Szykowałam się właśnie na randkę i wiązałam z tym spotkaniem duże nadzieje. Do tej pory nigdy nie widzieliśmy się z Pawłem na żywo, a jedynie przez internet, więc nic dziwnego, że byłam taka podekscytowana. Poznaliśmy się na jednym z portali randkowych, gdzie umieściłam swój profil zaraz po tym, jak rzucił mnie chłopak. Drugi w ciągu niespełna trzech lat.
Przez długi czas nic specjalnego się nie działo. Ot zaczepki, wymiana paru e-maili, kilka rozmów na Skypie – i na tym etapie znajomość zwykle się urywała, bo nie reagowałam entuzjazmem na mniej lub bardziej zawoalowane propozycje seksualne. Marzył mi ktoś na stałe, a nie szybki, niezobowiązujący numerek.
Był naprawdę przystojnym mężczyzną
Kiedy już straciłam nadzieję, że tą drogą uda mi się poznać kogoś sensownego, odezwał się on. Napisał długi e-mail – piękną polszczyzną, co nie jest znowu takie częste. Już na początku zaznaczył, że nie szuka gorących wrażeń, czuje się samotny i chciałby pustkę w swoim życiu wypełnić kobiecym towarzystwem, przyjaźnią, i byłby szczęśliwy, gdyby później owa przyjaźń rozwinęła się w głębsze oraz intymniejsze uczucie. Napisał, iż zdaję się być idealną kandydatką. Dodał coś o zauroczeniu moimi oczami, patrzącymi ze zdjęcia ciepło i z uśmiechem.
Banalnie, nieco ckliwie, ale i tak coś mi w sercu piknęło, więc odpisałam, że mam podobne oczekiwania, że podoba mi się jego podejście i poprosiłam, aby przysłał mi swoje zdjęcie, którego nie umieścił na profilu. Ponieważ w żadnym z kolejnych paru e-maili nie spełniał mojej prośby, zaczęłam podejrzewać, że Adonisem to mój nowy znajomy raczej nie jest, ale nie odstraszyło mnie to. Zdążyłam się już nauczyć, że wrażliwość i inteligencja są ważniejsze od atrakcyjnego wyglądu. Lepszy uroczy brzydal niż przystojniak-burak, nieprawdaż?
Oniemiałam, gdy otworzyłam plik załączony do następnego listu. Z fotografii spoglądał na mnie przystojny mężczyzna. Zdjęcie zrobione zostało na jakimś górskim szlaku, co potwierdzało, że turystyka jest jego pasją. Niemniej nadal nie dowierzałam i zaproponowałam rozmowę na Skypie. Zgodził się, żartując, że będzie mógł sprawdzić, czy jestem taka ładna jak na fotkach.
Wieczorem zobaczyliśmy się na ekranach naszych komputerów. Nie rozczarowałam się. Co więcej, rozmawiało się nam tak swobodnie, jakbyśmy znali się od lat. Odtąd do codziennych rytuałów doszły nasze wieczorne rozmowy. Rano zwykle dostawałam jakąś miłą wiadomość typu „udanego dnia ze słońcem ci życzę”. Wpadłam po uszy.
– Czy nie wydaje ci się, Haniu, że pora, abyśmy się spotkali w realu? – zapytał podczas któregoś z wieczornych seansów. – Nie ukrywam, że marzę o tym od dawna.
– Ja też – przyznałam. – Podoba mi się to, co widzę na ekranie, i nie mogę się doczekać, kiedy skonfrontuję ten obraz z rzeczywistością – rzuciłam.
– Kiedy mógłbym przyjechać?
Miałam ochotę powiedzieć, że natychmiast, ale rozsądek odradzał pośpiech. Umówiliśmy się na za dwa tygodnie. Zamierzałam ten czas wykorzystać i zrobić się na bóstwo. Uzgodniliśmy, że będę na niego czekać w jednej z kawiarni na rynku.
Wszystko przez ten nieszczęsny olejek!
No i właśnie szykowałam się na randkę, z którą wiązałam tak duże nadzieje. Byłam już prawie gotowa do wyjścia, kiedy wydarzyła się ta sprawa z olejkiem z rokitnika. Poprawiając makijaż, niechcący strąciłam z półki stojącą na niej buteleczkę, ta uderzyła o umywalkę, rozbiła się z brzękiem i upadła na kafelki. Intensywnie pomarańczowa ciecz chlapnęła na moją jasną sukienkę i rozlała się po podłodze.
– Niech to szlag! – krzyknęłam rozzłoszczona, świadoma, że muszę posprzątać.
Pognałam do kuchni po papierowe ręczniki, aby zebrać nimi tłustą plamę. Przy okazji jeden z okruchów boleśnie wbił mi się w rękę. Musiałam przerwać sprzątanie i opatrzyć dłoń. Próbowałam dodzwonić się do Pawła, uprzedzić go, że się spóźnię, ale nie odbierał. Pewnie jeszcze jedzie, pomyślałam i wróciłam do sprzątania.
Kiedy wreszcie skończyłam, spojrzałam w lustro. Matko Boska…
– Jak ja wyglądam?! – jęknęłam.
Na nosie miałam pomarańczowe kropki, spocone włosy przykleiły mi się do czoła, z emocji i gorąca na policzkach wykwitły purpurowe rumieńce. Znowu zadzwoniłam do Pawła, ale nadal nie odbierał. Zostawiłam mu więc wiadomość na poczcie głosowej z prośbą, aby na mnie poczekał. Trochę się spóźnię!
Spóźniłam się prawie dwie godziny. Kiedy dotarłam do kawiarni, Pawła nie było. „Dziwisz się, głupia?” – zganiłam się w myślach. Kto by na ciebie czekał tyle czasu? Obraził się i nie dziwota. Miałam dwa tygodnie, żeby się wyszykować. Takie moje pieskie szczęście, myślałam z goryczą. Wielokrotnie próbowałam połączyć się z Pawłem. Bezskutecznie. Wysłałam też kilka esemesów z przeprosinami. Nic. Nie powiodła się też próba złapania go na Skypie. Jakby zapadł się pod ziemię.
Zaczęłam się martwić. Może coś mu się stało? Okej, spóźniłam się potężnie, ale to nie powód do upartego ignorowania mnie, jakbym popełniła grzech śmiertelny. Wypadki chodzą po ludziach. Właściwie to ja powinnam się obrazić, że do mnie nie zadzwonił, by sprawdzić, czy jestem cała i zdrowa. Co nie zmienia faktu, że czułam się fatalnie. Zależało mi na Pawle, a tu taki cholerny pech. Przeklinałam dzień, w którym kupiłam ten nieszczęsny olejek, zwabiona reklamą jego cudownych właściwości.
Niewiele brakowało, by to o mnie mówiliby w telewizji
Cudowne… taaak, pewnie… Jedyne, czego dokonał, to zniszczenie mojej relacji z Pawłem. Chciało mi się płakać i zaczęłam się zastanawiać, czy nie wisi nade mną jakaś klątwa. W końcu to był już kolejny facet, z którym mi nie wyszyło. A tyle sobie obiecywałam po tej znajomości…
Zrezygnowana włączyłam telewizor, aby czymś zająć myśli. Akurat nadawali wiadomości lokalne. Z trudem przebijały się do mojej skołatanej głowy.
– Dziś w godzinach popołudniowych doszło do zatrzymania groźnego oszusta i złodzieja – relacjonowała reporterka, a kamera najechała na dwóch funkcjonariuszy skuwających ręce jakiemuś mężczyźnie.
Zamarłam. Choć oczy pojmanego były zasłonięte czarnym paskiem, bez trudu rozpoznałam w nim Pawła. Pogłośniłam odbiornik.
– Zatrzymany Włodzimierz O. podejrzewany jest o szereg przestępstw, takich jak wyłudzenia, kradzieże, rozboje. Jego ofiarami były kobiety poznane w sieci…
Więcej dowiedziałam się następnego dnia, kiedy złożyli mi wizytę policjanci. Odnaleźli mnie po numerze telefonu. Od nich usłyszałam, że „mój” Paweł od dawna wykorzystywał poznane w internecie kobiety. Czarował, uwodził, proponował spotkanie, podczas którego pigułką gwałtu oszałamiał ofiarę. Potem zabierał jej wszystko, co przy sobie miała, porzucał ją w ustronnym miejscu i się ulatniał.
I to była ta mniej drastyczna opcja, bo nierzadko, korzystając z kluczy ofiary i adresu znalezionego w dokumentach, okradał jej mieszkanie. W niektórych przypadkach posuwał się do przemocy fizycznej i wymuszał podanie pinu do karty kredytowej. Funkcjonariusze wypytywali mnie o charakter naszej znajomości i dociekali, dlaczego nie doszło do spotkania.
Mały kłopot oszczędził mi dużych kłopotów
Mimo zażenowania, opowiedziałam im szczerze o naszej relacji i zgodziłam się zeznawać w sądzie. Targały mną mieszane emocje. Paweł okazał się podłym draniem, oszukał mnie, zwiódł, co samo w sobie było okropne. Z drugiej strony dzięki niesamowitemu zbiegowi okoliczności uniknęłam poważnych tarapatów.
Jak mogłam tak bezgranicznie zaufać nieznanemu mężczyźnie? – wyrzucałam sobie poniewczasie. Niewiele brakowało, a zostałabym otumaniona, okradziona i być może jeszcze fizycznie skrzywdzona. Strata kolejnego faceta to przy tym pikuś.
Może olejek rokitnikowy miał jednak cudowne działanie? Już nie myślałam o nim z rozżaleniem i złością, raczej z wdzięcznością, bo rozbicie buteleczki – taki z pozoru drobny i nic nieznaczący fakt, choć w tamtej chwili irytujący – uchronił mnie przed dużymi nieprzyjemnościami. Mały kłopot oszczędził mi dużych kłopotów...
Może wszystko ma swój cel, ukryty sens, rozmyślałam po wyjściu policjantów. Nie warto się złościć, że coś idzie nie po naszej myśli, że rzucił mnie ten czy tamten, że uciekł mi tramwaj, złamałam obcas albo przypaliłam zapiekankę. Bo może dzięki temu „pechowi” uniknęłam dużo gorszego nieszczęścia. Może los wie lepiej, co z perspektywy czasu okaże się dla nas najlepsze?
Zdjęcie zaplamionej olejkiem spódnicy oprawiłam w ramkę i ustawiłam przy komputerze – ku przestrodze. Kupiłam też nowy olejek i używam go do pielęgnacji skóry i włosów. Co wieczór wylewam na dłoń kilka kropli i mieszając z oliwką do ciała, mówię z rozbawieniem:
– Witaj, mój aniele stróżu z rokitnika…
Czytaj także:
„Gdy mąż umarł, moje życie przygasło. Sądziłam, że wdowie w moim wieku wypada już tylko płakać za ukochanym. Srogo się pomyliłam”
„Dla ukochanego byłam tylko >>planem B<<. Gdy jego eks zagwizdała na palcach, poleciał do niej jak piesek, a teraz błaga mnie o przebaczenie”
„Syn sąsiadów był najbardziej nieprzyjemnym facetem, jakiego w życiu spotkałam. Zwykły gbur! Jakim cudem trafiliśmy do łóżka?”