Czy czuję się podstępną żmiją, która zburzyła czyjś związek małżeński i próbuje na jego zgliszczach budować własne szczęście? Tak to wygląda z punktu widzenia mojej kuzynki Ireny. Osoba porzucona zawsze cierpi, wiadomo. Jednak ja wcale nie uważam, że zniszczyłam czyjąś miłość. Przecież dwoje kochających się ludzi nie da się tak po prostu rozdzielić. A w związku Andrzeja z Ireną nikt nikogo nie kochał.
Gdyby było inaczej, nie miałabym szans
Gdyby moja kuzynka nie była głupią, wiecznie niezadowoloną żoną, Andrzej nawet nie pomyślałby o rozstaniu. O związek małżeński trzeba dbać. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia również z innego powodu: ja po prostu odzyskałam faceta, którego kiedyś kuzynka mi podstępnie odebrała.
Andrzeja poznałam dwadzieścia lat temu, tuż po maturze. Przyjechał do naszej miejscowości na obóz żeglarski, razem z grupą studentów. Podkochiwałam się w nim platonicznie, on niestety chciał czegoś więcej. Wszystkiego i szybko, jak to dwudziestolatek. Nie byłam na to przygotowana, dwadzieścia lat temu dziewczyny trochę dłużej się zastanawiały, zanim wskoczyły z chłopakiem do łóżka. Chociaż, jak się później okazało, nie wszystkie. Po tygodniu naszej sielanki, pocałunkach i trzymaniu Andrzeja na dystans, odwiedziła mnie kuzynka Irena, moja rówieśnica. Nie była żadną pięknością, intelektem też nie błyszczała. Może właśnie dlatego, wiedząc o swoich niedoskonałościach, w stosunkach z chłopakami była śmiała i wręcz prowokująca. Chciała jak najszybciej „zaklepać” sobie męża, a najlepiej takiego, który pozwoli sobą manewrować. Andrzej zaczął mieć dla mnie nagle mniej czasu. Irena na całe dnie znikała z domu. Nie skojarzyłam tych dwóch faktów. Jak się później okazało, byłam ślepa i naiwna. No i zupełnie nie doceniałam sprytu mojej kuzynki. Na dwa dni przed końcem obozu Andrzej wyznał:
– Ona jest w ciąży – wyszeptał. – Muszę się ożenić.
– Z Ireną?! – krzyknęłam. – Ona ci zrobi z życia piekło! Ty jej nie znasz!
– Mówisz tak, bo jesteś zazdrosna – odparł bez przekonania.
Wybory partnerów na mężów lub żony to loteria
Ci, którzy wybrali dobrze, byli we właściwym momencie i właściwym miejscu. Andrzej miał pecha. Jak się okazało po dwudziestu latach, ja też. Moje trzy związki, to były kolejne porażki. Byłam jednak wolna, nie związana ślubem ani dzieckiem, ani nawet kredytem. Irenę i Andrzeja widywałam rzadko. Kilka razy u naszej babci i dwa razy na rodzinnym pogrzebie. Kiedyś przypadkiem spotkałam Andrzeja samego w supermarkecie. Pchał wózek i sylabizował listę zakupów przygotowaną przez Irenę.
– Hej! – ucieszyłam się na jego widok.
– Cześć Ala. Miło cię widzieć. Chociaż raz nie spotykamy się na pogrzebie – uśmiechnął się.
– Sam robisz zakupy? – spytałam. – A podobno Irena to taka zakupoholiczka? – wyrwało mi się niebacznie.
– No tak. Rodzinna poczta pantoflowa działa – skwitował cierpko. – Ireny zakupy ograniczają się zazwyczaj do ciuchów. Żarcie to dla niej zbyt prozaiczna sprawa.
A więc te wszystkie legendy krążące po rodzinie na temat ich małżeństwa, nie całkiem odbiegały od prawdy. Moja babcia, nauczona przez życie oszczędności i zdrowego rozsądku, stale krytykowała rozrzutność Ireny. Opowiadała o tonach jedzenia wywalanych do śmieci, o meblach, które ona wymienia co trzy lata i o pękającej w szwach garderobie, która była większa od pokoju syna. Ale Irenie i tak było wszystkiego mało. Ciągle truła Andrzejowi, że inni mają to czy tamto, a ona nie. Jej przyjaciółki miały luksusowe samochody, a ona tylko kilkuletniego volkswagena, jeździły na wakacje na Kanary, a ona na Słowację. Kto był temu winien? Oczywiście ten nieudacznik, jej mąż. Zamiast wysłać syna na studia do Anglii, pozwolił mu wyjechać do Krakowa, jakby w ostateczności nie mógł studiować w Warszawie, gdzie byłby pod jej czujnym okiem. Krążyła plotka, że Wiktor uciekł od kurateli uciążliwej matki. Tamtego dnia, gdy spotkaliśmy się z Andrzejem w sklepie, wymieniliśmy się telefonami i adresami mailowymi.
No i zaczęło się
Najpierw pisanie. O wszystkim, o życiu, o tym, co nas spotkało danego dnia. Nie wiadomo, jak długo by się ciągnęła ta niezobowiązująca korespondencja, gdyby nie zjazd rodzinny. Mój kuzyn wybudował wielki dom, którym chciał się pochwalić przed bliskimi. Na zjazd rodzinny zaproszony został między innymi Andrzej z Ireną, no i ja. Dostałam pokoik na piętrze, jak się okazało, nad pokojem Ireny i Andrzeja. Poznałam to po odgłosach, jakie z niego dochodziły.
– Widziałeś?! Ależ się dorobił?! – krzyczała Irena. – A mnie nie stać nawet na porządny ciuch! Gdzie ja miałam rozum, że zgodziłam się za ciebie wyjść.
– To ja się zgodziłem – znacznie ciszej skorygował Andrzej.
– Pewnie! Byłeś tylko na tyle mądry, żeby mnie wciągnąć do namiotu.
– Sama weszłaś.
– A ty byś wolał, żeby to Alina przyszła!
– Wolałbym.
– To wynoś się do niej, pewnie wzdycha za jakimkolwiek facetem. Czterdziestka na karku, a jakoś żadnego nie potrafi zatrzymać na dłużej. Pasowalibyście do siebie, para nieudaczników!
Zamknęłam okno i stałam przez chwilę z czołem opartym na chłodnej szybie.
„Dlaczego ludzie robią sobie takie piekło z życia” – myślałam.
Wyszłam cicho z domu i poszłam w stronę ławki pod pergolą z klematisów. Nie chciało mi się spać, mimo późnej pory. Miałam tyle do przemyślenia.
Było mi żal Andrzeja
Co on miał za życie z taką kobietą, jak Irena? Wiedziałam, że to dobry człowiek. Czy nie powinnam powiedzieć mu, że te codzienne maile są dla mnie bardzo ważne? I że już mi nie wystarczają? Nagle tuż obok stanął Andrzej.
– Mogę? – wskazał miejsce obok mnie.
Skinęłam głową.
– Dzisiejszej nocy podjąłem decyzję – powiedział. – Odchodzę od Ireny. Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Myślałem o tym nieraz, ale zawsze coś stało na przeszkodzie. Najpierw chciałem, żeby mój syn miał ojca w domu. Ale on, gdy tylko nadarzyła się okazja, uciekł. Ale teraz już postanowiłem. Ty mi w tym pomogłaś. Jesteś taka… pogodna, ciepła, rozsądna. Nigdy tego nie miałem w domu.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie jak kiedyś. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia, tyle było planów na przyszłość. Przyrzekliśmy sobie dbać o nasz związek i nigdy się nie ranić. Małżeństwo polega przecież na wzajemnym wspieraniu się, a nie wyładowywaniu na partnerze negatywnych emocji. Mam nadzieję, że nam się uda.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”