W klinice przywitał mnie chór westchnień i zapach perfum. Moja twarz przywdziała maskę kompetencji i kontrolowanego współczucia.
– Która z pań pierwsza? – zwróciłem się do recepcjonistki.
– Tu ma pan karty pacjentów, panie doktorze. Pani z… – recepcjonistka zająknęła się, ale dzielnie dokończyła – …z Wojtusiem jest pierwsza.
Mnie to już nie bawiło
Przywykłem. Czasami sam nie mogłem uwierzyć, że na studia weterynaryjne pchnęło mnie coś więcej niż chęć robienia kasy. Witek przekonał mnie, byśmy otworzyli wspólnie całodobową klinikę weterynaryjną. Po paru latach przenieśliśmy się do pawilonu w lepszej dzielnicy. I wtedy się zaczęło. Rozeszła się wieść, że jeden z weterynarzy nowo otwartej przychodni jest całkiem, całkiem… Paniusie ze swoimi pupilami waliły do mnie drzwiami i oknami. Miałem tego dosyć. Patrzyły na mnie jak na ciastko z kremem, które chciałyby natychmiast pożreć. Za pierwszym razem mi to schlebiało, ale potem stawało się coraz bardziej męczące.
– Monika, kto nam został?
– Tylko ta mała – wskazała głową dziewczynkę z koszykiem na kolanach. – Czeka już dwie godziny. Uparła się na ciebie. Sąsiadka powiedziała jej, że jesteś najlepszy.
– Kotek? – domyśliłem się.
– Jakieś cztery tygodnie.
Zaprosiłem klientkę do gabinetu. Dziewczynka wpatrywała się we mnie czujnie. Miała jasne włosy, trójkątną twarz elfa i błękitne oczy. Gdyby zetrzeć smugę brudu z policzka i ubrać ją w aksamitną sukienkę z koronkowym kołnierzykiem, wyglądałaby jak aniołek. Ale coś mi mówiło, że ten akurat aniołek wolał swój dres…
– Jak masz na imię? – spytałem.
– Lena, to znaczy Walentyna – uniosła dumnie brodę. – To po pierwszej kosmonautce… – zmarszczyła brwi – znaczy po pierwszej kobiecie w kosmosie. Podobno kręciłam się w brzuchu mamy jak rakieta. Niedawno skończyłam dziesięć lat.
– Wszystkiego najlepszego. Kotka pewnie dostałaś w prezencie, co?
– Nie, znalazłam w krzakach. Ma coś z oczami – wyciągnęła malca z koszyka. – Ale… ja nie mam za dużo pieniędzy. Mamaja kazała mi przyznać się od razu, żeby potem nie było. Na razie uzbierałam na hulajnogę tylko sto złotych. Czy to starczy, żeby ją wyleczyć? Bo ona mówi, że te jej ślepka wyglądają paskudnie i jakby jakaś operacja czy co, to może mi nie starczyć. A choć pan jest najlepszy, to za darmo nie leczy, bo zwierzęta nie mają tego, no, ubezpieczenia!
Poczułem się cokolwiek dziwnie
Czy to dziecko naprawdę miało tylko dziesięć lat? Oczy kotki wyglądały więcej niż źle. Istniała nikła szansa, że w prawym oku w niewielkim stopniu odzyska widzenie. Lewe nadawało się do usunięcia.
– Lena, muszę porozmawiać z twoją opiekunką – bez oporu podała mi numer telefonu. – Poczekaj tutaj – zaordynowałem.
Nie chciałem, by słyszała rozmowę. Nauczony doświadczeniem wiedziałem, że rodzice rzadko decydowali się na przygarnięcie bezdomnego kociaka czy szczeniaka. Zwłaszcza chorego. Za duży kłopot. Pewnie dlatego rozmowę zacząłem dość oschle.
– Jak pani sobie wyobraża przyszłość tego kota?
– Nie bardzo rozumiem… – miły alt nieco mnie zaskoczył. – Nie odniesiemy go z powrotem na dwór, jeżeli o to pan pyta. Postaramy się mu pomóc. Jeżeli z jakichś powodów nie będziemy mogli go zatrzymać, znajdziemy mu inny dom.
– To może być trudne. Kotka raczej nie będzie widzieć. Ewentualne leczenie potrwa długo i nie gwarantuje poprawy. Alternatywą jest uśpienie. Przynajmniej zwierzak nie będzie cierpiał.
– Powie pan to Walentynie?
– Ja? – wystraszyłem się.
– A kto? Skoro pan już podjął za nas decyzję. Myślałam, że pieniądze mogą stanowić problem. Lena postanowiła przeznaczyć na ten cel swoje oszczędności. Nie podejrzewałam jednak, że pan…
Miałem mętlik w głowie. Źle się czułem z myślą, że oceniłem kogoś, kierując się pozorami. Dokładnie tak samo oceniano mnie. Dlatego Witek przeprowadził ostatnio operację na pytonie, który połknął trampka, a ja leczyłem pudle i ratlerki z kataru albo depresji.
– Przepraszam. Zaszło nieporozumienie – zacząłem się wycofywać. – Nie twierdziłem, że sprawa jest beznadziejna. Leczenie potrwa długo, ale nie powinno być specjalnie drogie. Problem w tym, że państwo przywiążecie się do zwierzęcia, które nie ma szans na pełne wyzdrowienie.
– Co powiedziała Mamaja? – spytała Lena, ledwie mnie zobaczyła w drzwiach.
– Że twarde z was sztuki i sobie poradzicie – odparłem.
– Jasne. Kleks był jeszcze mniejszy, kiedy go znalazłam. A teraz waży sześć kilo!
– Jaki Kleks?
– Ambroży. Jak w tej bajce, którą czytała mi Mamaja. Był czarny jak atrament, nie umiał mruczeć ani się lizać. Musiałam go dopiero nauczyć. A mama Maja karmiła go mlekiem ze strzykawki. Funię karmię sama, nawet w nocy. Mamaja powiedziała, że jak chcę mieć drugiego kota, muszę się nim zaopiekować.
Mają już jednego kota, wykarmiły go, wychowały, teraz biorą następnego, chorego. Gdybym był opuszczonym zwierzakiem, chciałbym, żeby one mnie znalazły… W ciągu następnych trzech tygodni obserwowałem, jak stan Funi poprawia się w sposób niemal cudowny. Z jeszcze większą przyjemnością poznawałem Walentynę i… jej mamę.
Dziewczynka postanowiła odrabiać dług, pomagając mi
Biorąc pod uwagę ilość zadawanych przez nią pytań, wolałbym sam zapłacić za kurację. Z drugiej strony za nic nie wyrzekłbym się czasu, jaki z nią spędziłem.
– Zdajesz sobie sprawę, że Funia będzie inna niż reszta kotów? Nie do zabawy…
– Zwierzęta nie są do zabawy. Tak mówi Mamaja.
– Racja – uśmiechnąłem się bezwiednie.
Wszystko, co mówiła Mamaja, miało sens.
– A dlaczego taka ładna dziewczynka chodzi w dresach?
– Bo lubię. Wygodniej łazić po drzewach w dresie niż w sukience. I łatwiej toto wyprać, jak twierdzi…
– Mamaja. Jest bardzo mądra.
– No pewnie, najmądrzejsza. Pracuje w sklepie i jeszcze uczy się za oczami.
– Chyba zaocznie…?
– Chyba tak.
Mama Maja fascynowała mnie coraz bardziej. Może była rozwódką albo samotną matką? Pociągnąłem Lenę za język.
– Tata? Jeździ na tirze. Po całej Europie. Rzadko bywa w domu, ale Mamaja mówi, żeby się nie martwił, bo ona kieruje domem lepiej niż on ciężarówką.
Jasne. Wszystko, co usłyszałem o tajemniczej Mamai, sprawiało, że zacząłem się zastanawiać, czy można się zakochać „za oczami”. Cały kłopot w tym, że ta niesamowita istota już miała męża.
– Koniec na dzisiaj? – spytałem zmęczony któregoś wieczoru.
– Jeszcze jedna klientka, twoja ulubiona – recepcjonistka uśmiechnęła się znacząco.
– Lena z Funią?
– Lena, ale nie przyszła z kotem…
Zesztywniałem. Czyżbym wreszcie miał okazję poznać Mamaję?
Lenie towarzyszyła młoda kobieta w dżinsach
Nieco za młoda jak na matkę dziesięciolatki. Musiałaby bardzo wcześnie zajść w ciążę. Ale rodzinne podobieństwo nie kłamało. Te same oczy i uśmiech, który… łamał mi serce. Bo niestety, spóźniłem się. Nic dziwnego, że gapiłem się na nią, zapominając o manierach.
– Chyba przeszkadzamy. Może później nas sobie przedstawisz… – Mamaja zarumieniła się uroczo.
– Nic z tego. To nasz pan doktor, który uratował Funię. Panie doktorze, to moja starsza siostra Maja.
– Bardzo mi miło… – skłoniłem się i zamarłem. – Siostra?! – wyrwało mi się.
– Pan myślał, że to moja prawdziwa mama? A to dobre! – Lena zachichotała. – W pewnym sensie nią jest, od kiedy…
– W pewnym sensie mogłabyś się czasami zamknąć – usadziła ją delikatnie Maja.
Jej błękitne oczy zajaśniały rozbawieniem. A mnie wielki kamień spadł z serca. Dzieciaki to jednak potrafią zmienić człowiekowi życie!
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”