„Odnalazłam ją, by spojrzeć jej w twarz. Moja biologiczna matka była gnidą i oddała nie tylko mnie”

Kobieta poznała biologiczną matkę fot. Adobe Stock
„– Matka, ty znowu swoje! – wkurzył się brat. – Jak się napije, czasem gada o Baśce. Była z nią dłużej niż z tobą, to i lepiej pamięta – wyjaśnił. Wybiegłam na podwórko. Ominęłam żuli zgromadzonych pod trzepakiem i uciekłam. Nawet nie płakałam”.
/ 26.03.2021 10:58
Kobieta poznała biologiczną matkę fot. Adobe Stock

Dyrektorka bidula miała rację – to było jak ospa wietrzna, po prostu musiałam przez to przejść. Niezależnie od efektu.

Odrapane drzwi parterowego mieszkania otworzyły się powoli. Kobieta najpierw czujnie zlustrowała otoczenie, jakby nie spodziewała się niczego dobrego. Obejrzała mnie od stóp do głów i otworzyła szerzej. 

– Pani do kogo? – spytała. Poczułam zapach przetrawionego alkoholu i brudnej meliny, jaką zapewne było to mieszkanie. Nie cofnęłam się jednak, chociaż naszła mnie taka pokusa. Szkoda, że tego nie zrobiłam. O ileż wszystko byłoby łatwiejsze.

– Szukam Sabiny K. – powiedziałam.

– Bo co? – przejawiła czujność kobieta. – Co pani do niej ma?

Zastanowiłam się. Nie wiedziałam, z kim mam do czynienia…

– Wiadomość, mam wiadomość – wymyśliłam na poczekaniu.

– Mogę przekazać – kobieta spojrzała chytrze. – Pani da parę złotych.

Już chciałam otworzyć torebkę, ale kątem oka zobaczyłam, że rozmowa wzbudziła zainteresowanie mieszkańców zaniedbanej kamienicy. Kilku wyrośniętych młodzieńców nie spuszczało ze mnie wzroku. I z mojej torebki. Miałam dość. 

Jeżeli tu nie mieszka Sabina K., to przepraszam. Pomyliłam się. Spod trzepaka dobiegł mnie rechot. Młodzieńcy bawili się wyśmienicie.

– Sabina! Zaproś laskę do środka, takie ładne u nas nie bywają! Stałam jak sparaliżowana. To była ona, wyśniona biedna mamusia, która musiała oddać mnie do sierocińca, żeby zapewnić sobie łyżkę strawy.

W mojej bajce pękło jej serce

Śniłam, że poświęciła się, oddając mnie z miłości. Żebym miała lepiej niż ona. Melodramatyczny scenariusz napisałam w głowie krótko po tym, jak rodzice powiedzieli mi, najdelikatniej jak można, że jestem adoptowana. Miałam już 15 lat, ale przyjęłam tę nowinę najpierw z niedowierzaniem, potem z rozpaczą. Ziemia usunęła mi się spod stóp.

Niezależnie od wieku potrzebujemy korzeni, świadomości, kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Dzieci porzucone zadają pytanie: „Dlaczego mnie nie chciała? Nie kochała?”, czują się gorsze, bo odtrąciła je własna matka. Tak było ze mną. Wychowali mnie kochający rodzice, dając mi dużo wsparcia i miłości. To jednak nie wystarczyło. Chciałam odnaleźć biologiczną matkę, spojrzeć jej w oczy i zapytać, dlaczego mnie nie chciała. Rodzice byli tym przerażeni, ale nie odmówili mi pomocy. Nie obchodzi mnie, co pani myśli. Chcę ją znaleźć

– Dokumenty adopcyjne są tajne, nie dowiemy się niczego – tata miał poważny głos. – Poszukiwania możesz rozpocząć, kiedy będziesz pełnoletnia. Zastanów się tylko, czy tego na pewno chcesz. Na końcu drogi może cię spotkać rozczarowanie.

Miałam 15 lat i zamęt w głowie. Wymyśliłam bajkę o dobrej,  kochającej mamie, z którą rozdzielił mnie zły los… Nie obchodziło mnie, że jestem niesprawiedliwa dla rodziców, których do tej pory uważałam za centrum wszechświata. Kłóciłam się z nimi, wygłupiałam i zawsze sądziłam, że ich miłość do mnie jest niewzruszona jak skała. Teraz nie byłam już tego taka pewna. Zaraz po otrzymaniu dowodu osobistego zaczęłam nalegać na wizytę w domu dziecka, z którego mnie adoptowano. To było na drugim końcu Polski.

Tata pojechał ze mną, chociaż nie ukrywał, że według niego poszukiwanie rodziny to zła decyzja. Budynek bidula prezentował się okazale. Niedawno odnowiony, nie wyglądał na smutne miejsce. Jasne, czyste korytarze, kolorowe pokoje wychowanków i wszechobecny gwar. Szliśmy w kierunku gabinetu dyrektorki.

Tata trzymał mnie za rękę, było mi to bardzo potrzebne, bo serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Za chwilę dowiem się, kim jestem!

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – dyrektorka sondowała mnie znad okularów. – Wybacz, dziecko, że pytam, ale widziałam już tyle dramatów. Trzeba pamiętać o jednym. U nas są dzieci, które znalazły się tu nie bez przyczyny.

Na ogół zostały porzucone, chociaż matka czy ojciec latami deklarują, że „utrzymują z nimi kontakt”. Wiesz, co to znaczy? Jedna wizyta na rok lub kartka na święta. Tyle wystarczy, by sąd nie mógł odebrać władzy rodzicielskiej. A dzieci czekają, łudzą się, że rodzice po nich wrócą, że są tu tylko na chwilę. Ty miałaś szczęście. Spędziłaś w domu dziecka kilka pierwszych miesięcy życia i otrzymałaś szansę na dom. Zastanów się, czy chcesz gonić za czymś, czego pewnie nie znajdziesz.

– Sama się o tym przekonam – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Chcę zobaczyć matkę. Tata siedzący na krześle obok poruszył się niespokojnie, dyrektorka spojrzała na niego ze współczuciem.

To jest jak ospa wietrzna, trzeba przez to przejść – rzuciła w przestrzeń. – Niestety, nie mogę ci pomóc, dziecko. W twoich dokumentach dane biologicznych rodziców zostały zatarte. Robi się tak w przypadku adopcji dziecka dla zabezpieczenia obu stron przed przyszłymi roszczeniami. Musisz skierować sprawę do sądu rodzinnego z prośbą o udostępnienie akt. W ten sposób dowiesz się, jaki adres podała twoja matka. To było 18 lat temu, więc nie oczekuj, że dane są aktualne. Ale lepsze to niż nic.

Mam nadzieję, że jej też się tak poszczęściło

Byłam zawiedziona. Myślałam, że za chwilę rozwikłam tajemnicę, a okazało się, że przede mną długa droga. Postanowiłam jednak, że cokolwiek się stanie, ja ją przejdę; bardzo chciałam odnaleźć prawdziwą rodzinę. Pół roku później trzymałam w ręce dokument pozbawiający praw rodzicielskich Sabinę K., zamieszkałą… Zdobyłam adres matki! Mieszkała 300 kilometrów ode mnie, w przemysłowym mieście na południu kraju. Nie miałam odwagi tam pojechać. No bo co mogłabym powiedzieć kobiecie, która mnie urodziła? Jednak kilka miesięcy później zebrałam się w sobie i spakowałam małą walizkę.

– Chcę to zrobić sama – odrzuciłam propozycję taty, który zaproponował, że wybierze się ze mną. Mama płakała, kiedy wychodziłam z domu. Wiedziałam, że się o mnie boją, ale byłam zdecydowana. Przecież tyle lat na to czekałam!

Sabina usunęła się z drogi, robiąc mi miejsce. Weszłam do ciemnego korytarza. Dalej był pokój, który można by nazwać zagraconym, gdyby nie to, że prawie nie było w nim mebli, za to wszędzie walało się mnóstwo śmieci. Stanęłam bezradnie na środku. Trzasnęły drzwi, ktoś wszedł do mieszkania. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w nieokreślonym wieku obejrzał mnie od stóp do głów.

– Prawdę chłopaki mówili – rzucił na stół reklamówkę z piwem. – Prawdziwa laska nas odwiedziła. Chciałam uciekać, ale coś mnie zatrzymało. Sabina, moja matka, wyglądała tak bezbronnie przy tym osiłku…

– Proszę – podałam jej dokumenty z sądu; mężczyzna przejął je w locie.

– Ja cię… – zmełł w ustach przekleństwo. – Matka, patrz, co ona przyniosła – podsunął Sabinie papier.

– Zostałam adoptowana – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.

Chciałam to już mieć za sobą. Nie tak wyobrażałam sobie powitanie z odnalezioną mamą. Sabina nie ruszyła się z miejsca. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji poza lekkim zaciekawieniem. Równie dobrze mogłabym nie istnieć. Czego się spodziewałam? Nie szukała mnie przez osiemnaście lat, teraz też najwyraźniej nie byłam jej potrzebna.

– Czego chcesz? – usłyszałam. Sabina jednak przemówiła.

– Niczego, chciałam tylko… Właściwie nic. Pójdę już.

– Nie tak szybko, siostrzyczko – mężczyzna złapał mnie za ramię. Zmartwiałam. Siostrzyczko?

– Nasza mama żyje w niedostatku, chyba jej się coś od ciebie należy – zarechotał. – Urodziła cię, oddała bogatym a wszystko za darmo. Tfu! – splunął na podłogę. – Wiesz, ile kosztuje zdrowe niemowlę? Bezdzietni zabijają się o taki towar, jakim byłaś.

Zrobiło mi się niedobrze. Poczułam, że muszę jak najszybciej wyjść. I nie wracać. Nie miałam odwagi spojrzeć na Sabinę. Mamę.

– Pełnowartościowe dziecko, ani śladu chorób – ciągnął brat. – Dobrze cię pamiętam, darłaś się całymi dniami, aż w końcu przyszli i cię zabrali. A przy okazji Baśkę, bo siniała na twarzy. Astma czy coś. No nie, Sabina? – zwrócił się po imieniu do matki. Kobieta wyglądała tak, jakby nic do niej nie docierało, ale nie spuszczała ze mnie wzroku. Wyszarpnęłam portfelik i opróżniłam go na stole.

– Więcej nie mam – powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.

– Jak spotkasz Baśkę, powiedz jej, że… – dobiegło mnie z tyłu. Sabina straciła wątek. I słusznie, co niby miałabym od niej przekazać jej drugiej córce po tylu latach?

– Matka, ty znowu swoje! – wkurzył się brat. – Jak się napije, czasem gada o Baśce. Była z nią dłużej niż z tobą, to i lepiej pamięta – wyjaśnił. Wybiegłam na podwórko. Ominęłam żuli zgromadzonych pod trzepakiem i uciekłam. Nawet nie płakałam. Wracałam do rodziców spokojniejsza, bo bogatsza o wiedzę. Dyrektorka miała rację, nie było do kogo tęsknić. Gdzieś żyje moja siostra, teraz dorosła kobieta. Wiem tylko, że chorowała na astmę i ma na imię Barbara. Bardzo chciałam wierzyć, że miała tyle szczęścia co ja i trafiła do dobrej rodziny. Kiedyś ją znajdę.

Więcej prawdziwych historii:
„Od 3 lat muszę żyć ze świadomością, że przeze mnie zginęła moja żona. Nie mogę sobie z nią poradzić…”
„W domu ja zarabiałem pieniądze, a żona nimi zarządzała. Przypadkiem dowiedziałem się, że mamy same długi…”
„Moja mama skrywała mroczny sekret. Nie byłam jej biologicznym dzieckiem. Nie byłam też adoptowana…”

Redakcja poleca

REKLAMA