„Otoczyliśmy adoptowaną córkę oceanem miłości. Rozsypałam się, gdy zapragnęła zamieszkać z rodzicami, którzy ją porzucili”

Marzyłam o swoim pierwszym mężu, kiedy byłam z drugim fot. Adobe Stock, simona
„Wypytaliśmy więc o wszystkie informacje na temat biologicznych rodziców. Okazało się, że ich kolejne dzieci również trafiały do różnych placówek, a oni sami nie zamierzali się nimi zajmować. Mężczyzna wielokrotnie trafiał do więzienia. Oboje nigdy nie podjęli żadnej pracy, utrzymując się z zasiłków”.
/ 01.03.2023 13:15
Marzyłam o swoim pierwszym mężu, kiedy byłam z drugim fot. Adobe Stock, simona

Dziś rodzice adopcyjni mogą liczyć na większe wsparcie, my sami musieliśmy rozwiązywać wszystkie problemy. A łatwo nie było. Słowa lekarza, który poinformował nas, że nie możemy mieć dzieci, były jak wyrok… Ja przepłakałam wiele nocy, a Robert zamknął się w sobie. Potrzebowaliśmy kilku miesięcy, żeby się z tym pogodzić. Tamte uczucia porównałabym do żałoby po kimś, kto przecież nawet się nie począł.

Decyzję o adopcji podjęliśmy wspólnie

Bardzo pragnęliśmy być rodzicami i nie wyobrażaliśmy sobie domu bez śmiechu dziecka… W tamtych czasach nie poświęcało się tyle uwagi psychologii dziecięcej co teraz. Adopcję traktowano po prostu jako korzyść dla obu stron – para mogła wreszcie cieszyć się potomstwem, a dziecko zyskiwało kochających rodziców, których tak bardzo potrzebowało. Zupełnie straciliśmy głowę, gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy Ewunię. Była rozkosznym, pogodnym maluchem, garnęła się do nas, uwielbiała, gdy nosiliśmy ją na rękach. Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężka praca, bo dziewczynka musiała nadgonić spore braki rozwojowe. Nieodpowiedzialni rodzice, którzy praktycznie się nią nie zajmowali, a później pobyt w domu dziecka… to wszystko sprawiło, że każda nowa umiejętność przychodziła jej z trudem. Zupełnie nas to jednak nie martwiło.

– Ewa będzie miała państwa uwagę na wyłączność, więc z pewnością szybko pokona wszelkie trudności. Ani się państwo obejrzą, a zacznie mówić tak, jak jej rówieśnicy – stwierdziła dyrektorka placówki, do której zwróciliśmy się po radę.

Widzisz, nasze prośby zostały wysłuchane – powiedział po powrocie do domu mój mąż, patrząc, jak trzymam małą na kolanach. – Pragnęliśmy dziecka i je mamy. A to, że pojawiło się w naszym życiu w trochę inny sposób, niż na początku zakładaliśmy, nie ma żadnego znaczenia.

Tamten okres wspominam jako prawdziwą sielankę. Ewunia szybko nadrobiła braki i odwdzięczała się swoją dziecięcą miłością, tak jak umiała – a to zerwanym na łące kwiatkiem, a to kolorową laurką czy słodkim buziakiem. Mimo że nie wiedzieliśmy dużo o jej biologicznych rodzicach, postanowiliśmy, że nie będziemy ukrywać przed nią prawdy. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ją okłamywać, i w przyszłości opowiadać historię o tym, jak to chodziłam z nią w ciąży albo, jak ją urodziłam. Problemy zaczęły się w podstawówce. Ewa zwierzyła się kilku koleżankom „od serca”, że jest adoptowana, i bardzo szybko ta informacja rozniosła się po całej klasie. Nie sądziłam, że małe dzieci potrafią być takie okrutne. Od razu uznały ją za gorszą i wyśmiewały na każdym kroku! Z pewnością duży wpływ na ich zachowanie miała zazdrość – Ewa świetnie radziła sobie z nauką i często pozostawiała w tyle resztę dzieci. Staraliśmy się rekompensować jej szkolne przykrości miłością, jaką otaczaliśmy ją w domu. Z czasem jednak zauważyłam, że nasze wysiłki przynoszą odwrotny efekt. Ewunia chciała za wszelką cenę być taka jak inni, dlatego opuściła się w nauce, naśmiewała się z innych dzieci i dokuczała im, a w domu zaczęła się buntować. Miała zaledwie jedenaście lat, gdy po raz pierwszy wykrzyczała mi w twarz, że nie jestem jej prawdziwą matką, więc nie mam prawa jej czegokolwiek nakazywać.

Te słowa bardzo mnie zraniły

Byłam na nie zupełnie nieprzygotowana.

– A co, wolisz swoją prawdziwą matkę, która cię porzuciła, bo cię nie kochała?! – odparowałam bezmyślnie i od razu pożałowałam swoich słów.

Liczyłam na to, że córka szybko o nich zapomni, ale tak się nie stało. Ziarno niepokoju, które w niej wtedy zasiałam, zaczęło kiełkować. Ewa zdała wprawdzie do dobrego liceum, ale od początku nie zależało jej na nauce. Szybko natomiast dowiedzieliśmy się, że wpadła w złe towarzystwo – zaczęła wagarować, palić papierosy i pić alkohol. Często przepadała na całe godziny i nie mieliśmy pojęcia, co się z nią dzieje. Z przerażeniem odkryłam też, że z portmonetki systematycznie znikają mi pieniądze. Próbowaliśmy z mężem wszystkiego – od okazywania miłości i wsparcia, przez awantury i kary aż po niezwracanie uwagi na jej coraz bardziej ostentacyjne wybryki. Nic jednak nie przynosiło rezultatu i do dziś pamiętam te pełne lekceważenia miny Ewy. Kiedy po swoich siedemnastych urodzinach córka przez trzy dni nie wracała do domu, poczułam, że przegraliśmy jako rodzice. Zwróciliśmy się o pomoc do domu dziecka, z którego wiele lat temu wzięliśmy nasze upragnione maleństwo…

– Proszę sobie niczego nie wyrzucać – uspokajała nas dyrektorka. – Dołożyli państwo wszelkich starań, by jak najlepiej wychować Ewę, otoczyliście ją miłością, ale to nie zawsze wystarczy. Czasami geny są silniejsze.

Wypytaliśmy więc o wszystkie informacje na temat biologicznych rodziców. Okazało się, że ich kolejne dzieci również trafiały do różnych placówek i rodzin adopcyjnych, a oni sami nie zamierzali się nimi zajmować. Mężczyzna wielokrotnie trafiał do więzienia za rozboje i pobicia, kobiecie też nieobce były kradzieże. Oboje uzależnieni od alkoholu, nigdy nie podjęli żadnej pracy, utrzymując się z zasiłków. Byliśmy przerażeni, słuchając relacji dyrektorki domu dziecka. Na osiemnaste urodziny Ewy, oprócz całej góry prezentów, które przygotowaliśmy, wręczyłam jej złoty łańcuszek z serduszkiem.

– Zobacz, będę nosić taki sam – odsłoniłam szyję. – Dzięki temu zawsze w jakiś sposób będę przy tobie.

Córka prychnęła tylko, a ja zrozumiałam, że pewnie zaraz zniknie w swoim pokoju i rzuci łańcuszek w kąt.

– Dajcie mi lepiej adres do moich prawdziwych rodziców – zażądała, a ja miałam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod nóg. – Jestem pełnoletnia, mam prawo ich poznać, co nie? Może nawet u nich zamieszkam.

– Oczywiście, że masz prawo ich poznać, ale pod warunkiem że pojedziemy do nich wszyscy razem – powiedział Robert, który od razu przyszedł, słysząc naszą rozmowę.

– Nie ma mowy! – krzyknęła córka.

– Ale… – próbowałam wtrącić.

To sprawa pomiędzy mną a nimi! – ucięła Ewa i poszła do siebie.

Poddaliśmy się i pozwoliliśmy, żeby Ewa otrzymała w domu dziecka ten adres. Mimo że wielokrotnie ją o to pytałam, córka nigdy nie poinformowała nas, kiedy zamierza wybrać się na to spotkanie. W głębi serca wiedziałam, że obawia się go tak samo jak my. Któregoś dnia wpadła do domu jak burza, z rozwianymi włosami i rozmazanym ostrym makijażem, którego nigdy nie pochwalaliśmy.

Widać było, że długo płakała

– Co się stało, córeczko? – oboje aż wstaliśmy od stołu.

– Mamo, tato, proszę, wybaczcie mi wszystko, co zrobiłam – powiedziała szeptem, który szybko przeszedł w płacz, a potem w szloch.

Kiedy po jakimś czasie udało nam się w końcu ją uspokoić, wyznała:

Byłam tam. U tamtych… ludzi. Potraktowali mnie strasznie, kazali mi się wynosić, byli pijani.

Nie powiedziałam ani słowa, bo mnie zamurowało, przytuliłam tylko mocno nasze dziecko, a po chwili Robert zrobił to samo. Widziałam, że – podobnie jak ja – ma łzy w oczach.

– Tak naprawdę to tylko wy mnie zawsze kochaliście, to wy jesteście moimi jedynymi rodzicami. A ja byłam dla was taka okrutna… – ciągnęła Ewa, a ja zauważyłam, że ma na szyi łańcuszek z serduszkiem.

Zaskoczyło mnie, że nie tylko go nie wyrzuciła, ale nawet założyła… Od tamtego dnia wiele się zmieniło. Nie, nie zawsze jest sielankowo. Jest normalnie. Ale każdego dnia jestem wdzięczna losowi, że pozwolił nam odnaleźć drogę do córki, że w końcu mogliśmy stać się prawdziwą rodziną. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA