Tego dnia spieszyłam się, chciałam wcześniej wrócić do domu, a musiałam zrobić jeszcze zakupy. Teściowa zgodziła się zaopiekować Hanią i Zośką, ale nie chciałam żeby siedziała z nimi za długo. Ona jest wątłego zdrowia a dziewczynki są akurat przeziębione. Normalnie bym poprosiła moją mamę, ale ona też była przeziębiona. A mąż? Kamil był akurat w delegacji, także teściowa była jedyną nadzieją.
Kiedy zziajana z siatami wchodziłam do domu, mój telefon zaczął uparcie dzwonić. Spojrzałam na numer – nieznany, więc nawet nie oddzwoniłam. Ci, których telefonu bym się spodziewała, mają mój numer, więc to pewnie jakiś telemarketer.
Teściowa dziewczynki oporządziła, wybawiła i jeszcze zrobiła kolację. No złota kobieta.
Co ja bym bez niej zrobiła?
– Mamo! Nie musiałaś robić obiadu, przecież bym coś zrobiła na szybko – mówiłam z udawaną złością.
– Oj tam na szybko. Ja się nie nudziłam, a wy macie przynajmniej nasmażone kotlety na cały tydzień. A że się zmęczyłam? Będę lepiej spała – powiedziała z uśmiechem.
– To może jutro wpadniesz z tatą na ciasto? Wzięłam wolne od jutra, to upiekę sernik. Zjemy twoje kotlety, pogawędzimy? – kusiłam. Naprawdę ją lubiłam. Moi teściowie byli dla mnie naprawdę bliscy.
Teściowa zapewniła mnie, że wpadną jutro z teściem i poszła do siebie. Ja musiałam jeszcze wykąpać dziewczynki i położyć spać. I właśnie kiedy usypiałam starszą Zośkę, znowu zadzwonił telefon. Znowu ten sam numer.
Pomyślałam, że o 21 telemarketerzy nie dzwonią, więc oddzwoniłam. Bezskutecznie, bo nikt nie odebrał. Potem jeszcze pogadałam na kamerce trochę z mężem i położyłam się do łóżka. Musiałam zaplanować aż trzy wolne dni i weekend. W końcu wiadomo, że urlop matki Polki, to nie wakacje.
Dziewczynki ewidentnie czuły się lepiej następnego dnia, więc zaprowadziłam je do przedszkola. Kiedy wracałam, zaczęłam się zastanawiać, kto do mnie wydzwaniał. I właśnie w tym momencie zadzwonił. Odebrałam. Po drugiej stronie słyszałam oddech. „Chyba żarty ktoś sobie robi” – pomyślałam. I kiedy już chciałam odłożyć słuchawkę, ktoś zapytał:
– Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do Moniki J.?
Odnosiłam wrażenie, że skądś kojarzę ten głos. Zresztą, facet, który dzwonił, wymienił panieńskie nazwisko.
– Przy telefonie. A z kim mam przyjemność? – zapytałam już lekko zaniepokojona.
– Cześć, to ja, Michał – i wtedy go poznałam. Serce podeszło mi do gardła, najpierw się przestraszyłam, a potem czułam, jak narasta we mnie furia.
– Czego chcesz? – warknęłam. – Odczep się ode mnie – wrzasnęłam do słuchawki i się rozłączyłam.
Zalała mnie fala retrospekcji
Przez lata upychałam tego faceta na dnie pamięci. Musiałam przez niego chodzić na terapię, bo nie mogłam sobie poradzić z traumą. Przez tych pięć lat na pewno pomógł stanąć mi na nogi związek z Kamilem. A ten gnój teraz dzwoni, i burzy mój spokój. Ledwo poskładałam siebie do kupy, a ten znów chce żebym się rozpadła.
Dzwonił kolejny raz, ale nie odebrałam. Przed oczami migały mi sceny koszmaru sprzed lat. W Michale byłam zakochana do szaleństwa, przynajmniej tak wówczas sądziłam. Był starszy, wykształcony, przystojny i z dobrą pozycją zawodową i zwrócił uwagę na mnie – sprzedawczynię ubezpieczeń.
Owinął mnie sobie wokół palca, komplementował, zapewniał o swojej miłości. I ja upojona tym wszystkim, przespałam się z nim bez cienia najmniejszej wątpliwości. Przecież mieliśmy być razem do końca życia, kochaliśmy się.
Moje marzenia o cukierkowej przyszłości runęły wraz z informacją, że jestem w ciąży. Michał zachował się jak kawał łajzy. Był zły na mnie, że to się stało, i kazał radzić sobie samej, bo przecież jestem tylko jedną z wielu jego zabawek.
– Ty myślałaś, że ja się z tobą ożenię? – powiedział z pogardą w głosie. – Z kimś takim, jak ty, to można się co najwyżej zabawić.
Krzyczał na mnie wtedy, że chciałam go złapać na dziecko, i że jestem kretynką jeśli sądziłam, że mi się uda. No i zostałam sama ze złamanym sercem, brzuchem i strachem o przyszłość. Wiedziałam na pewno, że chcę urodzić. Dziecko nie jest winne tego, że jego ojciec to łachudra.
Co dalej?
Kiedy do mojego biura przyszedł Kamil, kuzyn mojego szefa, ja już miałam tak duży brzuch, że nie widziałam swoich stóp. No nie dało się ukryć, że jestem w ciąży. Akurat w firmie byłam sama, bo wszyscy załatwiali jakieś sprawy, łącznie z szefem.
Patrzył na mnie z taką czułością. Zapytał jak znoszę ciążę, czy jego kuzyn mnie oszczędza, czy nie powinnam odpoczywać. Wyjaśniłam mu, że potrzebuję tej pracy żeby odłożyć trochę pieniędzy. Nie mogłam liczyć na pomoc finansową rodziców, a z kolei ojciec dziecka, cóż, lepiej nie mówić.
– Jak można być takim palantem?! – zapytał autentycznie zdenerwowany.
Od tego dnia zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Kamil zapraszał mnie na spacery, herbatę, do kina. Był naprawdę uroczy. Aż któregoś dnia przyznał, że podobam mu się od zawsze, od pierwszej chwili, gdy mnie zobaczył kilka lat temu.
– Monika, nie wszyscy faceci to kanalie. Ja cię kocham, twoje dziecko też. Zostań moją żoną, stwórzmy razem dom. We trójkę.
Nie wiem, czy to przez hormony, wzruszenie, czy zwykłe szczęście, ale płakałam jak bóbr tego popołudnia. Czułam się przy Kamilu dobrze, bezpiecznie, po prostu jak w domu. Ale był jeden problem, nie byłam w nim zakochana. I musiałam być z nim szczera.
– Najmilsza, miłość to nie są porywy serca, wielkie uniesienia i szaleństwo. To należy do zakochania. A miłość to troska, zaufanie, czułość i lojalność. Zaufaj mi, proszę!
Nie wiem dlaczego, ale się zgodziłam. Kiedy tylko skończył się połóg po urodzeniu Zośki, stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Co ważne, Zosia nosi nazwisko Kamila, i też on widnieje w akcie urodzenia jako ojciec.
Kamil miał rację, byłam przy nim szalenie szczęśliwa. Na terapii uporałam się z traumą po Michale, i nauczyłam kochać mojego męża. W końcu oddałam mu serce w pełni. Był najcudowniejszym tatą i mężem.
Rok po ślubie okazało się, że znów jestem w ciąży. I tak na wiecie pojawiła się Hanka.
Kochał je tak samo
Bałam się, że Kamil będzie kochał Hanię bardziej, faworyzował ją. Momentami mam wrażenie, że jest wręcz przeciwnie.
A teraz Michał znowu wrócił jak bumerang do mojego życia. Bałam się, że zniszczy wszystko to, co budowałam przez ostatnie pięć lat. Nie miałam pojęcia po co wrócił i nie chciałam tego wiedzieć.
Nękał mnie telefonami. Kiedy blokowałam jeden numer, dzwonił z następnego. W końcu posunął się o krok dalej i pojawił się przed naszym domem. Zauważyłam go, kiedy krzątałam się po podwórku, kazałam dziewczynkom iść do piaskownicy.
– No proszę, proszę, wypiękniałaś – rzucił Michał i podszedł po furtki.
– Spieprzaj – wysyczałam.
– Starsza jest moja, prawda? – pytał jednocześnie patrząc na dziewczynki w piaskownicy.
– Nie! Obie są mojego męża – od razu zaprzeczyłam.
– Dobra, dobra już ja swoje wiem – zarechotał. – Może powinna wiedzieć, kto jest jej tatusiem? Bo wiesz, chwilowo niezbyt dobrze mi się układa finansowo, a podobno twój, pożal się boże, mężulek dobrze zarabia… – urwał i patrzył na mnie pytająco.
– Spieprzaj, bo psem cię poszczuję i wezwę policję! – krzyknęłam i odeszłam w stronę dziewczynek.
Kiedy Kamil wrócił z pracy wszystko mu opowiedziałam.
– Kochanie, nie płacz – mówił, głaszcząc mnie po włosach. – Przy mnie nic wam nie grozi.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
– Słuchaj, mam pomysł. Jutro z samego rana zadzwonisz do tego gnoja i powiesz mu, że jesteś gotowa z nim porozmawiać.
Widział, że oczy wychodzą mi z orbit z przerażenia, więc dodał. – Spokojnie, nie ty z nim będziesz gadać, tylko ja.
Ustaliliśmy, że umówię się z Michałem w takiej spelunie na wylotówce z miasta. Kumpel mojego męża, jeszcze z czasów szkolnych, prowadził do miejsce.
Zaskoczyliśmy go
Kiedy weszliśmy do knajpy, Michał nie krył zaskoczenia. Spodziewał się, że przyjdę sama. Zresztą w całym barze byliśmy tylko my, kumpel mojego męża i barman.
– Podobno szantażujesz moją żonę – wypalił bez ceregieli mój mąż.
– Oj tak od razu szantażujesz. Powiedzmy, że to lokata w zdrowie psychiczne waszego dziecka. Zosia, tak? Dalej będzie żyła w przekonaniu, że jesteś jej tatusiem. Dwadzieścia kawałków, to chyba nie jest wygórowana cena – rechotał.
– To ja jestem ojcem. I w dokumentach i w życiu. Więc możesz te swoje szantaże o kant dupy potłuc – wycedził Kamil.
– Taaak – przeciągnął Michał. – A to ty w ogóle możesz być tatusiem? Jesteś pewny, że to drugie jest twoje?
W tym momencie Kamil poderwał się zza stołu, chwycił Michała na poły kurtki i rzucił nim o podłogę.
Stałam jak wryta. Mój mąż kucnął teraz nad Michałem i powiedział lekko sapiąc:
– Wiem po co ci ten szmal, ale nie ze mną te numery. Chcesz sobie udawać wielkiego biznesmana przed córeczką pomidorowego potentata, proszę bardzo. Ale nie za moje pieniądze.
Michał leżał na podłodze i był chyba bardziej zaskoczony tym, co powiedział Kamil, niż tym, że leży na ziemi.
– Skąd… – próbował zapytać, ale Kamil się wtrącił.
– Ciekawe, co na to panna Aleksandra i jej bogaty tatuś, kiedy im powiem, że będą musieli płacić alimenty na twoje nieślubne dziecko. Ty przecież jesteś gołodupcem. Ale czekaj, jeśli będziesz chciał powiedzieć mojemu dziecku, że jest twoje, to przecież Monika też może zażądać rekompensaty za te wszystkie lata. Oj chyba twoja przyszła żona nie byłaby zachwycona – mówił mój mąż, a ja go nie poznawałam. Zachowywał się jak jakiś gangster z filmów!
Michał podniósł się w końcu z podłogi i rozmasowywał obolałą głowę.
– Odczep się od Oli! – krzyknął Michał.
– Niby czemu? Coś nam się chyba należy za te wszystkie lata. A już na pewno tej Oli i jej bogatemu tatusiowi należy się prawda, z kim mają do czynienia – mówił z szyderczym uśmiechem mój mąż.
– Wygrałeś. Tym razem. Ale jeszcze kiedyś mnie zobaczycie – wycedził Michał, po czym splunął pod nogi mojego męża i wyszedł.
Od tamtej chwili minęły cztery lata. Zośka już chodzi do szkoły i póki co mamy spokój. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego życia.
Czytaj także:
„W łóżku nie jestem kłodą, lubię pofiglować, ale mój mąż przesadza. Chyba chce ze mnie zrobić pannę lekkich obyczajów”
„Mój zięć traktował mnie jak popychadło. Zaczął się do mnie łasić, kiedy okazało się, że mam spory majątek”
„Jak co roku w pracy będą świąteczne upominki i bony. Wkurzam się, bo najwięcej dostają dzieciaci, to jest dyskryminacja”