samą myśl, że trzeba będzie znów przełknąć nocne upokorzenie, dreszcze przebiegały mi po całym ciele. Bo seks u człowieka to nie tylko hormony i instynkty, ale także umysł. A może przede wszystkim umysł.

Impotent. Tak właśnie musiała myśleć o mnie żona. Świadomość tego była niczym najgorsza tortura… O nie! Koniec! Koniec z tym idiotycznym romansem, koniec z szukaniem przygód aż do końca życia! Trzeba się za siebie wziąć, nim będzie za późno. Tylko czy powiedzieć Marysi o wszystkim? Czy to by jakoś pomogło, oczyściło mnie, pozwoliło na powrót do normalnego funkcjonowania? Nie... Za bardzo się bałem. Poza tym mogłem w ten sposób wszystko zrujnować. Całe nasze małżeństwo, szczęśliwe, spokojne życie. Na co komuś świadomość, że został zdradzony przez najbliższą sercu osobę? Już chyba lepiej nie wiedzieć...

Moja ukochana nie zasługuje przecież na to, by tak cierpieć. A ja nie mogę zrzucać na nią ciężaru swoich własnych win tylko po to, by poczuć się „w porządku”. Nic nie jest „w porządku”.
Naprawdę nie wiem, co się dzieje, koteczku – powtórzyłem. – Może to jednak jest ten syndrom pustego konta…
– Kochanie – powiedziała Marysia łagodnie – naprawdę nie musisz szukać usprawiedliwień za wszelką cenę. Wiem doskonale, że w pewnym wieku panów zawodzi to i owo. Spokojnie, nic na siłę. Poradzimy sobie, tylko musisz chcieć.

Słuchałem jej i robiło mi się coraz bardziej głupio. Czułem coraz większe upokorzenie. Taka wspaniała kobieta, wyrozumiała, a ja… Chciałem odpowiedzieć, lecz miałem zbyt ściśnięte gardło.
– Poczekamy, damy sobie czas – mówiła dalej moja żona. – Może trzeba trochę od siebie odpocząć? Może to rutyna małżeńska tak na ciebie działa?
Wykrztusiłem to wreszcie. Słowa przedarły się przez zdrętwiałą krtań.
– Kocham cię – powiedziałem szczerze. – Kocham cię najbardziej na świecie.
– A ja kocham ciebie – odpowiedziała.
Dopiero teraz ogarnęła mnie pogarda dla samego siebie. Musiałem to wszystko naprawić! I to jak najszybciej...

Udało się. Kosztowało mnie to sporo pracy nad sobą, kilka razy odwiedziłem nawet seksuologa i psychoterapeutę, ale wreszcie wyszedłem na prostą. Zerwałem znajomość z kochanką i wyleczyłem się z tęsknoty za adrenaliną.

Wciąż dręczą mnie wyrzuty sumienia, że okłamywałem żonę, dopuściłem się zdrady. To zostanie we mnie do końca życia. Kto wie, może kiedyś jej o wszystkim opowiem? Gdy będziemy już bardzo starzy i takie rzeczy stracą znaczenie. A może nigdy nie stracą? Lepiej nie…

W każdym razie mogę powiedzieć jedno: nigdy więcej internetowych Monik ani innych kobiet. Dopiero teraz dostrzegam, jak wielkiej podłości się dopuściłem. Fakt, że musiałem za to zapłacić sporą cenę, wcale mnie nie pociesza, bo nie czuję się usprawiedliwiony. W życiu należy trzymać się zasady: jeśli nie umiesz pływać, nie skacz do wody. Ja skoczyłem. A uratowałem się z ogromnym trudem.

Więcej prawdziwych historii:
„Macocha traktowała mnie jak Kopciucha, który na nic nie zasługuje. Tylko mnie żaden książę nie wyrwał z tego koszmaru”
„Nie ufam facetowi mojej córki, bo jest dla niej... zbyt przystojny. Boję się, że ją zdradzi i skrzywdzi”
„Mój mąż jak posłuszny piesek leci na każde zawołanie swojej byłej żony. Czy on nie widzi, co ta jędza robi?!”
„Tydzień po urodzeniu dziecka zrozumiałam, że nie kocham męża. On zagroził mi, że jeśli odejdę, zniszczy mi życie”

Redakcja poleca

REKLAMA