„Paweł grał przede mną pana idealnego, a tak naprawdę zarzucał na mnie swoją sieć. Mało brakowało, a bym w nią wpadła”

para na randce fot. Adobe Stock, zorandim75
„Jego podniesiony głos doprowadził mnie do łez. Zawsze miałam oczy w mokrym miejscu, jak mawiała moja babcia. Zerwałam się od stolika i wybiegłam na zewnątrz, żeby nikt nie widział, że płaczę. Gdyby mnie przeprosił, jakoś się wytłumaczył, prawdopodobnie po chwili wróciłabym do środka i podpisała tę umowę”.
/ 19.06.2022 06:15
para na randce fot. Adobe Stock, zorandim75

Spotkałam go przypadkiem, na parkingu pod supermarketem. Parkowałam właśnie, kiedy do sąsiedniego auta podszedł jakiś wysoki mężczyzna. Kiedy wysiadłam, usłyszałam za sobą wołanie:

– Marysia? – ze znakiem zapytania na końcu.

Odwróciłam się: przede mną stał przystojny brunet, który wydał mi się znajomy.

– Jestem Paweł… – przedstawił się. – Studiowaliśmy razem przez chwilę, pamiętasz?

Wtedy sobie przypomniałam! Tak, był taki chłopak, który od czasu do czasu pojawiał się na obrzeżach mojego towarzystwa, ale zdaje się, że dość szybko zrezygnował ze studiów. Obiło mi się nawet o uszy, że zaplątał się w jakieś niezbyt legalne interesy, ale wiadomo, jak to jest z takimi plotkami…

Podobał mi się coraz bardziej

Zauważyłam, że wygląda znacznie lepiej niż w moich wspomnieniach – wysoki, lekko opalony, z ciemnymi, dobrze ostrzyżonymi włosami i zadbanym zarostem, w dobrych ciuchach.

– Rzeczywiście, pamiętam cię, przystojniaku! Co porabiałeś przez te wszystkie lata? – zapytałam, ściskając jego dłoń.

– Dużo różnych rzeczy! Opowiem ci, jeśli umówisz się ze mną na kawę albo jeszcze lepiej na kolację. Może jutro? Teraz niestety, nie mogę.

– Dobrze, w sobotę o siódmej w „Róży wiatrów” – zgodziłam się natychmiast. – Mają tam genialne ryby i owoce morza.

I w ten oto sposób odnowiłam znajomość z Pawłem. Nieźle nam się gadało, wspominaliśmy kolegów i profesorów, podyskutowaliśmy trochę o polityce. Paweł powiedział, że od kilku miesięcy jest sam, jego ostatnia dziewczyna rzuciła go dla jakiegoś sportowca. Doceniłam, że przyznał się do porażki; faceci rzadko to robią.

– Studia skończyłem zaocznie – powiedział, kiedy spytałam, dlaczego tak nagle zrezygnował z nauki. – Musiałem zacząć zarabiać, moja matka poważnie zachorowała, a lekarstwa były drogie, nie starczało…

Jesteś przyzwoitym facetem. A mama wyzdrowiała?

– Nie całkiem, od paru lat jest na rencie. Ale wiesz co, pomówmy o czymś weselszym. Na przykład o tobie.

Przez kilka tygodni spotykaliśmy się często, chodziliśmy razem do kina, jeździliśmy na wycieczki rowerowe i gadaliśmy bez końca. Paweł podobał mi się coraz bardziej, dobrze czułam się w jego towarzystwie, a on zachowywał się jak staroświecki narzeczony.

Pewnego dnia, gdy poskarżyłam się, że moja stara renówka znowu wylądowała w warsztacie, zapytał, czy nie myślałam o tym, żeby zmienić samochód.

– Jasne, że tak– odparłam – ale na nowy mnie nie stać, a używany może się okazać gorszy od tego, który mam.

– W tym mogę ci pomóc, mam kumpla w komisie samochodowym – ożywił się Paweł.

– Pogadam z nim, na pewno coś ci znajdzie. Ile masz kasy?

– No właśnie, pieniędzy właściwie nie mam… Trochę będzie, jak sprzedam renówkę. Wiem, że bez kredytu się nie obejdzie, ale trudno.

Kilka dni później Paweł zadzwonił do mnie późnym wieczorem. Jednak tym razem nie po to, żeby mi życzyć dobrej nocy i kolorowych snów.

– Mój kumpel znalazł dla ciebie idealny samochód! – wykrzyknął, kiedy odebrałam. – Tylko musisz się spieszyć, bo to prawdziwa okazja. Trochę droższy, niż planowałaś, ale naprawdę warto. Właściciel wyjeżdża za granicę i musi migiem spieniężyć cały swój dobytek. Łap okazję, bo druga taka już się nie powtórzy.

Paweł gadał tak szybko, że nie nadążałam słuchać.

– Swój samochód możesz dać w rozliczeniu, nie będziesz miała kłopotów ze sprzedażą – rzucił na koniec i nareszcie zamilkł.

– Zaczekaj, nie tak prędko! – roześmiałam się. – Muszę obejrzeć ten samochód z kimś, kto się na tym zna, potrzebuję na to czasu.

– Masz szczęście, Marysiu, bo mój kumpel, ten z komisu, już go sprawdził. I mówi, że jest w idealnym stanie, a ja mu wierzę, bo chłop się zna. Nie pozwól, żeby ktoś ci ten wóz sprzątnął sprzed nosa.

To rzeczywiście była okazja

Długo nie mogłam zasnąć, podekscytowana czekającą mnie transakcją. W dodatku nad ranem obudziłam się z łomotem serca. Śniło mi się bagno. Stałam na jego skraju. Chciałam się przedostać na drugą stronę, ale gdy postawiłam stopę na kępie trawy, grunt usunął mi się spod nogi i wpadłam w czarne błoto aż do ud. Z trudem wyciągnęłam nogę. Obudziłam się zlana potem.

– Sen mara… – mruknęłam do siebie, ale uczucie dziwnego niepokoju pozostało.

Po południu, razem z Pawłem i z panem Wacławem, mechanikiem samochodowym, który był znajomym taty, pojechałam obejrzeć pojazd. Kiedy zobaczyłam to cudo, czyjekolwiek opinie przestały się liczyć. Głaskałam czerwoną lśniącą karoserię i z zachwytem wpatrywałam się w tablicę rozdzielczą. Trudno było mi uwierzyć, że to cudo może należeć do mnie.

Co prawda cena była wyższa od tej, którą zamierzałam przeznaczyć na zakup auta, ale postanowiłam wziąć większy kredyt. Pan Wacław uznał, że auto jest w bardzo dobrym stanie, a cena naprawdę atrakcyjna.

– Aż za bardzo… – mruknął pod nosem, co usłyszałam tylko ja, bo stałam najbliżej niego.

Właścicielowi auta zależało na czasie, jednak ja na razie byłam bez pieniędzy. Umówiłam się zatem na sfinalizowanie transakcji za dwa dni.

– Nie możesz tego załatwić jutro? – ponaglał mnie Paweł. – Banki same wciskają kredyty. Nie ma na co czekać. Ale pamiętaj, żebyś przyszła z gotówką – zastrzegł.

– Zwariowałeś, mam taką kupę forsy nosić w torebce? – zdenerwowałam się. – Przecież teraz załatwia się takie rzeczy przelewem.

– Podobno ten facet zlikwidował już swoje konto. Wyjeżdża, jak tylko sprzeda samochód. Ja chętnie pójdę z tobą do banku i zabawię się w twojego ochroniarza – zaproponował.

Wieczorem zadzwonił tata.

– Rozmawiałem z Wackiem. On mówi, że to dobry samochód i nie ma do niego zastrzeżeń, ale czuje, że jest w tym jakiś haczyk… Marysiu, jak dobrze znasz tego kolegę?

– Oj, tato, studiowaliśmy razem. On jest w porządku i na pewno nie ma tu żadnego haczyka. Możesz się nie martwić.

– Jesteś dorosła, nie będę ci mówił, co masz robić, ale proszę, miej oczy otwarte.

Przez całą drogę z banku Paweł zachwalał tamto auto jak swatka kandydata na męża. Umowę mieliśmy podpisywać w komisie. Właściciel auta już czekał w recepcji. Przyjrzałam się mu. Było w nim coś dziwnego, jakaś niepewność, jakby nie wiedział, jak się ma w tej sytuacji zachować. Co chwila zerkał pytająco na Pawła. Zupełnie nie wyglądał na kogoś, kto jeździ takim samochodem.

– A gdzie twój kolega z komisu? – spytałam Pawła. – Przecież ja tę umowę podpisuję chyba z jego firmą?

– Nie, podpisujesz ją z właścicielem auta, między innymi dlatego jest taniej – usłyszałam.

– No ale on przecież na tym traci… Dziwne. Robi to dla mnie?

– Nie, jest mi winien przysługę i robi to dla mnie. Nie zajmuj się tym, to sprawy między nami – powiedział Paweł i położył przede mną umowę, już wypełnioną przez sprzedającego.

„Zupełnie jakby to on tym wszystkim sterował” – pomyślałam i nagle, nie wiadomo dlaczego, przypomniał mi się niedawny sen o bagnie.

Nakrzyczał na mnie, jakbym zrobiła coś złego

– Wyjeżdża pan do Australii na zawsze? – zagadnęłam właściciela auta.

– Taak – powiedział, przeciągając samogłoskę. – Wyjeżdżam z Polski na zawsze.

– A co będzie pan tam robił? – spytałam może niezbyt taktowne, ale chciałam go pociągnąć za język.

– Oj, Maria, nie wypytuj tak pana Rafała, przecież to jego sprawa, co będzie tam robił, prawda? – Paweł spojrzał na sprzedającego znacząco.

A on pokiwał głową.

Czułam, że coś tu nie gra. Zaczęłam więc z innej beczki:

– Sam pan jeździł tym samochodem czy używał go ktoś jeszcze? Może żona?

– Nie jestem żonaty.

Wzruszyłam ramionami i już miałam sięgnąć po papiery do wypełnienia, lecz w tym momencie naskoczył na mnie Paweł.

– Czego ty chcesz, przecież wszystko zostało sprawdzone! – powiedział ostrym tonem. – Masz auto podane na tacy, a ty odstawiasz jakiś cyrk. Weź długopis i pisz, nie będziemy przecież tu siedzieli do nocy.

Byłam już tak zestresowana, że jego podniesiony głos doprowadził mnie do łez. Zawsze miałam oczy w mokrym miejscu, jak mawiała moja babcia. Zerwałam się od stolika i wybiegłam na zewnątrz, żeby nikt nie widział, że płaczę. Gdyby Paweł mnie przeprosił, jakoś się wytłumaczył, prawdopodobnie po chwili wróciłabym do środka i podpisała tę umowę, on jednak wrzasnął za mną:

– Jeszcze będziesz tego żałowała, zobaczysz!

Wróciłam do domu.

Miał rację, już żałowałam swojego zachowania. Zapewne straciłam samochód, niewykluczone, że również Pawła. Miałam nadzieję, że się odezwie, lecz telefon milczał jak zaklęty. „Może do niego zadzwonić?” – biłam się z myślami.  Ale przecież to nie ja wywołałam awanturę! Postanowiłam pogadać z tatą i opowiedzieć mu, co się wydarzyło.

– Myślę, Marysiu, że dobrze zrobiłaś. Z twojej opowieści wynika, że to prawdopodobnie jakiś lewy interes. Jeżeli nie, to oczywiście straciłaś, ale uważam, że lepiej być zbyt ostrożnym niż nabitym w butelkę.

Mój ojciec oczywiście nie wiedział o tym, że Paweł jest, a może raczej był dla mnie kimś więcej niż kolegą. Do tego nie byłam w stanie się przyznać.

Odwiedziła mnie policja…

Zadzwoniłam do Pawła następnego dnia. Nie odebrał i nie oddzwonił. W końcu musiałam pogodzić się z faktem, że tak naprawdę nie był mną zainteresowany na poważnie. Bolało. Dlaczego jednak udawał, że mu na mnie zależy? Miałam się tego dowiedzieć już niebawem.

Kilka tygodni później, kiedy udało mi się już pozbierać po nieudanym romansie i zaprzepaszczonej szansie na niezły samochód, pojawiła się u mnie policja. Tamto popołudnie zamierzałam spędzić przed telewizorem. Dzwonek do drzwi zabrzmiał natarczywie i ponaglająco. Spojrzałam przez wizjer i ujrzałam dwoje policjantów. W pierwszej chwili pomyślałam, że tata miał wypadek i nogi się pode mną ugięły.

– Czy pani Maria M.? – spytała kobieta, a kiedy skinęłam głową, dodała: – Chcielibyśmy porozmawiać.

– Chodzi o mojego ojca? – tylko tyle zdołałam wydusić.

– Nie, skąd to przypuszczenie? – zapytał mężczyzna.

– Kiedy was zobaczyłam, pomyślałam, że miał wypadek – powiedziałam z ulgą. – On dużo jeździ służbowo… Proszę wejść – zreflektowałam się.

Okazało się, że policję interesuje moja znajomość z Pawłem. Bez oporów opowiedziałam o tym, jak się spotkaliśmy, o spędzanym wspólnie czasie i o niezrealizowanej transakcji. To właśnie było najciekawsze dla przedstawicieli prawa. Zadali mi mnóstwo pytań. Na koniec policjantka wyjaśniła:

– Pani znajomy najprawdopodobniej zamieszany jest w handel kradzionymi samochodami. Przeciwko całej grupie toczy się śledztwo i nic więcej nie możemy powiedzieć. Prokuratura zapewne wezwie panią na świadka podczas procesu.

Może pani dziękować swojej intuicji, która przestrzegła panią przed kupieniem tego samochodu. Jeździłaby pani autobusami i spłacała kredyt za auto – dodał policjant.

Wstyd mi było przyznać, że  gdyby Paweł wtedy na mnie nie nakrzyczał, ja również stałabym się jego ofiarą…

– A gdzie on teraz jest? – spytałam na koniec.

– Pan Paweł D. jest w areszcie i raczej szybko stamtąd nie wyjdzie – usłyszałam.

No cóż. Chciałam szybko wyrzucić z pamięci swoją niefortunną znajomość z Pawłem, tymczasem okazało się, że nie będzie mi to dane. Czekam na wezwanie z prokuratury… Za to jedno wiem na pewno: już nigdy w życiu nie skorzystam z żadnej nadzwyczajnej okazji. Lepiej stracić szansę na interes, niż dać się oszukać.

Czytaj także:
„Byłam żoną numer 3, ale mąż szybko zostawił mnie i syna dla kochanki. Teraz jestem z młodszym o 14 lat przystojniakiem”
„Nowy facet mamy był okropnym snobem. Uważał naszą rodzinę za prostaków i kręcił nosem na wszystko, co robimy”
„Nauczyciel fizyki uwziął się na mojego syna. Rozmowy z nim ani dyrekcją nie pomagały, więc postanowiłem zagrać nieczysto”

Redakcja poleca

REKLAMA