„Mój związek z wykładowcą miał być tajemnicą, a ja głupia uznałam to za romantyczne. Ciekawe, co na to wszystko jego żona”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Miłość jest ślepa. To dlatego zakochany człowiek nie widzi, że jest robiony w balona, choćby wszystkie znaki na niebie i ziemi wyraźnie o tym świadczyły. Związek w tajemnicy? Zakaz dzwonienia i pisania? Spotkania pod osłoną nocy? Jak mogłam być taka głupia”.
/ 23.09.2021 14:12
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Syda Productions

Rozpoczęcie studiów na architekturze było spełnieniem moich marzeń. Zawsze ją uwielbiałam! Rodzice śmiali się, że od początku wolałam klocki od lalek. Często budowałam domki z kartonów, stawiałam ściany, robiłam meble, malowałam je farbami, oklejałam papierem kolorowym, z plasteliny kleiłam dodatki.

W szkole średniej koleżanki prenumerowały Bravo, ja zaś magazyny o wystrojach wnętrz. Właściwie dla każdego, kto mnie znał, wybór tego kierunku studiów był oczywisty. Radziłam sobie doskonale, byłam jedną z lepszych osób na roku, wszystkie egzaminy zdawałam śpiewająco. Nie musiałam godzinami ślęczeć nad książkami, by wkuwać materiał. Wchodził mi do głowy sam. Miałam więc czas na popołudniowe kawy ze znajomymi i weekendową pracę w pubie studenckim.

Na czwartym roku jeden z wykładowców wyjechał, a naszą grupę przejął Piotr. Mężczyzna w średnim wieku, przystojny, wesoły, i co najważniejsze, zakochany w architekturze tak samo jak ja! Zajęcia prowadził z pasją, ciekawie. Mało tego, w czwartkowe popołudnia zorganizował salę na dodatkowe ćwiczenia! Nie były one obowiązkowe, jednak ja nie zastanawiałam się ani chwili, jako pierwsza wpisałam się na listę.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy w czwartek weszłam na salę i okazało się, że poza mną i Piotrem nikt nie przyszedł! Byliśmy sami…

– Mógł pan poinformować, że z powodu braku chętnych ćwiczenia są odwołane. Nie musiałby się pan specjalnie fatygować…  – zaczęłam speszona.

– Ale dlaczego odwołane? Nie liczy się ilość, a jakość! – powiedział z uśmiechem. – Może opowie mi pani o początkach swojej przygody z projektami?

Nawet nie wiem, kiedy zleciało całe 90 minut!

Rozmawialiśmy, wymieniliśmy się spostrzeżeniami, poglądami. Wreszcie trafiłam na kogoś z podobnym bzikiem, kto dokładnie mnie rozumiał, i któremu nie musiałam dziesięć razy tłumaczyć, co mam na myśli i dlaczego to takie fascynujące.

W następnym tygodniu sytuacja się powtórzyła. Tym razem jakoś zboczyliśmy z tematu, zaczęliśmy rozmawiać o sobie. Dowiedziałam się, że Piotr mieszka w mieście oddalonym o 50 km od naszego, w niewielkim mieszkaniu odziedziczonym po babci.

– Jestem sam, żadna kobieta nie była w stanie znieść mojego charakteru – uśmiechnął się smutno.

Sama nie wiem, kiedy przeszliśmy na „ty”. Rozmawiało nam się tak dobrze, że w którymś momencie sama zaproponowałam, byśmy poszli gdzieś na kawę. Odmówił jednak, tłumacząc, że nie powinien spotykać się ze swoimi studentkami. Zajęcia, ćwiczenia – to coś zupełnie innego niż wyjście na miasto. Zbiło mnie to z tropu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, że wypaliłam z takim głupim pomysłem.

– Przepraszam, masz rację. Ja… po prostu... – zanim dokończyłam zdanie, poczułam jego dłonie na swoim policzku, a chwilę później całowaliśmy się zachłannie i namiętnie.

Wiedziałam już, że przepadłam, że zakochałam się po uszy! A mój ukochany najwyraźniej odwzajemniał te uczucia. Piotr uznał jednak, że nikt nie może się o naszym związku dowiedzieć. Oboje mielibyśmy kłopoty – on mógłby stracić pracę, ja zostać posądzona o to, ze zaliczenia załatwiam sobie przez łóżko… W sumie miał rację.

Kochałam go za to, że tak się o mnie troszczył i myślał o wszystkim. Dalej spotykaliśmy się co czwartek w „naszej” sali, wiedzieliśmy, że o tej porze nikt już tam nie przyjdzie. Piotr czasem wpadał do mnie, kiedy Aśka, moja współlokatorka, wracała na weekend do domu. Miałam własną kawalerkę, więc nikt niczego się nie domyślał, a nasza miłość kwitła.

Odliczałam miesiące do końca roku, po cichu planowałam wspólny wypad na wakacje. A potem ostatni rok, obrona i wreszcie będziemy mogli przestać się ukrywać! Ta myśl trzymała mnie przy życiu w chwilach zwątpienia, kiedy miałam dość tego, że możemy być razem tylko kilkadziesiąt minut w tygodniu, po cichu…

Powiedział mi, że mieszka całkiem sam

Marzyłam, by wyjść z Piotrkiem do kina, pójść na lody, na spacer, chciałam pojechać z nim do rodziców. Męczyłam się, tym bardziej że Piotr był taki „nietechnologiczny”, nie lubił maili, komórek… Nie mogłam nawet wysłać mu SMS-a!

Kilka razy zaproponowałam, że w weekend wezmę wolne i pojadę do niego, gdzie nikt nie będzie mnie znał i nie będziemy musieli się ukrywać, ale zawsze coś mu wypadało. A to mama się pochorowała, a to sąsiad zalał mu mieszkanie… A dodatkowo wykładał też na tamtejszej uczelni, więc był zajęty do późna.

Do pierwszego poważnego zgrzytu doszło po zakończeniu roku akademickiego. Aśka wróciła na wakacje do domu, ja wstępnie poinformowałam już w pubie, że też raczej mnie nie będzie, a już na pewno nie do końca lipca. Rodzicom zaś nakłamałam, że jadę do koleżanki do Londynu. Czekałam na Piotra, który miał zjawić się w piątek wieczorem. Nie przyjechał. Umierałam z niepokoju, nie miał komórki, nie mogłam więc zadzwonić!

Tuż przed północą dostałam wiadomość z obcego numeru: „Kochanie, wypadły nam dodatkowe egzaminy, odezwę się w tygodniu. Piotr”.

Wiedziałam, że pisał od Janka, kolegi, który też wykładał u nas i w mieście Piotrka. Czasem kontaktował się ze mną z jego telefonu, ale zawsze instruował mnie, żebym nigdy nie odpisywała i nie oddzwaniała na ten numer, bo wszystko się wyda. Wściekłam się, ale co miałam robić?

Nie rozstawaliśmy się jeszcze na tak długo

Przez następne dni prawie nie wychodziłam z domu, żeby się z nim nie minąć. Zjawił się we wtorek.

– Cześć, Kotku! Przepraszam cię, miałem młyn, dziekan nas zarzucił robotą, nie mogłem wcześniej.

– Martwiłam się, czekałam na ciebie i… – nie skończyłam zdania, bo przerwał mi namiętnym pocałunkiem.

Po chwili cała złość mi przeszła. Ale potem oznajmił, że… wyjeżdża na cały miesiąc! Służbowo!

– Jaki wyjazd służbowy może mieć wykładowca w wakacje?! – spytałam.

Niby coś tłumaczył, ale dość nieskładnie. A potem szybko wyszedł, bo musiał… „załatwić sprawy”. Obiecał, że na miejscu postara się wreszcie kupić jakiś telefon, i że się odezwie. Byłam załamana! Do tej pory nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo. Widywaliśmy się niemal każdego dnia na uczelni. A teraz miałam nie mieć z nim kontaktu przez kilka tygodni!

W pracy wzięłam już wolne, postanowiłam więc pojechać jednak do rodziców i zrobić im niespodziankę. Bardzo się ucieszyli. Któregoś dnia spotkałam się w sklepie z Kasią, moją przyjaciółką z czasów szkolnych. Kiedyś byłyśmy nierozłączne, po moim wyjeździe nasze kontakty nieco się rozluźniły, ale nadal czasem do siebie pisałyśmy lub dzwoniłyśmy. Wiedziałam, że Kasia w wakacje miała wyjść za mąż. Okazało się, że wielki dzień miał nastąpić pod koniec lipca.

– Przyjdź, proszę! Będzie mi bardzo miło! Zresztą twoi rodzice też będą. Wiesz, że kolegują się z moimi – poprosiła, a ja oczywiście się zgodziłam.

Tamtego dnia w kościele wzruszyłam się, patrząc, jaka Kasia jest szczęśliwa! Zaczęłam się zastanawiać, czy ja też kiedyś stanę z Piotrem przed ołtarzem i nagle zobaczyłam, że… on już przed nim stoi. Zaraz za parą młodą, bo był świadkiem!

– Mamo, a ten facet to kto? – zapytałam po cichu rodzicielkę.

– Brat Kasinego Jacka, jakiś profesor podobno! – powiedziała.

Serce zaczęło mi szybciej bić. W głowie miałam gonitwę myśli. To cudownie, że się spotkamy, ale… przecież Piotrek miał być na wyjeździe. A może już wrócił? Tylko dlaczego się nie odezwał? No tak, był zajęty ślubem brata. Może wreszcie będę mogła przedstawić go rodzicom.

Po mszy chciałam od razu do niego podbiec. Ruszyłam w jego stronę, kiedy zauważyłam, że podchodzi do kobiety z małym dzieckiem na rękach.

– Kochanie, Szymuś przespał całą mszę. Aniołek z naszego synka – powiedziała i pocałowała Piotra w usta!

Podeszłam do nich. Piotr zbladł i nie wiedział, jak się zachować.

– Dzień dobry, panie profesorze. Cóż za spotkanie! – zawołałam.

– Dzień dobry… – bąknął.

– Pani jest studentką męża, tak? Jaki ten świat mały! Ale może porozmawiamy w restauracji? Trzeba jechać, świadek nie powinien się spóźnić! – powiedziała kobieta z uśmiechem i pociągnęła go w kierunku parkingu.

A ja stałam jak wryta. W oczach miałam łzy. Jak mogłam być tak głupia! Nie dałam rady pojechać na wesele. Powiedziałam rodzicom, że źle się czuję i poprosiłam, by przeprosili Kasię w moim imieniu.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Może powinnam powiedzieć tej kobiecie, jaki naprawdę jest jej mąż? Ale czy miałam prawo niszczyć szczęście jej i ich dziecka? Nie, chyba nie mogłabym być aż tak okrutna!

Czytaj także:
„Mąż przyjaciółki był o mnie zazdrosny. Podstępem chciał zaciągnąć mnie do łóżka, żeby zniszczyć naszą przyjaźń”
„Kochanek okłamał mnie, że utrzymuje puszczalską i bezrobotną żonę, która nie chce dzieci. Tak naprawdę było odwrotnie”
„Wszyscy hejtują nasz związek. Jakub jest 10 lat młodszy i studiuje filozofię, ja jestem dyrektorką w banku”

Redakcja poleca

REKLAMA