Jako młoda dziewczyna uległam poważnemu wypadkowi, który pozbawił mnie możliwości bycia matką. Dzień, w którym się dowiedziałam, że nie będę mogła mieć dzieci, był jednym z najgorszych w moim życiu. Bałam się też, że z tego powodu żaden mężczyzna nie zechce się ze mną związać. Los jednak zadecydował inaczej.
Zawsze marzyłam o gromadce maluchów, więc pogodzenie się z tym, że nie urodzę własnych pociech, nie było dla mnie łatwe. Nigdy nie zaakceptowałam tego tak do końca, ale nauczyłam się z tym funkcjonować. Zostałam opiekunką przedszkolną – praca z dziećmi dawała mi mnóstwo satysfakcji i radości.
Musiałam wyznać mu prawdę
Kiedy poznałam Alka, mój świat wywrócił się do góry nogami. Początkowo mocno się dystansowałam do tej znajomości, ale na dłuższą metę nie byłam w stanie zapanować nad uczuciami. Wiedziałam, że w pewnym momencie będę musiała wyznać Alkowi, że nie dam mu potomstwa. Na samą myśl o tej rozmowie czułam paraliżujący strach. Obawiałam się, że stracę mężczyznę, którego pokochałam całym sercem. W końcu zdobyłam się na odwagę.
Byłam przygotowana na rozstanie, bo nie sądziłam, że tak wspaniały facet będzie planował przyszłość z kobietą z defektem.
– O jakim ty defekcie mówisz? – przyglądał mi się ze zdziwieniem. – Rozumiem, że z taką diagnozą musi być ci ciężko, ale to nie koniec świata.
– Naprawdę tak myślisz? – nie dowierzałam i miałam łzy w oczach.
– Kochanie, przecież są inne rozwiązania – jego głos brzmiał łagodnie i kojąco. – Pomyśl, ile dzieciaków marzy o domu i kochających rodzicach, a my możemy im to wszystko dać.
Rozpłakałam się ze wzruszenia i mocno przytuliłam do Alka. Doskonale pojmował, ile to dla mnie znaczy. Nie mogłam sobie wyobrazić piękniejszego dowodu miłości, lojalności i przywiązania. W dniu naszego ślubu byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.
Zdecydowaliśmy się na adopcję
Nie zamierzaliśmy długo zwlekać z decyzją o adopcji. Czekały nas żmudne procedury, ale byliśmy gotowi na wszelkie poświęcenia. Liczna rodzina była pragnieniem moim i Alka, dlatego nie było innego wyjścia, jak uzbroić się w cierpliwość.
Dzięki adopcji zostaliśmy rodzicami trójki dzieci – bliźniaczek Hani i Heli oraz Michasia. W domu cały czas się coś działo, nie było ani chwili spokoju. Generalnie mi to nie przeszkadzało, ale niekiedy tęskniłam po cichu za czasami, kiedy miałam łazienkę wyłącznie dla siebie. Sprawna organizacja to w pięcioosobowej rodzinie kwestia absolutnie kluczowa, więc musieliśmy z Alkiem funkcjonować niczym szwajcarskie zegarki.
Niestety, nie wszystko dało się przewidzieć, więc bywały też niezwykle trudne momenty. W przedszkolu oraz w pierwszych trzech latach szkoły dzieci często chorowały, w związku z czym zrezygnowałam z części etatu. Dla Alka oznaczało to konieczność znalezienia dodatkowego zajęcia, co z kolei miało ten minus, że przeważnie nie było go w domu. Dwoiłam się i troiłam, żeby nasze dzieci były szczęśliwe i miały to, czego potrzebują. Nie zliczę, ile razy odmawiałam sobie różnych rzeczy, aby tylko zobaczyć uśmiechy na twarzach pociech.
Czasem było ciężko i nerwowo
Najwięcej problemów wychowawczych mieliśmy z Michałem. W szkole zaczął ostro rozrabiać. Wdawał się w bójki, a zagonienie go do książek graniczyło niemalże z cudem. Z dziewczynkami też miewaliśmy pod górkę. Hania była spokojniejsza, lecz Hela nie pod tym względem nie poszła w ślady siostry. Gdy zaczęła się interesować chłopakami, rozmowy z nią przypominały walenie gumowym młotkiem w ścianę. Nic do niej nie docierało. Z Alkiem dosłownie wychodziliśmy z siebie, żeby w porę gasić pożary i poważniejsze kryzysy. Pomimo rozmaitych trudności i kłód rzucanych pod nogi, jako rodzice stanęliśmy na wysokości zadania.
Nasze dzieci miały prawdziwy dom. Bez względu na to, co się działo, otrzymywały pełne wsparcie i nie mogły narzekać, że czegoś im brakuje. Co prawda, nie było luksusu, ale też nie biedowaliśmy. Całej trójce zapewniliśmy należyte wychowanie i edukację. Kompletnie zatem niepojęte jest to, że teraz żadne z nich nie poczuwa się do utrzymywania z nami bliskich kontaktów.
Nie widujemy ani dzieci, ani wnuków
Michał zaraz po maturze wyjechał do Niemiec i mieszka tam do dziś. Skończył technikum budowlane, więc już na starcie miał świetny fach w ręku. Dzwoni bardzo rzadko i w ogóle nas nie odwiedza. Nie mam nawet pojęcia, czy przyjeżdża do Polski. Od Hani dowiedziałam się, że powodzi mu się świetnie. Rodziny nie założył, ale podobno ma dziewczynę.
Hania z kolei na studia wyjechała aż do Krakowa, gdzie już została. Pojawia się u nas sporadycznie, bo – jak twierdzi – spore odległości ją przerażają, zwłaszcza że ma mnóstwo obowiązków. To fakt, że z Małopolski na Pomorze jest trochę kilometrów, ale bez przez przesady. Początkowo dawałam wiarę jej tłumaczeniom, ale wreszcie spojrzałam prawdzie w oczy. Hania po prostu nie miała ochoty spędzać ze mną i Alkiem czasu, podobnie jak Hela.
Nie przypuszczałam, że druga córka wybierze karierę akademicką i będzie wykładać literaturę na uczelni wyższej. Wyszła za mąż i urodziła synka. Ani ona, ani Hania nie powiedziały, że są w ciąży. O tym, że zostaliśmy dziadkami, powiadomiły nas dopiero po narodzinach dzieci. Zdarza się, że podsyłają zdjęcia maluchów, lecz nic poza tym. Ani wnuczki, ani wnuka nie poznaliśmy osobiście.
– Może przyjechalibyście na święta? – proponowałam jednej i drugiej córce, ale z miejsca znalazły tysiące wymówek.
Nie nalegałam, bo przecież nikogo nie zmuszę do robienia czegoś wbrew jego woli. Michał przysłał jedynie SMS z życzeniami.
To mnie zabolało
Któregoś razu zapytałam Hanię wprost, dlaczego nas tak traktują i co im takiego zrobiliśmy.
– Mam być szczera? – odparła Hania.
– Tak – przytaknęłam.
– Zawsze byliśmy jak zadanie do wykonania – usłyszałam w odpowiedzi i dosłownie zamarłam.
– O czym ty mówisz? – nie kryłam zaskoczenia.
– Jakbyście chcieli sobie coś wynagrodzić.
Usiłowałam jej przedstawić mój punkt widzenia, ale upierała się przy swoim. Zakończyłyśmy rozmowę w niezbyt przyjemnej atmosferze.
Oczywiście, przekazałam jej słowa Alkowi. Rozłożył bezradnie ręce i nic nie powiedział. Wiem, że również to bardzo przeżywa i nie pojmuje, dlaczego dzieje się tak. Nie przychodzi mi do głowy żaden pomysł na uporanie się z tą sytuacją. Jest mi przykro, że dzieci nie potrafią wykrzesać z siebie odrobiny wdzięczności – nie zasłużyliśmy na to.
Czytaj także: „Nie znoszę, gdy synowa przywozi mi wnuki. Potajemnie włączam im bajki i smażę frytki, bo nie będę się przemęczać”
„Zaniedbałam się i mąż mnie zostawił dla młodszej. Na sprawę rozwodową tak się wystroiłam, że błagał mnie o wybaczenie”
„Mój ukochany zawsze sprawiał, że czułam się jak bohaterka baśni. Magia zniknęła, gdy poznałam jego żonę i dzieci”