Mama nie miała wyboru, musiała mnie utrzymać samodzielnie. Harowała jak wół, bo o ojcu słuch zaginął i nawet nie było jak ściągnąć z niego alimentów.
Gdy dorosłam, podświadomie kierowałam się swoimi doświadczeniami przy wyborze mężczyzn, w których się zakochiwałam. Stawiałam na tych troskliwych, uprzejmych i dobrze ubranych, bo to świadczyło o zasobności ich portfela. Chciałam, żeby moje dziecko nie musiało wybierać pomiędzy życiem w dostatku a obecnością mamy w jego życiu.
Gdy poznałam Artura, zadurzyłam się od pierwszego wejrzenia. Byłam wtedy kasjerką w banku, a on był tzw. klientem premium. Mój zawód był chyba jednym z nielicznych, który przy spotkaniu pozwalał od razu na dogłębne zapoznanie się z sytuacją finansową poznanego mężczyzny. Kwoty na jego koncie przyprawiły mnie o zawrót głowy. Przy tym był także bardzo szarmancki, kulturalny i zabawny.
Na szczęście, specyfika jego zawodu pozwalała mu na częste wizyty w moim banku, więc mieliśmy okazję regularnie gawędzić przy załatwianiu spraw. „A może wpada, bo chce mnie zobaczyć?”, robiłam sobie nadzieje.
Któregoś razu postanowiłam, że musimy przejść do konkretów. Zaprosiłam Artura na randkę. Zgodził się bez wahania, bo seksualne napięcie w naszej relacji wisiało już w powietrzu od dłuższego czasu. Mimo że randka była moją inicjatywą, Artur postanowił przejąć pałeczkę i zorganizować całe spotkanie.
Zaprosił mnie do luksusowego hotelu z restauracją
Nie poczułam się tym urażona, bo miałam ogromną ochotę na noc z nim. Zjedliśmy wspaniałą, kosztowną kolację z szampanem, a później kochaliśmy się w eleganckim pokoju hotelowym. Na stoliku czekał bukiet róż i kolejna butelka drogiego szampana. To, dlaczego zostałam zaproszona do hotelu, a nie do domu, nie wzbudziło moich podejrzeń. A powinno.
Podobne randki zdarzyły się jeszcze kilkukrotnie, a na każą z nich, czekałam z coraz większą niecierpliwością. Raz nawet zostałam zaproszona na weekendowy wyjazd do wytwornego dworku pod miastem.
Byłam tak zachwycona królewskim traktowaniem, które serwował mi Artur, że zupełnie nie zwracałam uwagi na czerwone flagi. Tłumaczyłam sobie, że pieniądze, które na mnie wydaje to przejaw jego zaangażowania i romantyzmu. Ciągle powtarzał mi, że zasługuję tylko na to, co najlepsze.
Którejś nocy wyznaliśmy sobie miłość, sypialiśmy ze sobą, pisaliśmy, a ja… nadal nie byłam w domu ukochanego. Gdy pytałam o jego mieszkanie, odpowiadał beznamiętnie, że to dla niego tylko sypialnia, bo większość czasu spędza w pracy. Nie jest urządzone ani przytulne, więc nie chce mnie tam zapraszać. Woli podarować mi wizytę w naprawdę pięknym, romantycznym miejscu. Kupowałam te wymówki. Do czasu.
Dwa miesiące później okazało się, że jestem w ciąży. Byłam nieco zaskoczona, ale i szczęśliwa. Moja pewność co do uczuć Artura była niezachwiana. Niestety, podzielenie się z ukochanym informacją, że zostanie ojcem, należy do najgorszych wspomnień w moim życiu.
— Kochanie, jestem w ciąży! — zaszczebiotałam przez słuchawkę Arturowi, gdy tylko odebrał mój telefon.
— Co takiego? — zapytał mój zupełnie wytrącony z równowagi partner.
— Będziemy mieli dziecko! — wykrzyczałam mu radośnie.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, która nie zwiastowała niczego dobrego.
— Artur, nie cieszysz się? — zapytałam smutno, licząc, że milczenie to tylko oznaka zaskoczenia.
— Spotkajmy się za godzinę u ciebie w pracy — zaordynował Artur i odłożył słuchawkę.
Byłam roztrzęsiona
Nie tego się po nim spodziewałam. Myślałam, że będzie tak samo szczęśliwy jak ja. Przecież miał zostać ojcem dziecka kobiety, którą kocha! Myślałam, że rozpłacze się z radości i powie, że nauczy syna jak budować z klocków, a córce zawiesi nad łóżeczkiem baldachim. Myślałam, że zaczniemy wymyślać imiona i wybierać kolory mebli do pokoiku dziecięcego. Nie miałam pojęcia, co się właśnie stało i dlaczego mój mężczyzna zareagował w taki sposób. Niestety, wkrótce miałam się tego dowiedzieć.
— Ula, ja mam żonę — powiedział sucho Artur, gdy tylko usiadł na krześle naprzeciwko mojego stanowiska pracy.
— Ale jak to? Jaką żonę? — zapytałam głupio, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.
Miałam wrażenie, że te słowa zupełnie do mnie nie docierały. Nie rozumiałam ich znaczenia.
— Jestem żonaty. Przepraszam, że dowiadujesz się w ten sposób, ale ja… nie wiązałem z naszą relacją żadnych poważnych planów. Myślałem, że o tym wiesz i że się w tym zgadzamy — warknął niespodziewanie wrogo.
— A skąd niby miałam o tym wiedzieć? — zaszlochałam, nie panując nad emocjami.
— Przecież zawsze zapraszałem cię do hotelu! Nigdy do domu. Nie pomyślałaś o tym?
— Ale też nigdy wprost nie powiedziałeś, że… jesteś żonaty. Skąd miałam wiedzieć? Zwyczajnie mnie okłamałeś! — zaczęłam podnosić głos, gdy po twarzy ściekły mi pierwsze łzy.
— Ula, nie rób dramy w pracy. Słuchaj, nie zostawię cię z tym… — gdy Artur wypowiedział te słowa, chwilowo odzyskałam nadzieję. — Jeśli chcesz urodzić to dziecko, zapłacę ci za całą opiekę medyczną podczas ciąży. Będę przelewał solidne kwoty na utrzymanie ciebie i dziecka, aż nie skończy osiemnastu lat. Dostaniesz dziesięć tysięcy miesięcznie, to wystarczy na wszystkie, nawet te większe potrzeby. Jest tylko jeden warunek: znikacie z mojego życia, a moja żona nigdy się o tym nie dowie.
Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie ciężkim narzędziem w głowę.
— Artur, ale… Co z nami? Przecież mówiłeś, że mnie kochasz… — wystękałam przez łzy.
— Ula, obudź się. Życie to nie bajka. Przykro mi, ale to najlepsze, co mogę ci zaproponować. Możesz oczywiście rozbić moje małżeństwo i sądzić się o alimenty, ale wtedy zadbam o to, żebyś dostała najniższe, jakie tylko się da — zagroził mi.
Długo analizowałam propozycję Artura, ale w końcu ją przyjęłam. Gdy już otrząsnęłam się z bólu po złamanym sercu, zaczęłam myśleć wyłącznie o przyszłości swojego dziecka. Wiedziałam jedno: nie chcę, żeby podzieliło mój los. Nie będzie miało ojca, trudno, to niech przynajmniej ma godne życie.
Amelka urodziła się zdrowa, w terminie
Artur był oczywiście nieobecny przy porodzie. Wysłał mi tylko maila o treści: „Gratulacje. Przesyłam ci obiecane pieniądze i bonus na wyprawkę”. Żeby nie narazić się urzędowi skarbowemu i zatrzeć ślady naszego układu, Artur zostawiał mi pieniądze w kopercie w skrzynce pocztowej. Maile wysyłał z jakiegoś dziwnego adresu, na pewno nieoficjalnego.
Faktycznie, pieniądze od byłego kochanka były dla mnie jak manna z nieba. Z pensji kasjerki w banku nigdy nie byłabym w stanie pozwolić sobie na solidną wyprawkę i dostosowanie mojego mieszkanka do potrzeb dziecka. Na pewno nie byłoby też mnie stać na prywatną opiekę medyczną i komfortowy poród w prywatnym szpitalu.
Nie miałam skrupułów, żeby wysyłać Arturowi coraz to wyższe rachunki od lekarzy. Wiedziałam, że utrzymanie małżeństwa jest dla niego ważniejsze niż dodatkowe kilkanaście tysięcy złotych, chociaż nie rozumiałam logiki, którą się kierował. „Gdyby naprawdę kochał żonę, to by jej nie zdradzał”, myślałam z przekąsem. Wywiązywał się jednak ze swojej obietnicy.
Dziś Amelka ma już osiem lat, a jej ojciec nadal przesyła nam pieniądze. Dzięki temu mogę pokazać córce kawałek świata, podarować piękny prezent, a przy okazji nie spędzać całego wolnego czasu pracując na dwa etaty.
Nie zmienia to faktu, że czasem jest mi przykro, że córeczka nigdy nie pozna swojego taty. Zaczyna już o niego pytać, a ja mówię jej, że umarł, kiedy była bardzo malutka. Nie wiem, czy to dobra droga, ale na inną nie wpadłam. Lepiej przeżyć żałobę po kochającym ojcu niż całe życie żyć w cieniu obojętnego drania.
Czytaj także:
„Rodzina chciała mnie wykolegować z interesu, a potem błagała o wybaczenie. Teraz zamiast zięcia mają wzdęcia”
„Ojciec wyrzucił 6-letniego mnie i mamę z domu. Alimentów nie płacił, zostawił ją zupełnie samą, a teraz chce się kumplować?”
„Mąż zostawił mnie i córkę dla jakiejś dziuni. Dzięki jego dużym alimentom przynajmniej nie muszę chodzić do pracy”