Znamy się z Jurkiem od prawie czterdziestu lat, od trzydziestu sześciu jesteśmy małżeństwem. Dobrym, zgodnym, mającym wspólne cele. To ważne, bo w życiu takie rzeczy jak pasja czy zauroczenie z czasem mijają, i jeśli parze nie zostanie nic więcej ponad to, to na dłuższą metę nic z ich związku nie będzie.
My wychowaliśmy trójkę dzieci, zbudowaliśmy dom, zasadziliśmy cały sad drzew. Jurek to dobry kompan, a przy tym mężczyzna, na którym można polegać. Przy nim zawsze czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że jak będzie trzeba, to naprawi cieknący zlew, uratuje psa potrąconego przez samochód czy da w zęby palantowi, który publicznie nazwie mnie grubą. Doceniałam męża od dnia, kiedy go poznałam. Niestety, niedawno dowiedziałam się, że nie tylko ja…
– A gdzie ty idziesz tak późno? – zapytałam kilka miesięcy temu, widząc jak Jurek sięga po kurtkę.
Było dobrze po dziewiętnastej.
– Aaaa, sprawdziłem, że mleka na śniadanie nie ma, to się przejdę do sklepu – rzucił, nie patrząc na mnie.
– Co ty wygadujesz? Przecież dzisiaj rano otworzyłam karton – zdziwiłam się i podeszłam do lodówki. – No faktycznie, pusty… – potrząsnęłam z niedowierzaniem kartonikiem, z którego w ciągu kilku godzin w tajemniczy sposób wyparował litr mleka.
Zupełnie jakby ktoś celowo je wylał.
Nie musi mieć okazji, by dawać mi kwiaty
Jurek wyszedł, a mnie wtedy jeszcze nie przyszło do głowy, żeby coś podejrzewać. Nie zdziwiłam się też przesadnie, kiedy którejś nocy przyłapałam go na rozmowie przez komórkę na balkonie. Wytłumaczył, że zadzwonił dawny kumpel z wojska, całkiem pijany i bredzący, że chce się zabić przez kobietę. Jurek wyszedł więc z sypialni, żeby mnie nie obudzić i próbował wyperswadować mu ten pomysł.
Takie sytuacje zdarzały się częściej. Jurek spędzał też coraz więcej czasu w pracowni. Jesteśmy właścicielami firmy tapicerskiej i wiem, jak to jest, kiedy nawarstwią się zamówienia – człowiek niemal śpi w pracowni, więc nie ciosałam mężowi kołków na głowie, że tak późno wraca do domu. Tym bardziej, że poza tym nie miałam powodów do narzekania.
– A te kwiaty to z jakiej okazji? – zapytałam, kiedy przyniósł mi piękny bukiet zupełnie bez powodu.
– Bo ci się należą – odpowiedział mi wtedy, a ja się roześmiałam z takiej riposty. – Kochanie, czy naprawdę muszę mieć pretekst, żeby podarować kwiaty mojej pięknej żonie?
Spojrzałam na niego zdziwiona, bo od dawna mnie nie komplementował. Chociaż nie, jakiś tydzień wcześniej powiedział, że niebieska bluzka podkreśla chabrowy kolor moich oczu i bardzo mu się w niej podobam. A potem, na imieninach znajomego, zupełnie niespodziewanie poprosił mnie do tańca i znowu szepnął mi na ucho kilka miłych słów.
Tak, naprawdę nie miałam powodu, by mieć do męża jakiekolwiek pretensje. Doceniał mnie, przynosił kwiaty, dostałam nawet od niego srebrne kolczyki, bo „akurat zobaczył je na wystawie i pomyślał, że byłoby mi w nich ładnie”. Cieszyłam się, że po tylu latach małżeństwa nadal potrafi mnie zaskakiwać i sprawiać, że czuję się, jakbym miała dwadzieścia lat. Gdybym wtedy wiedziała, co oznacza ta nagła zmiana zachowania…
Tamten dzień na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako deszczowy i pochmurny. Jurek wyszedł z domu w samym swetrze, do tego zostawił parasol, a koło dziesiątej rano rozpętała się burza. Pioruny wprawdzie szybko ucichły, ale lało nadal i zdecydowałam, że po południu pojadę do pracowni zawieźć Jurkowi parasol, żeby nie zmókł w drodze do domu. O! A przy okazji zabiorę mu także obiad. Zagniotłam więc ciasto na pierogi, rozmyślając o tym, że mamy z Jurkiem dużo szczęścia, bo nie każde małżeństwo z takim stażem ma chęci i siły, by nadal robić dla siebie nawzajem miłe rzeczy.
Po południu zadzwoniłam do Jurka i dowiedziałam się, że siedzi akurat z dratwą w ręce nad mocno sfatygowaną kanapą i nie zamierza wychodzić, żeby coś zjeść.
– Muszą mi wystarczyć twoje kanapki z indykiem, Misiu. To dobrze, bo właśnie postanowiłem, że zacznę dietę – rzucił wesoło.
– Dietę? Ty? – zdumiałam się, bo z nas dwojga to ja byłam tą tęższą.
– No, muszę o siebie troszkę zadbać. W weekend wyciągam rower, trzeba być aktywnym, no nie? Zobaczysz, jak mi spadnie oponka z brzucha, to docenisz moje starania!
Jak mogłabym żyć bez mojego Jurka?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie przeszkadzała mi jego oponka i nie przypominałam sobie, żeby mój mąż kiedykolwiek miał przemyślenia na temat swojego wyglądu. No, ale skoro chciał o siebie zadbać, to przecież nie będę go zniechęcać. Pierogi więc zjadłam sama, a dla Jurka przygotowałam sałatkę z pieczonym kurczakiem. „Niech wie, że go wspieram w diecie” – pomyślałam.
To miała być jednak niespodzianka, więc nie uprzedziłam go, że przyjadę do pracowni. Wyciągnęłam z szafy dawno nieużywaną pelerynę, wskoczyłam w kolorowe kalosze i z pudełkiem obiadowym w torbie pojechałam autobusem do pracowni.
Przystanek znajduje się jakieś czterysta metrów od naszej firmy, więc miałam trochę do przejścia w tym deszczu. Ale nie przejmowałam się, bo byłam niemal szczelnie okryta, a do tego zawsze lubiłam tę okolicę. Pełno tam małych sklepików, kawiarni, przytulne bistro, salony fryzjerskie. Ładna okolica do spacerowania, nawet w deszczową pogodę.
To właśnie w tym bistro coś przyciągnęło moją uwagę. Może znajomy kolor za szybą, a może ruch przy stoliku wewnątrz oświetlonej sali, widocznej z dworu niczym scena w teatrze. Wiśnia. To był ten kolor. W takim właśnie swetrze rano wyszedł z domu Jurek. Przystanęłam i przyjrzałam się wnętrzu bistro spod kaptura peleryny. Przy stoliku pod ścianą siedział mój mąż.
Cofnęłam się, lekko zdziwiona, bo przecież miał nie wychodzić z pracowni, ale uznałam, że po prostu zmienił zdanie. Już miałam wejść i zrobić mu niespodziankę, kiedy z łazienki wyszła kobieta dobrych piętnaście lat ode mnie młodsza, a na pewno sporo szczuplejsza, i usiadła naprzeciwko Jurka. Tyle że najpierw nachyliła się nad nim i pocałowała go w usta…
Nie pamiętam, jak długo stałam tam, patrząc, jak ci dwoje gawędzą przy stoliku, trzymając się za ręce i patrząc sobie czule w oczy. Spędziłam tam jednak dość czasu, by zrozumieć, skąd nagła zmiana zachowania mojego męża. On po prostu miał romans i usiłował pozbyć się poczucia winy za pomocą prezentów i komplementów!
Wróciłam do domu, nie uroniwszy ani jednej łzy. Byłam zbyt zdumiona. „I co teraz? – pytałam sama siebie, czując, że cała dygoczę. – Rozwiedzie się ze mną? Odejdzie do tamtej?”. Zadrżałam na myśl, że mogłoby się tak stać.
Nie, rozwód nie wchodził w grę! Mieliśmy wspólny dom, dzieci, niedługo miał się urodzić nasz pierwszy wnuk. No i co ja bym zrobiła bez Jurka? Jak żyłabym w pustym domu, nie mając dla kogo gotować, ani z kim wyjść na imieniny do znajomych? Jak wytłumaczyłabym wszystko rodzinie, dzieciom i przyjaciołom? Że mąż rzucił mnie dla młodszej? Że właśnie zostałam pięćdziesięciosiedmioletnią rozwódką bez pracy i kwalifikacji zawodowych, która nie potrafi robić nic innego niż być żoną i panią domu?
Wtedy przyszły łzy. Kiedy zrozumiałam, że nie dam rady żyć bez Jurka. I potrzebuję go bardziej niż on mnie. Ale pytanie brzmiało: czy on w ogóle mnie jeszcze potrzebuje? Czy może pomału przymierza się do poważnej rozmowy na temat rozwodu i planuje życie z tamtą kobietą?
Nie dałam po sobie poznać, że coś wiem, kiedy mąż wrócił do domu. Po prostu nakryłam do stołu jak zwykle i podałam mu tę sałatkę z kurczakiem, do tego ciemne pieczywo i kawę z odtłuszczonym mlekiem.
sdgsghfhfhdsdggsdfghsdh
– Mmm… pyszne! – oblizał usta, patrząc na mnie z wdzięcznością. – Może nie tak, jak twoje naleśniki i żeberka, Misiu, ale ty ze wszystkiego potrafisz zrobić delicje! A właśnie, a propos delicji, to nie było ich w sklepie, ale kupiłem ci inne czekoladki. Proszę.
Wręczył mi bardzo drogie szwajcarskie pralinki z renomowanej cukierni, zapakowane w ozdobny karton niczym tort. Kiedyś dostałam je od córki i od tej pory opowiadałam wszystkim, że to moje ulubione słodycze. Czasami ktoś przynosił mi kilka sztuk, bo naprawdę kosztowały krocie. Nigdy jednak nie dostałam całego pudełka.
– Z jakiej to okazji? – zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam.
Okazją była randka z inną kobietą i poczucie winy, jakie potem musiał odczuwać mój mąż. Odpowiedział coś żartem i pocałował mnie w rękę. Patrząc mu w oczy, myślałam, że to niemożliwe, żeby zostawił mnie dla tamtej. Przecież on też miał wiele do stracenia: wspólny dom, firmę, opinię przyjaciół i krewnych. No i wyglądało na to, że jednak chce ze mną być. Chociażby dlatego, że kupił mi te nieszczęsne pralinki za małą fortunę.
W nocy przejrzałam jego komórkę. Tak jak się spodziewałam, nawet nie założył na nią hasła. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że będę coś sprawdzać. Byliśmy przecież idealnym małżeństwem, ufaliśmy sobie bezgranicznie. Miałam więc okazję przeczytać kilkadziesiąt esemesów, w których nazywał tamtą kobietę „swoją ślicznością”, „maleństwem” i „perełką”. Kilkanaście wiadomości miało podtekst erotyczny i wyraźnie nawiązywało do tego, co się między nimi zdarzyło, albo o czym marzył mój mąż.
Tym razem płakałam bardzo długo. Bo zdawałam sobie sprawę, że na tym polu nigdy nie dorównam jego kochance. Seks mój i Jurka był sporadyczny, przewidywalny i bardziej przypominał spełnianie obowiązku niż akt wynikający z pożądania. Nie, ono wypaliło się między nami już dawno. Teraz byliśmy bardziej jak dobrzy przyjaciele. Świetnie się dogadywaliśmy, łączyły nas wspólne sprawy, ale akt seksualny wydawał się niemal kazirodztwem…
Przez następne tygodnie cierpiałam w milczeniu. Już wiedziałam, po co mąż wychodzi wieczorami albo wstaje w nocy i idzie na balkon. Rozmawiał z nią. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, o czym. My rozmawialiśmy o zakupach, naprawach w domu czy finansach, czasami obgadywaliśmy rodzinę i znajomych. Od lat nie miałam pojęcia, co naprawdę myśli o życiu czy świecie mój mąż. Ja też mu się nie zwierzałam i wcale nie miałam takiej potrzeby. Najwyraźniej jednak on miał, bo dzwonił do kochanki kilka razy dziennie, co też sprawdziłam.
Chcąc nie chcąc, wiedziałam też, kiedy się z nią spotyka. Nie, nie śledziłam go. Po prostu w te dni dostawałam kwiaty, drobne prezenty albo po prostu mąż był dla mnie niezwykle miły. Kiedy zaproponował, żebyśmy pojechali na wakacje do Grecji i to do pięciogwiazdkowego hotelu, omal się nie rozpłakałam. A kiedy podarował mi nową torebkę, która mi się kiedyś spodobała, ale kosztowała fortunę, podziękowałam w przelocie i uciekłam do pokoju, bo bałam się, że zaraz wykrzyczę mu, że wiem, za co ją dostałam. Za to, że byłam zdradzaną żoną…
On najwyraźniej nie chce mnie zostawić
Przyszedł za mną do sypialni i zapytał, co się stało. Czy torebka mi się nie spodobała? Czy zrobił coś nie tak? Jak może poprawić mi humor? Popatrzyłam mu w oczy i zrozumiałam, że „teraz albo nigdy”. Mogę mu wygarnąć, że wiem o wszystkim i zażądać, by wybrał między nią a mną. Zagrozić rozwodem, podziałem majątku i zniszczeniem go w oczach dzieci i przyjaciół, jeśli z nią nie zerwie. Zaryzykować, że mój mąż dokona niewłaściwego wyboru i zaakceptować jego decyzję, jaka by nie była…
Mogłam też po prostu powiedzieć:
– Wszystko w porządku, kochanie. Po prostu zaskoczył mnie ten prezent… W ogóle ostatnio mnie zaskakujesz… – dodałam. – Dlaczego jesteś taki miły? Coś się zmieniło w naszym życiu? – dałam mu okazję, żeby przyznał się do romansu.
– Nic się nie zmieniło – zapewnił mnie żarliwie. – Po prostu cieszę się, że mam tak wspaniałą żonę jak ty. A tak z innej beczki, kochanie, pakujesz się już powoli do Grecji? Wiesz, jeśli nam się spodoba, możemy jeździć tam co roku, aż będziemy za starzy, żeby ruszać się z domu. Trzeba korzystać z życia póki czas, no nie?
Uśmiechnęłam się i ukryłam zmieszanie. Więc nie zamierzał się przyznać. Ale też podkreślił, że chce się zestarzeć razem ze mną. Zrozumiałam, że Jurek przemyślał tę sprawę i nie zamierzał mnie rzucać dla tamtej. Rozwód nie wchodził w grę. „Może tamta też ma męża – dumałam. – A może nie chce się wiązać, tylko bawi ją sekretny romans”.
Mogło być też tak, że Jurek wcale nie miał chęci zaczynać wszystkiego od nowa, narażać się na osądy otoczenia i poświęcić dla kochanki dotychczasowego życia. Było mu ze mną dobrze i zamierzał być moim mężem jeszcze przez długie lata.
Wtedy podjęłam decyzję. Jeśli on nie myślał o rozstaniu, to ja też nie. Nigdy nie zdradzę się z tym, że wiem o jego romansie. Niech korzysta sobie z życia, romansuje, trzyma się za rączki i nawet uprawia z tamtą seks. Mnie wystarczy, że mam w domu męża, który jest dobrym towarzyszem życia, potrafi nas utrzymać, a przy tym uważa za swój obowiązek obdarowywać mnie prezentami i dowartościowywać.
Tak, wiem o romansie męża i nic z tym nie robię. Udaję, że nic się nie dzieje i nawet już nie jest mi przykro z powodu zdrady. Boję się tylko jednego: że ktoś kiedyś odkryje tajemnicę Jurka, powie mi o wszystkim i wtedy będę musiała zareagować. Dojdzie do poważnej rozmowy, ja każę Jurkowi wybierać, bo jak inaczej? A on wybierze tamtą i zostanę z niczym.
Na razie pakuję się do Grecji i czytam przewodniki po tym cudownym kraju. Ekscytuję się tą podróżą jak nastolatka! Gdybyśmy się rozstali, nie miałabym z kim pojechać, a tak, będę się opalać nad basenem, jeździć na wycieczki i popijać wino w uroczych nadmorskich tawernach z moim mężem. Czasami w życiu trzeba coś odpuścić, by zyskać coś innego. Tak uważam i tego się będę trzymać, choćby inni się ze mną nie zgadzali.
Czytaj także:
„Gdy odkryłam, że mąż ma romans, postanowiłam go odzyskać. Stawałam na rzęsach, ale moje starania nie robiły na nim wrażenia”
„Mąż ma romans z moją przyjaciółką, która spodziewa się jego dziecka. Nie mieli nawet odwagi mi o tym powiedzieć”
„Byłam pewna, że mój mąż ma romans. Ukrywał jednak przede mną coś o wiele gorszego”