„Ona niańczyła dzieci, harowała jak wół i stała przy garach, a pan na włościach tylko wymagał. Czy tak wygląda rodzina?”

Zmęczona matka fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„W ciszy, która zapadła po tych słowach, nie wyczuwało się wcześniejszej wrogości. Jakby oboje na chwilę zajrzeli w przeszłość bez uprzedzeń i zobaczyli, że to, co ich kiedyś spotkało, było naprawdę dobre”.
/ 26.01.2023 14:30
Zmęczona matka fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Klepnęłam budzik natychmiast, gdy się odezwał. Co za idiota w ogóle go nastawił – przecież dziecko mi się obudzi, a dopiero co zasnęło! Spać, spać, zdążyłam pomyśleć, gdy poczułam miękkie uderzenie w policzek, a zaraz potem drugie. Nakryłam się kołdrą aż po oczy, ale ktoś pociągnął mnie za włosy. Nie, nie, jest tak cieplutko i przyjemnie, proooszę, Asieńko… Jasna cholera, żeby gryźć?!

Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą wielkie bursztynowe oczy i trójkątny pyszczek rozwarty w ziewnięciu. Usiadłam i całkowicie rozbudzona zszokowałam się widokiem starej kobiety w lustrzanych drzwiach szafy. Była tylko ona i kotka, która w najlepsze lizała sobie łapkę i poprawiała nią fryzurę, gotowa na nowy dzień.

– Sama nie wiem, czy powinnam się cieszyć, że jednak nie mam już małego dziecka, czy martwić, że wyglądam jak własna babcia – mruknęłam. – A ty, Adelko – spojrzałam na zwierzaka ciężkim wzrokiem – ty się doigrasz. Masz swoje legowisko i tam będziesz spać, więcej ci sypialni nie otworzę, jeśli to ma tak wyglądać.

Rany boskie, spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Już po dziesiątej! Jak to możliwe, skoro dopiero co wyłączyłam budzik? Zrobiłam śniadanie dla siebie i kotki i pomknęłam do pracy.
Spodziewałam się pary i voilà, oto weszli: oboje koło czterdziestki, zadbani, choć wyraźnie zmęczeni i w nie najlepszej komitywie, co było widoczne już przy zajmowaniu krzeseł. Tak to bywa w gabinecie i pozostaje tylko wierzyć, że przy wyjściu ludzie będą dla siebie bardziej życzliwi. Przedstawiliśmy się sobie, po czym pan Adam stwierdził:

– Miałem nadzieję, że terapeutą będzie mężczyzna. Na tabliczce tak właśnie jest napisane, ale widzę, że Małgosia znalazła sposób, by obejść moje dyspozycje.

– To ty chciałeś przyjść – jego towarzyszka wzruszyła ramionami. – A skoro tak ci zależało na facecie, trzeba było samemu wszystko załatwiać, zamiast, jak zwykle, zostawiać wszystko na mojej głowie.

– Dlaczego płeć terapeuty ma znaczenie? – zaciekawiło mnie.

– Bo mężczyzna lepiej zrozumiałby moje racje? – odpowiedział pytaniem.

Pomyślałam o Anatolu, użyczającym mi gabinetu raz w tygodniu, jego przekonaniu, że kobiety są lepszą połową ludzkości, i uśmiechnęłam się do siebie. Głośno zapytałam, czy wobec tego rezygnują ze spotkania.

– Nie – zaprzeczył mężczyzna. – Sprawy są pilne, bo Małgosia postanowiła się wyprowadzić właśnie teraz, gdy mój syn zaczął ją traktować jak matkę. Poza tym ciężko mi będzie znów wykroić czas na wizytę, dużo pracuję.

Nic, tylko ciągłe pretensje

– Może spróbuj pracować mniej – kobieta wzruszyła ramionami. – Jesteś w końcu hydraulikiem, a nie naukowcem poszukującym lekarstwa na raka.

O nie, moi państwo, pomyślałam. Właśnie dlatego rozmawiacie u mnie, a nie u siebie w domu, żeby nie tracić czasu na grę w słownego ping-ponga.

– Proponuję, byśmy zaczęli po bożemu, od początku – przerwałam. – Mieszkają państwo razem?

– Od dwóch lat – uściślił Adam.

– Mieszka z wami także pański syn, tak? – upewniłam się.

– I moja córka. Tylko że ja nie oczekuję, że Adam będzie jej ojcował. Honorata ma tatę i spotyka się z nim.

– Widocznie twój eks jest lepszym kandydatem na rodzica niż moja była żona – odparował mężczyzna. – Szymkowi jest lepiej bez niej.

– Skąd wiesz, mówił ci? To jego matka. Innej mieć nie będzie.

– Musi mieć jakieś zalety, skoro kiedyś ją pan poślubił – przypomniałam. – Ale wróćmy do początków, dobrze?

– Poznałam Adama w sklepie – uśmiechnęła się Małgorzata. – Mały się rozszalał, zrzucił towary z półki prosto pod moje nogi. Podobało mi się, że ojciec nie wściekł się na syna, owszem, zwrócił mu uwagę, załadował chłopca do wózka, ale to wszystko bardzo spokojnie. Mój mąż w takich sytuacjach dostawał piany…

– Pomogła mi poukładać te pudełka – wszedł jej w słowo. – Czułem się zobowiązany, żeby jakoś to Gosi wynagrodzić, i zaprosiłem ją na kawę. A potem zaczęliśmy gadać i spodobała mi się.

– Z wyglądu? – zapytałam.

– Też. Ale głównie dlatego, że świetnie nam się rozmawiało. Nie udawała kogoś innego, kobiety często tak robią… Jak sądzę. Wymieniliśmy się telefonami.

– I potem ja zadzwoniłam, gdy miałam awarię w łazience. Prosiłam o namiary na fachowca, a Adam przyjechał i sam ogarnął katastrofę. Był niesamowicie profesjonalny, istne złoto na rynku usług.

– Zaczęliśmy się spotykać, trochę to trwało – dodał.

– W końcu podjęliśmy decyzję o zamieszkaniu razem. Wynajęłam moje mieszkanie i sprowadziłyśmy się z Honoratą do niego. Wtedy jeszcze Szymonek nie mieszkał z nami na stałe, Adam i jego była sprawowali opiekę naprzemienną.

W ciszy, która zapadła po tych słowach, nie wyczuwało się wcześniejszej wrogości. Jakby oboje na chwilę zajrzeli w przeszłość bez uprzedzeń i zobaczyli, że to, co ich kiedyś spotkało, było naprawdę dobre.

– Nie żałował pan tej decyzji?

– Nie, skąd – zaprzeczył. – Było fajnie, w końcu ktoś na mnie czekał, gdy wracałem. Pomagałem Honoracie w matematyce, w weekendy wyjeżdżaliśmy nad jezioro. Gosia robiła pyszne obiady… Szymek, gdy u nas był, tak się objadał, że aż pediatra zwróciła uwagę przy bilansie, że chłopak w końcu ruszył z kopyta.

– A jak pani wspomina tamten czas?

– Dobrze. Honorata wchodziła w nastoletni wiek, zaczynałam mieć z nią problemy. Obecność Adama działała na nią stabilizująco, przystopowała z pyskówkami. Okazała się też bardzo opiekuńcza wobec Szymka, nie przypuszczałam, że mogła potrzebować rodzeństwa.

– Oboje uznajecie, że decyzja o wspólnym zamieszkaniu była słuszna; co zatem się zmieniło, pani Małgorzato, że myśli pani o wyprowadzce?

– Przede wszystkim Szymon zamieszkał z nami – zaczęła Małgorzata. – Mama zabiera go w weekendy, ale Adam sprawia, że nie zawsze i na krótko. Uważam, że to błąd. Nie dlatego, że chłopca nie lubię, ja mu po prostu nie zastąpię matki.

– Aneta nigdzie go nie zabiera, te spotkania nic nie wnoszą – przerwał jej Adam.

– Mój były mąż – uśmiechnęła się Małgorzata – był beznadziejnym ojcem. Wściekał się o byle co, krzyczał. Dopiero teraz, gdy Honorata dorosła, pojawiła się między nimi więź, jeżdżą razem na biwaki, koncerty. Ale dbałam, by kontakty istniały, nie chciałam, by nadszedł dzień, gdy córka oskarży mnie, że czegoś ją pozbawiłam. Zawsze idealizuje się tego, kogo brakuje. Jeśli Adam nie zmieni postępowania, mały mu to kiedyś wykrzyczy, a ja nie zamierzam stać wtedy na linii strzału.

Najwyraźniej sporo o tym myślała i trudno było nie przyznać jej racji – ten czarny scenariusz miał wielkie szanse spełnić się w przyszłości.

Zapytałam, czy wiążąc się, nie brali pod uwagę, że może się skończyć na pełnej opiece nad Szymonem, i Małgorzata przyznała, że owszem. Z tym że nie mówiło się nigdy, by miała zastępować mu matkę także w sferze uczuciowej.

– Matkę i ojca – dodała. – Bo skoro już mówimy o rozczarowaniach, nagle zostałam z tym sama. Adam pracuje coraz dłużej, mam wrażenie, że ucieka do pracy, zostawiając na moich barkach efekty swoich decyzji.

– No nie, to niesprawiedliwe – wtrącił się jej partner i tym razem postanowiłam nie interweniować. – Zarabiam, żeby nam wszystkim żyło się lepiej.

– A żyje nam się lepiej? – zapytała Małgorzata. – Kiedy gdzieś razem wyjechaliśmy? Ba, kiedy byliśmy w kinie? Nie ma cię całymi dniami, nie rozmawiasz z dziećmi, nic nie robisz w domu.

– Czasem ci pomagam – żachnął się.

– To jest nasz wspólny dom, więc nie masz mi „czasem pomagać”, tylko dbać o niego razem ze mną – powiedziała. – Ja też pracuję. Po powrocie sprzątam, gotuję, pomagam dzieciom w lekcjach. Wszyscy gramy w sztuce o supertacie, tylko bohater tytułowy jest wielkim nieobecnym. Nie chcę tak żyć.

Adam siedział z zaciętą miną

Zapytałam go zatem, czy uważa zarzuty partnerki za uzasadnione, a on tylko wzruszył ramionami. Zaczęłam sobie mniej więcej wyobrażać, jak wyglądają próby rozmowy z nim: kontakt zanika, gdy czas przejść do konkretów.

– W waszym związku doszło do poważnego kryzysu – uświadomiłam mu. – Trzeba go przebudować, jeśli ma przetrwać.

– Naprawdę muszę dużo pracować – powiedział. – Staram się o zlecenia od miasta, to dałoby mi przewagę nad konkurencją

– A ja jestem jak koń w drodze do Morskiego Oka. Albo się zerwę z uprzęży, albo padnę – ostrzegła Małgorzata.

– Wiem, że Szymon powinien częściej spotykać się z Anetą – Adam potarł skronie. – Ale odkąd chodzi do szkoły, ma wolne tylko weekendy. Ma je spędzać na opiekowaniu się nowym dzieckiem mojej byłej? Też mi atrakcja!

– To jego brat, panie Adamie – przypomniałam. – Przyrodni, ale brat.

Wzruszył ramionami. Próbowałam mu uświadomić, jaką korzyść może odnieść obecnie i w przyszłości jego syn, zżywając się z rodzeństwem, i dopiero po chwili zorientowałam się, że Małgorzata zupełnie wycofała się z rozmowy. Siedziała ze spuszczoną głową, nerwowo obskubując skórki przy paznokciach.

– Co ty na to, Gosiu? – zwrócił się do niej.

– Nie słuchałam – powiedziała otwarcie. – Myślałam o mojej Honoracie, która ostatnio poświęca twojemu synowi niemal cały wolny czas. Jak ci się wydaje, kto mu poprawia ćwiczenia, gdy jesteś w pracy, a ja piorę i sprzątam? Kto go zabiera do kina? Pomyśleć, że przekonywałam ją, że warto się poświęcić dla małego… A trzeba było skwitować – też mi atrakcja zajmować się cudzym dzieckiem!

– Ja… Ja przepraszam – powiedział Adam, jakby dopiero teraz do niego dotarło, że naprawdę ma problemy. – Nie zdawałem sobie sprawy. Przepraszam.

– Powiedziała mi ostatnio, że zostanie singielką – ciągnęła Małgorzata. – Nie, żebym się przejęła, różne rzeczy się mówi, gdy ma się szesnaście lat. Zapytałam dlaczego, a Honorata odpowiedziała, że nie nadaje się na matkę i żonę, bo to nie jest życie… I pomyśleć, że zawsze chciałam być dla niej wzorem!

– Naprawdę tak powiedziała? – zapytał zszokowany Adam. – Nasza Honia?

Kiedy użył słowa „nasza”, poczułam, jakbyśmy w końcu wspięli się na górę wystarczająco wysoko, by móc zobaczyć z niej jakąś przyszłość dla tej pary.

W końcu powiedzieli o miłości

– Proszę cię – Adam wziął partnerkę za rękę. – Daj mi miesiąc. Przecież my się kochamy, tylko się pogubiliśmy. Ja się pogubiłem – poprawił się bohatersko.

Po raz pierwszy dziś padły w gabinecie słowa o miłości, a nie tylko wzajemnych zobowiązaniach i powinnościach. Nie jest łatwo odnaleźć je, gdy dwoje ludzi po przejściach układa życie sobie i dzieciom. Patrzyłam potem, jak Adam podaje Gosi płaszcz, jak otwiera przed nią drzwi, a ona, już na korytarzu, wsuwa mu rękę pod ramię. Miałam nadzieję, czasami to jedyne, ale nie jest to tak mało, jak ktoś mógłby sądzić.

Już w aucie odebrałam telefon od Andy, która chciała się upewnić, czy pamiętam o dzisiejszym spotkaniu. Oczywiście, zapomniałam. Co za szczęście, że zadzwoniła, zdążę jeszcze wpaść do cukierni po małe co nieco. I pewnie do weterynarza w tym samym celu, bo odkąd przygarnęłyśmy koty ze śmietnika, spotykamy je ze sobą, korzystając z okazji do plotek i łasuchowania.

– Jutro zajmie się pani moim Andrutem, prawda? Nie chcę go zostawiać samego na cały dzień, ostatnio przerobił firany na sznurek od snopowiązałki.

– Jasne – zapewniłam. – Przecież to już ustaliłyśmy.

– Opieka naprzemienna – roześmiała się. – Jak z dziećmi.

Niezupełnie tak samo, pomyślałam chwilę później, rozłączając się. Jednak z kotami jest trochę łatwiej… 

Czytaj także:
„Mamie nie pasowała żadna moja dziewczyna. Choćbym poznał Miss Uroku Wszechświata i Okolic, znalazłaby w niej wady”
„Wziąłem ślub tylko dlatego, że moja dziewczyna była w ciąży. Tutaj moje obowiązki powinny się skończyć”
„Moja dziewczyna twierdzi że jestem zacofany, bo chcę wziąć ślub. A ja prócz bycia ojcem, chcę być też mężem”

Redakcja poleca

REKLAMA