– Dziś ja z wami zostanę. Mama idzie na przyjęcie w pracy – powiedziałem do dzieci Iriny, wchodząc do domu.
– Co za różnica – mruknął Filip.
– Super! – ucieszyła się Natalka.
Zawsze tak było
Piętnastoletni Filip mnie tolerował, ale nie był zainteresowany spędzaniem ze mną czasu. Wiele razy próbowałem go do siebie przekonać, proponowałem, żebyśmy gdzieś razem się wybrali tylko we dwóch, zrobili coś fajnego, ale nigdy nie miał ochoty. Przepraszam, raz mi się udało namówić go, z wydatną pomocą Iriny, na pójście na gokarty. Myślałem, że dobrze się bawił, ścigaliśmy się, była adrenalina, huk silników i swąd spalonej gumy. Widziałem, że się uśmiechał, kręcił filmiki telefonem, w jego oczach błyszczała ekscytacja. Byłem zadowolony z tego dnia, dopóki nie zatrzymaliśmy się w drodze powrotnej na hamburgery. Ja poszedłem odebrać zamówienie, a Filip siedział ze słuchawkami na uszach przy stoliku i pisał do kogoś na smartfonie.
Może to brzydko z mojej strony, ale skorzystałem z tego, że nie zauważył, kiedy podszedłem, i zajrzałem mu przez ramię. Pisał do kogoś, że gokarty fajne, ale „fajniej by było bez tego starego dziada”. No tak, byłem dla niego tylko starym dziadem, który kręcił się koło jego matki i starał się mu przypodobać. Miałem szczęście, bo Natalia była przeciwieństwem brata. Poznałem ją, kiedy miała cztery latka, i wiele razy usiłowała mnie przekonać, że jestem jej prawdziwym tatą, chociaż oboje z Iriną tłumaczyliśmy, że prawdziwy tata jest w niebie, a ja pojawiłem się w jej życiu, kiedy była już w przedszkolu. Dla tej słodkiej siedmiolatki byłem jedynym ojcem, jakiego znała, i stanowczo oznajmiła, że będzie nazywać mnie tatą, jak przychodzę po nią do przedszkola, bo wujek to ma na imię Olek i ma brodę, a ja nie. I jestem jej tatą, który z nią mieszka. Pozwoliliśmy małej na to, a ja czułem, że w domu jestem kochany nie przez jedną, ale przez dwie cudowne dziewczyny. Po trzech latach związku Irina i ja uznaliśmy, że czas się pobrać.
Dzieci zareagowały po swojemu
Filip wzruszył ramionami, jakby mało go to obchodziło, a Natalia zaczęła się przytulać i pytać, czy mama będzie mieć prawdziwy welon. Niestety, nasz plan włączenia Filipa do ceremonii spełzł na niczym. Nie miał ochoty ani podawać obrączek, ani pełnić żadnej innej funkcji. Nie to, że nie akceptował naszej decyzji, po prostu miał to gdzieś. Irina nie była jak inne matki – nie próbowała usprawiedliwiać syna, że stracił ojca, jest nastolatkiem, przechodzi okres dojrzewania ani nic z tych rzeczy.
– Czasem zachowuje się jak dupek, ale to mój syn – westchnęła po tym, jak młody stwierdził, że może jechać na wakacje z nią i siostrą, ale skoro ja też jadę, to już mu się nie chce.
Spróbowałem wtedy ostatni raz z nim szczerze porozmawiać. Zapytałem, czy czymś go irytuję, może coś mogę poprawić.
– Rany, Eryk, daj spokój! – prychnął ze zniecierpliwieniem; on nigdy nie mówił do mnie „wujku”, zawsze po imieniu. – Chcesz się żenić z mamą, spoko, życzę wam szczęścia, ale przestańcie wreszcie zmuszać mnie, żebym skakał z radości, bo będziemy „prawdziwą rodziną” – wykrzywił się ironicznie. – Moja rodzina to mama i Natalia, ale spoko, możemy razem mieszkać, skoro mama tak cię lubi. I tak za trzy lata stąd znikam.
Tak, ciągle to powtarzał. Miał wielki plan wyprowadzki zaraz po osiemnastych urodzinach. Jakiś kumpel miał dostać od rodziców mieszkanie na osiemnastkę i kilku chłopaków wymyśliło sobie, że będą tam mieszkać, pracować tu i ówdzie oraz zażywać życia dorosłych facetów. Irina machała ręką na te mrzonki.
– Znam swojego syna – twierdziła. – Tydzień tak pożyje, góra miesiąc, i wróci tutaj z górą prania, niedowagą i marzeniem, żeby go przytulić.
Podobało mi się, że podchodziła do tego z takim zrozumieniem, ale osobiście było mi przykro, że Filip otwarcie mówił o swoim marzeniu, by się od nas wyprowadzić. No ale może faktycznie tak byłoby lepiej? Nie wiem, kto powiedział Natalii, że nie mam do niej żadnych praw. Podejrzewam, że Filip, bo komu innemu przeszkadzałoby, że traktuje mnie jak prawdziwego ojca? Ale pewności nie mam. Zresztą, nie stało się źle, bo mała przyszła do nas któregoś dnia rano do łóżka i walnęła z grubej rury:
– Tato, czy możesz mnie adoptować? Żebym już na zawsze była twoją prawdziwą córeczką! Dobrze?
Byłem tak wzruszony, że odjęło mi mowę
Natalia musiała mnie potrząsnąć za rękę, żebym dał jej odpowiedź. Oczywiście, była twierdząca. Irina też była uszczęśliwiona, bo sama nigdy nie pytała o taką możliwość. Ojciec dzieci nie żył i nie było przeszkód, bym przy okazji ślubu je formalnie zaadoptował. To znaczy, przepraszam, nie je. Ją. Ale to, jak się okazało, nie było takie oczywiste.
– Złożymy papiery od razu. Chyba od Filipa potrzebujemy jakiegoś podpisu, bo ma już skończone trzynaście lat – Irina była podekscytowana…
– Zaraz, czekaj. Dlaczego mówisz o Filipie? To Natalia chce, żebym ją adoptował, i uważam to za wielki zaszczyt, ale Filip… nie bardzo to widzę.
– Co takiego?!
Widziałem, że ją zaszokowałem i nawet rozumiałem jej oburzenie i niedowierzanie. Syn i córka byli dla niej jednakowo ważni, kochała ich tak samo. Tyle że ja nie.
– Chcę adoptować Natalię i decydować w sprawach jej wychowania przez najbliższe jedenaście lat – podkreśliłem ponownie – ale dobrze wiesz, że z Filipem nie mamy praktycznie żadnej więzi. On mnie toleruje, ja robię co mogę, żeby go wspierać, ale adopcja…? Decydowanie za niego przez te pozostałe trzy lata? Uważam, że powinnaś to robić tylko ty. Oczywiście, to niczego nie zmieni, nadal będę jego ojczymem tak jak do tej pory i będę robił wszystko, żeby…
– Nie wierzę! – powiedziała Irina powoli i z szeroko otwartymi oczyma. – Jak możesz w ogóle mówić coś takiego?! Przecież Filip to też dziecko! Jak mam mu powiedzieć, że go nie chcesz?! Że jest gorszy od siostry? Jak w ogóle będziemy żyć, jeśli my we trójkę będziemy formalnie rodziną, a on będzie poza?!
No tak, było sporo pytań i nie umiałem na nie odpowiedzieć. Wiedziałem tylko jedno: nie można adoptować dziecka, czy właściwie młodego mężczyzny, jeśli się tego nie czuje w głębi serca. Oczywiście, chciałem utrzymywać i wychowywać Filipa, traktować go jak syna, o ile mi na to pozwoli, ale żeby stać się ojcem w dokumentach, potrzebowałem czegoś więcej niż poczucie sprawiedliwości…
Próbowałem rozmawiać z Iriną
Tłumaczyć jej, że nic się nie zmieni w moim traktowaniu chłopaka, kiedy adoptuję jego siostrę, ale widać serce matki nie mogło tego pojąć. Irina oznajmiła, że nie będzie robić takich różnic między dziećmi.
– Jeśli nie adoptujesz Filipa, to nie możesz też adoptować Natalii. Trudno. Nie ma przymusu.
– Ale ja chcę ją adoptować! – krzyknąłem. – Nie rozumiesz tego? Kocham ją, ona jest moją córką! Chcę, żeby nosiła moje nazwisko i wpisywała mnie w rubrykę „ojciec” w dokumentach przez całe życie!
– Ale nie chcesz, żeby Filip cię wpisywał, prawda? – zapytała i wróciliśmy do punktu wyjścia.
Najgorsze było jednak przed nami. Trzeba było powiedzieć Natalii, że nie będzie adopcji. Irina myślała, że się złamię, że poczuję się winny, że odrzucam Filipa, ale dla mnie to była zbyt poważna decyzja, żeby ją podejmować w oparciu o poczucie winy. Filip i ja traktowaliśmy się jak znajomi albo sąsiedzi, nie jak ojciec i syn. Wątpiłem, żeby w ogóle zależało mu na adopcji. I wtedy na to wpadłem. Przecież trzeba było zapytać jego. Przemyślałem to i zdecydowałem, że jeśli chłopak wyrazi chęć, by być moim synem w sensie prawnym, to podejmę tę odpowiedzialność. Ale nie na siłę. Irina się zgodziła, chyba pewna, że dzieci „chcą być równo kochane”, jak to określiła. Ja uważałem, że nie da się kochać dzieci równo. Każde trzeba kochać tak, jak ono tego potrzebuje. A Filip potrzebował wolności i szacunku do swoich decyzji. Jego reakcja jednak była taka jak przewidziałem: mieszanka przerażenia i oburzenia.
– Dzięki, Eryk, ale ja już mam tatę. Natalia go nie pamięta, ale ja tak – powiedział dziwnie dojrzałym tonem. – Chcę zawsze wpisywać „Marek”, jak każą podać imię ojca. Nie chcę tego zmieniać. Ale uważam, że to super, że adoptujesz Natalię. Ona zasługuje na fajnego tatę, a ty nim dla niej jesteś.
Na tym temat się skończył, a ja poczułem, że mimo wszystko mamy jakąś więź z Filipem. Może się nie kochamy jak w rodzinie, ale przynajmniej się szanujemy, nie szukamy zwady i wspieramy nawzajem swoje decyzje. A to więcej, niż wielu ojców może powiedzieć o swoich synach.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”