Przeglądałam Facebooka i naszła mnie smutna refleksja. Miałam ponad 200 znajomych, a jednak ten sobotni wieczór spędzałam samotnie w domu. Nie to co kiedyś… Kiedyś weekend bez imprezy to była tragedia.
Oj tak, pamiętam, jak dostałam szlaban akurat wtedy, kiedy Darek organizował grilla na działce. Ulka bardzo chciała tam iść, bo miał być Grzesiek, który jej się podobał, ale w ramach solidarności z przyjaciółką, czyli ze mną, została w domu. To się nazywa poświęcenie!
„Swoją drogą, ciekawe, co u Ulki… Już z dziesięć lat jej nie widziałam” – pomyślałam i nagle coś mi kazało się o tym przekonać.
Wpisałam w wyszukiwarce Facebooka jej dane. Wyskoczyło kilkadziesiąt wyników, jednak bez trudu odnalazłam profil Ulki. Pod wpływem impulsu otworzyłam komunikator i napisałam: „Cześć, Ula! Kopę lat…”
Umówiłyśmy się w przytulnej knajpce w centrum miasta. Biegłam na to spotkanie jak na skrzydłach! Cieszyłam się, że udało mi się odnowić kontakt z osobą, która przez całą podstawówkę i liceum była moją najserdeczniejszą przyjaciółką. Niemal każdą chwilę spędzałyśmy razem.
Po szkole włóczyłyśmy się po okolicznych parkach, a zimą urządzałyśmy bitwy na śnieżki. Potem przyszedł czas imprez, chłopaków, sekretnych zwierzeń. Byłyśmy wobec siebie szczere i otwarte. Mówiłyśmy sobie wszystko. Na przykład to, że wychowawczyni z zupełnie niezrozumiałych powodów próbowała nas od siebie odsunąć.
– Wiesz, co ona powiedziała mojej matce?! – Ulka była oburzona. – Że ją mocno niepokoi moja przyjaźnią z tobą! I powinnam sobie znaleźć bardziej odpowiednie towarzystwo!
– Serio? – zdziwiłam się. – Ale dlaczego?
– A skąd mam wiedzieć? Pewnie dlatego, że jest głupią krową! – stwierdziła mściwie.
Wtedy tego nie rozumiałyśmy. Dopiero po latach zdałam sobie sprawę, że chodziło o nasze rodziny. Ulka była córką lekarzy, ludzi znanych i szanowanych w naszym mieście. A ja – córką szkolnej woźnej. Taty nie pamiętam, bo odszedł, kiedy byłam mała. Mama radziła sobie, jak umiała; nigdy nie chodziłam obdarta ani głodna.
A jednak gdy nauczycielka WF-u przyłapała mnie i Ulkę na popalaniu papierosów w szatni, to ja zostałam oskarżona o sprowokowanie tej sytuacji. Potem już cały czas byłam winna. Każdy nastoletni wybryk Ulki dorośli tłumaczyli jej przyjaźnią ze mną. Jej tata zabronił nam nawet kontaktów, ale miałyśmy to w nosie.
Jak to się stało, że nasza przyjaźń się rozpadła?
Ulka wyjechała na studia do Warszawy, więc siłą rzeczy widywałyśmy się tylko wtedy, kiedy przyjeżdżała w odwiedziny do rodziców. Z każdym rokiem coraz rzadziej i rzadziej… Szok przeżyłam, zanim jeszcze weszłam do kawiarni.
Uleńka stała przed wejściem i rozmawiała przez komórkę, a ubrana była w elegancką garsonkę i buty na obcasach! Ona, która zawsze chodziła w dżinsach i wygodnych bluzach (podobnie zresztą jak ja)! Poczułam się nieswojo. Ja ubrałam się całkiem zwyczajnie, w końcu umówiłyśmy się na piwo, a nie na spotkanie biznesowe!
Kiedy podeszłam, nie przerwała rozmowy, tylko pomachała mi ręką na znak, że już kończy. Gadała tak jeszcze dobre pięć minut, a ja stałam obok i czekałam. Wreszcie skończyła.
– Przepraszam, sprawy służbowe – powiedziała zamiast powitania.
– Zostałaś lekarzem, jak rodzice, prawda?
– Oczywiście, mam już własną klinikę. W końcu nie po to poszłam na medycynę, żeby, sama nie wiem… sprzedawać w sklepie – zaśmiała się, a ja znów poczułam się głupio, bo… tak, pracowałam jako kasjerka.
Usiadłyśmy pod parasolkami i złożyłyśmy zamówienie. Ze zdumieniem patrzyłam, jak największa miłośniczka piwa i kiełbasek z grilla, jaką znałam, zamawia sałatkę i malutki kieliszek czerwonego wina, zresztą chyba najdroższego, jakie mieli w ofercie.
– Nie lubisz już piwa? – zdziwiłam się.
– Kochana, brzuch od tego rośnie! Piwo jest dobre dla studentów, za to wino poprawia trawienie. Wiesz, w naszym wieku trzeba już zacząć dbać o siebie. Ja ostatnio często chodzę na siłownię. Odkryłam świetne ćwiczenia, dzięki którym… – i zaczęła opowiadać mi o tym, czego nauczyła jej prywatna trenerka.
Szczerze mówiąc, niezbyt mnie to interesowało
Podobnie jak zabiegi medycyny estetycznej, którym planowała się poddać, bluzka za 500 złotych, którą ostatnio kupiła, i Malediwy, które odwiedziła dwa miesiące temu. Te ostatnie zapewne wzbudziłyby moje zainteresowanie, bo zawsze uwielbiałam podróże, gdyby nie to, że Ulka przez dwa tygodnie praktycznie nie opuściła kurortu.
Gdzie się podziała żądna przygód dziewczyna, z którą kiedyś jeździłam stopem?! Kiedy się pożegnałyśmy, uświadomiłam sobie, że przez całe spotkanie powiedziałam może kilka zdań. Bo Ulka cały czas gadała o sobie. Roztaczała przede mną wizje swojego wspaniałego życia, a ja… czułam coraz większy niesmak. To nie była moja przyjaciółka. To była jakaś snobka!
Ciekawe, czy w ogóle chciałaby ze mną rozmawiać, gdyby usłyszała, jak wygląda moje życie. Może lepiej, że nie udało mi się jej o nim opowiedzieć. Jestem rozczarowana… Kiedyś śmiałyśmy się z dorosłych, którzy byli małostkowi, kierowali się uprzedzeniami i przywiązywali tak dużą wagę do pieniędzy, wyglądu czy pozorów.
Nie widziałyśmy między sobą różnicy, choć pochodziłyśmy z zupełnie różnych środowisk. A teraz? Mam wrażenie, że otoczenie Ulki wciągnęło ją na dobre. Wciągnęło i zepsuło. A może ja też się zmieniłam?
Czytaj także:
„Kochałam dreszczyk emocji związany z okultyzmem. Do czasu, aż nasze zabawy z zaświatami nie skończyły się tragicznie”
„Mojej mamie totalnie pomieszało się w głowie. Oskarża mnie o kradzieże, intrygi, a nawet o to, że próbowałem ją otruć”
„Teściowa dręczy mnie, bo jestem bezpłodna. Na imieniny zaprosiła tylko ciężarne, by pokazać mi, że jestem bezwartościowa”