„Zostaliśmy dziadkami, kiedy planowaliśmy drugie dziecko. Żona nie mogła znieść, że wszyscy traktowali ją jak babcię”

Babcia z wnuczką na kolanach fot. Adobe Stock, Iryna
Opieka nad wnuczką cieszy, ale też budzi obawę przed nową życiową rolą. To naturalne, że do bycia babcią trzeba przywyknąć. W kluczowym momencie moja żona zdezerterowała...
/ 16.07.2021 15:29
Babcia z wnuczką na kolanach fot. Adobe Stock, Iryna

Gabrysia wracała od córki sfrustrowana i psychicznie zdołowana. W dzisiejszych czasach, mając 40 lat, ludzie często zostają jeszcze rodzicami. Jednak my z Gabrysią, w kilka miesięcy po tej pięknej, okrągłej rocznicy urodzin, staliśmy się dziadkami. I nie mogliśmy mieć pretensji do naszej córki, Sandry, że tak się pospieszyła, bo przecież ona urodziła się, gdy sami nie mieliśmy jeszcze nawet dwudziestu lat.

Dlatego oboje bardzo się cieszyliśmy z narodzin wnuczki. Brakowało nam w rodzinie takiej małej kruszyny i nawet zastanawialiśmy się, czy czasem jeszcze nie zdecydować się na drugie dziecko. Gabrysia bardzo zaangażowała się w pomoc naszej córce. Mogła sobie na to pozwolić, bo od lat nie pracowała na etacie. Korzystała z tego, że ja utrzymywałem dom i sama tylko dorabiała, współpracując z kilkoma wydawnictwami jako korektorka i redaktorka.

Dostałam etat, idę do pracy!

Obecnie ta sytuacja wydawała się idealna, bo pozwalała z kolei Sandrze pójść do pracy (miała dostać posadę w firmie swojego teścia). Wydawało się niemal naturalne, że półroczną Kasią będzie się teraz zajmować więcej Gabrysia. Dlatego zdziwiłem się, kiedy żona nagle mi oświadczyła: – Dostałam etat, idę do pracy!

– Ale co… jak to… nie rozumiem – dukałem zdziwiony.

– Czego nie rozumiesz? – obruszyła się.

– Dostałam świetną propozycję z wydawnictwa, z którym stale współpracuję. Co tu jest do rozumienia?!

– Wydawało mi się, że teraz wszyscy likwidują etaty, bo się nie opłacają. Lepsi są bezkosztowi współpracownicy…

– Ale akurat w tym wydawnictwie wolą mieć kogoś na etacie. Może uznali, że tak im się bardziej opłaca?

– A dużo ci płacą? – zapytałem, a kiedy żona wymieniła kwotę, otworzyłem jeszcze szerzej oczy ze zdumienia.

– To przecież mniej, niż zarabiasz w sumie na tych zleceniach!

– I co z tego? Ta praca jest na stałe i to się liczy. W czasach kryzysu takie dorywcze zlecenia potrafią się łatwo urwać.

– Nigdy nie lubiłaś stałej pracy…

– Ale teraz mam na to ochotę – wzruszyła ramionami. – Nie wolno mi?!

– Oczywiście, że wolno – zgodziłem się pojednawczo. – Tylko co powiemy Sandrze? Ona na pewno liczyła na to, że ty się zajmiesz Kasią.

– Da sobie radę. W końcu pracuje u teścia. Zacznie na pół etatu, do dziecka może zatrudnić jakąś opiekunkę… Ja w jej wieku sobie poradziłam, to ona też może! – stwierdziła moja żona, stanowczo kończąc dyskusję.

Sandra była zdziwiona decyzją Gabrysi, ale nie mogła z nią dyskutować. Trudno zresztą, żeby wymagała od matki rezygnacji z pracy, tylko po to, żeby sama mogła pracować. Zapytała mnie jedynie, skąd taka nagła zmiana w życiu mamy. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że nie mam pojęcia.

Ostatnio Gabrysia wydawała mi się trochę rozdrażniona...

Ale składałem to raczej na karb przemęczenia związanego z opieką nad Kasią. Zgodnie uznaliśmy z córką, że takie przemęczenie nie mogło spowodować chęci pójścia do pracy, która pewnie będzie przecież jeszcze bardziej męcząca. Sandra dogadała się jakoś ze swoim teściem, że zacznie od niepełnego etatu, zatrudniła opiekunkę dla Kasi i sama poszła do pracy.

Tymczasem moja żona nie wyglądała na zadowoloną ze swojego etatowego zajęcia. Ciężko jej było się przyzwyczaić do stałych godzin wstawania i wychodzenia z domu. Narzekała też co i raz, że spędza w wydawnictwie czas bez względu na to, czy ma coś do roboty, czy też nie. Ale kiedy sugerowałem jej, że może powinna rozważyć swoją decyzję jeszcze raz, ona uparcie tkwiła na stanowisku, że summa summarum, to było jednak słuszne posunięcie.

Każdego dnia wracała od naszej córki sfrustrowana i jakaś przygnębiona

Zaraz po pierwszych urodzinach Kasi Sandra nagle odkryła, że mała ma siniaki na ciele. Zamontowała w domu kamerę i po dwóch dniach obserwacji zauważyła, jak zniecierpliwiona opiekunka naszej wnuczki szarpie dziewczynkę. Natychmiast zwolniła opiekunkę i zawiadomiła o całej sprawie policję. Zaczęła też szukać kogoś nowego na jej miejsce, ale nie mogła się zdecydować, wciąż bojąc się, że znów zatrudni jakąś sadystkę.

Tym bardziej bała się posłać Kasię do żłobka, gdzie całkiem straciłaby nad nią kontrolę. Zaczęła mieć wręcz obsesję, że nie puści jej nigdy z nikim obcym, dopóki córeczka nie nauczy się mówić i w razie czego opowie o tym, że ją ktoś krzywdzi. Ale nie mogła przedłużać w nieskończoność swojego urlopu, nawet jeśli szefem był jej teść. Dlatego poprosiła Gabrysię, żeby ona wzięła też kilka dni wolnego, zaopiekowała się wnusią i pomogła znaleźć odpowiednią osobę do opieki. Moja żona zgodziła się na to dość niechętnie.

Podejrzewałem więc, że jak najszybciej się pozbędzie przykrego obowiązku i z radością zakończy swój urlop. Szczególnie że każdego dnia wracała od naszej córki sfrustrowana i jakaś przygnębiona. Troszkę mnie to dziwiło, bo przecież czasem zajmowała się jednak wnuczką i sprawiało jej to wielką przyjemność.

O przyczynach tej jej frustracji dowiedziałem się jakiś tydzień później, kiedy Gabrysia po raz kolejny zaskoczyła mnie swoim oświadczeniem:

Jutro składam wypowiedzenie!

– Ale… co się stało? – Sandra pokazała mi, co ta baba robiła z Kasią… A potem jeszcze naoglądałam się tych wszystkich innych bab, które miałyby się zająć naszą wnuczką i… – w jej oczach pojawiły się łzy. – Ja nie mogę na to pozwolić!

– Oczywiście, kochanie… Ale to tak na chwilę, czy na stałe? – upewniłem się.

– Na stałe!

Chciałam być babcią, ale nie tak do końca

Wiesz, muszę ci się do czegoś przyznać… Jak się urodziła Kasia, to ja się bardzo z tego cieszyłam i nie miałam problemu z tym, że zostanę babcią. Ale nagle wszyscy zaczęli mnie traktować jak stuprocentową babcię i to mnie złościło. W wydawnictwach zaczęli pytać, czy będę miała czas pracować, bo przecież będę babcią na pełnym etacie.

– Na pewno przesadzasz.

– Żebyś ty widział te wszystkie babsztyle, jak się na mnie patrzyły…

– No jak?

– No jak na babcię! A ja chciałam być babcią, ale nie tak do końca. Przecież jeszcze niedawno myśleliśmy o drugim dziecku. A tu wszyscy zaczynają człowieka postrzegać jak starowinkę, która musi podpierać się laską.

– Powtarzam, przesadzasz…

– Może trochę, ale tak się czułam. A jak się taka jedna przez złośliwość zapytała, czy nie miałabym ochoty u nich popracować na etacie, to w pierwszej chwili odmówiłam. Ale ona zaraz dodała „Ano tak, pani teraz będzie mieć wystarczająco innych zajęć”. No to się wkurzyłam. Poprosiłam o dzień do namysłu i się zgodziłam.

– To co się zmieniło?

– Zobaczyłam, co może spotkać Kasię, jak się nią będą zajmować obce kobiety. I przeraziłam się, że przez moją urażoną dumę jej może stać się krzywda! Pomyślałam, trudno, niech mnie uważają za babcię!

– Ja cię tak nie postrzegam – przytuliłem ją mocno i pocałowałem w szyję.

– Tak tylko mówisz.

– Jeśli mi nie wierzysz, mogę ci to zaraz udowodnić…

Gabrysia następnego dnia złożyła wypowiedzenie i wróciła do dawnego trybu współpracy z wydawnictwami. I mimo tego, że stała się pełnoetatową babcią, nie odmawia zleceń. A na spacerach z Kasią często słyszy, że ma „uroczą córeczkę”, co sprawia jej ogromną przyjemność.

Czytaj także:
„Straciłam córkę, bo myślałam, że obojętnością i zamkniętymi drzwiami ją ocalę. Zmarła”
„Mąż odszedł do innej przez mój brak czułości i pracoholizm. Nie mogę popełnić tego samego błędu z synami”
„Jestem stary, więc syn - wielki dyrektor - traktuje mnie jak piąte koło u wozu. Obcy stali się moją rodziną”

Redakcja poleca

REKLAMA