„Okazałam ciotce serce i dałam jej dach nad głową. Już po pierwszym dniu chciałam ją pogonić, ale było mi głupio”

zirytowana kobieta fot. Adobe Stock, F8 \ Suport Ukraine
„Ale im dłużej ciocia mieszkała z nami, tym trudniej było mi złapać oddech. Wracałam do domu, a ona była wszędzie – w kuchni, w salonie, nawet w ogrodzie. Gdy tylko próbowałam coś zrobić, pojawiała się obok”.
/ 24.01.2025 07:15
zirytowana kobieta fot. Adobe Stock, F8 \ Suport Ukraine

Kiedy mama zadzwoniła kilka dni temu z pytaniem, czy mogłabym „przechować” ciocię Jadzię, nie miałam serca odmówić. W końcu rodzina to rodzina, prawda? Choć coś mi podpowiadało, że może to nie być najłatwiejszy tydzień mojego życia. 

– Na jak długo? – zapytałam ostrożnie, choć w duchu już zgadzałam się na wszystko. 

– Tydzień powinien wystarczyć, Kamilo – odpowiedziała mama z entuzjazmem, jakby to było nic. – Tata mówi, że zdążą skończyć remont. 

Było mi żal ciotki

Wyglądało to nieco podejrzanie, więc dopytałam o szczegóły. Okazało się, że ciocia urządziła w swoim mieszkaniu mały Armagedon. Zostawiła włączone żelazko, wciągnęła się w swój ulubiony serial, a o pożarze przypomniały jej dopiero kłęby dymu i sąsiad łomoczący do drzwi z gaśnicą. 

Wszystko zrujnowane – westchnęła mama. – Ściany trzeba skuć, nowa wykładzina, malowanie. Tata z bratem się tym zajmą, ale wiesz, z ciocią na karku... 

– Lepiej niech do piekarnika nawet nie zagląda – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. 

– Kamilo, przecież wy macie najwięcej miejsca – przekonywała mama. – Domek szeregowy, dzieci ci przypilnuje przy lekcjach, może nawet coś upiecze... 

Mój mąż Michał, wiecznie w trasie, machnął ręką:

Zgódź się, przecież to tylko tydzień

Tylko tydzień. Powtarzałam to sobie jak mantrę, nawet gdy w głębi serca wiedziałam, że mogę się szykować na niezłą szkołę przetrwania. 

Wszędzie było jej pełno

Ciocia Jadzia pojawiła się w naszym domu z dużą walizką. Na powitanie cmoknęła mnie w policzek i oświadczyła, że postara się być niewidzialna. Niestety, ten plan szybko się rozmył. 

Pierwszego dnia wszystko wyglądało jeszcze w miarę niewinnie. Dzieciaki narzekały, że zajmuje im telewizor w najlepszych godzinach, ale stary odbiornik ze strychu rozwiązał problem. Wracałam z pracy, a na stole czekał ciepły obiad. 

– Chcę się odwdzięczyć, Kamilo – mówiła. – Tyle dla mnie robicie. 

Schowałam żelazko na pawlacz, bo ciocia miała z nim nieszczególne wspomnienia, i postanowiłam, że przecież to tylko tydzień.  Ale im dłużej ciocia mieszkała z nami, tym trudniej było mi złapać oddech. Wracałam do domu, a ona była wszędzie – w kuchni, w salonie, nawet w ogrodzie. Gdy tylko próbowałam coś zrobić, pojawiała się obok.

To było męczące

– Kamilo, a co ty tam tak klikasz? – zagadywała, kiedy próbowałam nadrobić zaległe maile. 

– Kamilo, co planujesz zrobić z tą trawą w ogródku? – pytała, gdy sięgałam po kosiarkę. 

Wieczorami opowiadała mi historie z czasów swojej młodości, plotki o ludziach, których nie znałam, a nawet szczegóły dawno zapomnianych sporów rodzinnych. Starałam się być miła, ale w środku aż mnie nosiło

„Dobrze, że mama obiecała, że w poniedziałek wraca do siebie” – powtarzałam sobie. I tylko Michał miał powody do radości. Wracając późno z pracy, spał przez pół soboty i nawet nie zdążył odczuć obecności ciotki.

Niedziela była dla niej święta

Niedziela zaczęła się dość spokojnie. Rodzina w komplecie, ciocia w swoim żywiole – kursowała między kuchnią a salonem, wydając polecenia i sypiąc anegdotami, które dzieciaki komentowały ściszonymi chichotami. W końcu uznałam, że to doskonały moment, by zająć się sobą. 

Michał, jeszcze półprzytomny po porannej kawie, zajął się naprawianiem jakiegoś drobiazgu w garażu, a ja postanowiłam wykorzystać wolną chwilę na zasadzenie prezentu od niego – pięknego klonu japońskiego, który przywiózł na przeprosiny za spóźnienie w sobotę. 

– Wreszcie chwila ciszy – westchnęłam, biorąc szpadel do ręki i wbiegając do ogrodu. 

Niestety, zbyt wcześnie się cieszyłam. 

Kamilo, a co ty tam robisz w niedzielę?! – rozległ się głos ciotki. 

Nasłuchałam się kazania

Zamknęłam oczy i policzyłam do trzech, zanim się odwróciłam. – To nie praca, ciociu, to relaks. 

– Relaks? W ziemi grzebać? Daj spokój, dziecko – westchnęła z takim wyrzutem, jakbym właśnie usiłowała zbudować tamę na Wiśle. – A jeszcze w pranie się bawiłaś! 

Z trudem powstrzymałam się od przewrócenia oczami.

– Michał musi mieć czyste rzeczy do pracy. 

Ciotka tylko pokręciła głową.

– W niedzielę takie rzeczy? Przecież rano mogłaś wstawić! 

– W naszym domu obowiązuje cisza nocna – ucięłam. – Żaden sąsiad jej nie łamie, ja też nie zamierzam. 

Ale ciocia Jadzia nie dawała za wygraną.

Buczącą pralką obrażasz uczucia religijne, Kamilo! – oznajmiła z wyższością. 

– Ja tu zaraz stracę swoje uczucia, i to względem własnej ciotki! – pomyślałam, ale zamiast wybuchnąć, wzięłam głęboki oddech. – Każdy ma prawo spędzać niedzielę, jak chce, ciociu. 

Ciotka nie odpuszczała

Zanim zdążyła mnie przekonać, że nie mam racji, pojawił się mój tata, który po nią przyjechał.

– Jadzia, zaraz msza, chodź! – zawołał. 

Ciotka uniosła głowę.

– Jeszcze się nie przebrałam, bo musiałam ratować duszę tej bezbożnicy

Ojciec tylko machnął ręką i poczekał, aż siostra zniknie w domu. 

„Może to koniec” – pomyślałam, ale jak zwykle się myliłam. Po powrocie ciocia znalazła sobie nowy temat – Michała, który w garażu naprawiał stół do ping-ponga. 

– Jakie naprawy w niedzielę?! – grzmiała, aż w końcu mój mąż odparował z kamiennym spokojem: – Ciociu, przeszedłem na judaizm. Nie mam dzisiaj święta.

Myślałam, że pęknę ze śmiechu, ale milczałam. Cisza, która po tym zapadła, była cudowna. Ale nie na długo. 

To było zabawne

Ciotka wystrzeliła do domu jak burza. Michał tylko spojrzał na mnie, unosząc brew, jakby chciał powiedzieć: „No co? Przynajmniej przestała gadać”. Mnie jednak wcale nie było do śmiechu. 

– Ty to masz wyczucie– rzuciłam z przekąsem, wpatrując się w jego rozbawioną twarz. 

– Nie przesadzaj. Nie powiedziałem przecież nic obraźliwego

– Nie? To dlaczego właśnie zbiera swoje rzeczy? – wskazałam na okno, przez które widać było, jak ciocia z trzaskiem zatrzaskuje swoją walizkę. 

Michał wzruszył ramionami.

Może się obraziła. Może nie. Ale wiesz, jeśli jedzie, to chyba nie ma powodu do narzekań, prawda? 

Obraziła się na nas

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, gdy ciocia z walizką i moim tatą w ślad za nią ruszyli w kierunku drzwi.

– Tata, co się dzieje? – zapytałam, próbując ogarnąć sytuację. 

– Jadzia stwierdziła, że nie zostanie tu ani chwili dłużej – odparł, wyraźnie zmęczony. – A że i tak miałem ją odwieźć do domu po kościele… no to jedziemy teraz. 

Ciotka rzuciła mi chłodne spojrzenie.

– Nie wiem, co się z tymi młodymi teraz dzieje – oświadczyła, wskazując na mnie. – Bezbożnica w czystej formie! A twój zięć to już szczyt wszystkiego

Michał na te słowa tylko się uśmiechnął i złożył ręce w geście modlitwy, co prawie wywołało u cioci atak szału. 

Tata spojrzał na mnie, wyraźnie próbując coś powiedzieć, ale pokręcił tylko głową. – Wsiadaj, Jadzia, bo się spóźnimy. 

Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, zapadła cisza. Prawdziwa, upragniona cisza. Byłam w takim szoku, że usiadłam na najbliższym krześle i przez chwilę tylko wpatrywałam się w Michała. 

– No i co teraz? – zapytałam w końcu. 

Teraz zamawiamy pizzę i odpoczywamy. – Michał wzruszył ramionami, jakby tydzień chaosu nie wywarł na nim żadnego wrażenia.

– Przeżyliśmy, ale cieszę się, że w końcu mamy święty spokój. 

Spojrzałam na niego i ku własnemu zaskoczeniu wybuchnęłam śmiechem. Wiedziałam jedno – na pewno nie dam się na to nabrać po raz drugi. 

Kamila, 36 lat

Czytaj także: „Tolerowałam zapach obcych perfum na koszulach męża, ale do czasu. Nie chciałam żyć jak babcia i mama”
„Na imprezie firmowej koleżanki zapominały, że mają mężów, byle dostać awans. Ja byłam grzeczna i ugrałam więcej”
„Mąż żałował mi na podpaski, bo wiecznie oszczędzał. Odkryłam, że za jego skąpstwem stoi grzeszna rozpusta z młodości”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA