„Ojciec ze smętnego wdowca, zamienił się w napalonego kobieciarza. Stwierdził, że na starość może sobie poużywać życia”

Mężczyzna, który korzysta z życia fot. Adobe Stock, motortion
„Nie mogłem uwierzyć… Mój ojciec, który jeszcze miesiąc temu oburzał się, że nie wypada wczasować w jedenastym miesiącu żałoby, teraz właściwie popisywał się swoją jurnością i dokonaniami w… Nie! Nie mogłem tego słuchać”.
/ 27.07.2022 10:30
Mężczyzna, który korzysta z życia fot. Adobe Stock, motortion

No to już szczyt wszystkiego! Mój ojciec powinien świecić przykładem. Przynajmniej dla mnie. A on co? Uparł się, by mi pokazywać, jak się człowiek w jego wieku zachowywać nie powinien! Jak żaden mężczyzna, bez względu na wiek, nie powinien się zachowywać.

Po raz pierwszy widziałem tatę płaczącego

W życiu bym nie pomyślał, że kiedyś będę się wstydził za własnego ojca. No naprawdę… Mama zmarła rok temu. Rak, długie leczenie, chemie, operacje, naświetlania, leki, znowu chemie… W końcu jej organizm się poddał. Miałem wrażenie, że ojciec totalnie się załamał.

Byli małżeństwem ponad czterdzieści lat, to szmat czasu, podczas którego nie spędzili więcej niż kilka dni oddzielnie. A teraz… Spełnił się najczarniejszy scenariusz i mamy już nie było. Po raz pierwszy widziałem tatę płaczącego.

Starałem się go pocieszyć, bo choć mnie też było ciężko, on był w o wiele gorszym stanie. Do pogrzebu trwał w jakimś odrętwieniu, a potem tylko włóczył się od okna do okna i pochlipywał, gdy coś mu przypomniało żonę. A przypominało mu ją prawie wszystko.

Wspólne mieszkanie, łóżko, zdjęcia, książki… Boże, nawet stół w kuchni, do którego siadał i nie mógł niczego przełknąć, bo tę ceratę to jeszcze Zosia kupowała, a te miseczki to prezent na jej imieniny…

Starałem się jak najczęściej do niego wpadać, by nie czuł się taki samotny i zagubiony. Wiadomo jednak, że nie mogliśmy mu z Klaudią, moją narzeczoną, poświęcić tyle czasu i uwagi co niegdyś mama, która była na emeryturze i dbała o niego jak o największy skarb.

– Twojemu tacie trzeba jakiejś konkretnej odmiany – sugerowała Klaudia. – Trzeba go wysłać do sanatorium albo jakiegoś uzdrowiska. Wiesz, że niby chodzi o zdrowie. A przy okazji zmieni klimat, odpocznie, odetchnie, podreperuje nie tylko ciało, ale też psychikę i duszę. Już prawie rok minął, a on wciąż płacze. To naprawdę nie jest dla niego zdrowe, jeszcze w depresję wpadnie.

Istniało takie niebezpieczeństwo

Dlatego nieco wbrew w tacie, który obecnie nigdzie się nie chciał ruszać, wykupiłem mu tydzień wczasów w Bieszczadach. Zawsze chciał tam pojechać, ale mama się nie zgadzała. Mówiła, że dość się męczy, wchodząc codziennie po schodach na trzecie piętro, więc w wakacje nie zamierza nigdzie się wspinać.

Zatem jako punkt zwrotny wyjazd w Bieszczady był idealny. Coś, czego tata dotąd nie robił. Nowe miejsce, nowe sytuacje, niekojarzące mu się z mamą. Piękne krajobrazy. Świeże powietrze. Kontakt z naturą. Serdeczni ludzie, przynajmniej sądząc z tonu rozmowy, gdy rezerwowałem mu pokój w pensjonacie. Wykupiłem też wyżywienie, żeby nie musiał się o to martwić, i nie zważając na jego protesty, zawiozłem go nad Solinę.

Ależ nosem kręcił całą drogę… Że mama się pewnie w grobie przewraca. Że czemu akurat tam, niejako wbrew jej woli. Że nie wypada, bo jeszcze trwa żałoba. Ale jak już dojechaliśmy, to rozejrzał się, wziął głęboki oddech i… został. Jeszcze tego samego dnia zaczął wysyłać nam fotki, które zrobił komórką.

– Miałaś rację – pokazałem Klaudii kolejne zdjęcie otrzymane od taty, tym razem z zachodem słońca. – Niech się staruszek napawa widokiem gór, niech posmakuje innej kuchni, wyśpi się w innym łóżku…

Nie wiedziałem, że moje słowa były prorocze

Ojciec przedłużył wczasy o tydzień, potem o kolejny. Kiedy wreszcie wrócił, był innym człowiekiem. Uśmiechnięty, zrelaksowany, odmłodniały. No i nie wspominał mamy w co drugim zdaniu.

Patrzyliśmy na niego z Klaudią zdumieni, że wakacje mogą kogoś aż tak odmienić, ale podobało nam się to. Póki ojciec nie wyciągnął nalewki i nie zaczął opowiadać, co najbardziej podobało mu się w trakcie tych wczasów…

A konkretnie kto. Gospodyni pensjonatu, która nie tylko wynajęła mu pokój, ale też zaprosiła go do własnego – pokoju i łóżka. Nie mogłem uwierzyć… Mój ojciec, który jeszcze miesiąc temu oburzał się, że nie wypada wczasować w jedenastym miesiącu żałoby, teraz właściwie popisywał się swoją jurnością i dokonaniami w…

Nie! Nie mogłem tego słuchać. Nie chciałem sobie tego wyobrażać. Żeby własnemu synowi zwierzać się z takich rzeczy!

– Kochanie, twój tata to dorosły mężczyzna – tłumaczyła Klaudia. – Alkohol mu język rozwiązał i osłabił skrupuły, ale… przecież nic złego nie robi. Jest wdowcem, nie mężem. Minął już prawie rok…

– Tylko rok! Mama chorowała prawie trzy lata, a razem byli ponad czterdzieści. I co? To się już nie liczy? Teraz może mi się przechwalać przy wódeczce, jak dokazywał z jakąś babką? Tak tam rozumieją gościnność i serdeczność? No weź, proszę cię…

Byłem zawiedziony postawą ojca. A to był dopiero początek.

Ona też miała dosyć jego opowieści

Niedługo potem ojciec wynajął sobie na tydzień pokój w pensjonacie nad morzem. Wrócił stamtąd jeszcze bardziej zadowolony i znowu chciał się chwalić swoimi podbojami. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Dosłownie zasłoniłem uszy, jak kiedyś w dzieciństwie, gdy nie podobało mi się to, co słyszałem. W ogóle się tym nie przejął.

Dwa miesiące później pojechał na Mazury. Bynajmniej nie po to, żeby żeglować. Po powrocie znowu puszył się jak paw i popisywał podrywami, a gdy krzywiłem się, puścił oko do Klaudii.

– Oj, dziewczyno, chyba złego Nowaczyka wybrałaś. Z nas dwóch to mój syn jest starym nudziarzem.

No nie, ta sugestia była zwyczajnie niesmaczna. Tego brakuje, by zaczął flirtować z moją narzeczoną. Odbiło staremu i tyle. Klaudia też przestała go bronić, a słuchając jego donżuańskich opowieści, uśmiechnęła się z przymusem.

– Nie czas umierać – powtarzał w kółko. – Trzeba korzystać z życia, póki trwa.

Ja naprawdę rozumiałem, że śmierć żony bardzo mocno uświadomiła mu kruchość życia, ale… na Boga, między smętną egzystencją wdowca a erotycznym rozpasaniem istniało naprawdę dużo innych możliwości. A on?

Przez ponad czterdzieści lat był wiernym i kochającym mężem. Jako wdowiec zmienił się w marcowego kocura, który żadnej chętnej kotce nie przepuści, ale też do żadnej się na dłużej nie przywiąże.

Szalał po całej Polsce – kolejowa emerytura pozwalała mu na takie wojaże – i podrywał tam kolejne kobiety. Nie miałem pojęcia, jak to robił, ale na stare lata mój ojciec stał się pogromcą serc. Żartował, że po jego śmierci odziedziczę magiczny notesik, w którym notował swoje wyczyny i zdobycze. Wtedy sobie poczytam, skoro słuchać nie chciałem.

A nie chciałem, absolutnie, czując się tylko coraz bardziej zniesmaczony i zażenowany. To żałosne – nie zaś godne podziwu, zazdrości czy, broń Boże, naśladowania – żeby sobie w tym wieku udowadniać cokolwiek w taki właśnie sposób.

Przyjdziemy, jak się opamięta…

Czego ojciec chciał mnie nauczyć? Że gdy miłość twojego życia odchodzi, już nic cię nie hamuje, nie ogranicza? Odzyskałeś wolność, więc hulaj dusza, piekła nie ma? A może że w ogóle nie warto kochać, angażować całego siebie w długoletni związek, bo jak stracisz to uczucie i zostaniesz sam, będziesz cierpiał katusze?

Tak. Taka jest cena prawdziwej miłości i byłem gotów ją ponieść. Zawsze zazdrościłem rodzicom tego, co ich łączyło, i byłem z nich dumny. Rodzice moich kolegów rozwodzili się, niektórzy dwukrotnie, a moi mimo upływu lat wciąż się kochali i byli razem.

Już jako młody chłopak miałem nadzieję, że też kiedyś spotkam moją drugą połówkę, z którą się zestarzeję. Czemu ojciec uparł się, by zniszczyć te moje wyobrażenia? Nawet wspomnienia kaził swoją obecną rozwiązłością. Próbowałam mu wytłumaczyć mój punkt widzenia, ale nawet nie udawał, że słucha.

– Jesteś dorosły, nie muszę cię niańczyć ani przejmować się twoimi nadwrażliwymi uczuciami, jak za czasów, gdy byłeś nastolatkiem. Odpuść mi, synu.

Okej, odpuściłem, dla własnego spokoju ducha, i coraz rzadziej go odwiedzałem. Niech za mną zatęskni, może wtedy się opamięta. Nie zanosiło się na to, niestety… Dlatego miło się zdziwiłem, gdy któregoś dnia zadzwonił i sam nas zaprosił na niedzielny obiad – akurat wypadł w jego imieniny – podkreślając, że zależy mu na naszej obecności.

Ucieszyłem się, naprawdę, a zarazem zmartwiłem, że znowu czeka nas koncert przechwałek. Nie tym razem… Ojciec obiad podawał nam wspólnie ze swoją nową znajomą. Panią Helenką.

Nie spotkał jej w trakcie swoich wojaży po kraju, ale banalnie u lekarza. Czekając na swoją kolej, zaczęli rozmawiać i… kontynuowali pogawędkę także po wizycie. On wdowiec, ona wdowa, poszli razem na spacer, potem na kawę, następnego dnia na obiad, kolejnego na koncert, później do teatru…

Pani Helenka całkowicie zawładnęła moim tatą

Znowu nie poznawałem mojego staruszka. Uprzejmy, uśmiechnięty, dziarski, ale potulny wobec kobiety, która wyglądała tak, że aż miało się ochotę do niej przytulić.

Pomyślałem: szkoda. Teraz ojciec wydaje się zauroczony, ale zaraz mu się ta miła, pachnąca cynamonem i wanilią Helutka znudzi. Zastąpi ją jakaś Dorotka, Marcysia i Bóg wie kto jeszcze. Tak jak szybko trafił pod pantofel, tak prędziutko spod niego umknie. Bo przecież pożyć trzeba, bo nie czas umierać, bo magiczny kajecik wzywa…

Ale nie. Albo nie doceniłam uroku nowej miłości taty, albo przeceniłem jego apetyt na damsko-męskie przygody. Po roku pani Helenka się do niego wprowadziła, wynajmując swoje mieszkanie. Dzięki temu ich wspólny budżet trochę się powiększył i zaczęli razem wyjeżdżać na eskapady po Polsce i za granicą.

To było niesamowite patrzeć, jak mój staruszek w tym wieku rozkwitł. Już nie siedział godzinami na kanapie, gapiąc się w telewizor, tylko spacerował z kijkami po ścieżkach albo jeździł nawet na rowerze.

Już nie szlajał się po różnych pensjonatach, zadając się z przypadkowymi kobietami, pijąc alkohol i obżerając się żeberkami na zmianę ze schabowym, tylko pomagał swojej Helence w sprzątaniu, praniu i gotowaniu niskotłuszczowych obiadków, bo obydwoje mieli problem z cholesterolem, więc zmodyfikowali dietę.

Miał szczęście, że 2 razy trafił na taką miłość

Mój tata znowu stał się dla mnie przykładem do naśladowania. Jak zbudować życie na nowo, mimo traumy utraty bliskiej osoby, mimo podeszłego wieku, mimo błędów popełnionych po drodze.

Jak stworzyć drugi stabilny związek, jak zaryzykować kolejną miłość. Myślę, że mama też by nie chciała, żeby po jej śmierci był do końca życia sam. Teraz miał kogoś, kim mógł się opiekować i kto dbał o niego.

Kto pokazał mu, że skakanie z kwiatka na kwiatek nie uleczy tęsknoty ani nie przegoni samotności. A wyprawy we dwoje są lepsze niż singielskie eskapady, po których zostają tylko przechwałki i powiększająca się pustka w sercu.

Tata to istny szczęściarz. Dwa razy udało mu się trafić na właściwą kobietę. Dwa razy spotkał miłość życia – najpierw mamę, a potem Helenkę, w jesieni życia, gdy trochę się pogubił.

Kiedy wzięliśmy z Klaudią ślub, a potem urodził nam się syn, okazało się, że cudowną, kochającą babcią można być także wtedy, gdy dołączyło się do rodziny nieco później. Helena to wspaniała, ciepła kobieta, najlepsza, jaką los mógł postawić na naszej drodze, skoro mama już nie mogła nam towarzyszyć.

Tata znów jest dobrym i wiernym mężem, ojcem, którego mogę podziwiać i naśladować. Jako dumnego dziadka nieco go ponosi, bo chciałby nauczyć Leosia wszystkiego, co sam umie, choć mały jeszcze nie opanował chodzenia.

A magiczny kajecik? Spaliłem go. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Jeszcze Leoś go kiedyś znajdzie i zaburzy mu się obraz najlepszego pod słońcem dziadka… 

Czytaj także:
„Trafiłam do domu starców i myślałam, że to mój koniec. Los miał dla mnie niespodziankę. Stanęłam na ślubnym kobiercu”
„Córka szła po trupach do celu. By żyć na poziomie, schowała godność do kieszeni i wskoczyła do łóżka bogatego szefa”
„Odmówiłem facetowi, który za kasę chciał popilnować mi auta. To, co zrobił w zemście, nie mieści mi się w głowie...”
 

Redakcja poleca

REKLAMA