„Ostrzegałam syna przed ślubem z tą kobietą. Stał się pośmiewiskiem na całą wieś”

Zięć mnie upokarzał fot. Adobe Stock, JackF
„Podejrzewam, że Marta specjalnie w ciążę zaszła, żeby go złapać. Bo wiadomo – ciąża to i ślub. A Rafał złą partią nie był. Dla takiej biedy z nędzą jak Marta, to jakby Pana Boga za nogi złapać… No i złapała”.
/ 27.02.2023 16:30
Zięć mnie upokarzał fot. Adobe Stock, JackF

Kiedy mój syn przyprowadził do domu Martę, od razu miałam do niej zastrzeżenia. Wydawała mi się wulgarna i wyrachowana. Nie pasowała do naszej rodziny. Niestety, Rafałowi nic nie dało się przetłumaczyć. Kiedy próbowałam z nim porozmawiać, wytłumaczyć, że to nie jest dobry materiał na żonę i matkę, upierał się, że jej nie znam.

– To nie jej wina, że jest trochę niewychowana – mówił. – Pochodzi z patologicznej rodziny. U nas się zmieni.

Dobrze wiem, z jakiej rodziny Marta pochodzi

Mieszkała, co prawda, dwie wsie dalej, ale tu przecież wszyscy się znają. A jeżeli chodzi o tę rodzinę, to było o czym gadać! Ojciec pijak, całe gospodarstwo przepił. Matka nie lepsza, podobno też lubiła się zabawić i to niekoniecznie z własnym ślubnym. Dzieci mają ośmioro, ale chyba tylko jedna córka na ludzi wyszła. Dwóch synów w więzieniu siedzi, dwóch kolejnych poszło w ślady rodziców. Dwie córki pracują w knajpie, w mieście, i wszyscy dobrze wiedzą, że są nie tylko kelnerkami. No i Marta… Też lubi wypić, nieraz ją widziano, jak na motorze wracała nad ranem do domu, pijana w sztok. A prowadził za każdym razem inny facet. Szkoły żadnej nie skończyła, dyplomu zawodowego nie ma. I to miała być moja synowa? Rafał uparł się i koniec. Prowadzał się z nią, a ja się przed ludźmi wstydziłam. No i wreszcie zrobił jej dzieciaka! Ja to nawet podejrzewam, że Marta specjalnie w ciążę zaszła, żeby go złapać. Bo wiadomo – ciąża to i ślub. A Rafał złą partią nie był.

Mamy szklarnie z różami, kawał pola. Kiedyś połowa z tego będzie jego, do podziału z bratem. Dla takiej biedy z nędzą jak Marta, to jakby Pana Boga za nogi złapać… No i złapała. Jeszcze przed ślubem się do nas wprowadziła. Kiedy na świat przyszła Natalka, to nawet łudziłam się, że będzie dobrze, że z tej mojej synowej będzie pociecha, bo dzieckiem dobrze się zajmowała. Ale gdzie tam! Nawet pół roku moja radość nie trwała. Pewnego wieczoru Marta przyniosła do nas Natalkę i powiedziała, że chciałaby pojechać na imprezę z Rafałem.

– Cały czas w chałupie siedzę, spotkałabym się ze znajomymi – poprosiła. – Wrócimy jakoś koło północy.

Zgodziliśmy się, bo niby czemu nie

Wrócili nad ranem, pijani i pokłóceni. Ze wsi się dopiero dowiedziałam następnego dnia, jaki Marta na wiejskiej dyskotece popis dała.

– Pijana w belę, a waliła kieliszek jeden za drugim – opowiadała mi sąsiadka to, co usłyszała od swojej córki. – I każdego zaczepiała! A jak Rafał ją chciał z imprezy wyciągnąć, to mu awanturę zrobiła. I tańczyła z każdym, a chłopaki, jak popili, to głupie, do tańca ją brali. I Rafał się w sztok zalał. No wstyd na całą wieś!

Jak się Marta wyspała i wytrzeźwiała nieco, to jej powiedziałam, co myślę. I wtedy pokazała, jakie to z niej ziółko!

– A co, mama myśli, że ja tylko bachora będę niańczyć?! – wykrzyczała. – Młoda jestem, zabawić się chcę.

– Z obcymi chłopami?

Ładna jestem, to mnie do tańca proszą. A ślub to nie akt własności!

To tak naprawdę był przełom. Od tamtego dnia coraz częściej wychodziła z domu. Najpierw z Rafałem, ale potem sama. Wracała zawsze nad ranem, a ja następnego dnia słuchałam po wsi, co wyprawiała.

– Niech ten twój Rafał ją weźmie za łeb – mówiły sąsiadki. – Plotkują już o nim, że baby utrzymać nie potrafi.

A Rafała to wszystko okropnie bolało. Zaczęłam się martwić o niego, bo z tej rozpaczy coraz częściej do kieliszka zaglądał. I do roboty się nie przykładał, jedyne, czego pilnował, to budowa domu. Bo im z mężem daliśmy pieniądze, żeby na swoim mieszkali.

– Dom i działka na nas będą, ale zawsze własny kąt będziecie mieli – powiedział im mój mąż.

– A dlaczego tata przepisać na mnie nie chce? – Rafał nalegał. – Marta mówi, że nic nie mam.

A ona ma? – nie wytrzymałam. – Ja ci, synku, mówię, tak lepiej będzie. Nasze i już. Przepisać się jeszcze zdąży. A na razie zobaczymy, jak to będzie.

No i zobaczyliśmy. Ledwie dom był gotowy, ledwie się tam wprowadzili, a Marta zaraz rogi pokazała. Najpierw to nas tam wpuścić nie chciała.

– Jak chcecie przyjść w gości, to się zapowiedzieć trzeba!

Stary to się tak wkurzył, że kiedy przyszło do meldowania młodych, całkiem okoniem stanął.

Jak ona taka, nie zamelduję – kręcił głową. – Wystarczy, że u nas, w starej chałupie ma meldunek.

Serce nas bolało, bo i do Natalki dostępu nam Marta broniła, i słuchaliśmy, jak drze się codziennie na Rafała. Na jednym podwórku mieszkaliśmy, płotu nawet nie było.

Na szczęście Natalka sama do nas przybiegała

A i Rafał coraz częściej u nas spokoju szukał. Pewnego dnia, gdy chciał wrócić, okazało się, że ta zołza zamki zmieniła.

– Jak chcesz u mamusi siedzieć, to siedź, ja cię tu nie chcę – wołała przez zamknięte drzwi. – I już pozew złożyłam, bo mi taki mąż niepotrzebny!

Myślałam, że się przewrócę! Wierzyć mi się nie chciało! Ale prawdę powiedziała, ta cholera – Rafał dostał pozew, pocztą przyszedł.

– Rozwodu chce? I bardzo dobrze – mój mąż aż huknął pięścią w stół. – Dostanie i wyjdzie stąd, jak przyszła, z gołą dupą! Wystarczy tego wstydu.

Rafał był przybity i przebąkiwał coś o ugodzie, ale go zakrzyczeliśmy.

– Godzić się chcesz z tą łajzą, co cię na pośmiewisko wystawiła? – krzyczał mąż. – Po moim trupie. I jeszcze ci powiem, że adwokata dobrego wezmę, żeby z jej winy rozwód osądzić!

Wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie, bo chociaż każdy we wsi wiedział, co ta lafirynda wyprawiała, jak Rafała zdradzała, dzieckiem się nie zajmowała, to przed sądem chętnych do zeznawania nie było. Ale udało mi się namówić dwie sąsiadki – obie miały na pieńku z rodziną Marty – a i ona sama niechcący nam pomogła. Może gdyby nie była taka głupia, sprawa inaczej by się zakończyła. Ale kiedy Rafał powiedział, że chce, by Natalka z nim została, to Marta… się zgodziła.

– Ja dom chcę – powiedziała.

No i się sama wpakowała. A kiedy nasz adwokat zaczął pytania zadawać o te zabawy, imprezy, o to, czy dzieckiem się zajmowała – zaczęła się plątać w zeznaniach. No i jeszcze opinia psychologa, który zdecydowanie potwierdził, że Natalka bardziej z ojcem i nami jest zżyta niż z matką. Do tego zeznania świadków – i rozwód zasądzony z jej winy! Odetchnęliśmy.

Jeszcze sprawa majątkowa państwa czeka – uprzedził adwokat, gdy poszliśmy mu podziękować.

– Ale jak to? Przecież z jej winy… Dziecko synowi przyznali.

– To co innego – pokręcił głową. – Z jej winy, alimenty na dziecko musi płacić, to wszystko się zgadza. Ale intercyza przed ślubem spisana nie była, więc jest wspólnota majątkowa.

– To znaczy, że o dom może się naprawdę ubiegać?! – zmartwiałam.

Na szczęście adwokat powiedział, że mamy duże szanse wygrać. Bo dom nie Rafała, tylko nasz. Ale Marta poszła po rozum do głowy, też wzięła adwokata. Za co – to nie wiem, bo groszem przecież nie śmierdzi. Ale ma o co walczyć.

Dostaliśmy pozew

Żąda gotówki za połowę domu i… części za gospodarstwo.

– A z jakiej racji? Wszystko na mnie zapisane. Jakby po śmierci mojej, to tak. Ale ja umierać na razie nie zamierzam – złościł się mój mąż.

Teraz zbieramy dokumenty, faktury za materiały budowlane, rachunki, wszystko. Przecież ona grosza do domu nie dołożyła! Pracy nigdy nie miała, na naszym utrzymaniu była. Dla mnie sprawa jest czysta i prosta, ale martwi mnie, bo adwokat mówi, że mogą być schody.

– Zależy na jaki paragraf się powołają, a jej adwokat jest dobry – uprzedzał.

Co prawda, kolejnym punktem dla nas jest to, że ona alimentów na Natalkę nie płaci. Tłumaczy się głupio, że nie ma za co, że nie pracuje, że wszystko to przez nas, bo jej do pracy broniliśmy chodzić. Ale na zabawy i alkohol to ma?! Krew mnie zalewa… I damy radę, wierzę w to. Szkoda mi tylko Rafała, bo widać, jak go to wszystko boli. I wstyd go zżera, bo chyba tylko on jeden nie wiedział, co za ziółko sobie pod dach sprowadził. No i Natalki żal, przecież bez matki się będzie chować. Marta się nią nie interesuje, na urodziny nawet nie zadzwoniła. Widzę, że dzieciak tęskni, bo jednak co matka to matka. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA