„Odkryłem siniaki na ciele pasierba. Podejrzewałem, że to biologiczny ojciec go bije, ale prawda okazała się gorsza”

ojczym bawi się z pasierbem fot. Adobe Stock, FotoAndalucia
„Właśnie naprawiałem szafkę w kuchni, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Pewny, że to Nina, otworzyłem bez patrzenia przez wizjer. Z miejsca zarobiłem cios w brzuch. Spojrzałem w górę, prosto na wykrzywioną nienawiścią twarz Krzysztofa”.
/ 13.04.2022 22:06
ojczym bawi się z pasierbem fot. Adobe Stock, FotoAndalucia

Kiedy Nina oznajmiła mi, że w piątek Bastek jedzie do jej byłego na weekend, więc będziemy mogli wyskoczyć gdzieś tylko we dwoje, ucieszyłem się. Lubię synka mojej dziewczyny, jednak stała obecność czterolatka w domu nie sprzyja romantyzmowi w związku. Miałem kilka pomysłów, gdzie możemy spędzić weekend, ale ostatecznie zostaliśmy u niej w domu, ciesząc się leniwą sobotą i słoneczną niedzielą, choć niebo oglądaliśmy tylko przez okno.

– O, już są! – w niedzielę wieczorem Nina zobaczyła, jak jej były mąż parkuje samochód przed klatką, i pobiegła do windy.

– No i jak było, kochanie? – zaczęła rozbierać Sebastianka, nie przestając zasypywać go pytaniami. – Poszliście na łyżwy? A co jadłeś u taty? Frytki i pizzę?

Mały szczebiotał w odpowiedzi, a ja przyglądałem się tej scenie z niejakim wzruszeniem. Nie miałem absolutnie żadnego problemu z tym, że poznałem kobietę wychowującą dziecko. Przeciwnie: liczyłem na to, że kiedy Nina zgodzi się zostać moją żoną, Bastek zacznie do mnie mówić „tato”. Nie wiedziałem tylko, jak na to zareaguje Krzysiek, ojciec małego, ale uznałem, że się dogadamy. W końcu planowaliśmy z Niną kolejne dzieci i byłoby dobrze, gdyby Bastek się od nich nie odróżniał, wołając na mnie „wujek”.

– Krzysiek jest rozsądnym facetem i przede wszystkim zależy mu na tym, żeby jego synek był szczęśliwy – zapewniała mnie moja dziewczyna. – Nie sądzę, żeby robił jakieś sceny, w końcu tak czy owak Bastek będzie wiedział, że to on jest jego prawdziwym ojcem. Zresztą nie robimy młodemu mu wody z mózgu, tylko jakoś dostosowujemy się do sytuacji, prawda?

Sprawa jednak wciąż była otwarta i na razie Bastek mówił do mnie „wujku”.

Wydawał mi się rozsądnym facetem

– Wujek, nie mogę zdjąć skarpetki… a mokra… – dosłownie minutę po tym, jak mama skończyło go rozbierać, mały nachlapał wodą w łazience i wszedł w kałużę.

Nina stała już przy kuchni z rękami w żółtku i bułce, bo przygotowywała kotlety, więc posadziłem sobie malucha na kolanach i ściągnąłem mu skarpetki.

– A co ty tu masz? – zdziwiłem się na widok kilku sporych siniaków na łydce dziecka. – Uderzyłeś się?

– Nie – zaprzeczył, po czym zeskoczył mi z kolan i pobiegł do swojego pokoju.

Wtedy uznałem, że to przypadek. W końcu dzieci co chwila na coś wpadają, uderzają się albo przewracają. Coś mnie tknęło dopiero tydzień później, kiedy z łazienki usłyszałem zdziwiony okrzyk Niny kąpiącej Bastka. Głośno domagała się odpowiedzi, skąd się wzięły siniaki na jego ramionach i udach. Mały jednak znowu „nie wiedział”.

Krzysiek wydawał mi się rozsądnym gościem, ale teraz zacząłem inaczej na niego patrzeć. Chłopczyk spędzał u niego każdy weekend i nie mieliśmy pojęcia, co naprawdę się z nim wtedy dzieje. Nie jestem z natury podejrzliwy i absolutnie nie chciałem konfliktu z byłym mężem kobiety, którą kocham, ale naiwnością byłoby nie skojarzyć zasinień na ciele dziecka z pobytami u biologicznego ojca.

– Ale ja pytałam Bastka, czy tata go uderzył, i on zaprzeczył – Nina odrzuciła moje sugestie. – Mówi, że nie pamięta, gdzie sobie nabił te siniaki, a tata jest dla niego zawsze bardzo miły. Tak naprawdę tylko go wystraszyłam tym pytaniem.

– Wystraszyłaś go? – to mnie zastanowiło. – A może to Krzysiek go zastrasza, że ma nikomu nic nie mówić?

Zobaczyłem szeroko otwarte z przerażenia oczy Niny i pożałowałem tych słów. Naprawdę nie chciałem stawać pomiędzy Sebastianem a jego tatą, a chyba tak to odebrała moja dziewczyna. 

W kolejny weekend Krzysiek musiał wyjechać, więc mały został w domu. Jego mama pojechała na zakupy, a my wybraliśmy się we dwóch na plac zabaw. Spadł śnieg i piękne słońce aż kusiło, żeby pohasać po zjeżdżalniach i pokręcić się na karuzelach. Bastek szalał więc po placyku, a ja esemesowałem z Niną. W pewnym momencie podniosłem wzrok i zerwałem się z ławki.

– Bastuś! – zawołałem, czując, że pocę się na karku. – Co się stało?!

Mały popatrzył na mnie zdziwiony, po czym podniósł rączkę do buzi i roztarł sobie po twarzy krew.

– Uderzyłeś się w nos? – niby mam się za twardego faceta, ale na widok krwawiącego dziecka zrobiło mi się dziwnie w okolicach żołądka i słabo w nogach. – Szybciutko, odchyl głowę, o tak… O co się walnąłeś? – dopytywałem.

Bastek oczywiście znowu nie wiedział, co się stało. Świetnie się bawił, jeżdżąc na brzuchu na karuzeli, dopóki go nie zawołałem. Wtedy poczuł, że coś mu cieknie po buzi i to wytarł. Krwi jednak było za dużo, by uznać to za samoistny krwotok, na przykład z wysiłku.

Wieczorem postanowiłem poważnie porozmawiać z Niną.

– Słuchaj, moja siostra jest pielęgniarką, pracuje w izbie przyjęć. Kiedyś mi mówiła, że nieraz przyjmują ludzi po pobiciach, którzy w momencie przyjęcia nie krwawią, a potem znienacka zalewają łóżka krwią. Zwłaszcza w wypadku dzieci jest podobno tak, że uszkodzenia skóry czy śluzówki szybko się zasklepiają, ale potem się otwierają w najmniej spodziewanych momentach… – tłumaczyłem.

Nina zacisnęła dłonie w pięści i zaczęła szybciej oddychać. Ja już nie sugerowałem – ja mówiłem wprost, że prawdopodobnie jej eksmąż maltretuje syna. Była przerażona, planowała pojechać się z nim rozmówić następnego dnia.

– Złożę pozew o ograniczenie mu praw rodzicielskich, zawiadomię policję – mówiła, ocierając łzy.

Nic jednak z tego nie zrealizowała, bo w nocy Bastek dostał wysokiej gorączki, a do tego wił się z powodu bólu brzucha. Lekarz miał przyjść około południa, lecz już rano Sebastian czuł się lepiej.

– Często boli go brzuszek? – lekarka badała chłopca przy otwartych drzwiach, więc wszystko słyszałem.

– Zdarza się – zgodnie z prawdą przyznała Nina. – Czasami też gorączkuje, jak to dzieci w tym wieku.

Lekarka obejrzała Bastka, lecz nie odniosła się w żaden sposób do siniaków na jego ciele. Może więc to naprawdę normalne u czterolatka o wrażliwej skórze?

Myślał, że to moja sprawka!

Trzy dni później wypadał piątek i Krzysiek zadzwonił, że jedzie po syna. Nina wyraźnie nie wiedziała, co zrobić. W końcu ponownie przeprowadziła wywiad z Bastkiem i po uzyskaniu zapewnienia, że mały bardzo chce się spotkać z tatą i że tata nigdy go nie uderzył, zgodziła się na ich wspólny weekend.

Zanim Krzysiek przyjechał, bawiłem się z małym w karuzelę. Polegało to na tym, że trzymałem go mocno powyżej nadgarstków i kręciłem się szybko wokół własnej osi, a chłopak wirował dookoła, machając nogami i piszcząc z radości. Po pożegnaniu z młodym spojrzałem wrogo na Krzyśka i przysiągłem sobie w duchu, że jeśli odkryję choć cień zasinienia na skórze dziecka po powrocie, sam go pobiję. On pochwycił mój gniewny wzrok i odpowiedział tym samym, jakby i on coś do mnie miał.

Pomyślałem, że może jest wściekły, bo tak dobrze mi się układa z jego byłą żoną, i wyżywa się na dziecku, co sprawiło, że niemal potrąciłem go, kiedy przechodził do drzwi. Dostrzegłem, że ma dłonie zaciśnięte w pięści i zrozumiałem, że prawdopodobnie nie unikniemy konfrontacji.

W sobotę Nina poszła do kosmetyczki, a ja właśnie naprawiałem szafkę w kuchni, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Pewny, że to ona, otworzyłem bez patrzenia przez wizjer. Z miejsca zarobiłem cios w brzuch.

– Ty gnoju! – zgięty w pół, spojrzałem w górę, prosto na wykrzywioną nienawiścią twarz Krzyśka.

Po chwili dostałem kolejny cios, tym razem w szczękę, i upadłem na podłogę.

– Wsadzę cię do pudła, a Ninie odbiorę prawa rodzicielskie! – darł się, przymierzając się do kolejnego uderzenia.

Poderwałem się i zdołałem zablokować jego prawy sierpowy. Wykorzystując swoją pochyloną pozycję, zaatakowałem go bykiem, przypierając do ściany.

– O co ci chodzi?! – wychrypiałem, wciąż nie mogąc złapać porządnie oddechu po ciosie w splot słoneczny.

Katujesz mojego syna! – cisnął się, próbując się wyrwać z klinczu, ale trzymałem go mocno. – Widziałem nowe siniaki na jego rękach! Są ślady twoich paluchów! Zgnijesz w pudle, przysięgam ci to!

– Czekaj! Co ty gadasz? Jakie ślady moich palców? I jakie siniaki na rękach? Widziałem Bastka wczoraj rano i nie miał żadnych śladów na rękach!

– Ty… – z jego ust wylał się potok przekleństw i gróźb, ale ja przestałem się przejmować, bo nagle coś mi przyszło do głowy.

– Słuchaj, puszczę cię teraz i pogadamy, okej? – mimo to nie rozluźniłem niedźwiedziego uścisku. – Przysięgam, że nie biję twojego dziecka, Nina też nie! Widzieliśmy siniaki i, prawdę mówiąc, sądziliśmy, że to twoje dzieło. Ale Bastek zaprzeczał…

– Widzieliście siniaki? Kiedy? – przestał się na moment szarpać.

Puściłem go dopiero po jakiejś minucie tłumaczenia, że stan skóry Bastka nas też niepokoi. Już na spokojnie ustaliliśmy, że te wybroczyny pojawiały się od jakiegoś czasu, chociaż przy żadnym z nas Bastek nigdy nie upadł ani się nie uderzył.

Kiedy wróciła Nina, obaj siedzieliśmy przy komputerze, wyszukując te objawy w internecie. Na początku nie chciała wierzyć w niewinność Krzyśka, ale kiedy pokazał jej na telefonie zdjęcia przedramion Bastka, które zrobił kilka godzin wcześniej, nagle zrozumieliśmy, co się dzieje…

– Bawiliście się w karuzelę – przypomniała Nina. – Trzymałeś go chyba właśnie tutaj, no nie?

– Tak – przyznałem. – Ale przecież nie ściskałem jakoś mocno, po prostu tak, żeby mi się nie wymsknął.

Czułem się jak idiota, tak się tłumacząc, bo na zdjęciach wyraźnie było widać, że przedramiona Bastka są niemal czarne. Do tego na jasnej, delikatnej skórze widniały wyraźne ślady moich palców.

– Moja siostra jest pielęgniarką, zadzwonię do niej – powiedziałem niepewnie, czując się jak jakiś zbrodniarz.

Tego samego popołudnia Nina i Krzysiek pojechali z Bastkiem do szpitala, gdzie Ela umówiła ich z lekarzem. Kilka godzin później Nina zadzwoniła do mnie zalana łzami.

– Mają już wstępną diagnozę… To białaczka limfoblastyczna! Boże, Sebastianek jest poważnie chory!

Tym samym potwierdziło się wszystko, co ze zgrozą wyczytaliśmy na stronach medycznych. Zasinienia i wybroczyny na skórze, nagłe krwawienia z nosa, gorączka i bóle brzucha – to wszystko objawy tej choroby. Na szczęście napisano tam także, że szybko podjęte metody leczenia pozwalają zwalczyć chorobę w około osiemdziesięciu przypadkach na sto.

To samo powiedział Ninie lekarz. Bastka objęto natychmiastową opieką i skierowano do ośrodka hematologicznego. Chemioterapia zaczęła przynosić pozytywne skutki; lekarze potwierdzili, że widzą symptomy remisji. Kiedy zaistniała potrzeba przeszczepu szpiku kostnego, na szczęście okazało się, że Krzysiek może być dawcą. Zabieg się udał i powiedziano nam, że choroba się cofa, a Sebastian ma szansę na całkowite wyzdrowienie. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, jak Krzysztof płacze.

Nigdy nie wróciliśmy w rozmowie do tamtej naszej bójki. Uznałem, że na jego miejscu pewnie zrobiłbym to samo. Facet kocha swoje dziecko, więc wpadł w furię, sądząc, że ktoś je krzywdzi. „To nawet dobrze o nim świadczy” – uznałem.

Kiedy lekarze ostatecznie potwierdzą wyleczenie Sebastiana, zamierzam oświadczyć się jego mamie. Chłopiec już wie o planowanych oświadczynach i niedawno zapytał Krzyśka, czy będzie mógł do mnie mówić „tato”. Nie spodziewałem się, że czteroletni dzieciak może być tak mądry, ale po tym, co przeszedł, chyba po prostu bardzo dojrzał. Były mąż Niny zrelacjonował mi tę ich niecodzienną rozmowę…

– Tato, mam twoje oczy, brodę i teraz nawet kości, więc zawsze będę twoim synkiem – zaczął Bastek bardzo poważnie. – Ale jak wujek Arek ożeni się z mamą, to nie chcę, żeby w przedszkolu dzieci pytały, dlaczego nie mówię do niego „tato”. Czy człowiek może mieć dwóch tatów?

– Człowiek zdecydowanie może mieć dwóch tatów – odpowiedział równie poważnie Krzysiek. – Zwłaszcza taki dzielny, wyjątkowy człowiek jak ty, synu.

– To super! – ucieszył się mały. – To teraz jeszcze chciałbym mieć psa! Najlepiej wilczura! Albo owczarka, dobra?

– A o tym to musisz pogadać z mamą i tatą Arkiem – odparł z ulgą Krzysiek.

 Potem długo się śmiał, widząc moją minę, kiedy mi to relacjonował.

Czytaj także:
„Ulubionym zajęciem teściowej było wytykanie mi błędów. Nie sądziłam, że to teść pantoflarz przybędzie mi z odsieczą”
„Po śmierci żony nie sądziłem, że kogoś pokocham. Marianna najpierw kupiła serce ukochanego wnuka, a później moje”
„Myślałam, że znalazłam córce świetną pracę. Tymczasem jej szef, a mój dawny kolega, złożył jej niemoralną propozycję”

Redakcja poleca

REKLAMA