Ela jest mi wyjątkowo bliska, naprawdę ją kocham. Kiedy moja żona odeszła, to właśnie ona wspierała mnie jak nikt inny. Tylko jedna rzecz mnie zaskoczyła. Nie sądziłem, że zajmowanie się moją córką przy Elżbiecie, okaże się tak trudne. Bo jak można wybierać pomiędzy miłością mojego życia, rodzicami i moją córką?
Rodzice nie mogli tego zrozumieć
Wspólnie z matką usiadłem przy kuchennym stole, zerkając przez szybę na podwórko. Moja córeczka Pola wesoło biegała za kociętami naszych sąsiadów. Aż trudno uwierzyć, że zaledwie dwa lata temu, kiedy zamieszkaliśmy u rodziców po tym, jak odeszła moja ukochana żona, była jeszcze malutkim bobasem jeżdżącym w wózeczku!
– Jesteś absolutnie przekonany co do swojej decyzji, synku? – rzuciła mama, patrząc na mnie z wahaniem w oczach.
– Oczywiście – odparłem zdecydowanie, bo przecież nie ma tu nad czym się zastanawiać.
Niedługo stuknie mi trzydziestka. W moim życiu sporo się wydarzyło – stanąłem przed ołtarzem i wziąłem ślub, doczekałem się dziecka, a potem zostałem sam jak palec. Kiedy wydawało mi się, że nic dobrego już mnie nie spotka, los postawił na mojej drodze Elę. Zaskoczył mnie fakt, jak wiele energii i marzeń jeszcze we mnie drzemało… Chociaż podchodziłem do tego z dystansem, postanowiłem zaryzykować – ze względu na siebie samego, na Polę. Z myślą o tym, co przyniesie jutro.
Spoglądałem na moją matkę, która nerwowo ściskała w dłoniach kubek z zimną już herbatą. Dlaczego nie cieszyła się z mojego szczęścia? Coś ewidentnie było nie tak. Sześć miesięcy wcześniej, kiedy zdecydowałem się wprowadzić do Eli, żeby przekonać się, czy rzeczywiście do siebie pasujemy, moja mama wątpiła, czy zostawienie Poli na wsi to właściwa decyzja.
Nieustannie mówiła w kółko, że mała powinna mieć tatę, że to zły pomysł, byśmy się rozstawali, bo jestem dla niej jedynym rodzicem... W końcu podniosłem ton, żeby przemówić jej do rozsądku – nie mogę podejmować takiego ryzyka. Co jeśli związek z Elżbietą okaże się niewypałem i nic z tego nie będzie? Nie wolno mi wywracać córce świata do góry nogami za każdym razem, kiedy mi się zdaje, że trafiłem na tę jedyną!
– Mamo, moja decyzja jest naprawdę właściwa – powtórzyłem ponownie. – Połączyła nas nie tylko silna miłość, ale też doskonałe dopasowanie oczekiwań i pragnień: Ela nie może zostać matką. Za to ja potrzebuje partnerki i opiekunki dla mojej córki.
– Bardzo mi będzie was brakowało – westchnęła mama. – Tacie również będzie trudno. Kiedy Pola odejdzie, znowu zacznie siedzieć w warsztacie do późna.
– A ty twierdziłaś, że nie poradzicie sobie sami z opieką nad małą – zachichotałem.
– To jest wyjątkowo kochane i cudowne dziecko! – mama roześmiała się.
Robiłem to dla niej
Pewnie, że to wspaniała dziewczynka, ale potrafi narozrabiać. Kiedy wspomniałem o zmianach, jakie ją czekają, nie wyglądała na zachwyconą: pytała o babunię, dziadziusia, o kociaki i o ogród, z którego codziennie rano zrywa się szczypior do jajek.
– Zamieszkasz w mieście – w końcu musiałem przerwać jej wyliczankę marzeń. – Ale za to zyskasz mnóstwo nowych znajomych. Zarówno w przedszkolu, jak i w bloku – mieszka tam całkiem sporo rówieśników w twoim wieku. No i są tam też zjeżdżalnie, karuzela i fantastyczny plac zabaw!
Szczerze powiedziawszy, liczyłem na większą ekscytację z jej strony. W końcu w każdą niedzielę płakała, marząc o wspólnej podróży! A tu nagle jakieś futrzaki są ważniejsze?
– Dostaniesz własny pokój. Całkowicie do twojej dyspozycji – wyciągnąłem asa z rękawa. – Chcesz rzucić okiem na zdjęcia?
– Niech będzie – przystała na propozycję z łaską.
Ela ma świetne wyczucie jeśli chodzi o maluchy – fluorescencyjne gwiazdeczki, które umieściła na suficie, zrobiły na Poli piorunujące wrażenie.
– Za dwa dni po ciebie przyjedziemy, Poluniu – podniosłem córeczkę i mocno ją do siebie przycisnąłem. – Dziadkowie pomogą ci się spakować. Będziesz czekać w gotowości, zgadza się?
– Ale będziemy tu jeszcze zaglądać w gości, prawda? – chciała mieć pewność.
– Oczywiście!
Eli na nas bardzo zależało
Następnego dnia po pracy poszliśmy z Elą do sklepu, żeby kolorowanki i trochę niespodzianek na wypadek, jakby zrobiła się kiepska pogoda. Byłem jej wdzięczny za to, że o wszystkim pomyślała – nie każda kobieta zadałaby sobie tyle trudu, żeby córka partnera była zadowolona...
Pierwszy raz od dłuższego czasu miałem wrażenie, że moje życie zmierza tam, gdzie powinno. Szedłem do przodu coraz pewniejszym krokiem, a jeszcze niedawno zataczałem się jak pijany nad przepaścią. Miałem nadzieję, że moje dziewczyny się zaprzyjaźnią, Pola polubi przedszkole, a z czasem pozna też jakieś koleżanki z podwórka.
Czemu życie miałoby spłatać mi jakiegokolwiek figla? Czemu miałoby się nie udać, skoro moja córka może nareszcie poczuć, co to znaczy mieć kochającą rodzinę? Gdy pojawiliśmy się, aby ją odebrać, jej rzeczy spakowane już w pudełkach czekały na werandzie, a ona sama siedziała u sąsiadów, żegnając się z kotkami, czule je pieszcząc. Przeszło mi nawet przez myśl, czy nie poprosić o jednego z kociaków, aby złagodzić dziewczynce trudy przystosowania się do nowych warunków mieszkania, ale Ela zwróciła uwagę, że zwierzak musiałby zostawać sam na zbyt długo i najzwyczajniej w świecie by zdziczał.
– Na razie, skarbie – babcia przytuliła wnuczkę.
Dziadziuś przystanął na werandzie, kryjąc się za słupem. Czyżby płakał. Pomachał jedynie dłonią z oddali, nawołując Polcię do grzecznego zachowania i wyjątkowo szybko wszedł do domu. Cóż, prędzej czy później sytuacja się unormuje. Im szybciej się z tym uporamy, tym korzystniej dla nas wszystkich.
Choć staraliśmy się, jak mogliśmy, widać było, że potrzeba jeszcze trochę czasu, by zgrać się w jedną drużynę. Pola tęskniła za swoimi kociakami i płakała za nimi. Wieczorem nie dość, że musiałem jej zawsze czytać
do snu, to jeszcze koniecznie chciała, żebym zostawał przy niej, dopóki nie zaśnie. Rano z kolei marzyła o owsiance albo grysiku, nawet gdy nie było na to czasu.
– Babcia zawsze tak robiła i wszystko było okej – to był jej niezawodny argument.
Albo innym razem:
– Dziadek nigdy nie zapomniał obrać mi jabłka – mówiła, kiedy Ela próbowała jej wytłumaczyć, że warto jeść całe owoce.
Wcześniej nie sądziłem, że to jakiś wielki problem, ale Elżbieta stwierdziła, że odnosi wrażenie, jakby rywalizowała z Polą o to, żebym poświęcał jej więcej czasu. Spytała, czy nie dostrzegam, że w gruncie rzeczy to Pola jest tą, która o wszystkim decyduje. To ona wybiera trasę na spacer albo zarządza, kiedy czas wracać do domu...
Twoi rodzice ją wyjątkowo rozpuścili – podsumowała. – Jeżeli nie zacznie szanować tego, co mówią dorośli, to w przyszłości będzie je trudno w życiu.
Dziadkowie bardzo za nią tęsknią
Postanowiłem więc podnieść poprzeczkę i według mnie całkiem nieźle sobie radziłem, a przynajmniej do ostatniej wizyty w cukierni. Niestety, zabrakło ulubionego smaku lodów Poli, nie miała ochoty na żadne inne i stwierdziła, że musimy poszukać innego miejsca z jej ulubionymi lodami.
– Może spróbujesz czegoś innego, skarbie? – namawiała ją Elżbieta. – Popatrz, tamte to lody smerfowe!
– No tak, pewnie przez ten niebieski kolor – mruknęła pod nosem Polcia.
Córka siedziała z nami, ale nie miała ochoty nic zjeść. Całe spotkanie spędziła, siedząc na krześle i obserwując, jak zajadamy się swoimi lodami.
Po jakimś czasie zsunęła się z siedziska i pobiegła w stronę niskiego murku.
Wylegiwał się na nim okazały, ryży kocur.
Malutka objęła go swoimi drobnymi rączkami i wtuliła twarz w jego puszyste, miękkie futerko, przymykając przy tym oczy. Nagle przypomniałem sobie, że mama już dwukrotnie do nas dzwoniła z pytaniem o termin naszej wizyty. Wspomniałem o tym Eli, ale ta w odpowiedzi tylko się skrzywiła, dając wyraz swojemu niezadowoleniu.
– Nie jestem pewna, czy to się uda – odparła, kręcąc głową. – Pola znowu będzie to ciężko znosić, a później przy każdej okazji powoływać się na babcię, mówiąc, że babcia pozwalała na to czy tamto.
– Chcę do moich kiciusiów! – zawołała dziewczynka, siedząc na murku.
– No właśnie – Ela rozłożyła ręce. – Małe dziecko nie da rady funkcjonować w dwóch różnych miejscach jednocześnie, to nikomu nie wyjdzie na dobre. Twoja mama na pewno to zrozumie, w końcu dobro wnuczki jest dla niej najważniejsze.
Jak mam przekazać rodzicom, że przez jakiś czas nie będziemy do nich jeździć? Szczególnie po tym wszystkim, co dla mnie zrobili, kiedy się podnosiłem po śmierci żony? To bez sensu. Stoję przed wyborem – albo moja córka będzie miała dobry kontakt z dziadkami, albo moja partnerka w końcu poczuje się spełniona. Nie pisałem się na takie rozterki, tak szczerze, to kompletnie nie rozumiem, o co Elce chodzi. Nie jestem w stanie pozbawić mojego dziecka kontaktu z kochanymi dziadkami!
Jakub, 29 lat
Czytaj także:
„Byłam mężatką, ale pewnego dnia spotkałam dawną miłość. Po 9 miesiącach trzymałam na rękach owoc zdrady”
„Wiecznie brakowało mi kasy, ale nie wiem jak dorobić. Rodzina mówi, że wybrzydzam, ale ja po prostu nic nie umiem”
„Gdy zmarł mój mąż rodzina uznała, że też jestem martwa. Mam 57 lat, ale najchętniej pochowaliby mnie razem z nim”