– To z sądu! – powiedział listonosz, jedną ręką podsuwając mi druk do podpisu, a drugą wręczając list. Zdziwiłem się, ale podpisałem, co trzeba, i zabrałem się do otwierania koperty.
– Pismo z sądu? Do mnie? Przecież nie mam żadnych zatargów z prawem. Kto i dlaczego mógłby mnie podać mnie do sądu?
Zacząłem czytać pismo:
„Sąd Okręgowy wzywa obywatela Tadeusza W., s. Franciszka W. i Ireny K., do stawienia się w dniu 25 stycznia br. w charakterze pozwanego o godzinie 12.00…”.
Dalej wyliczano paragrafy, które nic mi nie mówiły, i cytowano niezrozumiałe dla mnie prawnicze formułki. Wiedziałem, że sam przez to nie przebrnę. Muszę się poradzić prawnika. Jedynym, co zrozumiałem, z tego prawniczego bełkotu, było imię i nazwisko mego ojca Franciszka. Człowieka, którego nie widziałem odkąd skończyłem 5 lat.
Przecież ja go nawet nie pamiętam!
Patryk, prawnik w naszej firmie, rzucił okiem na wezwanie.
– Twój ojciec pozywa cię o alimenty! – stwierdził.
– Cooo?! To jakiś absurd! Kosmiczna bzdura?! – po raz pierwszy w życiu byłem tak bardzo zdziwiony. – Jak to możliwe? Ja tego faceta nie widziałem od trzydziestu lat. Zostawił matkę i mnie, po prostu pewnego dnia zniknął. Jakim prawem on żąda ode mnie alimentów?! To ja powinienem pozwać go o zaległe alimenty, i to za co najmniej dwadzieścia lat życia!
– Przykro mi – powiedział Patryk. – Ale takie jest prawo: jesteś jego synem i bez względu na to, jakim był ojcem, jesteś zobowiązany do płacenia alimentów, jeśli on znalazł się w trudnej sytuacji materialnej.
– Chyba oszalałeś! – krzyknąłem oburzony. – Nie dam temu draniowi ani grosza! Nigdy! Ja nie miałem ojca. Ten facet albo pił, albo bił matkę! Nie robił nic innego. Kto wymyślił takie kretyńskie prawo?!
– Rozumiem twoje zastrzeżenia – mówił. – Ale to prawo wymyślono też w twoim interesie. Gdyby ci się noga powinęła i zostałbyś bez środków do życia, twoje dzieci – jeśli będziesz je miał – mają obowiązek alimentacji tak jak ty wobec swego ojca. Powtarzam: nawet jeśli on nie wywiązywał się ze swojej roli.
– Ale są chyba jakieś wyjątki, prawda? – spytałem z nadzieją.
– Owszem, artykuł 144 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego mówi, że można uchylić się od wykonania obowiązku alimentacyjnego względem uprawnionego, jeżeli żądanie alimentów „jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego”. Krótko mówiąc, musisz przed sądem udowodnić, że przyznanie alimentów twemu ojcu byłoby sprzeczne z zasadami itd. Od razu mówię: to nie będzie łatwe. Oczywiście pomogę ci, jeśli chcesz, będę cię reprezentował przed sądem.
– Jasne – odpowiedziałem. – Bardzo o to proszę. Ta sprawa całkowicie mnie przerasta.
Ojca właściwie nie pamiętam. Wychowywałem się bez niego. Gdy zniknął z naszego życia, miałem pięć lat, a moja siostra rok. Melania urodziła się niepełnosprawna. Ojciec uważał, że jest warzywem i nie zamierzał się nią opiekować – to wiem od mamy, która została z nami sama. Wtedy przeniosła się do dziadków, którzy zajmowali się Melą, gdy ona pracowała. Właściwe harowała, żeby nas utrzymać. Mela umarła, gdy miała cztery lata. Mama bardzo przeżyła jej śmierć. Nigdy nie pogodziła się ze stratą córki. Miała ogromny żal do ojca, że nie umiał pokochać niepełnosprawnego dziecka.
Pamiętam, jak ojciec pojawił się na pogrzebie Meli. Był pijany, zachowywał się skandalicznie, ciągle zaczepiał mamę. Nie pozwolił, by ceremonia odbyła się w spokoju. Chciał, żeby mama mu dała pieniądze na wódkę. Miałem wtedy dziewięć lat, ale dobrze pamiętam rozpacz mamy i dziadków. Byłem wystraszony zachowaniem ojca i bardzo płakałem. Takie mam wspomnienie z pogrzebu mojej małej siostrzyczki.
Myślałem, że jestem gorszy od innych
Później było jeszcze gorzej. Mama zabrała mnie i wyprowadziła się od dziadków, ale nie stanęła na wysokości zadania. Przerastało ją prowadzenie domu, ciągle rozpaczała, że Mela nie żyje. Pracowała mniej, zaczęła pić. Na początku znikała z domu na wiele godzin, a nawet czasami nie wracała na noc. Potem organizowała u nas libacje. Nie raz, nie dwa nie miałem gdzie spać. Pewnej nocy, gdy było u nas bardzo głośno, sąsiedzi wezwali policję. Wtedy uciekłem z domu do dziadków i tam już zostałem. Byli zszokowani, nie mieli pojęcia, że mama się stoczyła. Próbowali ją wyciągnąć z nałogu, ale im się to nie udało.
Odkąd pamiętam, czułem wielki żal do ojca. Głównie o to, że go nie miałem. Myślałem, że jestem gorszy od innych. Zazdrościłem kolegom, którzy mieli pełne rodziny. Najgorzej było, gdy nauczyciele kazali pisać albo opowiadać, kim są rodzice. Wszyscy chwalili się na potęgę, a co ja miałem napisać? Żadnemu z nauczycieli – chociaż wszyscy doskonale znali moją sytuację – nie przyszło do głowy, by mnie zwolnić z takiej lekcji albo dać inne zadanie.
– Pofantazjuj – proponowała polonistka. – Ciekawe, co wymyślisz.
Dziś wiem, że to był cynizm z jej strony, ale wtedy? Byłem dzieckiem i nie umiałem kombinować. Zresztą, co mogłem wymyślić? Wszyscy wiedzieli, że mój ojciec zwiał, a matka pije bez opamiętania. Miałem pisać, że stary jest dyrektorem banku i co roku całą rodziną jeździmy na wakacje do Egiptu?! Przecież wyśmiałaby mnie cała szkoła, nie tylko klasa. Nienawidziłem tej polonistki. Chyba odwzajemniała to uczucie, bo zawsze z jej przedmiotu miałem co najwyżej trójkę.
W liceum lepiej sobie radziłem. Zresztą przyzwyczaiłem się do swojej sytuacji i zrozumiałem, że to nie moja wina, że nie mam ojca, a matka pije. Chyba na rok przed maturą widziałem go ostatni raz. Wrzeszczał na babcię, szarpał ją i domagał się od niej kasy. Śmierdział okropnie wódą. Wtedy już się go nie bałem, zrzuciłem go ze schodów. Nigdy więcej go nie widziałem. Babcia mówiła, że to ze strachu przede mną już nigdy się u nich nie pokazał.
Gdy byłem w klasie maturalnej, przyszła do nas moja mama. Powiedziała, że była na odwyku i już nie pije. Nie od razu jej uwierzyłem, ale okazało się, że mówiła prawdę. Powoli odbudowywaliśmy naszą relację. Niestety, miesiąc przed moim egzaminem maturalnym lekarze zdiagnozowali u niej raka. Chciała walczyć o życie, ale było za późno. Rokowania były fatalne, rak został wykryty za późno. Wiedzieliśmy, że z tej choroby już nie wyjdzie. Zmarła po roku, gdy byłem już na studiach. Byłem przy niej do końca.
– Jestem z ciebie dumna! – mówiła, gdy już była bardzo słaba.
Kochałem ją i bardzo żałowałem tych straconych lat, dlatego cieszyłem się każdą wspólną chwilą.
Według mnie nie zasługuje na pomoc
Dzięki pomocy dziadka i babci mogłem normalnie się uczyć. Skończyłem studia w terminie i znalazłem niezłą pracę w firmie consultingowej. Żyłem w miarę zasobnie i wygodnie, ale nie rwałem się do zakładania rodziny. Mam 35 lat, większość kolegów nosi obrączki i chwali się postępami swoich pociech, ale ja się nie spieszę. Chyba po prostu się boję.
Pozew ojca mnie rozstroił, musiałem wrócić do przykrych wspomnień i opowiedzieć Patrykowi, który miał mnie reprezentować, jak postępował mój ojciec. Jak bardzo skrzywdził mnie, mamę i siostrę. Wszystko się we mnie gotuje na myśl, że mam się nim opiekować. Nie chodzi tu o pieniądze. Bardzo dobrze zarabiam, stać mnie na utrzymanie ojca. Ale uważam że mój ojciec nie zasługuje na pomoc.
Dlaczego prawo każe mi łożyć na człowieka, który pośrednio jest winny śmierci Melanii i mamy? Nie wiem, w jakiej sytuacji jest mój ojciec. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie interesuje mnie to, tak jak jego trzydzieści lat nie interesowała żona ani syn… Z pewnością żyje w biedzie, ale sam sobie jest winien.
– Doskonale rozumiem twoje rozterki – stwierdził mój adwokat przed rozprawą. – Zanim trafiłem do naszej firmy, pracowałem dla fundacji zajmującej się resocjalizacją trudnej młodzieży. Niech ci się nie wydaje, że tylko ty miałeś trudne dzieciństwo. Prowadziłem dziesiątki podobnych spraw!
Do sądu szedłem zdenerwowany. Miałem spotkać się człowiekiem, który mnie porzucił, a teraz żąda ode mnie pomocy. A ja chciałem go ukarać za wyrządzone mi krzywdy. Nie miałem pojęcia, jak wygląda mój ojciec. Z pewnością nie poznałbym go na ulicy. Zresztą on mnie także. Nie wiem, jakim jest dzisiaj człowiekiem. Mam w sobie tyle żalu do niego, że nawet mnie to nie obchodzi. Nie wiem, jak miałbym obudzić w sobie synowskie uczucia. On ojcowskich nigdy nie miał!
Przed budynkiem sądu starsza pani mocowała się z wózkiem inwalidzkim. Siedział na nim częściowo sparaliżowany staruszek. Nic nie mówił. Był wychudzony, miał ziemistą cerę, wyglądał na schorowanego. Zrobiło mi się go żal. Pomogłem kobiecinie wciągnąć wózek po schodach. Gdy wsiadali do windy, na lewym przedramieniu mężczyzny zauważyłem tatuaż. Zmroziło mnie. Identyczny miał mój ojciec! Czyżbym miał walczyć z tym niepełnosprawnym dziadkiem?
Nie skorzystałem z windy. Wszedłem po schodach na czwarte piętro, gdzie znajdowała się sala rozpraw. Przed drzwiami czekał już Patryk i… mężczyzna na wózku. Mój ojciec!
Czytaj także:
„Babcia całe życie nosiła tajemniczą obrączkę innego mężczyzny. Jak mogła to robić dziadkowi? Przecież to zdrada!”
„Synowa rozwiodła się nie tylko z moim synem, ale i ze mną. Zawistna franca odcięła mnie od wnuka i uciekła do kochanka”
„Odeszłam od mężczyzny swojego życia, żeby go ocalić. Bałam się, do czego jest zdolny mój zazdrosny eks”