– Przyjedź, zobaczysz będzie miło, Agnieszka się ucieszy i dzieciaki też. Franek tak bardzo za tobą tęskni. Na sobotę planujemy kino, ale jakoś ci zrekompensujemy film familijny – zaśmiał się. – Może skałki? Znalazłem takie miejsce, gdzie mają ścianki wspinaczkowe dla maluchów i dorosłych. Agnieszka zajmie się dzieciakami, a my spróbujemy sił na czymś poważniejszym. I co ty na to? O której mam po ciebie podjechać?
Wreszcie się zamknął i przestał gadać
– Dobra, będę w sobotę, ale nie musisz po mnie przyjeżdżać. Sam trafię – powiedziałem i rozłączyłem się.
Oczyma wyobraźni już widziałem minę mamy, gdyby zza firanki wypatrzyła mercedesa ojca. Stałaby smutna i przybita, a potem krążyłaby po domu, bacznie obserwując, w co się ubieram, i co pakuję do plecaka. Potem pewnie urządziłaby scenę rozpaczy pod drzwiami.
– Baw się dobrze, zapomnij o mnie, jakoś zorganizuję sobie te dwa dni bez ciebie – powiedziałaby zduszonym, płaczliwym głosem.
Ale nie uroniłaby ani jednej łzy, udając, że czuje się wspaniale. Za to uścisnęłaby mnie mocno, o wiele za mocno jak na zwykłe rozstanie, i jeszcze długo stałaby w otwartych drzwiach, patrząc, jak zbiegam po schodach. Kochałem mamę, ale nie mogłem znieść tego cyrku, który urządzała za każdym razem. Wolałem wyjść spokojnie rano tak, jakbym wybiegał na spotkanie z kumplami, i zadzwonić do niej później, tłumacząc, że resztę dnia i niedzielę spędzę z ojcem, i jego rodziną. Mógłbym potem szybko zakończyć rozmowę, rozłączyć się i nie widzieć jej poszarzałej z bólu twarzy. Wiem, że po powrocie musiałbym i tak wycierpieć swoje – wysłuchać jej utyskiwań na niesprawiedliwy los, na to jak bardzo się poświęciła, żeby wychować mnie na człowieka z zasadami, tak innego od ojca. Ale wolałem przeżyć to wszystko po weekendzie niż przed nim.
U ojca i jego nowej rodziny nigdy nie czułem się dobrze. Patrzyłem z zazdrością, jak mój staruszek udaje młodego tatusia i turla się po dywanie z Frankiem czy Julką. Rozmawia z nimi, uważnie słucha, chociaż brzdące mają po pięć i siedem lat, i czyta im bajki na dobranoc. Ja nie pamiętałem jego uścisków. Odszedł, gdy miałem sześć lat i przez następne sześć nie dawał znaków życia. Mama długo musiała walczyć w sądzie o żałośnie niskie alimenty.
– Synku, wtedy byłem innym człowiekiem – tłumaczył mi po latach. – Byłem szczeniakiem, żeniąc się z twoją mamą, a potem zacząłem zarabiać duże pieniądze i zwariowałem. Oprzytomniałem dopiero przy Agnieszce.
Kłamał.
35-latkowi daleko już do szczeniaka
To moja mama dopiero co skończyła studia i zakochała się bez pamięci w dojrzałym, jak jej się wydawało, facecie. Sądziła, że starszy mężczyzna zadba o nią i rodzinę, ale to na nią spadły wszystkie obowiązki. Odpowiadała nie tylko za dom, ale i rachunki oraz rosnące w zastraszającym tempie długi, bo ojciec wdał się w jakieś ciemne interesy. Kasa płynęła do niego strumieniami, tyle że jeszcze szybciej odpływała.
Mamie nieraz brakowało na chleb, podczas gdy on bawił się w najlepsze. Pewnie odeszłaby od niego, tak przynajmniej twierdziła przez te wszystkie lata, gdyby nie ja. Ucieszyła się na wieść o ciąży. Ojciec podobno tylko wzruszył ramionami, ale kupił jej bukiet róż i jakiś złoty wisiorek. Zmienił się dopiero po moich narodzinach. Wziął mnie na ręce i rozpłakał się ze szczęścia. Zmęczona mama widząc jego łzy, pomyślała, że może wreszcie ich los odmieni się na lepsze.
– Zaczął zachowywać się tak, jak na początku naszej znajomości. Prawie nosił mnie na rękach, a za tobą szalał – opowiadała mi później.
Tyle że tego szaleństwa starczyło na trzy lata. Potem ojciec wrócił do swoich starych nawyków. Na całe dnie znikał w pracy, a nocami bawił się do upadłego.
– Coś się we mnie wypaliło – tłumaczył potem.
Wiedziałem co. Ojcowie moich kolegów też przez to przechodzili, tyle że mieli mniej kasy.
– Stary, to się nazywa kryzys wieku średniego – pouczył mnie kiedyś kumpel, gdy jarałem z nim szlugi. – Mój ojciec przeleciał wtedy chyba pół miasta.
Mój miał pewnie równie bogate doświadczenia. Mama wiedziała tylko o nowych ciuchach, siłowni, sportowym aucie, na które wymienił nasze, rodzinne volvo i jednej panience. O tych pozostałych dowiedziała się później. Upokorzona urządzała mu karczemne awantury, a on nie pozostawał jej dłużny. Po jednej z takich scysji w środku zimy zrzucił ją ze schodów tarasu i zatrzasnął za nią drzwi. Pół nocy błagała, marznąc w dresie i kapciach, żeby ją wpuścił, bo wstydziła się poprosić o pomoc sąsiadów. Po tamtej historii została jej pamiątka – głęboka szrama nad prawą brwią.
Nie odeszłaby, bo wierzyła w świętość małżeństwa
W rodzinę, którą powinno mieć każde dziecko. To on ją porzucił, a potem przysłał papiery rozwodowe i zażądał, żeby opuściła willę. Znał wszystkich w mieście, więc w sądzie była bez szans. Na pocieszenie dostała dwupokojowe mieszkanko w bloku na obrzeżach. Z opowieści dziadków wiem, jak było jej ciężko, i jak się starała, żeby niczego mi nie zabrakło. Zrezygnowała nawet z jakiegoś faceta, bo chyba tak naprawdę kochała mojego ojca. Dlatego go odszukała i poprosiła o spotkania ze mną. Może liczyła, że wróci, gdy nas zobaczy. Przyjechał, posiedział chwilę, dał mi jakiś samochodzik i poszedł.
– Nie czułem między nami więzi – wyznał mi potem.
– A jak k...a miałeś ją czuć, skoro ja cię w ogóle nie znałem?! – wrzasnąłem wtedy.– Nie pamiętałem cię. Byłem małym dzieckiem, kiedy nas zostawiłeś.
– Ośmioletnim – spojrzał na mnie z wyrzutem.
Tak! Z wyrzutem. Cały ojciec. Zjawił się po sześciu latach milczenia, po kolejnych dwóch zebrało mu się na wyznania, i zamiast przeprosić, potrafił tylko użalać się nad sobą. Czasami odnosiłem wrażenie, że to Agnieszce, jego nowej żonie, bardziej zależy na naszych spotkaniach niż jemu. On po różnych terapiach uzależnień zapomniałby chętnie o mnie i swojej przeszłości, i zakopał nas głęboko w ogródku za swoim domem. Ale ja żyłem i miałem się dobrze. Byłem silnym, zdrowym chłopakiem, o wiele wyższym i lepiej zbudowanym niż większość szesnastolatków. I wściekłym na świat, w którym przyszło mi żyć. Na ojca, który zniszczył mi dzieciństwo, a mojej matce młodość.
Nie znosiłem wizyt u niego
Miłości wylewającej się z każdego kąta. Uśmiechów Agnieszki i jej pytań, jak się czuję. A jak niby miałbym się czuć? Fantastycznie! Urządzili mi w swoim nowym życiu pokoik i zapraszali do niego od czasu do czasu. Czy nie było to miłe z ich strony? Ojciec hojną ręką wręczał mi kasę na urodziny i święta, klepał po plecach. Zabierał na skoki ze spadochronem, ścianki wspinaczkowe i narty. Dawał bez końca ciuchy, rzeczy i pieniądze, ale wciąż mnie nie rozumiał. Z Frankiem gadał o wszystkim, mnie pytał tylko: „Co tam?”, i nie słuchając odpowiedzi, zmieniał temat.
Buzowało we mnie przed tym spotkaniem. Nie wiem, czemu akurat wtedy, przecież wcześniej nie stało się nic nadzwyczajnego. Ale właśnie wtedy nie wytrzymałem.
– Jak się masz? – zapytała Agnieszka, otwierając mi drzwi i całując w policzek.
Ojciec już czekał z Frankiem na rękach. Poklepał mnie po plecach i zniknął w kuchni. Zacisnąłem zęby i poprosiłem o herbatę.
– Chyba jesteś chory, skoro pijesz herbatę – roześmiał się, i znowu klepnął mnie w plecy.
Nie odpowiedziałem. Poszedłem prosto do salonu i zwaliłem się na kanapę. Obok mnie usiadł Franek, po chwili pojawiła się też Julka z jakąś książeczką do kolorowania. Agnieszka uśmiechnęła się przepraszająco i zabrała ją na swój fotel. Ale Franek nie chciał się ode mnie odkleić.
– Pójdziemy dzisiaj na film, wiesz? – patrzył na mnie urzeczony.
Nie wiem, czemu tak mnie polubił. Nie traktowałem go lepiej od innych, a jednak ten mały przyssał się do mnie kilka lat temu i nie chciał odczepić. Dla niego byłem wspaniałym starszym bratem.
– Kocham cię, wiesz – powiedział kiedyś, całując mnie na dobranoc.
– Ja ciebie też – powiedziałem, nie bardzo wiedząc, co to znaczy.
Franek zasnął tamtego wieczoru szczęśliwy, a ja pół nocy przepłakałem w poduszkę. Dzisiaj też wpatrywał się we mnie maślanymi oczami zakochanego dziecka. Porozmawiałem z nim chwilę, udałem zainteresowanie, pogłaskałem po blond włosach, niewiele jaśniejszych od moich, i poszedłem do kuchni po herbatę. Ojciec krzątał się, przygotowując drugie śniadanie. Popatrzyłem na niego i upiłem łyk gorącego napoju.
– Piękny dzień dzisiaj mamy – puścił do mnie oko i znowu poklepał. – Coś taki naburmuszony? – zmierzwił mi włosy.
Wzruszyłem ramionami.
– Daj spokój, znam problemy nastolatków – sięgnął ręką do kieszeni i wyjął banknot. – Wiem, wiem, że to za mało, ale stary ojciec cienko przędzie. Za dwa tygodnie dostaniesz więcej. Najpierw muszę się odkuć w interesach – i znowu plasnął mnie w łopatkę.
Plecy mnie już bolały od tego poklepywania.
– Nie smuć się – tarmosił, a ja poczułem, że jeszcze chwila i go uderzę, tak mnie mdliło od tej miłości.
– Przestań mnie poklepywać – warknąłem.
– No co ty? Na żartach się nie znasz, synku? – i znowu łopatka.
– Nie jestem twoim synkiem! Twój synek siedzi na kanapie! Kogo ty udajesz! – zacząłem wrzeszczeć. – Dla mnie jesteś nikim. Nikim, rozumiesz! Zwyczajnym łachem, który zostawił mnie i mamę dawno temu. Po co to całe udawanie? Co, nagle mnie kochasz? Nagle ci na mnie zależy?
– Krystian! – oprzytomniałem dopiero, gdy usłyszałem krzyk Agnieszki.
Wokół było pełno krwi, a mój ojciec stał z nożykiem do pomidorów wbitym w nogę. Moja dłoń także była czerwona. Nie pojmowałem, co się stało. Wybiegłem roztrzęsiony z domu, zostawiając przerażoną Agnieszkę i dzieci.
Pędziłem przed siebie, bez celu, na oślep
Zmierzchało, gdy wróciłem do mamy. Przeżegnała się, widząc mnie w progu. Obejrzała mnie dokładnie myśląc, że ktoś na mnie napadł.
– Muszę iść – powiedziałem, gdy już mnie umyła, wysuszyła i przebrała w czyste rzeczy.
Pędziłem do domu ojca. Ale nikogo w nim nie było. Przerażony zadzwoniłem na jego komórkę. Nie odbierał, więc wybrałem numer Agnieszki. Nie chciała ze mną rozmawiać, zagroziła policją.
– Powiedz tylko, czy on żyje? Agnieszka, ja nie chciałem. Ja go kocham! – rozpłakałem się.
Po chwili przyszedł esemes z adresem szpitala, w którym był ojciec. Leżał w pustej sali, nieprzytomny, podłączony do rurek i pikającego aparatu. Obok niego siedziała Agnieszka.
– Będzie żył – powiedziała, gdy wszedłem.
– Tatusiu – zacząłem…
– On cię nie słyszy – przerwała mi.
– Tatusiu, wiem, że mnie słyszysz. Przepraszam, nie chciałem, proszę, wybacz mi. Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił. Nie wiem, co się stało. Tatusiu… – rozpłakałem się.
I wtedy poczułem, jak ktoś mocno mnie przytula. To była Agnieszka.
– Już dobrze, będzie dobrze, zobaczysz – mówiła. – On cię naprawdę kocha i na pewno zrozumie.
Szlochałem tak długo, aż straciłem głos. Aż przyjechała moja mama wezwana przez Agnieszkę, która odszukała jej numer w telefonie taty. Dzisiaj czekam na rozprawę, za swój czyn mogę trafić do poprawczaka. Liczę, że sędzia potraktuje mnie łagodnie, a jeśli nie, to i tak jestem spokojny, bo mój tata przeżył. Powiedział, gdy rozmawiałem z nim przez telefon, że mi wybacza.
– Bo cię rozumiem i kocham synu.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”