„Ojciec myślał, że zabiera swoją tajemnicę do grobu. Prawda o jego podwójnym życiu wyszła na jaw tuż po pogrzebie"

Kobieta, której ojciec zmarł fot. Adobe Stock, Syda Productions
"Prawnik stwierdził, że Antonina S., mająca czternaście lat… moja przyrodnia siostra. Okazało się, że ojciec od przynajmniej piętnastu lat prowadził podwójne życie i miał nieślubne dziecko. Dla mnie prawda o ojcu była wstrząsająca, dla mamy dodatkowo upokarzająca"
/ 27.08.2021 11:40
Kobieta, której ojciec zmarł fot. Adobe Stock, Syda Productions

W dniu, w którym umarł tata, byłam poza zasięgiem telefonu – pilnowałam prac nad powstawaniem archiwum w piwnicach budynku naszego urzędu. Dlatego właśnie mama zostawiła mi 16 wiadomości głosowych i SMS-owych.

O siedemnastej dwadzieścia jeden byłam już w szpitalu, tylko po to, żeby dowiedzieć się, że mamie podano środki uspokajające i położono ją na oddziale, ponieważ wpadła w histerię, kiedy lekarzom nie udało się przeprowadzić z powodzeniem kolejnej reanimacji mojego biednego schorowanego ojca.

– Ale mówiła pani, że ma jeszcze trzy, cztery miesiące… – wyjąkałam do lekarki, sama czując łzy pod powiekami.

– Przykro mi – powiedziała tylko. – Był bardzo słaby, nowotwór rozwijał się szybko, do tego wdała się infekcja płuc. Naprawdę bardzo pani współczuję.

Pogrzeb odbył się pięć dni później

Raz po raz chwytałam spojrzenie mamy. Kiedy podnosiła zapłakane oczy, widziałam w nich nieme pytanie „I co ja teraz zrobię?” Wiedziałam, że życie mamy długo nie wróci do normy. Ojciec, zanim jeszcze zachorował, był jej podporą, wręcz opiekunem. Mama nigdy nie pracowała zawodowo, zajmowała się jedynie prowadzeniem domu i dbaniem o rodzinę.

Nie znała się na finansach, nigdy chyba nawet nie otworzyła koperty z pieczątką jakiegokolwiek urzędu. Kiedy stało się jasne, że tata nie pokona raka, wszystkie sprawy związane z mieszkaniem, obsługą rachunków bankowych czy podatkami przejęłam ja.

– Juleczko, kiedy u mnie będziesz? Przyszły jakieś listy, jeden jest z kancelarii adwokackiej. Zobaczysz, co to? – zadzwoniła kilka tygodni po pogrzebie.

Pojechałam do niej i spakowałam korespondencję do torebki. Przy okazji zjadłam z mamą kolację i zapytałam, jak sobie radzi.

– Tak sobie… Ciągle mi się wydaje, że muszę jechać do szpitala, do ojca… Dni są takie długie bez niego, nie mam co ze sobą zrobić… No i to mieszkanie jest teraz takie duże, takie puste…

Rzeczywiście, mieszkała teraz sama w czteropokojowym mieszkaniu w kamienicy, tym samym, które jeszcze przed ślubem podarowali jej dziadkowie. Ja także czasem miałam wrażenie, że słyszę w nim ojca drepczącego po kuchni.

W domu zabrałam się za przeglądanie korespondencji mamy. Standard: rachunek za gaz, rozliczenie opłat ze spółdzielni, zaproszenie na zebranie mieszkańców. Oraz list z kancelarii adwokackiej.

Musiałam przeczytać go kilka razy, żeby zrozumieć, co tam jest napisane.

Było to wezwanie do ugodowego podziału majątku po zmarłym Kazimierzu S., czyli moim ojcu, przygotowane przez kancelarię występującą w imieniu jakiejś Beaty W., reprezentującej małoletnią Antoninę S. Zaadresowano je do mojej matki i jako „majątek wspólny” wskazano w nim mieszkanie rodziców i samochód, którym jeździł ojciec. Zawarto także informację, że w razie gdyby matka nie przystała na ów ugodowy podział, sprawa zostanie skierowana do sądu.

Uznałabym to wszystko za jakieś nieporozumienie, gdyby nie fakt, że Antonina wymieniona w piśmie jako osoba uprawniona do spadku po moim tacie… nosiła to samo nazwisko, co on. No i ja.

Następnego dnia zadzwoniłam do tej kancelarii i zostałam zbita z nóg wiadomością, że Antonina S., mająca czternaście lat i reprezentowana przez matkę, to… moja przyrodnia siostra. Okazało się, że ojciec od przynajmniej piętnastu lat prowadził podwójne życie. Miał nieślubną córkę, z którą utrzymywał regularne kontakty. Teraz jej matka żądała dla swojego dziecka należnej mu części spadku.

– Tyle że żadnego spadku nie ma – powiedziałam mecenasowi, z którym poszłam się spotkać w imieniu mamy.

Na szczęście miałam jej notarialne upoważnienie do załatwiania za nią wszelkich spraw urzędowych.

– Mieszkanie od zawsze należało do rodziny mojej mamy i z tego, co wiem, rodzice nie mieli współwłasności. Możemy rozmawiać jedynie o samochodzie. To skoda fabia, rocznik dziewięćdziesiąty ósmy, jest warta może kilka tysiecy.

– Sprawdzimy to – adwokat zmarszczył brwi. – Czy może pani podać mi numer księgi wieczystej mieszkania? I jednak konieczne będzie, aby mama się tu zjawiła osobiście.

Poczułam, że robi mi się słabo

Wiadomość, że ojciec zdradzał matkę i miał drugie dziecko była dla mnie szokiem. Tak dużym, że musiałam wziąć tabletki na uspokojenie, nim przyszłam do tej kancelarii. Nie wyobrażałam sobie jednak tego, co przeżyje mama, kiedy spadnie na nią ta informacja. Szok to kiepskie słowo. Ta wiadomość będzie dla niej druzgocąca… A najgorsze, że to ja musiałam jej ją przekazać.

Pierwszą próbę podjęłam jeszcze tego samego dnia, ale nie dałam rady. Po prostu stchórzyłam, bojąc się jej reakcji.

Powiedziałam to dopiero dwa dni później, przygotowana na najgorsze.

– Co?! O czym ty mówisz?! Co to za bzdury??! – zaczęła krzyczeć, kiedy powiedziałam jej o Beacie i Antoninie.

Potem pokazałam jej pismo. Jeśli wcześniej była zaskoczona, to teraz dostała prawdziwego szału.

– Dał jej nazwisko! – wyrwała kartkę z mojej ręki. – Dał jej nasze nazwisko! Córce kochanki! Jak on mógł mi coś takiego zrobić?! A teraz ona chce dostać moje mieszkanie?!

Rozumiałam ją. Dla mnie prawda o ojcu była wstrząsająca, dla mamy dodatkowo upokarzająca. Nagle zaczęło walić się wszystko, w co wierzyła, czemu się poświęcała przez tyle lat małżeństwa. Mężczyzna, przy którym trwała „w zdrowiu i w chorobie” okazał się perfidnym kłamcą, a do tego tchórzem, który nigdy nie odważył się wyznać jej prawdy, by sama mogła zdecydować, czy nadal chce trwać przy nim, czy nie. Nie powiedział jej tego nawet na łożu śmierci.

Nie, to nie są moje refleksje na temat taty. Usłyszałam to z ust mamy, kiedy na przemian krzycząc, płacząc i kuląc się jak pobite dziecko, wykrzykiwała, co myśli o mężu. Aż serce mi się ściskało, że muszę tego słuchać, ale czułam, że mama ma prawo do takiej reakcji. Nie mogłam zabraniać jej okazywać uczuć, które nią targały. Kochałam ją i chciałam okazać jej maksimum wsparcia.

Towarzyszyłam mamie podczas wizyty w kancelarii. Przedłożyłyśmy wszystkie dokumenty świadczące o tym, że mieszkanie nie może stanowić spadku po zmarłym. Zapewniono nas, że dokumenty nie pozostawiają wątpliwości i nikt poza mamą nie ma praw do tego lokum.

O samochód nikt nas nie pytał, ale mama, wciąż dusząca w sobie wściekłość na to, co ją spotkało – wycedziła, że może przekazać ją nieślubnemu dziecku swojego męża nawet bez sprawy spadkowej. Adwokat zapytał jeszcze o inne składniki majątku po zmarłym, jak na przykład cenne antyki czy biżuteria, ale mama zmierzyła go tylko morderczym spojrzeniem i zimno oznajmiła, że jeśli jego klientka chce cokolwiek z niej wyciągnąć, to mogą spotkać się w sądzie.

– Nie do wiary! – po wyjściu mama nadal nie mogła dojść do siebie. – Romansowała z żonatym mężczyzną, a teraz usiłuje wyłudzić ode mnie pieniądze!

– Wiesz, można ją zrozumieć, tę Beatę… – zaczęłam, próbując załagodzić sytuację. – Ona ma na utrzymaniu dziecko i pewnie chce…

– Dziecko?! – mama zatrzymała się na środku chodnika i wbiła we mnie wściekłe spojrzenie.

Cofnęłam się, bo nie znałam jej takiej. Takiej… zawziętej i gniewnej.

– Masz na myśli dzieciaka, którego mój mąż zrobił jej kilkanaście lat temu i zapomniał mi o tym powiedzieć? Coś ci powiem: ja o tym dziecku nie słyszałam przez 14 lat i nie zamierzam słuchać teraz. Ojciec zrobił, co zrobił, i Bóg go będzie sądził, nie ja. Ale ja za jego błędy płacić nie będę! Więc jeśli jeszcze raz usłyszę o tym dziecku, to słowo daję, dostanę szału!

Co miałam powiedzieć? Że dziecko nie jest niczemu winne? Że nie można go karać za grzechy ojca? Ale z drugiej strony, czy można oczekiwać od zdradzanej żony, że będzie mieć ciepłe uczucia wobec nieślubnego dziecka swojego męża?

Mama z ostentacyjną obojętnością przekazała mi dokumenty, kluczyki do skody i pełnomocnictwo do jej sprzedaży.

– Sprzedaj ten samochód – powiedziała. – A pieniądze daj temu adwokatowi, niech przekaże je dalej.
Zwróciłam uwagę, że pomimo pozornego spokoju, wciąż wrze w niej na myśl o małej Antoninie. Nie była w stanie nawet wymienić jej imienia.

Stary samochód udało mi się sprzedać za żałosną kwotę tysiąca pięciuset złotych. Aż było mi głupio przekazywać te pieniądze przyrodniej siostrze w ramach spadku po naszym ojcu. Z drugiej strony, ja także niczego nie odziedziczyłam, ojciec nie był żadnym lordem. Jedyne, czym mogłyśmy się podzielić, to kasa za ten samochód i kilka kartonów rzeczy osobistych.

– To wszystko, co możemy zrobić dla córki ojca – powiedziałam mecenasowi.

– Szkoda – na moment stracił maskę chłodnego profesjonalisty. – Poznała ją pani? Przemiła dziewczynka, bardzo szkoda, że straci pieniądze na edukację.

Zabolały mnie te słowa

Tak jakbym ja była winna temu, że ojciec miał romans, a potem umarł na raka. Ale kiedy mecenas zadzwonił kilkanaście dni później z pytaniem, czy zgadzam się, aby przekazał mój numer telefonu przyrodniej siostrze, zgodziłam się. Może właśnie dlatego, że to pytanie „poznała ją pani?” nie chciało przestać mi dudnić w głowie.

Umówiłyśmy się w barze mlecznym, niedaleko jej szkoły. Przyszłam pierwsza i czekałam. Weszło tam kilka nastolatek, ale tę poznałam od razu. Nie, nie dlatego, że była podobna do ojca, ale ponieważ skojarzyłam ją z pogrzebu.

– Tak, byłam z mamą – potwierdziła, gdy ją o to zapytałam. – Ale stałyśmy z tyłu, mama nie chciała podchodzić do trumny.

Na początku rozmowa się nam nie kleiła. Tosia nie była w stanie mówić do mnie inaczej niż per „pani”, ja nie bardzo wiedziałam, o czym z nią rozmawiać.

– Często widywałaś się z tatą? – zapytałam w końcu.

– Raz na miesiąc – odpowiedziała. – Ale on nie przychodził do nas do domu! – zastrzegła, jakby się wystraszyła, że coś takiego pomyślę. – On i mama nie byli z sobą, od kiedy skończyłam dwa lata. Przychodził po mnie i gdzieś szliśmy razem.

Nie musiałam wiele pytać, by wspomnienia Tosi popłynęły szerokim strumieniem. Widać było, że tęskni za ojcem. Mówiła o tym, jak zabierał ją na grzyby i uczył, które są jadalne, a które trujące, o wycieczkach do muzeów i karmieniu kaczek w parku.

Z jej opowieści wyłaniał się obraz taty, którego bardzo kochała, ale rozumiała, że nie może go widywać częściej. Poruszyła mnie pokora, z jaką ta dziewczynka przyjmowała swój los, akceptowała swoją pozycję. Była przecież „tylko” nieślubnym dzieckiem, kimś, do kogo ojciec nie mógł się przyznać. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że można to zmienić. A przecież nie ma lepszych i gorszych dzieci, prawda?

– Edith Piaf? – zdziwiłam się, kiedy powiedziała, że ojciec kupował jej albumy pieśniarki na serwisach muzycznych.

– I co? Podoba ci się jej muzyka?

– Uwielbiam ją! Zobacz, mam tu wszystkie jej piosenki! – Wyciągnęła mp4 i pokazała mi jego zawartość. – Ipoda też mi kupił tata – dodała – żebym mogła zawsze słuchać muzyki. I czytnik książek. Co miesiąc mogłam pobierać trzy książki na jego konto i…

Nagle urwała i zapatrzyła się w okno. Zobaczyłam, że oczy jej się zaszkliły.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc zapytałam o te książki, które pobierała. Chciałam odwrócić jej uwagę, bałam się, że zacznie płakać.

– Czytam głównie fantastykę – pociągnęła nosem. – Ostatnio „Grę o tron”. Chciałam to obejrzeć, ale tata powiedział, żebym najpierw przeczytała, bo w serialu wycięli wiele wątków. Ale wiesz co? Nigdy tego nie obejrzałam. Lepiej jest czytać.

Zapytałam więc, co czyta teraz, i nagle się rozkleiła.

– Teraz już nic nie będę czytać… – zagryzła dolną wargę, próbując powstrzymać łzy. – To tata płacił za książki i piosenki… Za kurs francuskiego też. Mamy nie stać, ma tylko rentę…

Zamknęłam oczy. Po co ja tam poszłam? Co chciałam usłyszeć? Że moja siostra ma szczęśliwe życie, wszystko u niej w porządku i tylko trochę brakuje jej ojca? Chciałam się upewnić, że świetnie sobie radzi i jej życie to tak naprawdę nie moja sprawa? No to się przeliczyłam. I to straszliwie.

Pożegnałam się z Tosią, mówiąc jej, że może do mnie zawsze zadzwonić, gdyby miała ochotę. Siłą opanowałam chęć wciśnięcia jej w rękę kilku banknotów, żeby poczuć się lepiej. Nie chciałam mieszać jej w głowie. Byłam jej przyrodnią siostrą, a nie dobrą wróżką. Jeśli chciałam jej pomóc, to w inny sposób…

Przez kilka dni biłam się z myślami. Co zrobić z faktem, że mam czternastoletnią siostrę, która potrzebuje wsparcia finansowego? Wziąć za to odpowiedzialność? Wiedziałam, że tego właśnie chcę, ale nie wiedziałam, jak to zrobić, żeby nikogo nie urazić. Miałam się z nią spotykać i dawać jej gotówkę czy przelewać pieniądze na konto jej matki? Tosia, poza muzyką i książkami, potrzebowała także jedzenia, kosmetyków, ubrań, butów i innych rzeczy, na które niekoniecznie było stać jej mamę.

W końcu poszłam do tej kancelarii, która wcześniej ją reprezentowała i poprosiłam o radę. Ustalili spotkanie: ja, Tosia i jej mama. Chciałam się zobowiązać do pokrywania kosztów nauki języków obcych, zakupu książek i kieszonkowego Tosi, a ponadto przelewać jej mamie na konto określoną kwotę co miesiąc. Tyle, ile mogłam.

Jakoś kilka dni przed tym spotkaniem, niechcący wspomniałam mamie, że będę w tej kancelarii. Nie wiem, dlaczego, chyba po prostu dlatego, że nienawidzę kłamać bliskim.

– Co? A po co tam idziesz? – mama zrobiła się czujna. – Ta baba znowu czegoś chce? Co tym razem? Zegarek po ojcu jej się zamarzył? A może jego ulubiona filiżanka w spadku?!

Zrobiło mi się gorąco, bo zrozumiałam, że mama nigdy nie zaakceptuje mojego planu alimentowania przyrodniej siostry. Ale mimo to zebrałam się na odwagę i powiedziałam jej, co zamierzam.
Najpierw poczerwieniała, ale potem nagle się uspokoiła. Przeszyła mnie lodowatym spojrzeniem i oznajmiła, że nie chce dłużej tego słuchać. Przekaz był jasny: rób, co chcesz, to twoje pieniądze, ale nie oczekuj, że będę się z tego cieszyć.

Zrobiło mi się potwornie przykro

Przecież nie zrobiłam nic złego! Nie byłam ani trochę winna tej sytuacji, ja tylko chciałam pomóc! Chciałam, żeby mama mnie rozumiała, może nawet pochwaliła, ale zrozumiałam, że nic z tego nie będzie. Jeśli chciałam pomagać siostrze, to nie mogłam się za to spodziewać niczyjego podziwu, a wręcz narażałam swoje stosunki z własną matką… Życie naprawdę potrafi być cholernie niesprawiedliwe!

Jednak zrobiłam to, co zaplanowałam. Zarabiam wystarczająco, żeby utrzymać siebie, swojego chomika i przekazywać pieniądze mojej siostrze. Nie muszę tego robić, ale chcę. Nie spotykamy się często, czasami do siebie dzwonimy i gadamy o książkach albo serialach.

Tosia naprawdę lubi francuski, marzy o tym, by studiować na Sorbonie. Chodzi też na taniec jazzowy, na który sama ją namówiłam. Ostatnio zaprosiła mnie na swój występ. Popłakałam się, kiedy zobaczyłam ją na scenie. Po pierwsze dlatego, że tata nie mógł zobaczyć, jak pięknie tańczy jego młodsza córka. Po drugie… sama nie wiem dlaczego. Chyba dlatego, że jestem tak bardzo dumna z siostry. Żałuję tylko, że nie poznałam jej wcześniej.

Czytaj także:
„Mam 40 lat i męża, który jest nudny jak flaki z olejem. Ja pragnę ognia, przygody, szaleństwa!”
„Syn umawiał się z narkomanką i sam zaczął ćpać. Musiałam to przerwać. Wynajęłam chłopaka, żeby zniszczył ich związek"
„Mama była bita i poniżana przez swoich partnerów. Przez jedną z takich awantur spędziłam rok na pogotowiu opiekuńczym"

Redakcja poleca

REKLAMA