„Brat zostawił mnie samą, gdy najbardziej go potrzebowałam. Byłam bez kasy i z chorymi rodzicami. Wrócił i zgrywa bohatera”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Zostawił nas i zniknął niemal z dnia na dzień. Niby każdy jest kowalem własnego losu, ma prawo szukać swojej drogi – tyle tylko, że mój starszy brat wyjechał, kiedy mama już chorowała, a tata był w naprawdę złym stanie psychicznym. Miałam ochotę udusić go gołymi rękami”.
/ 05.02.2022 05:43
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Jacek wyjechał z Polski dziesięć lat temu, zaraz po studiach. Wtedy można już było jeździć „na dowodzie”, a krótkie zarobkowe wypady do Anglii stały się wręcz modne. Jednak Jacek nie zamierzał wracać.

Przed wylotem nie mówił wiele, właściwie zostawił nas i zniknął niemal z dnia na dzień. Miał dziewczynę, z którą planował przyszłość, lecz uczucie nie przetrwało. Wiem, bo kilka lat później spotkałam Marlenę – wróciła bez Jacka.

Rodzina przyjęła jego wyjazd spokojnie, ale ja byłam wściekła. Niby każdy jest kowalem własnego losu, ma prawo szukać swojej drogi –  tyle tylko, że mój starszy brat wyjechał, kiedy mama już chorowała, a tata był w naprawdę złym stanie psychicznym. Wszystko zostawił na mojej głowie.

Wygodnie i samolubnie

Powiększało to moje rozgoryczenie, tym bardziej że zawsze uważałam nas za dobre rodzeństwo. A on po prostu sobie wyjechał, nawet nie pytając mnie o zdanie.

Przez lata nie dawał znaku życia. Owszem, raczył się pojawić na pogrzebie mamy, lecz poza zdawkowymi uprzejmościami nie zamienił słowa z rodziną, ze mną także. Miałam dziwne wrażenie, że uciekł. Nie wyglądał dobrze. Widać emigracja mu nie służyła…

Pisał kartki na święta, a później już nawet nie wysyłał papierowych listów, tylko maile. Z czasem zapomniałam, że mam brata, a moje dzieci rosły, nie wiedząc, że mają wuja. Dlatego mój sześcioletni Maciek był bardzo zdziwiony, kiedy tamtego wiosennego dnia otworzył drzwi nieznajomemu mężczyźnie, który twierdził, że kiedyś tutaj mieszkał.

Przenieśliśmy się do domu rodziców, kiedy ojciec zaczął mieć problemy ze wzrokiem i potrzebował pomocy. Nie było to rozwiązanie idealne, ale zapewniało mojemu tacie opiekę, a dzieciom ładny dom na zielonym przedmieściu. Darek nie protestował, bo dogadywał się z teściem; ja zaś czułam pewien sentyment, wracając do miejsca, w którym spędziłam dzieciństwo. Jak się okazało, nie tylko ja.

– Cześć, Jolu… mogę wejść? – zapytał stojący na progu Jacek, kiedy wyjrzałam z kuchni.

– Co? – wybąkałam oszołomiona: chyba mniej by mnie zaskoczyło ufo na wycieraczce.

– Tylko na chwilę. Bardzo chciałbym zobaczyć tatę i… – spojrzał na stojącego obok mnie Maćka. – To Tomek?

– Tomek ma dopiero cztery lata – odparłam, czując narastającą złość. – Gdybyś chociaż czytał nasze listy, tobyś wie…

– Przepraszam. To był zły pomysł – przerwał mi Jacek, obrócił się na pięcie i ruszył ku ulicy.

Dopiero w tamtej chwili zauważyłam, że zjawił się z bagażem. Smętna torba turystyczna, wypchana po brzegi, ciągnęła się za moim bratem, jakby opowiadając całą jego smutną historię. W jednej sekundzie zrozumiałam, że wszystko, co Jacek w życiu posiadał, znajduje się w tej torbie. Nie przywiózł z Anglii nic, zostawił tam tylko dekadę życia.

Byłam na niego zła, wściekła wręcz, ale zbliżała się Wielkanoc… Nie mogłam mu pozwolić odejść. Ojciec nigdy by mi nie wybaczył.

– Jacek, wracaj. Tata musi cię zobaczyć.

Wszedł, speszony, niepewny, wyraźnie stremowany moim pełnym wyrzutu wzrokiem. Usiadł na fotelu (tym samym, który kiedyś grał w naszych zabawach rolę helikoptera) i spojrzał na moich synów.

– To wujek Jacek – powiedziałam synom, a mój starszy brat rozpłakał się jak dziecko.

Kiedy tata zszedł wreszcie z góry, Jacek wciąż ryczał, jakby miał pięć, a nie trzydzieści pięć lat. Poczułam nagłą ulgę, że mojego męża nie ma w domu i nie musi oglądać tej żenującej sceny.
„Ale niebawem wróci – pomyślałam. – I dowie się, że od dziś mamy na utrzymaniu rodzinnego utracjusza…”.

– Jacek, na Boga, wreszcie jesteś! – zawołał ojciec i podbiegł do syna, niemal wpadając na stolik. – Idealnie, akurat na święta… No co, stało się coś?

Zostawiłam ich w salonie i poszłam zrobić herbaty. Kiedy Jacek zniknął mi z oczu, mój gniew wrócił z pełną siłą. Na pewno będzie chciał pieniędzy! Jeśli nie przyjeżdżał tyle lat, to tylko bieda mogła go skłonić do powrotu…

A tata oczywiście mu nie odmówi, bo przecież skoro syn marnotrawny pojawił się po latach – skruszony, spłukany – no to należy go nakarmić, ugościć, przygarnąć do serca! Do kuchni wszedł Maciek i zapytał wprost:

– Mamo, ten wu… ten pan wujek będzie z nami mieszkał?

– Niestety – odpowiedziałam odruchowo, bo entuzjazmem nie pałałam.

Chwyciłam brata za ucho, pociągnęłam do kuchni

Kiedy wniosłam do pokoju tacę z filiżankami, Jacek nadal siedział na fotelu, choć teraz już nie płakał. Uspokoił się, wygodniej rozsiadł. Aha, już się zdążył zadomowić, cholera… Tuż obok niego na dywanie siedział Tomek i oglądał coś z wielką uwagą. A tata się uśmiechał, jakby to była najnormalniejsza sytuacja pod słońcem.

– Prezent na zająca – wyjaśnił Jacek.

Dostrzegłam duży zestaw lego przed Tomkiem oraz drugi, podobny, na stoliku. Za duży dla czterolatka, zbyt skomplikowany, no i za drogi. Jacek podniósł wzrok i powiedział bezgłośnie (umiałam czytać z ruchu jego warg, bo kiedyś uwielbialiśmy się bawić w szpiegów): „Przepraszam, nie wiedziałem, co kupić”.

To przelało czarę goryczy. Podeszłam do niego i chwyciłam go za ucho, tak jak to zwykłam kiedyś robić. Niby był ode mnie starszy o dwa lata, ale gdy zmalował coś głupiego, łapałam go za ucho i ciągnęłam do rodziców. Teraz po prostu zaprowadziłam brata do kuchni, w asyście radosnego śmiechu taty i dzieciaków.

– Tak mają – wyjaśnił mój ojciec. – Stary zwyczaj. Ale to z miłości…

– Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęłam, kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi. – Przyjeżdżasz tu sobie bez zapowiedzi, bez ostrzeżenia, bez bagażu właściwie, bez… niczego! Spłukany, wprost na nasz garnuszek, ale ostatnie pieniądze wydajesz na prezenty. To drogie klocki! Nie spłaciliśmy samochodu, chcemy wziąć nowy kredyt, aby Michał wreszcie otworzył własny serwis…

– Co? Jolka, czekaj, chwilę! – przerwał mi Jacek. – Jaki „garnuszek”? Jakie „ostatnie pieniądze”? Co ty wymyśliłaś?

Wtedy przyjrzałam się uważniej mojemu bratu. Fakt, wyglądał niechlujnie i nieświeżo, no ale nic w tym dziwnego, skoro musiał wstać rano na samolot. Ubrany był w zwykłe sportowe ubranie, białą koszulkę, lecz na nadgarstku miał dość drogi zegarek. Z oczu Jacka wyzierało zdziwienie i poczucie winy, jednak być może wywołane zupełnie czymś innym, niż sądziłam…

– Nie jesteś spłukany? – spytałam nieufnie.

– A co? – jęknął. – Myślałaś, że przyjechałem tu po pieniądze?

– Sama nie wiem…

Nawet przemądrzałe siostry czasem się mylą

Westchnął ciężko i zaczął urywanymi zdaniami opowiadać swoją historię. Wstydził się wracać. Przeżył w Anglii kilka ciężkich lat, zwłaszcza po tym, jak zostawiła go Marlena. Potem chorował, o czym nie pisał, bo uznał, że nie ma prawa się skarżyć, skoro on nas porzucił w trudnych chwilach; poza tym i tak byśmy mu nie pomogli.

Ostatecznie wygrał walkę z białaczką, długami i własnym lenistwem. Stanął na nogi i potem setki razy chciał do nas wrócić, ale się krępował. Chciał też przesłać pieniądze, nawet zainwestować w warsztat mojego męża, lecz bał się zrobić ten pierwszy krok, żebyśmy opacznie go nie zrozumieli.

– Nie zostałem nawet dnia po pogrzebie mamy – szepnął.

– Miałeś chemioterapię – zauważyłam, czerwieniąc się ze wstydu. – Gdybyś cokolwiek powiedział…

– Nie potrafiłem. Nie chciałem litości. Zresztą miałem w Anglii dobrą opiekę, przynajmniej medyczną. Ale potem naprawdę mnóstwo razy chciałem choćby zadzwonić.

– A dziś?

– To był impuls. Wstałem o piątej i postanowiłem kupić bilet. Święta niedługo, imieniny taty…

– Proszę pa… Wujku! – z pokoju dobiegł nas głos Tomka.

– A jak się składa ten śmigłowiec? – dopytywał Maciek.

Wróciliśmy do pokoju nadal roztrzęsieni, ale już uśmiechnięci, niemal pogodzeni. Niemal, bo teraz czułam żal z powodu straconych lat. On się głupio wstydził, a mną kierowała urażona duma. Czemu sama do niego nie zadzwoniłam, nie napisałam, nie zapytałam, co słychać? Oboje zachowywaliśmy się jak…niemądrzy dorośli.

Bo jako dzieci dogadalibyśmy się! Na szczęście dystans powoli znikał. Jacek zaczął pomagać mojemu synkowi w montażu zabawki. A tata się uśmiechał, był szczęśliwy. Wreszcie się doczekał. Ja też. Nawet nie wiedziałam, że czekam na brata, że za nim tęsknię i że z tego wynikała moja złość. Bałam się, że wrócił, bo musiał, a nie dlatego, że chciał. Na szczęście czasem nawet przemądrzałe młodsze siostry się mylą. 

Czytaj także:
„Chciałem wyrwać ślicznotkę z baru, ale bogaty tatusiek pomachał portfelem i sprzątnął mi ją sprzed nosa”
„Odrzuciłam Adama, bo dał mi pierścionek z odzysku. Gdybym go przyjęła, dziś byłoby mnie stać na najdroższe diamenty”
„Matka przyprawia mi gębę wyrodnej córki i chce ukraść syna. Uważa, że nie jestem godna jego miłości i bycia mamą”

Redakcja poleca

REKLAMA