„Odwołałam ślub, bo na własnym wieczorze panieńskim poznałam miłość swojego życia. Jedno serce złamałam, by inne rozpalić”

wieczór panieński fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„– Nie o faceta tutaj chodzi – pokręciłam głową. – Nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia, gdybym nie czuła, że związek z Januszem jest taki letni – stwierdziłam z namysłem”.
/ 23.08.2023 08:45
wieczór panieński fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Wieczór panieński, który zorganizowały dla mnie przyjaciółki, przypominał tor przeszkód. Na wstępie dostałam od nich „listę zadań”. Potem zawiozły mnie do knajpy i zmusiły do wypicia supermocnego drinka. Brrr! Na szczęście litościwy barman przygotował mi malutką porcję tego wynalazku, dzięki czemu z lokalu wyszłam o własnych siłach.

Musiałam pokonać nieśmiałość

Następnym zadaniem było wproszenie się na cudze wesele i taniec z panem młodym. Rozluźniona krążącymi w żyłach procentami wykonałam je koncertowo! Niestety, gorzej zapowiadał się kolejny pomysł dziewczyn. W najlepszym pubie w mieście miałam pocałować nieznajomego mężczyznę. Co gorsza tego, którego wskażą mi te wariatki. 

– Chciałyśmy, abyś posmakowała po raz ostatni wszystkiego, co w małżeństwie zakazane! – stwierdziły, pojąc mnie szampanem, który miał dodać mi odwagi.

Z natury jestem bowiem koszmarnie nieśmiała i raczej przewidywalna. Jakiekolwiek szaleństwo zdecydowanie nie leży w moim charakterze.

Mogę wybrać kandydata sama? – zapytałam, udając, że w ogóle mnie to nie rusza.

– Nie!!! – odkrzyknęły chórem.

– Bo ty sobie zaraz wypatrzysz jakiegoś nobliwego staruszka! – argumentowała Ola, po czym wszystkie cztery ruszyły w rajd po zatłoczonym pubie w poszukiwaniu mojej ofiary.

– Ten! – zawyrokowały w końcu zgodnie, wskazując palcami w stronę baru.

Spojrzałam w tamtym kierunku. W grupie chłopaków jeden szczególnie się wyróżniał. Wysoki i postawny, śmiał się głośno, odrzucając do tyłu głowę. Miał zabawną, nastroszoną fryzurę, niebieskie oczy i wydatny nos. Wykrzykiwał coś po angielsku.

Ależ to jakiś Angol!  – wykrzyknęłam.

– A co? Wolałabyś Francuza? – zapytała Ewelina, popychając mnie do przodu.

– No tak, miłość francuska jej w głowie! – podchwyciła reszta.

– No dobra, idę do niego ! – zadecydowałam i ruszyłam dziarsko.

On był naprawdę przystojny

Kiedy byłam kilka kroków od baru, chłopak zamilkł i zaczął się we mnie wpatrywać. „Chyba wcale nie jest taki młody, jak myślałam” – przebiegło mi przez głowę. Jego przystojną twarz znaczyła jednak siateczka drobnych zmarszczek.

– Przepraszam, czy mogę cię o coś poprosić? – zaczęłam po angielsku, usiłując mu wyjaśnić, co chcę zrobić i dlaczego.

– Oh, hen party! Wieczór panieński! – ucieszył się, kiedy wreszcie zrozumiał. – Ty jesteś panną młodą?

Przytaknęłam.

– W takim razie jestem do twojej dyspozycji – oświadczył mężczyzna z uśmiechem.

Podeszłam bliżej i stanęłam tuż przy nim. Był dużo wyższy, więc pochylił się lekko, lecz i tak musiałam wspiąć się na palce. Nie miałam zamiaru całować go namiętnie, chciałam tylko musnąć ustami jego usta, ale… Nagle zachwiałam się na swoich wysokich obcasach i poleciałam na Anglika całym ciężarem ciała, opierając się o jego klatkę piersiową. Moje usta wylądowały na jego, przyciskając się do nich mocno. Poczułam, że są miękkie i ciepłe. I mają smak korzennego piwa i orientalnych przypraw. Były, hmm, bardzo smaczne.

– Przepraszam – wymamrotałam w końcu, odrywając się od faceta.

– Nic nie szkodzi. To było bardzo przyjemne – odparł zupełnie poważnie, podczas gdy jego koledzy wiwatowali i klaskali na równi z moimi przyjaciółkami.

Nie mogłam o nim zapomnieć

Pożegnałyśmy się i pobiegłyśmy dalej, żebym mogła wykonać kolejne przedślubne zadania. Ale smak ust tego Anglika towarzyszył mi już przez cały wieczór. Następnego dnia także nie mogłam o nim zapomnieć. Wciąż wspominałam dotyk jego dłoni na moich nagich ramionach, kiedy próbował mnie ratować przed upadkiem. 
Tymczasem mój narzeczony Janusz nie miał pojęcia, jakie targają mną uczucia. Nawet do głowy by mu nie przyszło to, o czym właśnie myślałam. Żeby przełożyć ślub…

– Z powodu obcego faceta? – Ewelina, moja najbliższa przyjaciółka, była w szoku.

– Nie o faceta tutaj chodzi – pokręciłam głową. – Nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia, gdybym nie czuła, że związek z Januszem jest taki letni – stwierdziłam z namysłem.

– Ależ doskonale do siebie pasujecie! – zaprzeczyła Ewelina. – Jesteście tacy podobni!

Chciałam odrobiny szaleństwa

Wszyscy tak twierdzili. Kiedyś uważałam to za komplement, a teraz zaczynało mnie to coraz bardziej przerażać.

„Naprawdę jestem taka przewidywalna? Bez polotu jak Janusz?” – zastanawiałam się. Jego życie było takie poukładane. Podejmował tylko racjonalne decyzje, jak na przykład ta o ślubie ze mną.

– No bo po co mamy płacić za dwa mieszkania i za dwa samochody, skoro i tak najczęściej mieszkamy razem i wspólnie jeździmy do pracy? – stwierdził, zanim kupił mi zaręczynowy pierścionek. Oczywiście z przepisowym brylantem.

Uważałam wtedy, że ma rację. Zresztą oboje byliśmy po trzydziestce – w wieku, gdy trzeba pomyśleć o stabilizacji, o dzieciach. Ale po ostatnich wydarzeniach już nie byłam taka pewna swojej decyzji. Tymczasem do ślubu zostały zaledwie dwa tygodnie. Wszystko było zaplanowane, opłacone z góry, goście zaproszeni, a ja zamiast się cieszyć, czułam się tak, jakby na mojej szyi zaciskała się jakaś pętla. Wiedziałam jednak, że sama nie zdobędę się na ucieczkę, zbyt przerażona ewentualną reakcją Janusza, rodziny i przyjaciół. 

Potrzebowałam jakiegoś bodźca, znaku z nieba. I w końcu go dostałam! W postaci wielkiego na pół strony ogłoszenia w najbardziej poczytnej z lokalnych gazet:

„Szukam panny młodej, która w sobotni wieczór pocałowała mnie w pubie na rynku w Krakowie. Twój pocałunek zmienił moje życie, odezwij się, mój telefon:… Andrew”.

Pokazała mi je Ewelina. Oblała mnie fala gorąca. To nie mógł być przypadek, ogłoszenie skierowane było właśnie do mnie. Czułam to! Chciałam tego! Wiedziałam, że muszę zadzwonić i… zrobiłam to. Potem było spotkanie i upewnienie się, że jesteśmy z Andrew sobie przeznaczeni.

Odwołałam więc ślub, dzwoniąc do wszystkich gości i przepraszając każdego z osobna. Janusz powiedział mi tylko tyle, że czuje się mną rozczarowany. To niewiele jak na człowieka, z którym miałam spędzić całe życie, więc te słowa jeszcze bardziej utwierdziły mnie w tym, że robię dobrze.

I tak dwa tygodnie po tym, jak po raz pierwszy pocałowałam Andrew, w sobotnie popołudnie, zamiast brać ślub w jednym z krakowskich kościołów, siedziałam w samolocie do Anglii obok miłości mojego życia. Bezgranicznie szczęśliwa.

Czytaj także: „Moi faceci zamiast za mną, oglądali się za moją matką. Nie sądziłam, że stanie się rywalką bez skrupułów”
„Mogę przetrwać tydzień bez żony, ale nie wytrzymam sam na sam z córką. To mała złośnica, która mi nie ufa”
„Rodzice wykluczyli mnie z rodziny, bo chciałam żyć po swojemu. Moje dziecko nigdy nie zazna miłości babci i dziadka”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA