„Ojciec bez skrupułów nas porzucił. Teraz twierdzi, że chce naprawić nasze relacje, ale wiem, że chodzi mu tylko o kasę”

Mój ojciec zawsze był bezduszny fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Nawet nie był świadomy, że mam dwójkę dzieci, w dodatku w wieku wczesnoszkolnym. Guzik go to obchodziło, bo, jak zwykle, interesował go tylko on sam. Postanowiłem jeszcze raz go sprawdzić. – Żartowałem, nie mam żadnych dzieci. – To świetnie! Dzieci wszystko komplikują. Gdybym był tego świadom za młodu, uniknąłbym wielu nieprzyjemnych chwil”.
/ 04.07.2023 21:30
Mój ojciec zawsze był bezduszny fot. Adobe Stock, Monkey Business

Wakacje wolałbym spędzać z rodziną, a nie z kimś, komu jestem obojętny. Powiedzmy sobie szczerze, jaka zmiana mogła zajść w moim ojcu tylko dlatego, że przekroczył sześćdziesiątkę? Wierzę, że poczuł się samotny i opuszczony, ale bynajmniej nie dzięki głębokim przemyśleniom – to tylko konsekwencja jego wcześniejszych decyzji. Tak bywa, gdy ktoś przez całe życie wybiera tylko to, co jest dla niego wygodne.

– Jedź – przekonywała mnie żona. – Nie wiadomo, ile czasu wam zostało… Kiedy umrze, będziesz żałował, że przynajmniej nie spróbowałeś naprawić waszych relacji.

Nie byłem przekonany, czy chcę jakichkolwiek relacji z człowiekiem, którego jedyną zasługą było spłodzenie mnie. No dobra, przez dziesięć lat, kiedy mieszkał z nami, łożył na moje utrzymanie.

Później było różnie

Matka wyszła z założenia, że stary ma dość przyzwoitości, by utrzymywać dziecko, wszak był wykładowcą filozofii na uniwersytecie i nauczał zasad moralnych, którymi powinien rządzić się człowiek. Jedna ze studentek ojca była nawet tak zafascynowana wykładami, że została jego kochanką. Odszedł od nas i założył z nią nową rodzinę, z którą zresztą też po pewnym czasie się rozstał. Studentce zostawił na pamiątkę sympatycznego dzieciaka.

Córkę, a moją przyrodnią siostrę. Po śmierci mamy tylko z nią utrzymywałem kontakt, inne krajowe więzi z czasem przeszły w niebyt. Od Małgośki właśnie dowiedziałem się, że stary był jeszcze przynajmniej w dwóch poważnych związkach i właściwie od tej pory przestałem traktować go poważnie. Uznałem, że coś jest nie tak z facetem.

Rodzinę założyłem we Francji. W Polsce bywałem sporadycznie. Nic mnie już z krajem nie łączyło.

– Jak to nic, Radek – dręczyła mnie przez telefon siostra. – Masz tu przecież mnie, masz ojca. Jest, jaki jest, nic nie poradzimy, ale to nasz stary!

Gosia wciąż miała jeszcze złudzenia. Może z nią ojciec utrzymywał bliższy kontakt, a może po prostu była idealistką, przeświadczoną, że każdy ma dobre strony i wystarczy umieć je znaleźć. Tylko że mnie już nie zależało na szukaniu pozytywnych cech ojca. Miałem swoje dzieci i starałem się być dla nich tym, czym stary nie był dla mnie. Właśnie dlatego tak trudno mi było zrezygnować z urodzin i wakacji w gronie najbliższych.

Nie lubisz mojej matki, do której jedziemy – przypominała żona.

– To nie tak – sprostowałem po raz nie wiadomo który. – To ona mnie nie lubi. Do tej pory ma żal, że wyszłaś za obcokrajowca. Dodajmy, biednego jak mysz kościelna.

– Tak, wiem – Nicole pocałowała mnie w czoło. – Taka już jest, nic na to nie poradzę. Najważniejsze są dzieci, a one uwielbiają wakacje u dziadków.

– Mali zdrajcy – mruknąłem. – Już się nie mogą doczekać prezentów.

– Jasne – zaśmiała się Nicole. – Po to są dziadkowie! Ty też powinieneś sprawić swemu ojcu niespodziankę i odwiedzić go.

Siostra też w kółko wydzwaniała z Polski, by się dowiedzieć, czy zmieniłem zdanie w kwestii przyjazdu.

– Słuchaj, tata chyba traci pamięć – ostrzegła. – Może to choroba, nie wiem. Licz się z tym, że za rok może cię w ogóle nie poznać, Radek.

– Skąd ty tak na bieżąco znasz stan jego zdrowia? – zainteresowałem się wreszcie.

Mieszka u mnie – zakomunikowała, jakby to było coś normalnego.

Facet na stare lata, jakby nigdy nic, zjeżdża do córki, którą kiedyś porzucił…

Co za chory układ!

Dziewczyna ma dwadzieścia parę lat i powinna się skupić na poszukiwaniu partnera, a nie odgrzewaniu ojcowskich uczuć. Najwyraźniej, oprócz dzieciństwa, stary zamierzał również spartolić jej dorosłe życie. Po cholerę ja im jeszcze byłem potrzebny?

– Nie rozumiesz – wyznała w końcu Gosia. – Chcę spędzić najbliższe tygodnie u swojego chłopaka, ale ojca wolałabym tam nie zabierać. On ma, poza tym, zupełnie inne plany, w które zamierza właśnie ciebie zaangażować.

Bardzo byłem ciekaw, do czego jestem staremu potrzebny.

– Chce odwiedzić znajomych mieszkających w różnych częściach kraju, a sam już boi się siadać za kierownicą na tak długich trasach – powiedziała. – Ja nie mam prawka, więc odpadam. Pozostajesz ty. Samochód jest sprawny i opłacony. Paliwo kupuje tata.

O dziwo, pomysł przypadł mi do gustu. Lubiłem podróże, a częsta zmiana miejsc i towarzystwa, mogła rozładować ewentualne napięcia między mną a ojcem. Zgodziłem się. Spróbuję uratować co się da z naszych relacji. Kiedy zapukałem do mieszkania Małgosi i drzwi otworzył mi starszy pan z siwą brodą, poczułem autentyczne wyrzuty sumienia. Oczywiście, nadal starał się wyglądać jak amant filmowy: apaszka, włosy związane w kucyk, dżinsy zamiast wyciągniętego dresu… Wszystko to jednak sprawiało żałosne wrażenie.

– Co słychać, Radek? – przywitał mnie, jakbyśmy się rozstali wczoraj. – Dzieciaki zdrowe? Co u nich nowego?

No proszę, przygotował się na spotkanie: wiedział, że ma wnuki. Postanowiłem sprawdzić głębię jego zainteresowania.

Natalia jest na studiach – wymyślałem na poczekaniu. – Wiktor, jak to Wiktor, siedzi przed ścianą i obgryza paznokcie, najmłodsza Anna za to ma szansę na udział w paraolimpiadzie. Super, nie?

– Super – przytakiwał z uśmiechem. – Moja krew. Też byłem dobrym sportowcem, chociaż książki przedkładałem ponad wszystko. Nie wiem, czy ci opowiadałem, co skłoniło mnie, by pójść na studia?

On nawet nie wie, ile mam dzieci?

Nawet nie słuchał bzdur, które tak pięknie dla niego wymyśliłem. Ba, nie był świadomy, że mam jedynie dwójkę dzieci, w dodatku w wieku wczesnoszkolnym. Guzik go to obchodziło, bo, jak zwykle, interesowała go tylko własna osoba.

– Żartowałem – przerwałem wywód ojca dotyczący studenckich czasów.

– Co? – spytał z nieprzytomnym wzrokiem.

No, z tymi dzieciakami żartowałem – uściśliłem i, nie wiedząc czemu, dodałem: – Nie mam żadnych dzieci.

– Zuch chłopak – klepnął mnie w plecy. – Dzieci wszystko komplikują. Gdybym był tego świadom za młodu, uniknąłbym wielu nieprzyjemnych chwil.

Cudowny człowiek – opowiada o kłopotach z dziećmi, waletując w mieszkaniu córki! Właściwie powinienem się był odwrócić, wsiąść w pierwszą lepszą taksówkę i pojechać na lotnisko. Nie zrobiłem tego głównie przez wzgląd na Małgosię. Kiedy mnie ujrzała, po prostu podbiegła i zarzuciła mi ręce za szyję.

Tak się cieszę, że cię widzę, braciszku! – powiedziała, całując mnie w policzek.

Zawsze traktowała mnie jak brata, a że miała żywiołowy charakter, natychmiast uzewnętrzniała uczucia i, w przeciwieństwie do mnie, nie miała z tym żadnego problemu. Sprawiła, że poczułem się jak w domu. Wypytywała o Nicole, o dzieciaki, o to, jak mi się żyje tak daleko od ojczyzny. Ojciec trochę się kręcił przy nas, udawał, że interesuje go rozmowa, ale po pewnym czasie, wymawiając się, że jest zmęczony i powinien odpocząć przed podróżą, położył się spać i mogliśmy bez skrępowania porozmawiać także o nim.

– Wykorzystuje cię – powiedziałem bez ogródek do siostry.

– Jest stary – Gosia rozłożyła ręce. – Przecież go nie wyrzucę na ulicę.

Czy miał skrupuły, kiedy nas opuszczał? – spytałem. – Nic mu nie jesteśmy winni.

– Oj, weź, jest naszym ojcem – przypomniała. – Naprawdę stara się naprawić, co spartolił, ale pamięć mu szwankuje i nie zawsze wychodzi jak powinno.

Pokręciłem głową pełen wątpliwości – czar ojca działał widocznie tylko na kobiety. Ja widziałem w nim tylko egoistycznego dupka i na razie nic się nie zapowiadało, bym miał zmienić zdanie.

– Ale zawieziesz staruszka na wczasy do tych znajomych? – upewniła się Małgosia.

– Jasne – powiedziałem – ale robię to bardziej dla ciebie, niż dla niego. Chcę, żebyś choć ty miała fajne wakacje. Pozdrów ode mnie swojego chłopaka.

Dzień później wyruszyliśmy samochodem ojca w trasę. Cel: Kotlina Jeleniogórska, ale w planach mieliśmy jeszcze postój u znajomych ojca w Poznaniu i we Wrocławiu. Przez całą drogę słuchałem opowieści o tym, jakim cudownym człowiekiem była moja matka, i jak trudnym krokiem było porzucenie jej.

– Byliśmy tacy młodzi i pełni ideałów – ojciec sam chyba wierzył w te bzdury, bo oczy zaszkliły mu się od łez. – Szalone głowy, nieuznające żadnych kompromisów. To twoja matka upierała się przy rozwodzie. Taka była: wszystko albo nic. Bezkompromisowa.

– Zdradzałeś ją ze swoją studentką, człowieku! – nie wytrzymałem.

– Nie musiało się to skończyć rozwodem – tatuś był uosobieniem spokoju. – Ale cóż, twoja matka wiedziała lepiej.

Stary cap kreował się na ofiarę, nie do wiary!

Spytałem go, czy to samo mówi Małgosi o jej matce.

– Rozstaliśmy się w zgodzie – odpowiedział – i przez cały czas mamy ze sobą świetny kontakt. Tylko chemii zabrakło.

Złoto, nie człowiek. Nie miałem sił, by drążyć temat i spytać, dlaczego, jeśli tak dobrze się dogadują, zdecydował się zamieszkać z córką, a nie matką. Jeżeli jakieś fakty kłóciły się lub zaprzeczały legendzie, którą tworzył na swój temat, to je zmieniał, albo, zasłaniając się kiepską pamięcią, pomijał. To nie była kwestia wieku czy choroby, jak podejrzewała naiwna Małgosia. On doskonale pamiętał tylko to, co chciał pamiętać. Moje spostrzeżenie znalazło potwierdzenie w Poznaniu, u znajomych ojca, podobno bardzo kulturalnych ludzi. Nawigacja przyprowadziła nas pod okazałą willę na przedmieściach. Na kamiennym słupku przy bramie dostrzegłem mosiężną tabliczkę z nazwiskiem, przed którym pysznił się naukowy tytuł. Według ojca gość był wziętym psychoterapeutą.

– Chyba zwariowałeś, przyjeżdżając tutaj! – przywitał tatę przy furtce zażywny jegomość. – Prawie rozbiłeś nasze małżeństwo i pakujesz się z przyjacielską wizytą?

– Co było, to było – uśmiechnął się ojciec. – Puśćmy w niepamięć dawne niesnaski. Więcej nas przecież łączy niż dzieli.

– Jesteś chory, człowieku, jeśli myślisz, że cię wpuszczę za próg – oświadczył kategorycznie gospodarz. – Nic nas nie łączy, zanotuj to sobie i wykreśl ten adres ze swojego kajeciku. Odejdź, zanim wezwę ochronę.

Tej nocy spaliśmy w hotelu

Ojciec nie był szczególnie wstrząśnięty „przyjacielskim” powitaniem, ale nie chciał o tym rozmawiać. Wyłgał się zmęczeniem i wcześniej położył do łóżka.

– Jedziemy od razu pod Śnieżkę – powiedział rano rześkim głosem. – Nie zatrzymujemy się już nigdzie.

Miałem nadzieję, że nasza wyprawa nie skończy się na podziwianiu Śnieżki z okien samochodu. Zakładałem, że będzie nietypowa, ale wolałbym ją spędzić w klimatyzowanym mieszkaniu, nawet u obcych ludzi, niż na dworze. Ojciec twierdził, że nie mam się czego obawiać, ale po przygodzie w Poznaniu nie ufałem jego zapewnieniom. Do domu wczasowego, faktycznie leżącego u podnóża masywu Śnieżki, dotarliśmy już po zmierzchu.

Umówiliście się w pensjonacie? – spytałem. – Nie przygotowałem się na taki wydatek – zaznaczyłerm.

– Basia jest właścicielką tego interesu – powiedział ojciec – więc nie panikuj. Wikt i opierunek mamy za darmo.

Faktycznie, przyjęła nas starsza, ale zadbana kobieta, którą recepcjonistka nazywała panią dyrektor. Przywitała nas nadzwyczaj ciepło.

– Ty jesteś Radek? – spytała, kiedy ojciec nas sobie przedstawiał. – Wyrosłeś na przystojnego mężczyznę, zupełnie jak twój tata. Widziałam cię, kiedy miałeś nie więcej jak trzy, cztery lata. Mieszkałam wtedy w tym samym mieście co wy. Potem wyszłam za mąż i przyjechaliśmy w to urocze miejsce, gdzie ugrzęzłam na dobre.

– No właśnie, Basieńko – wtrącił się ojciec. – Jak ty sobie dajesz radę sama? Przecież prowadzenie tak wielkiego pensjonatu to nie w kij dmuchał!

– Kiedy umarł Witek, myślałam, że faktycznie nie podołam, ale jakoś okrzepłam i trwam na posterunku.

– Jesteś niesamowita – ojciec ujął jej dłoń. – Zawsze mi imponowała twoja siła przebicia i witalność. Przez wzgląd na pamięć Witka nie wspomnę, że nie tylko tym mnie urzekłaś.

Pani Basia zatrzepotała rzęsami i oblała się pąsem jak niewinna dziewica. Nie do wiary, czy tylko ja dostrzegałem śmieszność „końskich zalotów” ojca? Zaczęli rozmawiać o starych dobrych czasach, o znajomych i muzyce, jakiej słuchali w czasach swojej młodości. Na stole pojawiło się wino, a pani Basia coraz rzadziej odrywała wzrok od oczu swego rozmówcy i coraz głośniej chichotała ze starych dowcipów, którymi raczył nas ojczulek.

Zaczynałem być zażenowany sytuacją

Wymawiając się zmęczeniem po całodziennej podróży, ulotniłem się do przygotowanego dla nas pokoju. Faktycznie musiałem być skonany, bo zasnąłem momentalnie. Rano obudziłem się z paskudnym poczuciem, że ojciec potraktował mnie jak wynajętego kierowcę. Gdy zszedłem na dół, okazało się, że ojciec i pani Basia jeszcze nawet nie wyleźli z pokoju... Może i Gośka da się ojcu wykorzystywać, ale ja na pewno nie! Dosyć tego. Zapakowałem swoje rzeczy do plecaka i poszedłem znaleźć najbliższy przystanek.

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA