Filipa poznałem, kiedy miał piętnaście lat. Za dużo, by nazywał mnie tatą, za mało, żebyśmy mogli zostać przyjaciółmi. Chłopak przez całe życie był tylko z matką, więc nawet mu się nie dziwiłem, że traktował mnie jak naturalnego rywala.
– Z czasem zbudujecie więź – mówiła Edyta i widziałem, jak wielką ma na to nadzieję.
Próbowałem chyba wszystkiego. Raz zabrałem młodego na ryby.
– Długo tu będziemy? – zapytał już po pięciu minutach.
– A co? Nie podoba ci się? – zapytałem. – Zobacz, jakie mamy widoki! A jak ryby zaczną brać, to od razu poczujesz emocje!
Niestety, ryby chyba to usłyszały, bo jak na złość nic nam się nie udało złapać przez dwie godziny.
– Tomek, możemy już iść? – Filip spojrzał na mnie błagalnie. – Wiem, że to mama ci kazała mnie tu zabrać. Martwi się, że nie mamy o czym rozmawiać. Ale wiesz, możemy jej powiedzieć, że przesiedzieliśmy tu cały dzień i ciągle gadaliśmy, a tak naprawdę podrzucisz mnie do Sławka, a sam też pójdziesz gdzieś, gdzie lubisz. Co ty na to?
Odpowiedziałem, że nie zamierzam oszukiwać jego matki, ale po kolejnym kwadransie doszedłem do wniosku, że pomysł chłopaka nie jest taki głupi.
– Dobra – zgodziłem się. – Ale najpierw ustalimy, o czym rozmawialiśmy. Proponuję tematy: szkoła, dziewczyny, koledzy. No to jedziemy: jak ci się układa w nowej szkole?
Wiedzieliśmy, o co zapyta
Filip był rozsądny i wiedział, że jego mama będzie wypytywać o szczegóły wyprawy. Uzgodniliśmy więc alibi i przebieg rozmowy. Dowiedziałem się, że nauczycielka od matematyki to straszna kosa, ale za to pan od geografii to luzak, a na wuefie chłopcy trenują głównie koszykówkę i Filip ma niezłe wyniki.
– Jak mamy mecze z innymi szkołami, jestem kapitanem – pochwalił się, a ja kiwnąłem z uznaniem głową, notując to w pamięci, by popisać się tą wiedzą przed Edytą.
– Dobra, to mamy z głowy. A jak z dziewczynami? Podoba ci się jakaś?
Okazało się, że owszem. Filip miał oko na jedną taką Karinę, ale ona wolała kujona, który wygrał olimpiadę z fizyki. Młody poprosił mnie o radę, jak do niej zagadać.
– Lubi mądrych facetów – zadumałem się. – A ty jesteś typem sportowca, tak? No nie ma rady, stary, musisz przeczytać jakąś dobrą książkę, a potem jakoś tak zahaczyć o ten temat przy niej, ale nie bezpośrednio do niej, żeby zarzucić przynętę. Dokładnie jak my to tu teraz robimy.
Niestety, metafora była trochę chybiona, po nasze przynęty nie zwabiły ani jednej ryby. Ale Filip zrozumiał, o co mi chodziło, i zapytał, jaką książkę powinien wybrać, żeby zainteresować tę dziewczynę. Podsunąłem mu „Pachnidło”, bo widziałem, że Edyta to czytała i była zachwycona.
Wywiad na temat kolegów poszedł nam jak po maśle. Filip miał trzech dobrych kumpli, chociaż co do jednego nie był pewien, bo ten Stefan „zarywał” do dziewczyny, z którą mój pasierb się trochę spotykał.
– Myślisz, że to okej, Tomek? – zapytał. – Nie powinno być tak, że była dziewczyna kumpla jest „radioaktywna”? No wiesz, że nie można już jej podrywać? Widziałem w jednym serialu, że tak powinno być, to jest solidarność między facetami.
Ha! Kojarzyłem ten serial. Też go oglądałem i pamiętam tamtą kwestię jednego z bohaterów.
– A gadałeś z nim o tym? – spytałem. – Mówiłeś, że ci to przeszkadza?
– W sumie nie, ale chyba z nim pogadam. Stefan w ogóle jest spoko gość i głupio byłoby tak przestać się kumplować przez dziewczynę, co nie?
W końcu uporaliśmy się z wszystkimi tematami, ustaliliśmy, co powiemy o rybach, i odwiozłem młodego do jego przyjaciela, a sam pojechałem do kina. Po filmie i steku, na którego wstąpiłem, zabrałem młodego z domu kolegi i wróciliśmy już razem. Edyta była tak zachwycona naszym wspólnym dniem, że nie zorientowała się, że trochę ją czarowaliśmy.
Innym razem wymyśliła, że powinniśmy jechać razem na mecz. Załatwiła skądś bilety i nawet kupiła identyczne koszulki kibica. Nie miało dla niej znaczenia, że ja średnio się interesuję piłką nożną, a Filip uważał koszykówkę za jedyny prawdziwy sport.
– Dobra, zrobimy tak – powiedziałem już w samochodzie. – Nie będziemy stać w cholernej kolejce do wejścia, a potem do wyjścia tylko po to, żeby obejrzeć, jak grają. Zrobimy to w barze sportowym. Mają tam świetne żarcie i możesz zaprosić kumpli, ja stawiam!
Filipowi idea się spodobała. Siedliśmy sobie wygodnie w barze z wielkim telewizorem, na którym świetnie widać było transmitowany mecz, zamówiliśmy górę frytek, pyszne hamburgery, do tego ja piwko, a on colę. Potem przyszedł ten Stefan i jeszcze jeden dzieciak. Im też postawiłem meczowe zestawy. Muszę przyznać, że to był przyjemny sposób spędzania czasu.
Lubię dobre jedzenie i swobodną atmosferę, miło mi się też obserwowało pasierba, który komentował grę, śmiał się z nimi i przekomarzał. Widziałem, że chłopak jest towarzyski i lubiany. Nawet jeśli nie miał więzi ze mną, to wyraźnie potrafił nawiązywać kontakty z rówieśnikami. W domu opowiedzieliśmy Edycie, jak to nasza drużyna wygrała trzy do dwóch w doliczonym czasie. Chyba była zadowolona.
– Chyba się coraz lepiej dogadujecie – szepnęła, kiedy młody wstał po kolacji od stołu. – Wiem, że nigdy nie zastąpisz mu ojca, ale po prostu czasem myślę, co by się stało, gdyby mnie zabrakło. Zostalibyście tylko we dwóch…
– Co to za tematy? – fuknąłem na nią. – Zaraz… – nagle się wystraszyłem. – Co jest? Byłaś u lekarza? Coś nie tak?
– Nie, nie! – roześmiała się. – Nie jestem chora, tylko po prostu czasem myślę o przyszłości. Dlatego doceniam to, co robisz dla Filipa. To, że zabierasz go na ryby i mecze, żeby trochę z nim pobyć. To dla mnie ważne. Dziękuję, Tomuś.
Nakryła nas na kłamstwie
Zrobiło mi się głupio, i to do tego stopnia, że kiedy żony nie było, zapukałem do pokoju młodego.
– Musimy znowu gdzieś razem jechać – oznajmiłem. – Dla mamy. Nie nalega, ale widzę, że to by jej sprawiło przyjemność.
– Dobra, co knujemy tym razem? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem Filip.
Ustaliliśmy, że niby pójdziemy na gokarty. To taka męska rzecz, no nie? Ściganie się po torze małymi samochodzikami i ryzykowanie urazów z czystej głupoty… No ale cóż, czego się nie robi dla kobiety, którą się kocha? Którą obaj kochaliśmy?
– Dobra, tak wyglądają gokarty – oznajmiłem, przywożąc go na miejsce. – Chodź, zrobimy sobie zdjęcia w kaskach przy torze, bo mama ostatnio narzekała, że nie mamy ani jednego zdjęcia ze stadionu. A potem możemy stąd spadać. Ja zajrzę do sklepu budowlanego, a ciebie gdzie podrzucić?
Chciał jechać do nowej dziewczyny. W samochodzie dużo o niej opowiadał. To nie była ta, która mu się podobała wcześniej, ale jakaś nowa w klasie. Dałem mu parę rad, życzyłem powodzenia i wysadziłem pod domem wybranki. Nie przewidzieliśmy tylko jednego: że Edyta zechce zrobić nam niespodziankę i dołączyć do nas na gokartach. Wpadliśmy obaj, najpierw Filip, potem ja. Do obu z nas zadzwoniła i zapytała, co robimy, a my, zgodnie z planem, odpowiedzieliśmy, że jak to co? Ścigamy się po torze!
Gdy wróciliśmy do domu, była wściekła.
– Od dawna mnie okłamujecie? Co wy sobie wyobrażacie?! Byłam tam, a wy nie! Z meczem też tak było? I z rybami? No?! Odpowiadaj matce, Filip!
Oczywiście młody pękł i sprawa się wydała. Edyta była zdruzgotana, a my nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Obraziła się. Resztę wieczoru spędziłem w pokoju młodego, żeby się na nią czasem nie natknąć.
Następnego dnia Filip kupił kwiaty, a ja kolczyki na przeprosiny. Edyta spojrzała na nas surowo.
– Oszukując mnie, zachowaliście się niewybaczalnie – zagrzmiała. – Ale przemyślałam sprawę i powiem tyle: zależało mi, żebyście robili coś razem, i w sumie cieszy mnie, że coś takiego robiliście. Nawet jeśli było to knucie planów, jak mnie wyprowadzić w pole – tu obaj zrobiliśmy miny skarconych dzieci. – Od dzisiaj jednak koniec z kłamstwami. Nie będę naciskać, żebyście gdzieś szli razem. Jak dla mnie to wy dwaj już zbudowaliście więź, i to chyba solidniejszą, niż sobie wyobrażałam.
Czytaj także:
„Ta żmija dostała awans, bo podlizywała się szefowi. Teraz nie radzi sobie z nowymi obowiązkami, a winę zrzuca na nas”
„Przyznałem się żonie do zdrady, a ona kopnęła mnie w tyłek. Pocieszenie znalazłem ramionach jej najlepszej przyjaciółki”
„Moja przyjaciółka zmieniła się w snobkę. Kpiła z biednych ludzi i pracy na kasie, a sama dorobiła się na plecach rodziców”