Walczyłem jak lew, a i tak przegrałem z systemem. Dla służby zdrowia jesteśmy tylko uprzykrzającymi się natrętami albo numerkami, za którymi nie kryje się człowiek. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że niedawno uszkodziłem sobie lewą stopę. Chciałem przeskoczyć kałużę niedaleko bloku i wylądowałem na krawędzi wysokiego krawężnika. Efekt? Poczułem tak potworny ból, że aż mi się ciemno przed oczami zrobiło.
Ledwie dowlokłem się do mieszkania
Miałem cichą nadzieję, że po pewnym czasie ból minie, ale było coraz gorzej. Stopa nie dość, że nadal bolała jak diabli, to jeszcze spuchła jak bania. Żona zawiozła mnie na SOR, bo pora była już późna i na pomoc gdzie indziej nie mogłem liczyć. Po dziesięciogodzinnym (!) oczekiwaniu na korytarzu w tłumie cierpiących ludzi, dostałem się przed oblicze lekarza. Prześwietlenia i diagnoza: złamanie.
– Założymy panu gips – usłyszałem.
– O rany, to konieczne? Jestem kierowcą i nie mogę sobie pozwolić na zbyt długą przerwę w pracy – jęknąłem.
– Na dziesięć dni. Po tym czasie proszę zgłosić się na zdjęcie opatrunku i kontrolę – odparł, wręczając mi skierowanie.
Szczęśliwy, że jest już po wszystkim, nawet nie spojrzałem na ten papierek. Byłem przekonany, że jestem już w systemie i po upływie tych dziesięciu dni mam po prostu przyjechać do szpitala, w którym udzielono mi pomocy. Następnego dnia coś mnie jednak tknęło. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej temu skierowaniu. Tak na wszelki wypadek, by upewnić się, że moje przypuszczenia są słuszne. No i spotkała mnie przykra niespodzianka. Okazało się, że jest na nim tylko termin zdjęcia gipsu. Adresu placówki, w której mam to zrobić, już nie ma. Łudziłem się, że to tylko przeoczenie, więc natychmiast zadzwoniłem do rejestracji.
– Żadnego przeoczenia nie ma. U nas najwcześniej na wizytę u ortopedy można się umówić za trzy miesiące – usłyszałem.
– Ale jak to? Skoro założyliście gips, to powinniście go zdjąć. Proszę więc podać godzinę, o której mam się stawić – zdenerwowałem się.
– Wiele rzeczy powinniśmy, ale nie robimy, bo nie mamy możliwości. Nie wie pan, co się dzieje w służbie zdrowia? Proszę szukać ortopedy na własną rękę. Nie jesteśmy jedyną placówką medyczną w tym kraju – burknęła i, zanim zdążyłem się odezwać, przerwała połączenie.
Nie ukrywam, mocno wkurzyła mnie ta rozmowa
Wiem, że w służbie zdrowia dzieje się źle, ale tu przecież chodziło tylko o zwykłe zdjęcie gipsu i ewentualne prześwietlenie, a nie o operację na otwartym sercu. Kiedy już jednak nieco ochłonąłem, zabrałem się za obdzwanianie paradni chirurgicznych i ortopedycznych w moim mieście, a potem województwie. Naprawdę byłem gotowy przejechać nawet kilkadziesiąt kilometrów, byleby tylko ktoś przyjął mnie po tych dziesięciu dniach. Ale wszędzie odsyłano mnie z kwitkiem. Słyszałem, że wolnych terminów w najbliższym czasie już nie ma, najwcześniej za 40, 45, 60 dni… Ledwie trzymając nerwy na wodzy, przypominałem moim rozmówcom, że gips mam mieć zdjęty dużo wcześniej, ale nikogo to nie obchodziło. Po drugiej stronie ktoś tam pytał, czy mnie zapisać na wolny termin, a jak odpowiadałem, że nie, bo to za późno, odkładał słuchawkę.
Tylko w jednej przychodni pani z rejestracji poradziła mi, bym w wyznaczonym przez lekarza z SOR–u dniu zgłosił się z samego rana i potem próbował ubłagać specjalistę, żeby mnie przyjął między pacjentami. Na samą myśl, że mam ślęczeć przed gabinetem, płaszczyć się i to bez gwarancji, że pan doktor się ulituje, ciśnienie mi skoczyło, więc sam zakończyłem rozmowę. Bałem się, że powiem coś brzydkiego, a nie lubię być niekulturalny wobec kobiet. Nie zamierzałem się poddawać. Nie po to płacę co miesiąc składkę zdrowotną, i to wysoką, żeby dać się tak zbyć. Poza tym, co ty ukrywać, nie stać mnie na wizyty w prywatnych placówkach. Zadzwoniłem więc na infolinię wojewódzkiego oddziału NFZ i opowiedziałem, w czym problem.
– Gips powinni panu zdjąć w szpitalu, w którym go założono – usłyszałem.
– Ale tam mnie nie chcą przyjąć. Twierdzą, że nie mają wolnych terminów – odparłem.
– W takim razie proszę napisać do nas skargę.
– A kiedy zostanie rozpatrzona?
– Po ustawowych trzydziestu dniach.
– Słucham? Ale to przecież nie rozwiąże mojego problemu!
– Przykro mi, nic więcej nie mogę panu doradzić – odparła.
Już miałem odpowiedzieć, nie przebierając w słowach, gdzie mam takie rady, ale ugryzłem się w język. Jak już wspomniałem wcześniej staram się być grzeczny wobec pań, a rozmawiałem z kobietą.
Mijały kolejne dni
Codziennie obdzwaniałem poradnie w nadziei, że może gdzieś termin się zwolnił, ale nie miałem szczęścia. Byłem załamany. Gdzieś przeczytałem, że osoba, która zbyt długo nosi gips, może nabawić się poważnych problemów zdrowotnych. Kolega radził mi, żebym sam go sobie zdjął, ale nie chciałem ryzykować. Stopa ciągle mnie bolała, więc nie było gwarancji, że kości są już w porządku. Poza tym, jestem, do cholery, kierowcą, a nie lekarzem! Kiedy więc minęło dziesięć dni, postanowiłem udawać głupiego. Pojechałem do szpitala, w którym założono mi gips i pokazałem skierowanie.
– Ale pan nie jest zapisany na wizytę – usłyszałem od rejestratorki.
– A po co miałem się zapisywać? Lekarz kazał przyjechać za dziesięć dni, to jestem – zrobiłem zdziwioną minę.
– To może pan wracać do domu, bo nikt pana dziś nie przyjmie. No chyba, że pan zapłaci – odparła.
– Ale dlaczego mam płacić? Przecież jestem ubezpieczony!
– A o to to już proszę zapytać ministra zdrowia. To jak, płaci pan, czy nie? Ludzie w kolejce czekają – była coraz bardziej zniecierpliwiona.
Zapłaciłem. W środku wszystko się we mnie gotowało, ale co miałem zrobić? Nie chciałem narażać się na problemy zdrowotne. Czułem, że to walka z wiatrakami. Godzinę póżniej zrobiono mi prześwietlenie, a gips zastąpiła dużo wygodniejsza orteza… Lekarz powiedział, że mam ją zdjąć, gdy stopa przestanie mnie boleć. I że mogę to zrobić sam, bo kości wyglądają nieźle. Uff!
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”