„Odmówiłam siostrze przysługi, a ta zmieszała mnie z błotem. Zrozumiałam, że rodzina żerowała na mnie jak pasożyt na psie”

Kobieta wykorzystana przez siostrę fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Od pół roku nikt nas nie zaprasza na rodzinne imprezy. Nie pojmuję, dlaczego nikt z mojej rodziny nie chce zrozumieć, że ta >>przysługa<< byłaby katastrofą dla mnie, dla mojej firmy i mojego małżeństwa. Tak jakby nic ich to nie obchodziło”.
/ 02.06.2022 18:15
Kobieta wykorzystana przez siostrę fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Kwadrans po tym, jak siostra wyszła z mojego biura, trzaskając drzwiami, zadzwoniła mama.

– Jestem głęboko rozczarowana, Barbaro – powiedziała. Odmówiłaś przysługi młodszej siostrze w potrzebie. To niedopuszczalne.

– Ona chciała…

– Nie chciała niczego, czego nie mogłaś zrobić – przerwała mi matka. – A ty odmówiłaś. Twój widok będzie dla mnie zbyt bolesny. Przynajmniej przez jakiś czas – powiedziała i odłożyła słuchawkę.

Poczułam się, jakbym miała 7 lat

Była niedziela, na obiad przyszły ciotki, dziadkowie, cała rodzina. Jedna z sióstr mamy zaczęła mnie obcałowywać. Strasznie jej śmierdziało z ust, więc odwróciłam głowę. Mama chwyciła mnie za ramię i zawlekła do mojego pokoju.

– Jak ty się zachowujesz? – syknęła. – Co to w ogóle miało być?

– Ona śmierdzi… – zaczęłam.

– Po pierwsze, to dorosła i winna jesteś jej szacunek. Po drugie, takie okazywanie niechęci robi przykrość tej osobie, a to jest niedopuszczalne. Po trzecie, to twoja ciocia, czyli rodzina. A rodzina jest święta. Zostaniesz tu do końca obiadu, aż wszyscy wyjdą. Może gdy zgłodniejesz, zrozumiesz, jak źle się zachowałaś.

To była moja pierwsza lekcja. Bolesna, bo na deser miały być lody, a ja je uwielbiałam. Wieczorem, kiedy leżałam już w łóżku, przyszedł tata. Usiadł obok na krześle i powiedział:

– Musisz, córko, zrozumieć najważniejszą prawdę o świecie. Pokorne cielę dwie matki ssie. Oznacza to, że jeśli będziesz posłuszna, zgodna, uprzejma i niekonfliktowa, ludzie będą cię lubić. A gdy będą cię lubić, to ci będą ułatwiać życie. Jest też drugie mądre przysłowie: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Oznacza to, że jeśli będziesz pomagać innym, to oni pomagać będą tobie. Jest też trzecie przysłowie. Ręka rękę myje. To znaczy, że ludzie powinni dawać sobie przysługi. I małe, jak zmycie naczyń zamiast mamy, bo wróciła z pracy zmęczona. I duże, jak na przykład… – zastanowił się

– Jak podżyrowanie pożyczki. Bo nigdy nie wiesz, kiedy ty będziesz potrzebowała pomocy czy przysługi. Ten świat, Basiu, jest trudny. Czasami okrutny. Ludzie muszą sobie wzajemnie pomagać. Ludzie egoistyczni żyją samotnie i nie mają nikogo, kto im w chorobie poda szklankę wody. Bo nikt ich nie lubi. Rozumiesz? – zapytał

Nigdy nie mówiłam „nie”

Słowa taty dotarły w najgłębsze rejony mojej psychiki, wzbudzając we mnie lęk przed odrzuceniem. A ponieważ chciałam, by mnie wszyscy lubili i nie chciałam umierać samotnie, byłam uprzejma, pomocna, spolegliwa. Nigdy nie mówiłam „nie”. Ani rodzinie, ani przyjaciołom. I rzeczywiście, wszyscy mnie lubili. Nazywali „słoneczkiem”, „superprzyjaciółką”, „skarbem”.

Wiadomo było, że wezmę na dwa tygodnie do domu dzieci siostry, która wtedy wyjedzie z mężem na wczasy. Pomogę posprzątać dom rodziców po remoncie. Zawiozę psa brata do weterynarza, bo on musi odespać dyżur.

Co prawda wtedy musiałam zapłacić sąsiadce, by przypilnowała moją półroczną córeczkę, i jeszcze opłacić weterynarza, bo brat jak zwykle nie był przy gotówce. „Kiedyś ci oddam z nawiązką, siostrzyczko. Jesteś skarbem, uwielbiam cię” – usłyszałam tylko.

Nie mówiąc już o tym, że byłam wykończona, bo w pracy mieliśmy półroczne rozliczenie. Ale cóż, myślałam, takie jest życie, jak się ma rodzinę. Ręka rękę myje, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, a w ogóle to pokorne cielę dwie matki ssie. Amen.

Z zawodu jestem księgową. A to jak bycie lekarzem. Jak się ma lekarza w rodzinie, to wiadomo, do kogo trzeba uderzyć w pierwszej kolejności po informacje o tym, co nas boli i recepty. I każdy musi płacić podatki, więc księgowa w rodzinie jest po to, by się nimi zająć, wypełnić PIT-y.

A jak się jeszcze ma firmę, jak moja siostra czy ciotka Klaudia, to po co płacić obcemu, jak Basia zrobi wszystko za dobre słowo?

Nie zrobię tego, bo trafię za kratki

Sześć lat po ślubie ja i mój mąż, Piotr (też jest księgowym, poznałam go w pracy) zrezygnowaliśmy z etatów w korporacji i założyliśmy własne biuro rachunkowe. Niewielkie, ale praca jest spokojniejsza i starcza nam na dostatnie życie, choć bez ekstrawagancji.

Oczywiście wiadomo było bez gadania, że nasza firma będzie oficjalnie obsługiwać firmę kosmetyczną Anki i ciastkarnię ciotki Klaudii. Za honorarium kilka razy mniejsze, niż płacą nam firmy zewnętrzne. Bo przecież to rodzina. Wiedziałam, że Piotrowi się to nie podoba, ale nic nie mówił, choć raz czy dwa coś mu się wypsnęło o „wykorzystywaniu”.

I tak to się toczyło przez kilka lat, aż do tego dnia, kiedy Anka pojawiła się nagle u mnie w firmie i choć uprzedzałam ją, że nie mogę tego zrobić, poprosiła, żebym pomogła jej oszukać skarbówkę.

– Aniu – powiedziałam spokojnie – to o co mnie prosisz jest niezgodne z prawem. Jak się wyda, to trafię za kratki. Mówiłam ci już przecież o tym.

– Wiem, że potrafisz zrobić tak, żeby nikt nie zauważył. Jesteś genialna! Będziesz miała u mnie darmowy pedikiur przez rok. No, muszę lecieć, odebrać Izę z tańców. Pa!

I pobiegła, zostawiając na moim biurku faktury, z którymi miałam odpowiednio podziałać. Patrzyłam na nie jak na kobrę, która szykuje się do ataku. I zastanawiałam się, jak to ugryźć, żeby jednak nikt mnie nie złapał. Wtedy do pokoju wszedł Piotr. Zobaczył moją minę i spytał, co się stało, więc mu powiedziałam.

– I nad czym ty się zastanawiasz, Baśka? – zdziwił się. – Oczywiście, że musisz odmówić – zawyrokował.

– Ale to moja siostra. Jeśli zapłaci te podatki, nic jej nie zostanie. Ona potrzebuje tych pieniędzy.

– A ja potrzebuję ciebie tutaj, nie w więzieniu. Poza tym poleci cała nasza firma, przecież to rozumiesz. Anka wiedziała, co robi, ostrzegałaś ją. Basiu, są pewne granice poświęcenia, czy jak to mówisz, wzajemnego mycia rąk.

Wiedziałam, że mąż ma rację

Pokręciłam głową. Wiedziałam, że mój mąż ma rację, musiałam liczyć się z konsekwencjami, w tym więzieniem, ale sama myśl, że miałabym odmówić siostrze, wywoływała we mnie strach.

– To jest moja rodzina. Kochamy się. Nie mogę jej zawieść – powtarzałam.

– Ona chce, żebyś złamała prawo. Nikt nie będzie tego wymagał od kogoś, kogo kocha. Jej miłość najwyraźniej nie jest tak silna jak twoja – zauważył.

– Nie mów tak!

– Myślę, że najwyższy czas, bym ci to uzmysłowił. Basiu, jesteś naiwna i pozwalasz się rodzinie wykorzystywać. Rzucasz wszystko i lecisz, bo mama chce, byś ją podwiozła do ciotki. Ale gdy nasze auto się zepsuło, to musiałaś wzywać taksówkę, bo tata nie miał czasu zawieźć ciebie i Jagodę do lekarza. Jak mama była w szpitalu, to latałaś tam codziennie z obiadami. Ale gdy ty leżałaś w szpitalu po operacji, to kto cię odwiedził? A co powiedzieli, jak spytałem, dlaczego nikt się nie pojawił?

Że nie mieli czasu... – dokończyłam smutno.

– No przecież ja się tobą opiekowałem i na pewno wolałaś odpocząć w ciszy. Co roku Anka podrzuca nam swoje dzieci na dwa tygodnie, kiedy jadą z mężem na wczasy. A ile razy my podrzuciliśmy jej Jagodę?

– Raz spróbowałam, ale ona akurat nie mogła.

– Ale nawet się nie postarała. Tak jak ty się starasz. No i sprawy zawodowe. Nie dość, że bierzesz grosze za obsługę firm Anki i ciotki Klaudii, to jeszcze spóźniają się z zapłatą, a ty tylko z uśmiechem machasz ręką. Jeszcze trochę i w ogóle przestaną nam płacić, wiedząc, że się nie upomnisz. A przy okazji, czy twój brat już spłacił raty pożyczki, którą mu podżyrowałaś? Czy znów weźmiesz to na siebie? – zapytał na koniec.

– Piotr… – poczułam się strasznie.

Piotr i córka też są moją rodziną!

Wiedziałam, że mówi prawdę, ale jednocześnie nie mogłam się pogodzić z tym, że ta prawda tak właśnie wygląda.

Zrobiło mi się niedobrze.

– Nie, Basiu. Uprzedzam cię, że jeżeli zgodzisz się to zrobić dla Anki, to ja natychmiast wnoszę o rozdział majątku. I pozbawiam cię udziałów w firmie. Dla dobra naszej rodziny. A jak to wpłynie na nasze małżeństwo, to już sama musisz sobie odpowiedzieć. Poza tym, jeśli oni kochają cię taką, jaką jesteś i za to, że jesteś, jeśli o ciebie naprawdę dbają, to zrozumieją, że nie wolno im tego od ciebie wymagać. Anka może się trochę pozłościć, ale nikt normalny nie będzie miał do ciebie pretensji – zauważył.

Wiedziałam, że Piotr miał rację. Wieczorem zadzwoniłam do Anki, że muszę się z nią zobaczyć. Kiedy przyszła następnego dnia, powiedziałam, że nie zrobię tego, czego ode mnie oczekuje.

– To grozi kryminałem – wyjaśniłam. – Nie możesz ode mnie żądać, żebym fałszowała dokumenty. To zbyt wiele. Narażę na szwank dobro mojej rodziny.

– Jakiej rodziny? – powiedziała dziwnym głosem. – To ja jestem twoją rodziną. Najbliższą – przypomniała.

Gardło mi się zacisnęło, ale popatrzyłam na stojące na biurku zdjęcie naszej trójki, moje, Piotra i Jagody. I w końcu znalazłam siłę, by się jej postawić.

Co zrobiłam źle?

– Piotr i moja córka też są moją rodziną. Najbliższą. Muszę dbać o ich dobro.

– Rozumiem. Wybrałaś. Przez ciebie będę musiała wziąć kredyt i spłacać go przez dziesięć lat. Nie będzie nas stać na wczasy, na lekcje tańca dla Izy, na nic.

Uniosłam głowę i spojrzałam Ance w oczy. Zagotowało się we mnie.

– Ostrzegałam cię, że taki będzie efekt twoich działań. Nie słuchałaś mnie, więc teraz musisz ponieść konsekwencje.

– Myślałam, że mnie z tego wyciągniesz! – wrzasnęła Anka. – W końcu jesteś moją siostrą! A okazałaś się niewdzięczną, wredną su**!

I wyszła z biura, trzaskając drzwiami. A kwadrans później zadzwoniła mama. Od pół roku nikt nas nie zaprasza na rodzinne imprezy. Nie pojmuję, dlaczego nikt z mojej rodziny nie chce zrozumieć, że ta „przysługa” byłaby katastrofą dla mnie, dla mojej firmy i mojego małżeństwa. Tak jakby nic ich to nie obchodziło.

Po tylu latach przymilania się i zabiegania o to, by rodzina mnie polubiła, nagle dotarło do mnie, że mimo wszystko żadne z nich nie podałoby mi szklanki wody, gdybym była chora. Co zrobiłam źle?

Czytaj także:
„Lata temu straszliwy wypadek zmienił moje życie. Ta przykra historia dała mi coś cenniejszego: czułego męża i dzieci”
„Synowa to umęczona lebioda, która całymi dniami leżałaby na kanapie. Tylko przynieś, podaj, pozamiataj, a i tak narzeka”
„Syn ożenił się z pijawką, która zatruwa nam życie. Narodziła dzieci, wydała jego kasę i... zrobiła z niego rogacza”

Redakcja poleca

REKLAMA