„Miałam załatwić przyjaciółce faceta, a zachowałam się jak pies ogrodnika. Złamałam jej serce i ukradłam kandydata na męża”

Kobieta ukradła przyjaciółce chłopaka fot. Adobe Stock, Oleg Breslavtsev
„Byłam wściekła. Na samą siebie. Co to ma być? Znam faceta całe życie i traktuję go jak brata. I nagle co? Zauważam w nim mężczyznę, z którym mogłabym być? I dzieje się to właśnie wtedy, kiedy sama podsuwam go innej kobiecie, a on daje się złapać w sidła? Koncertowa idiotka!”.
/ 21.09.2022 21:30
Kobieta ukradła przyjaciółce chłopaka fot. Adobe Stock, Oleg Breslavtsev

Przez ponad osiem lat wysłuchiwałam relacji o małżeństwie, a potem rozwodzie mojej przyjaciółki Kasi. Najpierw się zachwycała, jakiego cudownego, męskiego i opiekuńczego faceta znalazła. Potem odkryła, że to  szowinistyczna świnia. A na końcu puścił ją w skarpetkach, kanalia jedna, zdrajca i potwór, diabeł wcielony.

Nie omieszkałam przypomnieć jej, że ostrzegałam ją przed Frankiem. Uprzedzałam, że ta jego męskość jeszcze kiedyś wylezie jej bokiem, bo to tyran i frustrat. Ostrzegałam ją, żeby dbała o własny interes, zabezpieczała się finansowo, bo nie może mu ufać. Nic sobie z tego nie robiła i jeszcze oburzała się, że udzielam jej kretyńskich rad i każę, by zachowywała się jak zdrajczyni.

Błagam, znajdź mi właściwego faceta

– Małżeństwo to nie wojna podjazdowa. Tu liczy się lojalność – mówiła.

– Małżeństwo z takimi facetami jak twój luby jest jak walka wywiadów. Trzeba mieć kilka wyjść awaryjnych i zabezpieczenia zabezpieczeń.

Ale Kasia wszystkie moje rady zbywała wzruszeniem ramion. A potem płakała, że zabrał jej nawet to, co sama wniosła do małżeństwa. Jednak najgorsze było to, że Kasia należy do kobiet, które nie mogą żyć bez faceta. Nie dlatego, że sobie materialnie nie poradzą, Kasia jest projektantką wnętrz i nieźle zarabia. Ale bez faceta ma wrażenie, że nie istnieje.

Tylko samiec u boku może wyciągnąć ją z nicości. Pod wpływem męskiego zainteresowania Kasia niemal rosła, piersi się jej powiększały, a kołyszące się biodra przesyłały podprogowy przekaz. Jej kreatywność też osiągała szczyty wydolności – najlepiej pracowała, gdy była zakochana. Tego dnia siedziałyśmy w moim mieszkaniu, a Kasia wyglądała jak siedem nieszczęść.

– Nie mam siły pracować. Nic mi nie przychodzi do głowy. Patrzę na to mieszkanie i nie mam bladego pojęcia, jak je urządzić. Przestałam wyczuwać klientów. To koniec. Umrę z głodu. Majka, błagam, znajdź mi faceta. Wiedziałaś, że Franek nie jest dla mnie. To znajdź mi właściwego. Tym razem cię posłucham! – obiecywała.

Moja matka zawsze mnie ostrzegała, że przyjaciołom nie pożycza się pieniędzy i nie szuka miłości, bo to najlepszy sposób, by ich stracić. Ale łatwo powiedzieć, trudniej odmówić, gdy ktoś patrzy na ciebie nieszczęśliwymi oczami lśniącymi od łez.  Obiecałam, że kogoś jej znajdę, choć nie gwarantuję marsza weselnego.

Zaczęłam się zastanawiać, czy znam kogoś, kto byłby dla niej dobry. I komu ona by przypasowała. Nie powiem, żebym rozumiała jej problem, bo sama jestem singielką z wyboru. Ale ludzie są różni, mają różne potrzeby i nie mnie ich oceniać. 

Przejrzałam notes z nazwiskami znajomych. Jeszcze dziesięć lat temu znalezienie porządnego, wolnego faceta nie byłoby trudne, ale teraz, kiedy dobijamy do czterdziestki, lepsze egzemplarze są zajęte. Zostały takie, których żadna normalna kobieta by nie zechciała. Tragedia. Podpytałam znajomych. Nikogo sensownego nie znali. A zdesperowana Kaśka dzwoniła codziennie: „Obiecałaś! Ja tu więdnę!”.

I wtedy pomyślałam o Olgierdzie

Olgierd i ja mamy swoją historię. Nasze rodziny przyjaźniły się jeszcze od studiów. Wszystkie wakacje spędzaliśmy razem, były wyjazdy za miasto, imieniny i urodziny. Naturalną koleją rzeczy rodzicom wpadło do głowy – prawdopodobnie wtedy, gdy ja zabrałam mu grzechotkę i walnęłam nią w jego różowy łeb, a on zaczął się śmiać jak bezzębny idiota – że będziemy idealną parą.

No i przez następne dwadzieścia lat trzymali się tego pomysłu. Najpierw kazali nam być przyjaciółmi, a potem wmawiali, że się kochamy i powinniśmy być parą. Niestety, starzy byli na bakier z psychologią. Inaczej wiedzieliby, że wychowując dzieci w taki sposób, sprawią, że one będą się traktować jak rodzeństwo.

Uwielbiałam Olgierda, bo był sensownym chłopakiem i świetnie się z nim dogadywałam, ale chemii między nami nie było. Po prostu się przyjaźniliśmy... Olgierd też był sam. Miał chyba za sobą dwa dłuższe związki, ale w końcu, kiedy otrzymywał ultimatum: „ja albo praca”, wybierał to drugie. Zupełnie tak jak ja. Zawsze po takich rozstaniach szliśmy się razem upić i wyszaleć na dyskotece.

Do Kaśki zdecydowanie nie pasował, nie znosił kobiet bluszczy ani takich, którym trzeba poświęcać więcej uwagi i je dopieszczać, ale to już problem Kaśki. Nie znali się – jakoś się nie złożyło. Gdybym ich sobie przedstawiła, spełniłabym obietnicę. A Olgierdowi, a raczej jego mieszkaniu, z pewnością przydałaby się kobieca ręka – jak miał nowy projekt, zapominał o jedzeniu, spaniu i prasowaniu.

– Potrzebujesz porządnego jedzenia – powiedziałam. – Zostałam zaproszona do przyjaciółki na obiad, chodź ze mną. Świetnie gotuje.

– Co to za przyjaciółka?

– Czy to ważne? Objesz się jak fretka, to ci mogę zagwarantować.

– Majka, znamy się od pieluch. Normalnie zamówiłabyś pizzę. Kto to?

Nie było rady, musiałam wszystko wyśpiewać

Co prawda nie znali się, ale przy paru okazjach wspomniałam mu o Kaśce. Miałam jedynie nadzieję, że nie zapamiętał zbyt wiele...

– Kaśka.

– Ta Kaśka, którą mąż tyran wyrolował, i która bez faceta żyć nie może?

Niestety, zapamiętał i świetnie podsumował całą sprawę. Inteligentny zawsze był, domyślny też. Jak czytał kryminały, szybko domyślał się, kto zabił.

– Ta sama.

– Szukasz dla niej frajera? – nie zamierzał ułatwić mi zadania.

– Obiecałam jej kogoś znaleźć, ale jest bryndza w departamencie sensownych facetów, za których mogłabym jako tako ręczyć. Tylko ty się mieścisz – przyparta do muru, postanowiłam postawić na szczerość. – A ona codziennie zamęcza mnie telefonami. A może ci się spodoba? To świetna dziewczyna, ma nogi do szyi i w ogóle wszystko na swoim miejscu. Poza tym potrzebujesz kogoś, kto ci przypomni o jedzeniu. No i to tylko obiad. Bądź człowiekiem. Uciekniesz, twoja wola, ale przynajmniej dotrzymam słowa.

Jak zwykle mnie nie zawiódł. Obiad udał się znakomicie. Kaśka była oczarowana, a Olgierd… czarował. W pewnym momencie poczułam się odstawiona na boczny tor. Ona tokowała, rozwijając swój pawi ogon, a on chłonął jej urok i podsycał go spojrzeniami, komplementami, no… szok. Nie mogłam dorwać się do głosu!

Wyszliśmy tuż przed północą, zaraz po tym, jak umówili się na obejrzenie wystawy sztuki użytkowej. Nie wiedziałam, że Olgierd zrobił kilka projektów dla Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Czego jeszcze o nim nie wiedziałam? Że potrafił uwodzić. Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem, jak zarzuca sieć na kobietę. Patrzyłam na niego jak się uśmiecha, jak uwodzi spojrzeniem, jego głos się obniżył, wibrował, aż ja poczułam dreszcz. Wyglądał jak ktoś nieznajomy, pełen tajemnic i zagadek.

Zachowałam się jak pies ogrodnika

Schodziliśmy ze schodów w milczeniu, ale nie całkowitym, bo Olgierd podśpiewywał sobie pod nosem.

– Co ci tak wesoło? – warknęłam.

– Miałaś świetny pomysł – powiedział radośnie, po przyjacielsku objął mnie ramieniem i na moment przytulił. – Kasia jest cudowna. A jej ragoût to istna ambrozja. I ma gust w urządzaniu mieszkania. Ciekaw jestem, co zrobiłaby z moim.

– Przecież nie chcesz żony i dzieci, a ona ma parcie na ołtarz – wyrwało mi się, zanim zdążyłam się zastanowić po co właściwie mówię takie rzeczy.

Wzruszył ramionami.

– Mam prawie czterdzieści lat. Sama powiedziałaś, że potrzebuję kogoś, kto przypomni mi o jedzeniu.

– Kasia to kobieta, która wymaga uwagi. To nie to samo co kot, który śpi szesnaście godzin.

– Hm.

– Co hm?

– Szczęście wymaga kompromisów i poświęceń. Tak sobie nawet ostatnio o tym myślałem…

– Nie chcę wiedzieć, co sobie myślałeś – puściłam się pędem ze schodów.

Byłam wściekła. Na samą siebie

Wypadłam na dwór i poszłam do swojego samochodu. Zanim Olgierd do mnie dobiegł, wsiadłam, odpaliłam silnik i odjechałam. Byłam wściekła. Na samą siebie. Co to ma być? Znam faceta całe życie i traktuję go jak brata. I nagle co? Zauważam w nim mężczyznę, z którym mogłabym być? I dzieje się to właśnie wtedy, kiedy sama podsuwam go innej kobiecie, a on daje się złapać w sidła? Koncertowa idiotka!

Przyjechałam pod dom, ale zamiast wyjść z auta, po prostu się poryczałam. Kiedy się uspokoiłam, wysiadłam. Dopiero wtedy dostrzegłam Olgierda. Opierał się o maskę samochodu.

– Co tu robisz? – spytałam zachrypniętym od łez głosem.

– Tak sobie pomyślałem – kontynuował, jakby nie było przerwy w naszej rozmowie – że wykazujesz wszelkie oznaki zazdrości...

Zanim zdążyłam się obruszyć, przyciągnął mnie do siebie.

– To mnie niespodziewanie ucieszyło, a ta radość dała mi do myślenia. Doszedłem do wniosku, że nasi starzy mieli rację, my naprawdę pasujemy do siebie. I ty też masz rację, kiedy mówisz, że nie wytrzymam z kobietą bluszczem, co nie zmienia faktu, że potrzebuję kogoś, kto przypomni mi o jedzeniu. Gotujesz okropnie, ale…

Pocałowałam go, żeby przestał wreszcie gadać. Od niemowlaka miał tendencję do kłapania dziobem. I pamiętam, że wtedy też, żeby się zamknął, dawałam mu buziaka. Jak to historia lubi się powtarzać.

Czytaj także:
„Sądziłam, że chłopak chce mnie uwiązać na smyczy, bo gorzej zarabiam. Nie chciałam mieć w domu sponsora, tylko kochanka”
„Jestem kochanką wykładowcy, więc załatwiłam koledze dopuszczenie do obrony. Mój facet nie wie, że zrobiłam to dla kasy…”
„Marek był kiepskim kochankiem, w dodatku miał żonę. Okłamał mnie, że utrzymuje ją, a ona go zdradza. Wszystko to było ściemą!"

Redakcja poleca

REKLAMA