„Syn ożenił się z pijawką, która zatruwa nam życie. Narodziła dzieci, wydała jego kasę i... zrobiła z niego rogacza”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Marzenka! Jezu, ja już nawet tego imienia nie cierpię! Kto by pomyślał, że ta bojąca się własnego cienia, zahukana dziewczyna, którą przyprowadził do domu mój syn, stanie się za kilkanaście lat takim potworem”.
/ 31.05.2022 09:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Obudziłam się z krzykiem. Włączyłam lampkę stojącą na nocnej szafce i spojrzałam na zegar – było wpół do czwartej. Podobno o tej godzinie umiera najwięcej ludzi. Nie wiem, czy to prawda. Nieważne. Ja umrę z powodu mojej synowej, to pewne jak amen w pacierzu.

Miewam koszmary senne z nią w roli głównej

– Odpuść sobie, Krysia – powtarza mój Karol, twierdząc, że świata nie zmienię, a już na pewno Marzenki.

Marzenka! Jezu, ja już nawet tego imienia nie cierpię! Kto by pomyślał, że ta bojąca się własnego cienia, zahukana dziewczyna, którą przyprowadził do domu mój syn, stanie się za kilkanaście lat takim potworem.

Nie jestem jedną z tych matek, które przynaglają do ślubu swoje dzieci, bo wiek, stabilizacja, i takie tam… Moja córka nigdy nie wyszła za mąż, a mimo to (a może dzięki temu) jest szczęśliwą kobietą przed czterdziestką, ma dwoje dzieci i superfaceta.

Marek ożenił się w wieku trzydziestu trzech lat. Marzenka miała wtedy dwadzieścia cztery. Spora różnica, poza tym dziwiło mnie, że wybrał właśnie ją, bo był bardzo przystojnym facetem, miał ogromne powodzenie.

A Marzenka? Baaardzo średnia uroda, liche włosy, za długie paznokcie, brrr, średnio władała polskim… no, nie wiem, o co chodziło. Pewnie – myślałam – musi mieć jakieś ukryte talenty, o których istnieniu nie mam pojęcia, a które pewnie tylko facet potrafi docenić. Może jest harpią w łóżku?

Tak czy siak syn był za duży, by mu udzielać rad, i po trzech miesiącach znajomości z Marzenką poprowadził ją do ołtarza.

– Musiało go trafić – skomentował krótko mój mąż; ja przemilczałam.

Noc poślubna musiała być gorąca, bo po dziewięciu miesiącach urodził się Kajetan. Maluch zawładnął moim sercem! Mamusi chyba nie do końca, bo po trzech miesiącach postanowiła wrócić do pracy.

Nie, nie… Nie robiła zawrotnej kariery, którą przerwało urodzenie dziecka. Nikt nie prosił, żeby natychmiast wracała, bo bez niej wszystko się wali. Moja synowa ma ledwie maturę i pracowała w jakimś urzędzie, gdzie przekładała papiery z jednego miejsca biurka na drugie.

Wymyśliła sobie „chorobę”

Po trzech latach znów była w ciąży, a mój syn usłyszał, że jest dzieciorobem! Urodziła się Dorotka. Sytuacja się powtórzyła. Marzenka wróciła do pracy, a ja wychowywałam już dwoje dzieci. Do tego ogarniałam ich dom (prałam, sprzątałam, gotowałam), mój mąż dbał, by dzieci miały codzienną dawkę świeżego powietrza i żeby lodówka była pełna. I nigdy się nie skarżyliśmy.

Oboje byliśmy na emeryturze, nie jesteśmy kanapowcami, bycie z dziećmi sprawiało nam radość. Marzenka wpadła po porodzie w jakąś chorobę (niepotwierdzoną przez lekarza) i wszystkie koleżanki jej współczuły. Poza tym była prawdziwą „damą”. Ciągły smutek, który podobno odczuwała, leczyła za pomocą wizyt u fryzjera i kosmetyczki.

Dzieci? Dziećmi zajmował się mój syn. Kąpał je, kładł do snu, pilnował wizyt lekarskich. A moja synowa? Moja synowa źle znosiła weekendy. Musiała przecież wtedy chociaż pozorować opiekę nad dziećmi. Wpadła więc na genialny pomysł – postanowiła uzupełnić wykształcenie! Ambitna! Przez kolejne lata co drugi weekend wyjeżdżała na zajęcia.

Martwię się o syna, ma miękkie serce

Myślę, że popełniłam wiele błędów. Powinnam była ustalić jakieś granice, a ja przez 18 lat byłam na każde skinienie. Robiłam tak, bo żal było mi Kajetana i Dorotki, i syna, który harował, żeby na wszystko wystarczało, bo Marzenka nie dokładała się do domowego budżetu.

A ja chciałam tylko, by mieli ciepły obiad po powrocie do domu, czyste ubrania w szafie. Ich matka nie zaprzątała sobie głowy takimi bzdetami, miała ważniejsze sprawy na głowie – zakupy, fryzjer, kosmetyczka, spa, to był jej świat. Potem okazało się, że Marek jest bezduszny, w ogóle jej nie rozumie, więc się zakochała. A na miłość, wiadomo, nie ma rady.

Przed moim synem trudny rozwód. Dużo znosił, ale zdrada chyba go przerosła. Martwię się o niego, bo zawsze miał miękkie serce, a wiadomo, że jak ma się miękkie serce, to trzeba… no właśnie.

Okazało się też, że Marzenka ma spore długi, karty kredytowe w kilku bankach. No ale cóż, luksusowe życie kosztuje, każdy to wie. Długi spłaci mój syn, bo kto inny. Czy uda mu się ocalić jakiś skrawek majątku dla dzieci.? Nie wiem…

Żal mi go, widzę, że się męczy. Wszyscy się męczymy. Jak długo jeszcze?

Czytaj także:
„Odkąd teściowa pożegnała męża, nie da się z nią wytrzymać. Z każdego spotkania robi stypę. Mam dość jej towarzystwa”
„Ukochana zdradziła mnie i urodziła syna kochankowi. Odnalazłem ją po 8 latach, ale było już za późno”
„Nakryłam lokatora, jak zabawia się z kochanicą w mieszkaniu. Dałam mu miesiąc na wyprowadzkę. Moje mieszkanie to nie burdel"

Redakcja poleca

REKLAMA